Oczami Bezdomnego Psa

środa, 4 lipca 2012


Psy starych bezogoniastych…

Jest sobie w śródmieściu kamienica na bocznej ulicy. Stara, piętrowa, z drewnianymi schodami. A w niej żyje sobie samotna bezogoniasta. Też stara. Z dwoma psami i sierściuchem. Suczka wzięła się nie wiadomo skąd, potem nie wiadomo z kim się oszczeniła. Ma już dziewięć lat i nazywa się Perełka, a jej synalek, ze dwa lata młodszy – Puszek. Oboje tacy terierowaci… Z tego wszystkiego kocur jest najmłodszy, rudzielec, który trafił do bezogoniastej mocno poturbowany. Wykurowała, wykarmiła, został…
Bezogoniasta już nie pracuje. Jak ona wychodzi, to wychodzą i psy. Ona wraca – one też. Smyczy nie znają. Kocur pilnuje domostwa. Brudno tam, biednie, przychodzą różni bezogoniaści i piją coś, od czego ma się krowie oczy… Bezogoniastej też wtedy nieco skapuje…
I pewnego dnia, gdy już wypiła to, co skapnęło, wyszła z mieszkania i spadła ze schodów. Od tego czasu nie wychodzi, ledwo się rusza.  No to i psy nie wychodzą. Jakaś znajoma od czasu do czasu robi im zakupy… Jak akurat nie ma krowich oczu…
Ktoś zawiadomił schronisko i nasi pojechali na interwencję. Bezogoniasta dobrze wiedziała, że ma kłopot z psami i że lepiej będzie im w schronisku, zgodziła się więc je oddać. Tylko kocur jej został. Pewnie, było trochę łez. Ale za to nasi bezogoniaści pogonili urzędników i ta starsza bezogoniasta dostanie pomoc, bo dotąd jakoś nikt się nią nie zainteresował.
A Perełka i Puszek? Z początku przerażone. Najgorsze było to, że nie znały obroży, smyczy, a tym bardziej budy – cały czas siedziały na zewnątrz, pogoda czy niepogoda. Perełka, jako bystrzejsza, pierwsza uznała, że skoro jej kocyk leży w budzie, to i ona powinna. Puszek jednak wciąż ma opory…. Obroże dały sobie jednak założyć. I raz już poszły na wybieg – pełne szczęście! Wreszcie zaczęły ogarniać schronisko. Chyba im się spodoba.
To właśnie te psiaki:


Stary żył, póki żył, na swoim gospodarstwie, a Sierra wraz z nim (wtedy miała inaczej na imię). Ale zmarło mu się, zaś suczka została sama. Gmina biedna, limity przyjęć psów w schronisku miała już przekroczone, a pieniędzy na umieszczenie tam dodatkowego zwierzaka nie było. Jakieś stowarzyszenie obiecało zająć się Sierrą, tylko że obiecanki cacanki. No i gmina zadzwoniła do schroniska…
Nasi pojechali sprawdzić, czy pies może jeszcze zostać, czy trzeba go jednak zabrać. Znaleźli Sierrę w szopce, gdzie mieszkała, przywiązaną łańcuchem okręconym dokoła szyi. Była słaba, wychudzona, w dodatku sąg porąbanego drewna osunął się jakoś, przygniótł łańcuch i zwierzak był prawie całkiem unieruchomiony. Limity nie limity – Sierra trafiła do nas.
                       
Zadomowiła się. Odpasiona, odrobaczona, wysterylizowana nie wygląda na tamtego zabiedzonego zwierzaka. Innych psów, co prawda, nie lubi zbytnio i potrafi na nie warknąć, ale bezogoniastych akceptuje. Zwłaszcza jednego – z nim najchętniej wychodzi na spacery, na wybiegu nie odstępuje go ani na krok, wspina się na niego i obejmuje łapami. Tuli się, kiedy tylko może. Gdy widzi go, jak wchodzi do kojca, zaraz skacze na kraty, macha ogonem, przebiega łapami, stara się polizać, gdy jest obok…

Potem był telefon z administracji osiedla: lokatorzy zawiadamiają, że przed domem leży od wczoraj jakiś pies i nie wstaje. Nasi pojechali – rzeczywiście, na trawniczku przed klatką schodową leżało tłuste, krótkonogie biedactwo, takie trochę spanielowate i ani drgnęło. Zaraz znaleźli się jacyś sąsiedzi, od których nasz bezogoniasty dowiedział się, że suczka nazywa się Kubusia, że ma właściciela, ale on jest kaleką, niedawno owdowiał, siedzi w domu i pije…
Nie było co czekać. Suczce spod ogona wyłaziło jakieś mięso, paskudnie to wyglądało, więc od razu do lecznicy, a tam zjawy orzekły, że to rak, więc konieczna operacja. Ale skoro jest właściciel, potrzebna jego zgoda. Z nim nie dało się dogadać, za to znów odezwali się sąsiedzi: że pomogą, że dopilnują, że bezogoniasty, choć pije i kaleka, to kocha tego psa, tylko jest taki, hm… niezaradny życiowo… Więc oni zobowiązują się, że będą pilotować sprawę, jeśli trzeba, złożą się na operację, tyle że lepiej będzie, jeśli suczka po operacji zostanie na rekonwalescencji w schronisku.
No więc odbyła się operacja, sąsiedzi przychodzili codziennie odwiedzać Kubusię, a ona bardzo szybko wracała do siebie. Pod koniec pobytu w schronisku, a więc po paru dniach, wyglądała jak nowonarodzona. Szkoda, że nie mam jej fotki!
A potem wróciła do swojego bezogoniastego. Wiemy od tych sąsiadów, że wszystko jest dobrze, że pies bierze przepisane leki, że powoli wychodzi na spacery…
Fajni bezogoniaści!

Na wybiegu, obok wiaty huskych, powstała duża dziura. Zrobił ją Gray, kiedy jeszcze mieszkał w schronisku, a inne samce też mu pomogły. Niektóre psy, wiecie, zwłaszcza husky, nie lubią Wędrowców Długogołoogoniastych – gdy czują je, zaczynają kopać!  Ja sama czasem też kopię, bo żarcia szukam, jak mnie przyciśnie, a bezogoniaści dodatkowej porcji nie dadzą, bo mówią, że jestem za tłusta…  No w każdym razie zrobiła się wielka dziura, a na dnie, nie uwierzycie, leżała zakopana karta, już prawie cała zbutwiała. A na niej kolejna pieśń z „Xięgi…” Dawny mieszkaniec schroniska zakopał ją – chwała ci, nieznany psie! 


kliknij obrazek aby powiększyć lub najlepiej otwórz w nowej karcie





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz