Oczami Bezdomnego Psa

niedziela, 7 lutego 2016

Skarżymy się!

Musimy się z Aresem poskarżyć! Bardzo się skarżymy i uważamy, że to skandal i rażące zaniedbanie! Tak, właśnie! 

Co się stało? Już piszę! Piszę, pokazuję i się skarżę! Bardzo!

Siedzimy sobie w biurze z biurownikami, kręcimy się w te i nazad, tu głaskną, tam dadzą smaczka, ogólnie to maślane oczy na prawo i lewo się pokazuje, bo nigdy nie wiadomo, z której strony ręka się wyciągnie...


Wtem nagle... zapach się roznosi niezieeemskiii..... wchodzi dwunożny, trzyma taką wielką torbę i to właśnie ona tak psiefantastycznie pachła! No po prostu ślinianki rozpoczęły produkcję na obrotach najwyższych! Śmy z Arem od razu się przykolegowali do tego przemiłego dostarczyciela...


...potem Ares pilnował jednej paczuszki, a ja sprawdzałam, czy aby tam nic nie ma więcej w środku... Przecież co to taka jedna mała paczuszka na tyle nóg!


Więcej nie było, no trudno... Obszczekałam za to dwunożnego, nawtykałam, że nieładnie przynosić za mało jedzenia i powiedziałam, że jak następnym razem nie przyniesie większej ilości, to inaczej pogadamy... 

Skoro już pachnący pakuneczek był na swoim miejscu, tośmy z Aresem ustawili się odpowiednio i przygotowali do posiłku...


I wiecie co?? Przenieśli się! Zabrali nam to psieszczelnie sprzed nosów i poooszliii! Do kuchni poszli! Obszczekałam, a co. Stałam i szczekałam w sufit, że to nie do pomyślenia! Wypychali mnie z biura, bo niby tam ktoś rozmawiał przez taki kawał plastiku z guziczkami, a przecież JESZCZE NIE SKOŃCZYŁAM! Zostałam potraktowana jak jakiś ostatni intruz! Oburzające!

Poszliśmy więc do kuchni... Przecież nie możemy się tak łatwo poddać! I wiecie co... Tam było KILKA ziemniaczków i KILKA kotlecików! Nie wspomnę, że było też dużo jakiegoś zielonego czegoś... Bo zielone nas nie interesowało, ale innych rzeczy było więcej niż jedno! No to jaaa, Aaareees i dla dwunożnej też by zostało!


...jeden kęs dla dwunożnej... drugi... trzeci też... teraz ziemniaczek... kotlecik... zielone... kotlecik... zielone... ziemniaczek... No do jasnej Psianielki, a my???

Szczekłam. Nie wytrzymałam już. Szczekłam, to było silniejsze ode mnie. I teraz chciałam zawiadomić, że zostałam potraktowana obrzydliwie, po prostu potwornie i bez szacunku. 

WYPROSILI MNIE! Chwycili obrożę mą i po prostu wystawili za drzwi kuchni!

Oburzające! Że szczekłam?? NOO III? Kotlecik mi się należał! Ziemniaczka pół! Ćwierć! Mogłabym zielone to pomemłać chociaż! 

...Aresa zostawili... Bo Ares żebra na cicho. 

...nic nie dostał też. Za karę obślinił dwunożnej spodnie! A co!

W związku z tym okrutnym potraktowaniem, posta dzisiaj nie będzie. Nie i koniec. Nie proście nawet. Zresztą nie macie już co, bo jak będziecie czytać tę skargę, to będzie już rano, albo popołudnie, albo inny dzień, a my piszemy w nocy, więc już całkiem za późno. 

Żegnam się.
Larsi.

1 komentarz:

  1. Prawda?? Oburzające... muszę nadmienić, że to częściej się zdarza, to nie był jeden raz!

    OdpowiedzUsuń