Oczami Bezdomnego Psa

środa, 29 czerwca 2016

...gdybyś tylko wiedziała...

Gdybyś tylko wiedziała, Larsi, jak my tutaj za Tobą...

A tak wierzyliśmy z Aresem, tak zaciskaliśmy palce, oczy i wszystko, co tylko możemy zacisnąć...

Jeszcze musiałaś napisać taki wpis, ten poprzedni, co to go można przeczytać, jak się wciśnie na dole "starsze posty"... Tak napisałaś, jakbyś pisała też o sobie... Wiedziałaś, prawda...? Wiedziałaś, Larsi... I Tobie też serce pękało na miliardy kawałków...

Teraz nasze pękają. Nasze i naszych, i wszystkich, którzy Cię znali, kochali, liczyli Twoje kropeczki, wpatrywali się w smutne oczy... Wszystkich, którzy mieli zaszczyt z Tobą spacerować, Larsi...


Przecież tak kochałaś spacery! Nie mogłaś poczekać na jeszcze kilka...? Nie Twoja wina, co ja plotę...

Po prostu tak nagle to wszystko... Przecież było już lepiej, przecież już szamałaś po troszkę, nawet Ci nie przeszkadzaliśmy z Aresem... staraliśmy się nie stać nad Tobą na sępa i czekając, aż coś spadnie i będziemy mogli skorzystać...

Wiesz, że Ares obiecywał, że nie będzie tak się irytował za to łapanie za obrożę...? Tak mi mówił, że jak tylko wyzdrowiejesz, to pozbędzie się tego brzydkiego tiku. Ja też obiecałem, Larsi... Ja obiecałem, że będę się dzielić jedzeniem w misce, że nie będę tak pilnował, że nikt do szatni nie wejdzie... Tak obiecywaliśmy sobie i spisaliśmy to nawet na piachu w lesie, żeby nie zapomnieć... Dla Ciebie tak obiecywaliśmy, dla Ciebie tak...


Miałaś wrócić, Larsi... Z lecznicy miałaś wrócić cała i zdrowa, nasza, kropeczkowa, dostojna... Z tymi mądrymi oczami miałaś wrócić... My tak czekaliśmy, tak nasłuchiwaliśmy... Kiedy dzwonił telefon, patrzyliśmy na naszych z nadzieją, żeby tylko uśmiechnęli się i powiedzieli "już jedziemy!" i pognaliby po Ciebie i zaraz by byli z powrotem, a my byśmy z Aresem czuwali, żebyś mogła odpoczywać i wracać do sił... Tak czekaliśmy...

Ale nasi, kiedy powiedzieli "jedziemy", to wcale się nie cieszyli... wcale... Patrzyli na nas tylko takimi oczami jak Twoje... Wielkimi, zatroskanymi, smutnymi...

Kiedy pojechali, Larsi, wyszedłem na plac schroniskowy... Widziałem ją, jak lata... Krążyła nad schroniskiem wielka, kluchowata, sierściasta... Malutkie ma skrzydełka, wiesz...? Wygląda trochę jak trzmiel. Nikt mu nie powie, że ma za duży kuper i zgodnie z prawami fizyki nie może latać. Tak jak ona...

Majka...

Pierwszy raz nie ucieszyłem się wcale, że ją widzę. Bo to jeszcze nie był czas. Darłem się! Ooooj, Larsi, jak ja się darłem! Rzucałem kamieniami, takimi malutkimi, wiesz... Żeby odleciała i nie wracała długo... Ale Majka tylko patrzyła na mnie uśmiechając się smutno... Ona wiedziała, że nie może być inaczej...

Ja już wtedy też wiedziałem, Larsi... Też wiedziałem, ale nie chciałem wiedzieć....


Larsi, wiesz, że Twój ostatni post o Hepi, o tym, że kilka dni może zmienić cały świat, pobił rekordy wszelkie możliwe...? Tak byś się cieszyła przecież... Napisałabyś cała radosna, że wpis miał ponad 2 000 wyświetleń, że w cały miesiąc byliśmy przeczytani ponad 12 000 razy! Ja bym Ci pozwolił to napisać! Pewnie, że bym pozwolił! ...umiałaś pisać lepiej, niż ja... Larsi, to dzięki Tobie tylu czytacieli wraca...

Tak byś się cieszyła, Larsi...

...jeszcze nie zadomowiłaś się na dobre tam, po drugiej stronie, jeszcze nie byłaś u nas z wizytą, później Majka wskaże Ci drogę.... nie wiesz więc, że Ares wyje w poduszkę już drugą godzinę... W dzień się trzyma, ale w nocy jest tak strasznie pusto... Nie wiesz, że nasi chodzili następnego dnia, jak duchy... Nie wiesz, że jeszcze co rano szukają smyczy, żeby Cię zabrać na spacer... Ale potem patrzą w dół, a tam żaden posiwiały łepek nie stoi na długich, zgrabnych nogach...

Żegnaj, kropiasta psiumpelko. Nikt nie dał Ci szansy na te ostatnie kilka dni... Dołączyłaś do Hepi, Magusa, Łatka, Hipka, Gogola, Lotnika, Niwy, Hedara i wszystkich innych, którzy nie usłyszeli "nie dam ci tutaj odejść, zabiorę cię do domu..."....

...........przepraszam, że dzisiaj nie napiszę żadnego postu... ale nie mieliśmy okazji się pożegnać...

....miałaś wrócić...

...do zobaczenia, Larsi...


3 komentarze:

  1. smutno, bardzo :( :( uryczałam się w poniedziałek rano jak się dowiedziałam :(

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja pożegnałam w swoim życiu na razie jednego psa. Miał 8 lat, był z nami od szczeniaka. Był pierwszym "synem". Nowotwór zabił go w 3 miesiące - nic nie dało się zrobić (operacja nie pomogła).

    Bardzo to przeżyłam. Co noc płakałam przed zaśnięciem przez ponad rok. Od tego czasu minęło 2,5 roku, teraz płaczę już sporadycznie, ale nadal go jeszcze całkowicie nie opłakałam.

    Przez te 2,5 roku jest z nami inny pies, suczka. Też ją kocham, ale nie zdołała ukoić mojego bólu.

    Nie wyobrażam sobie, jakie to straszne żegnać tak wiele psiaków. Bardzo, bardzo współczuję... :(

    OdpowiedzUsuń