Oczami Bezdomnego Psa

niedziela, 31 lipca 2016

Kolejka do cebleryty! ...co z innymi...?

Aaale mamy gościa! Pewnie nie na długo, ale na razie mieszka i rozdaje uśmiechy na prawo i lewo. Prawdziwego ceblerytę mamy! ...czy celerbytę... Jakoś tak......

Z pewnością większość z Was już słyszała o nim. O, o nim:


Wypatrzyliście? Tam, na środku, za drzewem... Nie, w chowanego się nie bawił. Czekał... Właściciel może do sklepu poszedł na chwilę? Może się mu zachciało siku i poszedł w krzaki?

....a widzicie tam jakiś sklep czy miejsce do ulżenia pęcherzowi...? No właśnie...

Na szczęście jedna dwunożna wybrała się na grzyby i drugie szczęście, że akurat przechodziła niedaleko i usłyszała głooośne szczekanie i piski psa... Taki biszkopt czekał na cud:


Jest sens wogóle pisać, kim jest ten dwunożny, który obwiązał smycz psiliard razy i zapiął całość na dwa zamki? Znaczy tak dokładnie, z imienia i nazwiska, ani z adresu nie znam człowieka, ale miałbym wiele innych określeń na niego... tylko mogą bloga czytać osoby wrażliwsze, a ja kulturalny jestem.

Podziwiam jednak, że był tak twardy. Sumienie to chyba musiał w domu zostawić... Przecież założyć  psu obrożę i smycz, patrzeć na jego radość na myśl o spacerze, pójść z nim do lasu (albo i wpakować do samochodu - jeszcze większa radość!), potem wybrać drzewo, zaplątać porządną, grubą smycz na około, sprawdzić, czy pies aby na pewno się nie wyrwie, nie ucieknie i nie wróci do domu.... trzeba być twardym jak kamień! A potem odchodzić i mieć za sobą wzrok własnego zwierzaka wbity w plecy... Słuchać, jak się miota, jak rozrywa mech pod łapami... Kim trzeba być...?


Dwunożna, która znalazła tego biszkopta, wezwała takich panów w czarnych mundurach i oni pomogli rozplątać zwierzaka. Potem dali mu duuużo pić, a potem pozwalali sobie dziękować! Innego wyjścia nie było, bo psisko było tak uradowane, że jest uratowane, że naskakiwało i moczyło ozorem poliki każdemu, kto chciał i nie chciał! Widzicie, jaki porządny!

Potem zwierzaka przywieźli do nas, na imię dostał Bono iiii wkrótce się zaczęęęłooo...

Wywiady, artykuły w prasie, i to nie tylko tutaj w okolicy, ale w całym kraju o nim pisali! Się taki sławny zrobił, że zaraz kolejka się zrobiła do niego! Wszystkimi drogami dwunożni pytali i pytają dalej.

...piszą nawet z pytaniami o to, co wszędzie podane jest (...czytać nie potrafią, czy jak...), albo piszą, że są gotowi go wziąć, a potem, że jednak nie, bo za stary, a nie wiedzieli... A przecież to też podane na stronie! Poza tym - STARY... 3 lata ma...

Był też telefon z innego schroniska! To dopiero! Zadzwonili i powiedzieli, że jakby go nikt nie chciał, to oni go wezmą i u siebie domu poszukają! ...chyba się zdziwili, że jednak jest kolejka po naszego cetrebytę.

Magia jakaś, czy co...?

Sam Bono wcale nie gwiazdorzy! Jest miły, uprzejmy, radosny i wcale nie szumi na około siebie. Wręcz przeciwnie! Powie "DzieńDobry", pożyczy miłego dnia, a jak roznoszą miseczki, to krzyczy każdemu "smacznego!". Naprawdę w dechę psiumpel!


I wiecie co, ja naprawdę się cieszę, że tylu jest dwunożnych, którzy chcą go przygarnąć. Należy się chłopakowi, pewnie, że tak! I mam nadzieję, że kiedy się sytuacja trochę uspokoi, to dalej będzie kilka osób chętnych, a potem nie przestraszą się i nie będą mieć pretensji, że nasi chcą wybrać najlepszy dom i pozwolą się odwiedzić.

....tylko na super dom zasługuje u nas każdy... Każdy, bez wyjątku. Bono nie jest jedyny przywiązany do drzewa. Moko tak samo czekał na cud w środku lasu....


Alfik podobnie...


Adiego przywiązali na działkach, założyli mu też kaganiec, żeby nie mógł wołać o pomoc...


...a Tobi był przywiązany na klatce schodowej...


Ta czwórka była przywiązana, ale inni też mogli zostać porzuceni, wyrzuceni z samochodu, przerzuceni przez płot... Albo zostali odebrani z koszmarnych warunków. Większość schroniskowych zwierzaków ma kiepską przeszłość albo złe przeżycia. Tylko o nich nikt nie pisze aż tak szeroko, są zwykłymi, szarymi psiakami i kociakami czekającymi na szczęście... Wpatrują się w przechodzących, wyciągają łapki, wlepiają oczy usiłując pozostawić cząstkę siebie w sercach, żeby ktoś po nie wrócił...

...wszyscy zasługujemy na najlepszy dom i najcudowniejszych ludzi....

Ja wiem, że w kolejce po Bona są wspaniali ludzie, którzy chcą dać mu super dom i którzy zapewnią mu super życie. Wiem też, że niektórzy sobie pomyśleli o nim, bo potem będą mogli powiedzieć "słyszałeś o tym psie z lasu? Ten, co wszędzie pisali?? U mnie mieszka!". Tylko niektórzy tak by chcieli, nie wszyscy, ja wiem.

Po raz kolejny mam nadzieję, że większość dwunożnych, którym nie uda się adoptować Bona, rozejrzą się za innym przyjacielem. Skoro i tak są gotowi na przygarnięcie czworonoga, to pojeżdżą po schroniskach, przytuliskach i poszukają tego jednego, jedynego dla siebie... Tak mi się marzy...

...a kto adoptuje Merry, Morisa, Krejzola czy Kucyka, żeby potem powiedzieć "zobacz, nikt go nie widział w schronisku, nikt! JA go wypatrzyłem i wziąłem, na mnie czekał..."...?

środa, 27 lipca 2016

Gorąco takie... Michę daj z wodą! Może być woda bez michy!

Może będę nudny. Ale materiał, który mam do pokazania, wręcz przeciwnie! Będę napięcie budował powoli.... Powtórzę - może będę nudny, ale to dlatego, że znów jest gorąco. Mało powiedziane, że gorąco. ROZTAPIAMY się jak śnieg na wiosnę. I znów będę apelował, żeby z psem na spacerach:
- nie spacerować po asfalcie i chodnikach za długo, kiedy słońce grzeje jakby mu płacili za każdy stopień nagrzany więcej...
- nie chodzić w ogóle za długo i żeby obserwować przy tym swojego zwierza. Jedne mogą więcej dreptać i nic, a innym po pięciu minutach już siły odchodzą wszelkie i ledwie się wlecze...

Poza tym wodę ze sobą zabierajcie, jak idziecie gdzieś dalej! Bo pić się chce każdemu i wiem, że to dla niektórych dziwne, ale niezależnie od ilości łap, woda jest potrzebna tak samo!

Jeszcze jedna ważna rzecz. My się nie chłodzimy tak, jak się wydaje większości, że wystarczy nas pochlapać po grzbiecie i psiekstra. Chłodzimy się trochę brzuchem, trochę poduszkami na łapach... Ale przede wszystkim chłodzimy się pyskowo. Jak wywalamy ozór na wierzch i dyszymy, to znaczy, że się chłodzimy. Jak jest gorąco i nasz język robi się trzy razy dłuższy - to dobrze! Tak ma być i nie przeszkadzaj nam, nie zamykaj nam pyska! Jak już niektórzy muszą nosić napysknik, bo lubią udziabać, czy coś szamią przy śmietnikach - zakładajcie tak dopasowany, żeby pies mógł otworzyć pysk i wysunąć język! Nie mówcie, że nie ma takich napyskników, bo są. Trzeba poszukać.

Jak nie będziemy mogli ziajać, a na dworze będzie gorąco... To tego no.. Grozi nam odejście tam, skąd się nie wraca... I to odejście nie będzie przyjemne dla nas. Pamiętajcie więc o tym.

Nie raz i nie dwa pokazywałem, jak się psy namaczają w strumieniu niedaleko schroniska. Czasem piją, czasem namaczają się od spodu, czasami tylko łapki, a niektóre to gardzą zupełnie. Ale mają wybór. I ten wybór jest ważny. Umówmy się - nie dogadamy się tak na szczekająco. Nie powiemy dwunożnym - DAJ PIĆ. Musicie być przygotowani, że nam się zachce i trzeba nam PROPONOWAĆ od czasu do czasu... Może i wychodzimy na jakąś arystokrację, ale trudno.

Dzisiaj też będę pokazywał serię wodną.

Na początek Maszka. Maszka jest z tych, co to moczą spód.


Jest też z tych nieśmiałych, owczarkowych i udających, jakie to są groźne... Tymczasem boi się ona bardziej pewnie niż ten po drugiej stronie, na którego szczeka... Niepotrzebnie tak Maszka się wydziera z zębami na wierzchu. Przecież jakby pokazała, że tak naprawdę w głębi jest psiolaską kochaną i potrzebującą kontaktu, to by miała go więcej...


Na szczęście wolontariusze nie dają się nabrać i powoli ją przekonują, że nie ma co się bać, bo naprawdę przyjaźń dwu-czteronożna może być naprawdę spoko! Jeszcze się nauczy... Chociaż w domu byłoby łatwiej...

Kolejny w zestawieniu jest Bleyk. Czarrrrrny jak węgiel owczarek!


On może być nawet z tych czarnych niemieckich... Są takie! Bleyk pilnował terenu, ale jego opiekun nie chciał zapewnić mu tego, co powinien dostać stróż podwórka... Nawet minimum nie chciał mu dać, więc Bleyk przyjechał do nas. I dobrze! Tu ma spacery, pełną michę i zrobił się całkiem ładny... Tak psiolaski wzdychają.  Bleyk jest z tych ciągle-chodzących. Ciągle by coś oglądał, sprawdzał, pilnował, czy wszystko w porządku. Nosi go! On ma metodę chłodzenia na chodzonego:


Ten filmik to akurat nie jest letni, ale strumień jest, to się nadaje. Zresztą skoro Bleyk był tak twardy, że chłodził się jesienią, to teraz to dopiero do strumienia wskakuje! Widzieliście zresztą ten marsz dreptany na końcu?? Tak owczarkowo prawdziwie... Nadawałby się Bleyk dla każdego, kto lubi spacery długie... Ten to by wyglądał w parze... Się dziwię, że jeszcze nikt nie zechciał takiego czarnego owczarka u swojego boku!

Za to na pewno letni film mam z Nerfką!


To jest niezmordowana psiolaska! I do gonitw, i do aportowania, a energii ma tyle, że ja się dziwię, gdzie to się mieści w niej! Szczęścia nie ma coś... Bo za odważna jest! Pokory nie ma! Wymagania ma, co do dwunożnych, bo jej trzeba udowodnić, że ktoś da radę z jej szaleństwami. Na początku próbuje zakrzyczeć każdego, ale są wolontariusze, którzy z nią wychodzą i ją uwielbiają, a ona ich! Po prostu się znają i dwunożni dużo piłeczek i patyczków rzucają. Wiedzą, że to sprawia Nerfce frajdę i lubią jej dawać tę przyjemność. Może i nie z każdym ta psiolaska się od razu pozna, ale wystarczy się umówić na zapoznanie i całkiem inaczej wszystko będzie wyglądać! Byłoby super, gdyby znalazła dom, kiedy jeszcze ma tyle energii w sobie i radości z życia...


Aaa teeeraz prawdziwa perełka! Ten to się umie chłodzić! Przed Wami kolejny owczarek, ale już nie taki czarny. O Koliku było nie raz, ale co on wyprawia... to trzeba zobaczyć i trzeba przypominać, bo przecież szaleństwo!


Wiem, że siedzenie to żaden wyczyn, każdy umie. Ja też. Ale patrzcie na to:


Kolik KOCHA wodę! A ile ma energii! Owczar w średnim wieku jest, ale jak widać, w niczym mu to nie przeszkadza. Energii bym mu sam zazdrościł! ...ale mi się nie chce tyle biegać, więc mi nie przeszkadza, że mnie nie roznosi...

Jeśli myśleliście, że to był już szał, to patrzcie na TO:


Jak komuś tutaj zęby na wierzch nie wyszły z radości, to ja nie wiem już, co może Was ucieszyć. Kolik to RADOŚĆ w postaci najczystszej!

Z innymi psami też się bawić umie, z sobą się umie bawić, jak widać było, kocha wszystkich... No może się tak sprzedać nie umie, czy jak wiem... Może za duży, za ciemny jest... Dlatego tak ocieplam jego wizerunek, bo może jednak ktoś go weźmie, ktoś znajdzie u siebie miejsce dla Kolika...

Widzicie? Chłodzenie jest ważne! Niektóre zwierzaki się same chłodzą, niektóre z przymusu, a niektóre by ciągle siedziały w wodzie albo szalały rozchlapując ją na prawo i lewo! ...nie chcecie dać im tej radości piłeczkowo-wodno-spacerowej częściej...?

Nie żeby tam zaraz Kolik MUSIAŁ mieć koniecznie basen przy domu. Czy taka Nerfka albo Maszka. Wcale nie! One Was pokochają bez tego luksusu! To Wy będziecie ich luksusem...

Mieć pewne miejsce w czyimś sercu... Bezcenne...

niedziela, 24 lipca 2016

Miki, Elfik i... przyjaciele!

Brzmi jak tytuł bajki, prawda? Może to i bajka... Chociaż w sumie to dwie. Może i będą mieć dobre zakończenia... Na pewno będą mieć! Muszą! Jednak, jak w większości bajek, tak samo i tu - musi być element grozy, straszności, niepewności i wstrzymania oddechu...

Miki imię dostał całkiem urocze, jak na psa z małej miejscowości. Nie jest Azorkiem, Burkiem, Reksiem ani Dżekim. Został Mikim. Ładnie. Sam w sobie też pewnie był ładny! Był... Do spania dostał budę z ula, do towarzystwa miał kolegów, którzy mieszkali w domu. Nie było nawet tak źle!

Od czasu do czasu coś zaswędziało, to się drapnął koło ucha albo za łopatką. Potem znów swędziało, ale dziwnie bardziej. To się drapał więcej. Drapał, drapał, draaapaaał... Sierść wydrapywał, skóra się łuszczyła, a on drapał dalej. Bo swędziało potwornie! I już nie tylko za uchem, ale jeszcze koło oka, obok nosa, na łapie przedniej, łapa tylna też domagała się skrobania, podgryzienia, przetarcia, czegokolwiek, byle tak nie swędziało już!

Bajka to jednak okrutna i... nie dało się powstrzymać tego okropnego uczucia.

Jak już Miki nawet niezbyt miał siłę się drapać, pod furtką zjawili się nasi. Ktoś im powiedział, że tam się coś dzieje niedobrego! Kiedy poszli do miejsca, w którym spał, zobaczyli coś takiego...


Jakby się kto nie mógł rozeznać, to na tej płachcie szarej, te rude resztki futra, to Miki. Zostało mu tyle sierści, co na grzbiecie i kawałku ogona. Cała reszta to szara, spękana, łuszcząca się skorupka. Właściciel stwierdził, że przecież pies jest stary, to jak ma nie być łysy?! 

...słyszałem, że dwunożnym faktycznie włos z głowy opada czasem i już nie odrasta, ale żeby u psa??? To jakiś fenomen! Naszych to nie przekonało... Ubrali białe, gumowe rękawiczki, zabrali psa w koc i powieeeźli od razu do psiowetów.

Ech... Psiowetowi opadły ręce. Zaraz jednak zabrał się do badania, bo przecież z daleka już było widać, że coś tu jest nie tak...


Szare płatki skóry, przetarcia, ranki, otarcia... Psa swędziało, psioweta i naszych też swędziało na sam widok! A na rękach rękawiczki, drapać się nie ma jak. Mogli przez chwilę poczuć się jak ten nieszczęśnik...


Już wiadomo, że na skórze ma wieeeluuu przyjaciół... Przyjaciele to jednostronni, bo nikt ich nie chce, ale oni przeciwnie - za wszelką cenę trzymają się skóry swojego wielkiego brata... Podsłyszałem, że na Mikim żyje świerzbowiec. Nie mam zdjęcia, ale guglnąłem i bardzo proszę, to te misie:


One są winne całej sytuacji. One też sprawiły, że nasi w biurze od razu rzucili się do zamawiania ochraniaczy na głowy, ręce, twarze, ubrania, buty i wszystko inne! Bo to takie paskudztwo, że nie przywiązuje się aż tak bardzo do jednego zwierzaka. Jak tylko mają okazję, to przenosi się na wszystko inne, co żyje, na dwunożnych też! A przecież nasi muszą pomagać też innym zwierzakom! Większość ma też przecież swoje czworonogi (chociaż akurat fotopsiokociografka ma też zwierza zupełnie bez nóg...) i nie mogą na nich nic przenieść, bo klops! A Mikiemu pomóc trzeba, nie ma innej opcji...

Dlatego kąpiel, czyli pozbywanie się tych małych misiów ze zdjęcia powyżej wygląda tak:


Grube rękawice owinięte taśmą, tak dla pewności. Do tego kombinezony, maseczki, ochraniacze na buty.... Potem wszystko idzie do wyrzucenia. I ci nasi się tak poświęcają... Gorąco takie, w takim plastiku jeszcze goręcej... I koło godzinki tego ubierania, potem skrobania Mikiego, moczenia, czekania, aż się przyjmie szampon, potem rozbierania...

Mikiego nie wolno miziać, głaskać... Tylko w rękawiczkach... Najważniejsze jednak, że już go mniej swędzi, to taka ulga!

I czeka Miki, na kolejną kąpiel, na kolejną miseczkę z jedzeniem, wizytę psioweta...


...czeka, aż odrośnie mu rude futerko...

Teraz inna opowieść. Pewni dwunożni biegać lubią. Dla kondycji, dla szczęścia, dla lepszego własnego czucia się. Kilka dni temu wybrali się też na taką przebieżkę... I tak biegną... i biegną... biegną, biegną... Aż nagle widzą małe ciałko między drzewami... Podchodzą, a tu pies! Mały, leżący zupełnie bez sił! Na głowie rana...

Zabrali żyjące, psie ciałko i pobiegli z powrotem. Potem pojechali do psioweta, a potem do nas. Dostał na imię Elfik. Bo z lasu, wiecie.

Elfika położyli na posłanku Aresa.


Psiaczek był zbyt słaby, żeby ruszyć łapą którąkolwiek, łebka też nie podnosił. Na szczęście, kiedy podsunęli mu miseczkę z jedzonkiem, to znalazł siły, żeby wszystko zszamać! Noo to jak głodny, to dobry znak!

Potem jednak nie było już tak różowo. Okazało się, że Elfik ma potrzaskaną miednicę, złamaną łapkę i jeszcze na brzuchu wystaje mu jakiś bąbel, czyli w środku się coś też porobiło... Psiowetka mówiła, słyszałem, że to jakaś przepieklina...

Elfikowi jest przykro, że tyle problemów narobił... Chciałby być zdrowy, a to się tak porobiło... Grzeczny jest, spokojny taki i robi wszystko, żeby jak najmniej przeszkadzać. Niezręcznie mu jest i to po nim widać...


A przecież nasi nigdy żadnemu psu nie powiedzą, że przeszkadzał, że za dużo problemów sprawił, że trzeba go leczyć za długo! Elfik potrzebuje pomocy i teraz wszystko nasi i psioweci robią, żeby mu się lepiej zrobiło!


...to jeszcze nie wszystko. Elfik też z lasu przyjechał z przyjaciółmi, ale innymi, niż w przypadku Mikiego. Elfik nie ma misiów, ale fasolki z nogami... To jest już zdjęcie dokładnie jego fasolek, nie internetowe:


Te obrzydlistwa to nużeńce. Nie wiem, co jest paskudniejsze, czy świerzb, czy nużyca... Jedno i drugie lubi się roznieść, a mnie już i tak wszystko swędzi, chociaż nic na mnie na pewno nie przelazło!

I tak to, widzicie, się porobiło... Jak to można nie być samemu w biedzie, a być samotnym... Miki i Elfik wymieniają starych przyjaciół na nowych, którzy mają może mniej nóg, ale nie myślą tylko o sobie.

Nie wiemy, jak to było z Elfikiem wcześniej, ale jeśli ktoś celowo go pozostawił na pewną... no.. tego... bo przecież jeszcze kilka dni i gdyby nie ci biegacze, to nie byłoby o kim pisać... w każdym razie jeśli ktoś go celowo tak zostawił, to niech mu się Elfik śni po nocach do końca życia! Właściciela Mikiego niech wszystko swędzi, skrobie, za dnia i w nocy, i we wszystkich tych miejscach, w których nie sięgnie, żeby się podrapać! Nie będę klawiatury marnował na pisanie dalszych życzeń dla niego, nie warto... Ja już wiem, że Wy, Drodzy Czytaciele, mamroczecie pod nosem życzenia i klątwy... 

...teraz musi być tylko lepiej... Przecież bajki muszą mieć dobre zakończenia!

...kciuki trzymajcie!

środa, 20 lipca 2016

Widzisz jak się uśmiecham?? Jak możesz być obojętny!?

Dzisiaj będzie na uśmiechająco! Przedstawię zwierzaki, które potrafią uśmiechać się nie tylko ogonem, ale też całą paszczą!

Ja się uśmiechać jakoś nie umiem... Ponoć trzeba zęby pokazać i fafle rozjechać, ale mi wychodzi tak...


...ale to chyba nie o to chodzi, więc o sobie pisać nie będę.

Zacznę od psiolaski. Bo wiadomo, że jak wdzięczność i urokliwość, to bardziej laska niż nie-laska! Oto Bronia:


Urocza, prawda?? Tak naprawdę ma dwa uszy, ale ma opcję składania ich. Tak sprytnie. Bronia długo nie dawała się złapać. Biegała po ulicach w naszym mieście... W końcu komuś się udało ją chyba gdzieś zamknąć, czy coś, nie wiem dokładnie, ale najważniejsze, że w końcu trafiła do nas. Tutaj jest pełna miska, dach nad głową, spacerki i głaski. Na początku Bronia była bardzo nieśmiała i dalej jej to trochę zostało, chociaż doskonale wie, że dwunożni i spacerki wiążą się z głaskankiem i drapankiem, a to przecież takie przyjemne! Bronia korzysta ze spacerów, ile może...


Piękny uśmiech prezentuje też Klasa!


Może nie tak pełną paszczą, ale ładnie się uśmiecha! Klasa jest kropiasta, mądra, bystra, spokojna, ucieszona na widok ludzi tak, że nikt wątpliwości mieć nie będzie, że już kocha nad życie, a co to dopiero będzie, jak do domu pójdzie!

Jak jest Klasa, to musi być i Kleks... z podobnie ujmującym uśmiechem (podobno, bo jak ja pies jestem, a nie psiolaska, to co mogę wiedzieć o psiejskich uśmiechach...):


Kleks i Klasa przyjechały do nas razem i niemożliwe po prostu, żeby osobno do domów pojechały! Gdzie ona, tam on! Poza tym są nieduże, więc jak zmieści się w domu jeden, to i drugi, a co! Idealnie się też uzupełniają, bo Klasa jest typem obserwatora, a Kleks łazi i sprawdza, jak coś ją zaniepokoi. Są tak samo prodwunożne, kochają każdego od czubka głowy do pięt. Po prostu są idealne do wzięcia!

Podobno Łoker też się ładnie uśmiecha. Tak psiolaski wzdychają...


Łoker to pies idealny! Przyjacielski, przytulaśny, spacerowy, kochany i kochający dwunożnych jak Kleks i Klasa razem wzięte! Chociaż nie, tego zmierzyć się nie da, bo mimo że faktycznie pewnie kilogramów ma tyle, co ta dwójka (albo więcej), to ilość miłości jest niemierzalna! Łoker i samochodem się przejedzie chętnie, i do lasu się przejdzie, po prostu wszędzie i jakkolwiek się przejdzie, byle z kumplem! Może iść nawet z czterołapym kumplem, też będzie zadowolony, byle ten dwunożny znał drogę do domu. Od niedawna u nas mieszka, przyjechał z miasta kawałek od schroniska, może ktoś nie wie, że ma go u nas szukać... Mam nadzieję, że jednak opiekun wpadnie na pomysł, że jego pies jest u nas... I mam nadzieję, że jednak jest poszukiwany...

Pięęęknie uśmiecha się też Dunia!


Całą paszczą! Kiedy Dunia do nas przyjechała, to niejeden się jej przestraszył! Takie miała oczyska przerażone... Nawet ktoś gdzieś napisał, że by jej nigdy nie zaufał... Na szczęście nie każdy tak myśli. Nasi rozumieją, że nagłe znalezienie się w schronisku nie jest dla każdego psa takie normalne, jak drzewo obsikać, a dla większości normalne jest właśnie przerażenie w oczach... Jak widać, to się już zmieniło, bo chociaż do takiego miejsca przyzwyczaić się niełatwo, to jednak nasi wiedzą, jak sprawić, żeby się czterołap uśmiechnął prędzej czy później! Dunia jest całkiem w porządalu, bo i zapozna się chętnie z innym zwierzem, z dwunożnym tym bardziej, a nawet pochwalić się lubi, że niektóre komendy umie. Taka fajna jest!

Więcej tych czworonogów się u nas uśmiechać umie, ale ja całej nocy nie mam... Niektórym jeszcze nie jest do śmiechu, ale większość naprawdę zęby i ozory pokazuje razem z merdającymi ogonami! Czarują błyskiem w oku, żeby tylko je pokochać...

Widzisz? To do Ciebie się tak uśmiechają! I może to właśnie Ciebie zaczarują...?

niedziela, 17 lipca 2016

Ojacie! A co to takie czarne??

Zdjęcia robić zwierzom niełatwo. Wie to każdy, kto foci... Nasza fotopsiokociografka ma pełne ręce roboty, bo raczej nie ma dnia, żeby żaden czterołap nie przybył... Każdemu trzeba zdjęcia zrobić, opis napisać, na stronę wstawić, kartkę na kojcu powiesić... A jeszcze prócz tego psa czy sierściucha przyjmie albo wyda, telefon odbierze, z odwiedzającymi pogada....

Nie zawsze ma czas, żeby zabrać takiego Burka czy Azorka do lasu. Czasami wyprowadza psy na plac, czasami, kiedy leje z nieba deszcz, to robi zdjęcia gdzieś pod dachem, a bywa, że i w kojcu. Czasami najważniejsze jest, żeby zrobić jakiekolwiek zdjęcie, a nie, żeby było super artystyczne, bo przecież chodzi o to, żeby jak najszybciej właściciel zobaczył swojego zwierzaka i czym prędzej przybył i odebrał!

Potem, kiedy ma czas, to zabiera zwierzaki na lepsiejsze sesje, ale ma też pomoc! Dzisiaj będzie o pomocy Wolontariuszy, bez których ja nie wiem, jak by to działało... I oni dobrze wiedzą o tym... Pracowników jest kilku i oni oczywiście sprzątają i karmią, jak mają czas, to i przy tym pogłaszczą czy pomiziają, ale to, że kojcowe zwierzaki wychodzą na spacery, bawią się, uczą, to zasługa Wolontariuszy... Oni czasami też robią zdjęcia i udostępniają na fejsie albo drukują i rozwieszają, gdzie się da!

Rozgadałem się, a dzisiaj nie o tym przecież. Chociaż o tych naszych, to ja mogę długo...

Wracając do tematu - dzisiaj będzie o tym, jaka to niełatwa robota, takie focenie! Nie wspomnę, że jak już ta czarna puszka łapie ostrość.... to pies akurat musi ruszyć łbem, odwrócić się zadem, mrugnąć albo iść KONIECZNIE TERAZ pod tamten krzaczek.... No nie rozumie jeden z drugim, że zrobienie zdjęcia trwa chwilę, a zaraz będzie mógł iść spacerować!

Jest też jeszcze jeden "problem"... Ciekawość u psa to nie taka zła cecha, bo poznaje sobie świat, nie boi się, chętnie zbada nowe tereny... Tylko potem powstają zdjęcia pod tytułem "Ojacie! Co masz takiego fajnego? To się je??". Popatrzcie...

Benny.... "Co masz???"


Diana. "Czy aby na pewno nie oglądasz mnie przez to bez futra??"


Ferguson. "Tam też chowasz smaczki??"


Jura. "Ależ nie musisz się patrzeć przez to czarne pudło. Na żywo jestem bardziej urocza!"


Mirka. "Nie macaj plastiku! MNIE głaskaj!"


Raden. "Może z bliska będzie przystojniej??"


Naprawdę czasami niełatwo jest przekonać psa, że będzie jednak wyglądać korzystniej z daleka.....

U Bennego przecież i tak widać, że ma jedno oko niebieskie, wcale nie trzeba włazić w całości w kadr...


Diana potrafi się pięknie uśmiechnąć do zdjęcia, chociaż uparła się, żeby jednak stać bliżej niż dalej, dlatego ucho jedno się nie zmieściło...  Z babami tak jest, że widzą lepiej i za chusteczkę się ich nie przekona do innej racji...


Farguson dał się przekonać do pozowania za smaczki. Pięknie wyszedł! Taki skupiony i umiejący siadać!


Jura jest wdzięczna i urocza niezależnie od tego, czy jest blisko, czy daleko, czy na żywo, czy na zdjęciach... Chociaż na pewno "w realu" jest o niebo wdzięczniejsza i uroczejsza!


Mirka też z daleka jednak umie stanąć całkiem wystawowo! Uszy może schować albo postawić, w każdej wersji jest pięknie!


Raden też umie całkiem przystojnie wypaść. Jedno ucho oklapnie, drugie postawi, ogonem merdnie, stopę podniesie i włala! Poza numer 38 gotowa!


Widzicie... Kawał ciężkiej pracy! Jeśli jednak chociaż jedno zdjęcie wyjdzie ładne i wyraźne, to już jest naprawdę super! Im fajniejsze fotencje, im zwierzaki bardziej uśmiechnięte, wypoczęte i wymiziane, tym większe szanse potem, że ktoś się nimi zainteresuje... 

A teraz przejdę się po wiatach, wyjaśnię, co to takiego, to czarne pudło i dlaczego należy wtedy stać bez ruchu i bez mrugania... I przede wszystkim, żeby nie brudzić nosem tej szybki z przodu! Bo większość tych czterołapów, co wyżej pokazałem, musiało wsadzić mokry kinol w sam środek i potem trzeba myć to kółko z przodu... 

środa, 13 lipca 2016

Tacy jesteśmy zgrani!

Tak u nas jest, że jak tylko pies chociaż trochę lubi inne psy, to się mu jakiegoś szuka do pary. Żeby sam nie mieszkał, żeby raźniej było. Co to za przyjemność, kiedy nie ma do kogo pyska otworzyć albo ogrzać się w zimie, pobawić, pocieszyć.... Nie wszystkie się chcą przyjaźnić, ale niektórym się tak tylko wydaje... Jeden z naszych, co jest behapsiorystą, potrafi czasami przekonać zwierzaka, że jednak warto polubić kolegę czy koleżankę.

Już kiedyś pewnie taki temat był, ale czy opisywałem tam (albo i nie ja, bo może wtedy pisał ktoś inny...) aż tak zgodne psiopary?? Chyba nie!

Na początek - Dżekuś i Dusia!


Prawda, że zgodne? łebki w tę samą stronę odwrócone, ozory na wierzchu, na tę samą łapkę nawet stąpają! Dusia kiedyś była mniej kudłata, ale nie chciała od Dżekusia odstawać widocznie i też zapuściła futro.

Dżekuś to ten jaśniejszy:




Jest mały i pocieszny. Zupełnie nie rozumiem tego dwunożnego, który tak go bezuczuciowo porzucił... A porzucił, ja to wiem. Dżekuś jest takim psem, że lubi mieć przestrzeń na około siebie. Znaczy głaskanko - super, wszelkie czesanko i drapanko po grzbiecie - super, psiak jest grzeczny i cierpliwie wszystko znosi. Czuje się jednak niekomfortowo, kiedy ktoś za bardzo go ściska w przytulaniu. Lepiej nie przytulać, Dżekuś będzie szczęśliwszy! Czy jednak trzeba od razu w ramiona brać?? Pewnie, że nie!

Dusia jest ciemniejsza, młodsza i ciut większa:


Wygląda trochę diabłowato. Ciemne nogi, ciemny pysk, taka podpalona jest całkiem. Jakby była kiedyś brązowa, ale wytarzała się w węglu! Może się jej dwunożni obawiają, czy jak... Zupełnie niepotrzebnie! Duśka jest super, ludzi uwielbia, Dżekusia też uwielbia! To jeszcze nie wszystko, bo przepaaadaaa za piłkami. Jest też może trochę bardziej szalona niż Dżekuś, ale to może przez wiek, ma kilka lat mniej jednak. Za to, żeby wyrównać zalety i wady - Dusia nie przepada za czesaniem. Tak bywa, też nie każdy dwunożny lubi się czesać... I co się wtedy robi? Akceptuje! Dusia ma tyle zalet, że ta jedna mała wada to pryszcz!

Dusia z Dżekusiem psiekstra się dogadują, nie są o siebie zazdrosne, każde z nich wie, że jest po prostu FAJNE i nie ma o się kłócić o uwagę, bo dla każdego będzie tyle samo miłości od wolontariuszy!

Teeeraaaaz przed nami Eris i Runer! Każdy, kto przychodzi do schroniska, na pewno je zauważa, bo mieszkają akurat blisko furtki, zaraz przy chodniku...


Już widać, że uwielbiają się bawić!

Ten z zabawką w paszczy to Runer.


Terierkowaty, pocieszny niesamowicie i strrrasznie aktywny! Zresztą podobnie do koleżanki swojej. Ma on dużo cierpliwości do niej, ale to przecież zaleta! Nasi mówią, że Runer ma adehade jakieś, ale co to, to nie wiem... Ale mówię uczciwie, bo jak nasi mówią, to na pewno tak jest. Szkoda, że właściciel się po niego nie zgłasza... Runer bardzo tęskni, chociaż na szczęście ta szalona współpsiolokatorka pociesza go, jak umie! A to przecież taki fajny pies... Przytulaśny i nie wie nawet, co to agresja! Może faktycznie o to adehade chodziło... Ech...

Koleżanką Runera jest Eris.


Ta to jest szalona! Ciężko uwierzyć, ale ma chyba jeszcze więcej energii co Runer! W kojcu i na spacerach zaczepia go co chwilę, chociaż jak ją wolontariusz upomni, to przestaje... na chwilę... Runer czasami jej kła pokaże, ale chyba jednak to miłość, że tak się daje... Wiadomo, że to zabawa! Żadnej agresji tam nie ma! Zresztą sami zobaczcie:


Czy to nie urocze!? ...a kiedy już jest po spacerze, po zabawach i po szaleństwie... kiedy jest gorąco i jedyne, co można robić, to czekać na chłodny wiaterek... Eris i Runer wyglądają tak:


Idealna z nich para... Idealna do aktywnego domu. Idealna byłaby aktywna rodzina, która zabierałaby tę dwójkę na dłuuugie spacery!

Pewnie, że trudniej dom znaleźć dla pary. Pewnie, że jak ktoś zechce adoptować tylko Dusię albo tylko Runera... No trudno... Lepiej przecież, żeby jeden poszedł do dobrego domu niż żaden... Pewnie, że będą tęsknić! Ale zrozumieją.

Powtórzę się może (bo już pewnie kiedyś mi się zdarzyło tak posta zakończyć...), ale jeśli chociaż odrobinę serce Wam się ociepliło na widok tych futrzaków...
Przyjdź.
Poznaj.
Zabierz na spacer.
.....
Potem już tylko pozostanie podpisanie umowy i wyjazd do domu!
Bo zakochasz się na pewno!

niedziela, 10 lipca 2016

Miałam nie chodzić?? Psia stopa! Nikt mi nie powiedział!

Cud!
Wam piszę, CUD!

Historię dzisiaj opowiem. Taką przywracającą wiarę w cuda prawdziwe.

I tak bym napisał o tej psiolasce prędzej czy później, ale mnie naszło, żeby to zrobić szybciej, jak stałem sobie przed biurem i wietrzyłem uszy, a akurat... ale nie będę zdradzał. W każdym razie tamtego pamiętnego dla mnie dnia właśnie postanowiłem przyspieszyć sprawę.

Żeby napisać wszystko, jak należy, poszedłem do tej psiolaski na mały wywiad...

- Spacja! Na wywiad do Ciebie przyszedłem!


- Nooo heeeej, Dżokeeej! Bardzo mnie przyjemnie, że akurat ja! ...tylko czy ja wiem, czy takam ciekawa...?

- O tym Czytaciele zdecydują, ale już ja wiem, że tak! Opowiadaj, co tam się działo z Tobą, zanim Cię tutaj zaczęliśmy oglądać.

- W tym problem, że nie pamiętam... Jakiś wypadek miałam chyba, chociaż nie wiem, co mnie uderzyło, jak, gdzie i w co. Pamiętam, że pewnego dnia po prostu się ocknęłam i tylne nogi nie chciały nosić tej połowy mnie, która ma ogon. Ciężko było, nie powiem, że nie... Wzięłam jednak sprawy w swoje łapki i zaczęłam biegać na tych dwóch, które mi pozostały sprawne... Potem starałam się znaleźć dla siebie jakieś miejsce, ale dwunożni mnie przerażali... Kilka razy mnie przegonili, coś krzyczeli za mną, że niepotrzebny im taki półwartościowy pies!

- To straszne! Niektórzy dwunożni są tacy... tacy......ech...

- Prawda... Niektórzy tak... Niestety kilku takich poznałam... Potem się zraziłam zupełnie i nie chciałam nikogo znać! Jakoś udawało mi się podjeść to tu, to tam... Jakiś czas później dowiedziałam się, że mnie szukają jacyś dwunożni. Rozpytywali o mnie, miejscowe burki mi szczekały. Planowali złapanie, ale wiesz, nie wiedziałam po co im ja, więc uciekałam przed nimi, bo przecież jeszcze by mnie wywieźli gdzieś, gdzie nie spotkałoby mnie nic dobrego i co wtedy!? Jak bym uciekła z tym wlekącym się za mną tyłem?? Wolałam zwiewać na sam ich widok...

- Ale wytrwali byli, nie?

- No pewnie! Aż się dziwiłam, że przecież to niemożliwe, że akurat NA MNIE im tak zależy... Potem schowałam się na wieeeeleee dni. Miałam nadzieję, że odpuszczą i dadzą mi spokój, ale wiesz, co??


- Co??

- Kiedy tylko wyściuboliłam nos z kryjówki - oni znów zaczęli za mną jeździć! W końcu się zagapiłam, zamyśliłam, czy coś, okazali się szybsi i sprytniejsi. Zagonili mnie w róg, narzucili jakieś koce... Kłapałam zębami tak szybko, jak umiałam i w dodatku na wszystkie strony! Na oślep! Ale oni jakoś się mnie nie bali... Przerażona byłam, jak nie wiem co, bo przecież cały mój misterny plan... nie wyszedł. Razem z tym kocem ponieśli mnie do takiej puszki na kołach....

- Do jeździdła pewnie, nasi też takie mają.

- To jeździdło się nazywa? Niegłupio, przecież jeździ! W każdym razie ponieśli mnie tam. I tam wcale nie było strasznie... I oni też nie byli wcale straszni, tylko mnie zaczęli głaskać, mówić, że taka jestem ładna i biedna, i trzeba mnie szybko zabrać do lekarza, i że trzeba mnie zbadać, dać jeść, pić...... To wiesz, jakoś tak wyczułam moim nosem czarnym, że nic mi nie zrobią... No i było tak ciepło i miękko, że mi się odechciało paszczą kłapać właściwie. Faktycznie mnie powieźli do psioweta, gdzie długo rozprawiali o moich łapach, biadolili, że takie całe poranione, a przecież jakie miały być, skoro nie chciały biegać normalnie, tylko się majtały z tyłu bezwładnie... To pewnie zahaczyłam nimi o coś raz, czy dwa, czy czterdzieści... Potem mnie powieźli do takiej klatki z drewnianą podłogą, budą, kocykami i miseczkami...O, zdjęcie mam nawet...


Kilka dni później powieźli mnie do Was, ale właściwie to nie wiem, czemu i jak to się stało...

- To akurat ja wiem! Bo złapali Cię nasi z Miasta Ciuchci i Pary, tylko oni nie mają takich warunków, żebyś tam dochodziła jakkolwiek do zdrowia czy była sprawdzona chociaż, czy da się coś z łapami zrobić. Dlatego zabrali Cię do nas.

- Aaaa wiiidziiisz. To mi się historia uzupełniła! Faktycznie wylądowałam u innych psiowetów.

- Słyszałem, że było z Tobą nienajlepiej. Zbierała Ci się woda w brzuchu, czy coś... i ogólnie było kiepsko dość. Nie wiedzieli, czy uda Ci się zrobić to badanie takie ważne!

- Taak, kłuli mnie, macali, przywieszali takie worki z jakimiś kolorowymi wodami, potem to spływało mi do łapy. Lepiej mi się zrobiło nawet. Kto by pomyślał! Potem mi zrobili to badanie, o którym piszesz i znów zmieniłam miejscówkę na tę, którą mam teraz.

- No właśnie, ale Spacja... jak to jest, że Ty... no wiesz... CHODZISZ?? Po takiej diagnozie!

- ...ale jak to jak? Normalnie. Odkarmiłam się, nabrałam sił u tych psiowetów też, łapki odpoczęły, to zaczęłam powoli ruszać girkami i stanęłam na łapki, to chyba normalne??

- ...tak, normalne, ale ta diagnoza...

- Znaczy jaka? Bo mnie nic nie mówili.

- Przecież masz złamany kręgosłup. ZŁAMANY! Słyszałem, jak psioweci mówili, że raczej całe życie na wózku Cię czeka! Nieoperacyjne to złamanie przecież! Miałaś NIE chodzić, a Ty CHODZISZ!!

- Ale że jak to - miałam nie chodzić?? Psia stopa! Nikt mi nie powiedział....


...o kurczę gotowane, to co teraz?? Zawiodłam pewnie... Tak o mnie walczyli, się okazało, że będę taka pół-bezwładna, a tu jednak spaceruję... Dżokej, a nie wiesz, czy są źli...?

- Spacja, ja Cię uduszę chyba! Co Ty pleciesz?!?! Jakie "źli"??? Przecież to cud! Jak Cię zobaczyłem kilka dni temu, jak idziesz na spacer SAMA całkiem, to myślałem, że padnę! To po prostu niesamowite, że chodzisz!

- Aaaaa, no to uff! Bo widzisz, nikt mi nie powiedział, że miałam nie chodzić... I tak samo jakoś wyszło...

- Już się nie wygłupiaj! Nasi jeszcze zbierają dla Ciebie na ćwiczenia takie specjalne! Bajer, Loza i Tajfun jeżdżą na takie! Jankiel już chyba skończył, ale te trzy owczarki się rebahili.......rehabilitują i bardzo sobie chwalą. Słyszałem, że też masz zacząć! Zbiórka już nawet jest, żeby uzbierać na te Twoje wyjazdy!

- Ooooo jaaaaa, to suuuperr..... Nasi dwunożni są tacy super... Ja ich tak kocham, że nie wiem, czy ktokolwiek ich tak kocha, jak ja! Myślisz, że o tym wiedzą...?

- Wiedzą. Oni wszystko o nas wiedzą.... Teraz śpij i nabieraj sił, a ja jakoś zakończę to całe dzisiejsze pisanie...

- Dobranoc, Dżokej!

- Dobranoc...

...............................i powędrowałem "do siebie".

Wiecie już więc, co mnie tak zamurowało kilka dni temu. Zobaczyłem Spację ze złamanym kręgosłupem, która jak gdyby nigdy nic, wędruje sobie na spacer...


Tak po prostu. Bo nikt jej nie powiedział, że z jej schorzeniem się nie chodzi, że jest się bezwładnym....

I jak już to czytacie... To ja z prośbą... Dolejcie odrobinę chociaż do spacjowej zbiórki...

ZBIÓRKA JEST TUTAJ.

Spacja czeka też na dom... Psiolaska to nieduża, pocieszna niemożliwie i faktycznie KOCHA dwunożnych miłością ogromną...

Z jej wiarą w lepsze jutro, nie może pozostać w schronisku na długie miesiące czy lata...