Wyobraźcie sobie takie coś! Dzwoni bezogoniasty z niedalekiego miasta do naszego schroniska i opowiada:
W tym mieście jest galeria handlowa. W niej takie coś, co się nazywa terrarium. A w tym terrarium pyton, taki wąż. Bezogoniaści chodzą i sobie go oglądają. I właściciel wpuścił do niego dwa żywe gołębie. Nie miały gdzie uciekać. Na oczach oglądających, dzieci też tam nie brakowało, ten pyton złapał jednego gołębia, zadusił i pożarł. Drugi ptak siedział na kawałku gałęzi, która tam była i zdychał z przerażenia czekając, aż przyjdzie na niego kolej…
Nasi bezogoniaści zawiadomili media, porozumieli się z miejscowymi władzami, które obiecały interweniować. Poinformowali też policję, ale ci nie wiedzieli, czy takie coś jest karalne, musieli się dowiedzieć i dopiero wtedy ewentualnie zainterweniują. No to czekamy, aż się dowiedzą.
Na zdrowy psi rozum karmienie węży karalne nie jest. Ale czy mali bezogoniaści powinni oglądać takie sceny? Zresztą – duzi chyba też niekoniecznie…
Zobaczymy, jak to wszystko się skończy.
A teraz weselsze rzeczy. Był u nas Wezyr, taki prawie owczarek – duże psisko. Spokojny, dostojny, z byle kim się nie zadawał. Bezogoniastych lubił, ale nie wylewnie. Upatrzyli go sobie, oglądając w Internecie, bezogoniaści mieszkający w domu nad jeziorem. No i postanowili go zabrać. Przyjechali. Poszli do Wezyra i – nie uwierzyłabym, gdybym na własne ślepia nie widziała! – Wezyr oszalał na ich widok. Wielkie, dorosłe psisko, a chciał na kolana wejść tej bezogoniastej! Miłość od pierwszego wejrzenia! Obustronna zresztą.
Do samochodu nie wszedł, ale wfrunął! I odjechał cały w skowronkach. Dawno nie widziałam psa, który tak by się cieszył.
Podobnie było z Bellem, chartem afgańskim. W stolicy mieszka sobie jedna bezogoniasta, która jest architak… artechik… archetyp… no, kimś, kto sobie siedzi i rysuje różne domy, ulice, wieże…[1]. A poza tym wyszukuje potrzebujące pomocy psy i stara się znaleźć im domy, albo bierze do siebie. A charty kocha szczególnie. W ogóle jest bardzo zajęta. Rozmawiała wiele razy z naszymi bezogoniastymi, aż w końcu umówiła się z nimi i przyjechała po Bella. Pociągiem. Taksówka czekała na nią pod schroniskiem. A Bell wyszczotkowany i wypudrowany czekał na nią w schronisku. Podpisali umowę – i w drogę. Odprowadziłam ich do bramy, szczeknęłam na Bella ostatni raz, on mi odszczekał, nogę zadarł, swój ślad na bramie zostawił i pojechał. Zazdroszczę mu – nigdy nie jechałam pociągiem…
Bardzo dobrze trafiło się też Axie. Niepozorna suczka została adoptowana przez dojrzałych bezogoniastych, którzy zobowiązali się, że będą wychodzić z nią na spacer cztery razy dziennie! Innym psom szczęki opadły, gdy to usłyszały. Naszym bezogoniastym też. Axa pożegnała się ze schroniskiem i poszła. Ciekawe, czy jest tak, jak jej obiecywali ci bezogoniaści. Aż chciałoby się sprawdzić – tylko jak?
[1] A ciekawe, czy potrafiłaby dobrą budę zaarchit… zaarchitak… oj! Tego się nie da wyszczekać!
Bell to owczarek szkocki, chyba nie widzieli Państow chata wfgańskiego nigdy na oczy
OdpowiedzUsuńTa miłośniczka chartów chyba też nie :P
Usuń