Oczami Bezdomnego Psa

niedziela, 28 lutego 2016

Co z nimi będzie...?

Niech to Tyson! Się dzieje! Się dzieje niedobrze i nie wiem, co będzie... Takie rzeczy słyszałam ostatnio, że boję się pisać głośno... Ale muszę, bo przecież dla dobra sprawy! Tylko oby one tego nie przeczytały, bo kilkoro z nich.... ech... o tym zaraz...

Bo to jest tak. Przyjeżdżają do nas zwierzaki z różnych stron. Psy znaczy. Sierściuchy tylko z miasta. Szczekacze przyjeżdżają z naszego miasta i z innych. Przyjeżdżają z miasteczek, wioseczek, wiosek... różnie. Wszystko zależy, kto zarządza daną gminą czy miastem i jakie chce dać warunki dla błąkających się zwierzaków. Nie jest tak, jak wielu dwunożnych myśli - że jak mieszkają rzut piłką od schroniska, to pies właśnie do nas trafi. Może być tak, że to miasto chce psy wysyłać tam, gdzie piłki stąd nie dolatują. I takie ma prawo... ale prawo prawem, a sumienie sumieniem...

Bo wiecie, że schroniska są różne. Są takie jak nasze - z masą dwunożnych, którzy nam pomagają, którzy nas miziają, wyprowadzają, bawią się z nami, czeszą. Z psiowetem odwiedzającym nas codziennie i wysłuchującym wszystkich skarg, że tu boli, a tam strzyka, a w płucach gra. Z porządną karmą, z gotowanym kurczaczkiem, jak trzeba odkarmić, ze specjalnymi kulkami, jak wątróbka czy nereczki nie domagają. Z marszami do miasta, z akcjami, z wywieszaniem nas na mieście, z robieniem wszystkiego, żebyśmy znaleźli dobre domy...

Wiecie, że okazuje się, że nie jest tak wszędzie...? Byliśmy w szoku z chłopakami, bo byliśmy pewni, że jak ktoś chce prowadzić schronisko, to dla zwierząt...

Podsłuchałam, jak nasi rozmawiali, że jedno miasto nie chce już do nas przysyłać psów....... Że za dużo monetek nasi chcą za utrzymanie psa...... .....i że nasi leczą i leczą... a w niektórych schroniskach to inaczej rozwiązują te sprawy........... INACZEJ...... Rozumiecie.......?

Co powiedzieć Komie...?


...z niesprawnymi nerkami, do której co kilka dni podłączają rurkę, która przepłukuje cały system w środku, bo inaczej byłoby kiepsko...? Wpadła pod samochód, miała strzaskaną miednicę, guzy na śledzionie, połamany ogonek... Przeszła operację i byłoby dobrze, gdyby nie te nerki...

Co z Rozikiem...?


...wygląda jak dziesięć nieszczęść, ostatnio ciągle go widziałam z kołnierzem na szyi, ciągle go na coś leczą... Jeszcze te oczy, którymi głównie mgłę ogląda....

Jak Ciapkowi powiedzieć...?


...nasi wciąż walczą, żeby ciapkowa skóra doszła do siebie. Nierówna to walka, bo żeby było dobrze, to psiak musiałby nabrać odporności. Jeszcze czeka go operacja, bo wyrósł mu guz...

Wiecie, co będzie, kiedy im się powie, że "ich" miasto będzie wysyłać psy tam, gdzie takich jak oni się..... no wiecie... nie leczy......? A jak chory to.... 
....

A Paura...?


Kto się tam nią zajmie...? Czy będzie ktoś z taką ilością cierpliwości, żeby ją przekonać do siebie...? Czy kogoś będzie obchodziło to, że Paura ma więcej lęków niż włosów na grzbiecie...? Czy psina nie schowa się w sobie z powrotem tak bardzo, że właściwie zniknie...?

Gregor przyjechał do nas całkiem niedawno i nie wyglądał najlepiej...


Czy ktoś doprowadzi jego sierść do ładu...? Gregor też wymaga leczenia, bo między kołtunkami jakieś wyłysienia są, tak słyszałam... A to znów trzeba leczyć...

Dana jest psiantastyczna!


Jest mądra, bystra, przyjacielska, zabawna, kochająca ludzi, można długo wymieniać! Czy gdzieś tam ktoś będzie chciał ją rozreklamować na około, żeby szybko znalazła dom...? Czy nie utknie na kilka lat zapomniana....?

Co będzie z tymi psami...? To nasi psiumple i psiumpelki. Jakie mają szanse na dom w miejscu, gdzie nikogo nie obchodzi, czy wyjadą, czy zostaną...? Przecież jak zostaną, to monetki i tak przyjdą na ich utrzymanie...

...co będzie, jak wymsknie im się jakieś kaszlnięcie...? Potkną się i naderwą jakieś więzadło...? Co dostaną do jedzenia...? A jeśli się okaże, że te kulki nie będą im służyć...?

...czy wogóle będą tam jakieś spacery...?

Co będzie z Paurą, Ciapkiem, Bandżim, Rozikiem, Gregorem, Almo, Mostkiem, Starsem, Daną, Krakusem, Stiu, Spajderką, Pyziem, Dżekusiem, Badim, Monsunem, Cezarem, Herbim, Zenirem, Ferdonem czy Belmusiem...?

Jutro wieczorem przejdziemy się z Aresem po wiatach. Weźmiemy ze sobą dużo kartek, niech nam psiury łapy odbijają pod petycją! Tylko jak to zrobić, żeby te nasze choruszki się nie dowiedziały, o co będzie toczyć się nasza walka..... 

środa, 24 lutego 2016

Kurdupsielki!

Dzisiaj tak po prostu o kurdupsielkach. A co! Nie wolno? Nie wolno tak po prostu wymyśleć sobie tematu i pociągnąć? Oczywiście, że można! JA mogę, jestem wrredaktorem i mi wolno wszystko. HA!

(...a wiecie, że któregoś dnia nasi dostali pocztę z poleceniem, żeby podać temu, co pisał, ile bierzemy za nospon... sporson... s p o n s o r o w a n y  post?? Czyli, że niby ktoś nam przysyła worek monetek i banknotków, jeśli napiszemy na konkretny temat! Tylko teraz ktoś się spytał, jaki duży worek wybieramy! Toż to obraza! Nasi się co prawda zapytali, czy byśmy na to poszli, ale jak się odwróciliśmy zadami, to od razu poznali, że z nami to nie przejdzie. Poza tym zupełnie bezczelne było to, że ktoś się nawet nie zorientował, czy piszemy coś na zawołanie, bo przecież nie napisaliśmy ani pół zdania na żądanie... )

Tak więc dzisiaj zupełnie za darmo piszę o kurdupsielkach i daję słowo, że nic mi krótkołape i krótkogrzbiete nie obiecały za to.

Lecę zatem z tematem!

Na początek trochę o Rzeczku.




Takie to śmieszne, małe, trochę do jamnika podobne, ale bardzo trochę... Jest grzeczny całkiem i zachować się umie, musiał mieszkać w domu... W ogóle to mi się śniło, że dzwonił jego właściciel, ale jak usłyszał, że trzeba zapłacić za te kilka dni pomieszkania Rzeczka u nas, to od razu słuchawką rzucił... A może mi się nie śniło... Na pewno mi się śniło, bo przecież nikt by tak nie zrobił! I wybredny Rzeczek jest! Gotowane by jadł, kulkami suchymi gardzi... Musiał mieć dobrze w domu, w którym mieszkał, zanim się zgubił... Szkoda, że mi się tak śniło... Szkoda Rzeczka...

Teraz chwilkę o Musi.



Musia jest malutka, ale za to duże są w niej obawy... Przyjechała do nas z daaaleeekaaa razem z innymi piesami. Nagle nowe miejsce, to nic dziwnego, że się boi. Wszystko takie wielkie, pełno ludzi, którzy albo z jedzeniem przyjdą, albo z wodą, albo psiowet odwiedzi... Jak kto więcej czasu ma i przykucnie na chwilę, boczkiem, boczkiem podejdzie do Musi, to Musia się ośmiela troszkę i już mniej strachliwie się patrzy... Trzeba umieć. Nasi umieją. Zmieni się psiolaska na pewno i pokaże, że jest super, jak się trochę ośmieli!

...i troszkę o Buszku.


Mały Buszek przyjechał z małej mieściny. Czy tam się zgubił, czy ktoś może go zgubił przejazdem - nie wiadomo. Może ktoś go tam szuka, ale nie wie, że może go u nas znaleźć? Hmm... Wiadomo, że Buszek mieszka teraz u nas i wesoło mu nie jest. Nie jest też wesoło każdemu, kto na niego patrzy, bo naprawdę żal. Smutne ma te oczyska i nadziei się tam znajdzie baaardzo malutko... Drogi czytacielu, napiszę krótko. Adoptuj, uratuj Buszka z tego smutku!

Na koniec o kurdupsielku, o którym już było nie raz. Trąbimy o nim i trąbimy... i nic! A pies jak złoto! Znaczy jak brąz z tym, no... co ze babki robią u fryzjera, a on ma od szczenięcia... z bajelażem! Przypominam Morisa:


Moris jest niewielki i jest przerewelacyjny! Jest super radosny, jest zabawowy, jest nieduży, więc posłanko dla niego wszędzie się zmieści. Nudzić z nim się nie można, bo i na spacer długi pójdzie, i patolka przywlecze do rzucania, a jak się ma zły dzień, to wystarczy, że ozór wywiesi bokiem i można pękać ze śmiechu! Patrzcie, jaki jest na spacerach:


No i kto się w takim nie zakocha??

Widzicie, jakie fajne kurdupsielki mamy w schronisku? Jak ktoś powie, że eeeee, nie chce psa, bo on je dużo, rozpycha się w pościeli albo trzeba dużego posłanka dla niego - bardzo proszszsz! Są też takie psiury, które wcale dużo nie zjedzą (no dobra, jak się rozpędzą i dorwą do czegoś dobrego, to w małym żołądku niemało się zmieści...), nie rozepchają się (....tak, wiem, te krótkołape mają możliwości... ale jak będą mieć swoje posłanko, to wcale nie muszą na łóżku!). W samochodzie zajmą pół siedzenia tylko, a jak kto nie ma samochodu, to i w autobusie mało miejsca zajmą i się nikt nie przestraszy. Dużo zalet jest kurdupsielkowatych!

...a jak ktoś ma więcej miejsca w domu... to może dwa...?

niedziela, 21 lutego 2016

O miłości prawdziwej i takiej... mniej...

Znów nam sprzątnęli współpsiolokatora! Ledwo go zareklamowaliśmy, ledwo jedna z naszych cały ranek siedziała, żeby zrobić jakiś obrazek z tysonową facjatą, wymyśliła chwytliwy i wychwalający tekst, ledwo to wrzuciła na fejsa... aż tu nagle przychodzi wiadomość "Tyson idzie do domu!"... No i cóż. O 10:50 cały świat wie, że Tyson do adopcji, a o 11:10 już się umowa podpisuje w biurze!

Niech mu się szczęści!

Przechodzę do tematu...

Przeszłam się kilka dni temu na spacer wieczorny, samotnie, po placu... i tak człapałam to tu, to tam i słyszę "nie martw się, coś się wymyśli... pojedziesz na badania, wszystko będzie wiadomo i na pewno się da... A tamten, to ja ci mówię, osopsiście do niego pojadę i go chwycę tak za kostki, że będzie cię wspominał przy każdym kroku! Żaruś...". Hmmm, postanowiłam się tam przejść, zobaczyć, co słychać. W jednej miejscówce mieszka Frosta z Żarkiem... Kochają się, nie ma co kryć!


Przegadali już niejedną noc o tym, jak im się żyło w samotności czy bez poczucia jakiegokolwiek miłego uczucia od strony "opiekunów"... Frosta pyta się Żarka, jak się czuje, pilnuje, żeby nie wypluwał tabletek, jak go bardziej zaboli, to dmucha w to miejsce, bo wtedy boli mniej... Łepek przykłada do żarkowego łba, tak jest bezpieczniej, cieplej...

O Froście pisałam osobiście. TUTAJ możecie o tym poczytać, chociaż pewnie czytaliście, bo to najbardziej czytliwy post ze wszystkich postów.


Frosta jest malutka, Frosta jest urocza, Frosta kłóci się z kotami.... Przy tej ilości uroku, to jej można wybaczyć. W końcu są domy bezkocie!

Skąd się wziął Żarek? I co go może boleć...? Zacznijmy od psa. Oto i on:


Żarek długie lata mieszkał w pewnym mieście, przy pewnej ulicy, w kojcu, przy domu. Pustym domu. Pustym od lat. Ale miał tam mieszkać I JUŻ, bo tak, bo przecież ktoś musiał. No to pies. Nie jeden, ale o tym zaraz.

Buda była, ale wielka, nieocieplona i z gołymi dechami na dole. Zamiast słomy, było tam może z dziesięć słomianych słomek... A na dworze mróz, śnieg, zawierucha. Woda szybko zamarzała, żarełko pokrywało się śniegiem. Ktoś czasami przynosił świeżą wodę, ktoś dosypywał jedzenia, a potem znów śrubował wejście do kojca i szedł czy jechał do innego domu. Bo przy tym, którego pilnował Żarek, nie mieszkał nikt. Od wielu lat nikt. Tylko Żarek i jego kolega.


Co Żarka boli...? Ech, no widzicie... Kiedy pierwszy raz zobaczyłam, to już chciałam krzyknąć "Eeeej, koleeegooo, coś ci się przyczepiło, tam, na podogoniu!", ale jak podbiegłam to mnie coraz bardziej sierść stawała od nosa po koniec ogona. To się nic nie przyczepiło. To wyrosło. Czy wyrosło od środka i wyszło, czy odwrotnie - tego nie wiem, ale może się dowiemy. W każdym razie wygląda to ŹLE. Tak kiepsko, że nie będę tutaj Wam pokazywać. Boli. Takie coś musi boleć. Bardzo.

Znów nasi usłyszeli, że to przecież nieoperacyjne! No teraz na pewno nie....... "Opiekun" jednak nic nie wspomniał, żeby miał jakiekolwiek kolorowe guziczki do podawania, żeby nie bolało, żeby nie rosło, albo żeby rosło wolniej, żeby żyło się lepiej. Słyszeli jednak tak dziwne inne rzeczy, że sami nie zrozumieli, jak to możliwe, więc ja tym bardziej nie wiem, nawet powtórzyć nie umiem! Nie warto...

Razem z Żarkiem domu, w którym nikt nie mieszka, pilnował Renek.


 Taka zagwozdka, bo Renek wygląda bardzo staro, bo i chodzi niepewnie, zgarbiony, i nie widzi też już prawie całkiem... Ale ząbki ma bialuśkie! Czy faktycznie jest starszy, ale dbał o kły, czy jest jednak młody, a życie go tak postarzyło...?

Renek miał do dyspozycji budkę. Mniejszą, ale też cieniuśką, ze słomkami zamiast słomy. Do tego wielka micha z zamarzniętym jedzeniem, miska z lodem i stada... nie, STADZISKA pcheł biegających wśród lichej sierści.


Żarek z Renkiem kochają ludzi bez pamieci. Lgną do nich, garną się do głaskania, byle czuć obecność ludzi, byle je dotykać chociaż jednym palcem! Jak bardzo czuły się samotne przy wiecznie pustym domu? Renek pożerany przez pchły, zmarznięty tak, że telepanie się z zimna nie pozwalało zasnąć, zmęczony przez to tak bardzo, że jak tylko poczuł ciepłe kolana, to powieki opadały mu same, a na twardej podłodze u psioweta próbował wymościć sobie kafelki drapaniem, robił dwa kółka w lewo, trzy w prawo, jeden w lewo, kładł się i myślał tylko o śnie...


Ech... i wiecie, że ten pańcio, który tak te dwa psy ukochał i który je trzymał tam, gdzie nie dość, że sam nie mieszka, to jeszcze NIKT nie mieszka, na drugi dzień przywiózł w to samo miejsce kolejne...? Tak samo skazane na samotnośc...

Do naszych odezwał się nawet ktoś, kto bronił tego "opiekuna". Nie wiedziałam sama, czy śmiać się, czy zęby szczerzyć... Bo takie rewelacje się dowiedzieli:
- słoma to wylęgarnia pcheł.
- koce to jeszcze większa wylęgarnia
- psy od lat mieszkały na dworze, więc dostosowane
- przecież sierść zmieniają co sezon
- nikt w tym domu nie mieszkał, więc tym bardziej potrzebne tam stróże!

Niech to Tyson! A u nas tyle słomy! Tyle koców! ...a pchły ani jednej, bo tak jest każdy zwierz na wejściu wypsikany, że to musiałaby być SuperPcheł, żeby to przeżyć! I jakoś u nas nawet Grafit czy Borysek mają słomy pod nosy, chociaż sierściaste są zdrowo... 

I cóż... Renek jest przekochany i żal patrzeć na te jego oczy... Żarek jest przecudowny i żal patrzeć na to podogonie..... Jest jednak coś, czego jest mi żal jeszcze bardziej... Nie wiem, czy ja dobrze usłyszałam, ale muszą u nas mieszkać jeszcze jakiś czas, nie ma innej rady... I tego mi żal okrutnie...

Frosta może do domu jechać, gdyby ktoś zechciał ją adoptować. Czy wtedy jednak nie pęknie serce Żarkowi...? Kto będzie go pocieszał, podtrzymywał na duchu, trzymał za łapę w gorsze dni, których prędzej czy później będzie coraz więcej... Zrozumie jednak. Będzie musiał....



Potrzebują zwierzaki dużo miłości. Czy małe są, czy duże - potrzebują. To, że mają rolę stróża, nie zamyka im w serc, nie kasuje w głowie potrzeby bycia z człowiekiem, nie sprawia, że nie będą potrzebowały bliskości, miłości, czułości, ciepła...

Larsi

środa, 17 lutego 2016

Ich pięcioro na wybiegu!

Wybieg to fajna rzecz. Podobno, bo nigdy nie byłem, ale Ares był, czekajcie...

- Aaareees! Jak jest na wybieeguu?

- W DEEECHEEEE!!!!

- No widzicie. Znaczy czytacie. W dechę jest na wybiegu.

Wybieg to takie wieeelkiee miejsce ogrodzone solidną siatką, gdzie psy mogą biegać bez smyczy, linek, tylko same sobie mogą ganiać się z wiatrem. Znaczy z wiatrem i ze sobą nawzajem. Mamy taką piątkę szaloną, która mieszka w trzech osobnych kojcach, ale jak się spotkają na wybiegu, to lepiej nie stawać im na drodze!

W jednym kojcu mieszka Kolik samotnie.


Kolik to FajnyPies. Owczarkowaty, a to już o czymś świadczy! Z dwunożnymi lubi przebywać, wszelkie mizianka, głaskanie, spacery - chętnie! Na przechadzkach spokojny i grzeczny... Chyba, że weźmie go na głupawki, ale to tylko świadczy o wszechstronności! Mieszka u nas już prawie trzy lata... Sporo... Jakoś nikt go nie widzi... Bo duży może? Bo czarny? Bo nie umie jakoś tak ładnie się przymilić? Z tym ostatnim się nie zgodzę, bo umie! Tylko szansę trzeba dać!

Dalej mieszka Pyra z Benem. O, to jest Pyra:


Kiedyś była bardzo nieśmiała i wystraszona, ale wolontariusze nie z takimi przypadkami sobie radzili! Spacerki, ciepłe słowa, ciepłe serca i ciepłe ręce... Mało kto się oprze! Pyra zaczęła się więc pewnego dnia roztapiać i teraz jest psiekstra! Może zostały jej jeszcze jakieś małe straszki, ale teraz to już z górki!

Z Pyrą mieszka Ben.


Ten, kto kiedyś Benowi w zadek śrut wstrzelił, zasługuje na pozdrowienia zębami w zad! Kilka razy! Teraz Ben jest bardzo czuły w niektórych miejscach... Albo ktoś musi wiedzieć, gdzie można tknąć Bena, albo Ben musi komuś tak bardzo ufać, że doskonale będzie wiedział, że żadna krzywda mu się nie stanie i nic nie zaboli. To świetny pies! Tylko trzeba dać mu czas na nabranie zaufania...

W kolejnym kojcu mieszka Banda z Xanderem. Dwa wariaty! To jest Banda w jednej psiosobie:


Banda jest po prostu rewelacyjna! Optymizm i radość w czystej postaci! Nieskażona żadną agresją! Grzeczna na spacerach, szalona, kiedy się ją tylko ze smyczy spuści. Wiadomo, że na spacerach w lesie nie wolno tak nikogo puszczać, ale na wybiegu już jak najbardziej owszem! Banda korzysta, oj, bardzo korzysta, ale o tym za chwilkę...

Z Bandą mieszka Xander.


Xander spędził u nas lata szczenięce i strasznie go szkoda... Jego brat pojechał już dawno do domu, a on wciąż mieszka w schronisku... Był kiedyś wystraszony i nieśmiały, ale każdy by był w takim młodym wieku, jak nagle by zamieszkał w takim miejscu! Teraz Xander jest świetnym psem, ale wiadomo, że nie zna innego życia i musiałby się nauczyć. Jest jednak młody, da radę! Tylko niech ktoś mu zechce pokazać...

A teraz patrzcie! Filmy nakręcone porą zimową, dlatego tak biało, chociaż już jakiś czas śniegu śmy nie widzieli...

Tutaj jest gonitwa Pyry i Bandy:


...a tutaj Pyra z Kolikiem szaleeejeeee!


(tylko nie mówcie Kolikowi, że widzieliście, jak poległ....

Iiii cała piątka jest tutaj!


...ach, jakże byłoby cudnie, gdyby cała piątka znalazła jeden dom! Doobra, wiem, że to niemożliwe... Ni chusteczki to nie wyjdzie... Ale jakby ktoś szukał kompana dla swojego psa, to bardzo proszę! Widać, że potrafią i lubią bawić się z psimi kumplami i kumpelkami, aż miło patrzeć!

Na wybieg nie da się wychodzić codziennie. Za dużo chętnych... A w domu mieliby spacerki codziennie, codziennie dużo miłości by mieli, dużo by mieli.... Gdyby ktoś chciał im dać szansę!

...i nam też...

niedziela, 14 lutego 2016

Wepchnę się! ...może nie wygonią...

Różnie się reaguje na zgubienie. Jedne zwierzaki chodzą od domu do domu w poszukiwaniu swojego człowieka, inne próbują zapach na drodze złapać, jeszcze inne usiądą i będą szlochać nad swoim losem okropnym. Niektórym się udaje. Wepchną się w czyjeś życie i akurat tak wychodzi, że mogą zostać... Nie wszyscy jednak mają to szczęście w nieszczęściu, a potem znów jest rozpacz... Trzeba jednak zrozumieć, że nie każdy dwunożny może takiego czworonoga przygarnąć! Może ma już komplet, może akurat często wyjeżdża i tam, gdzie jedzie, nie może zabrać zwierzaka...? Tylko wytłumaczyć ciężko, jak siedzi jeden z drugim w kojcu i nie odzywa się do świata przez dni kilka...

Bardo od dłuższego czasu szwędał się po jednej dzielni...


Trochę do jednego domu wlazł, trochę do drugiego, ale akurat wszędzie już były miejsca czworonożne pozajmowane. Próbowali mu ludziska znaleźć jakieś lokum na stałe, ale się nie udało, więc Bardo ostatecznie musiał w schronisku zamieszkać, bo jednak psów wolno bytujących być nie powinno. Sierściuchy to co innego... Widać na zdjęciach, że niebardzo się mógł odnaleźć na początku... Zacznie wychodzić na spacerki, kilku wolontariuszy pozna i już będzie lepiej!

Od niedawna mieszka u nas też Stars.


Też się próbował wcisnąć do jednej rodziny, ale znów niestety nie mógł zostać. Dobrze, że nie został przepędzony, tylko jednak przyjechał do nas! Wiadomo, że u nas lepiej niż na ulicy. Stars to terier nad teriery! Energii ma dużo, wszędzie go pełno, wszystko go interesuje, on musi coś robić, bo siedzenie, to strata czasu! Nie wiem, jak się tej naszej psiofotografce udało mu zdjęcie pstryknąć... Cudem chyba! Jakby ktoś chciał mieć takiego psa do szaleństw, długich spacerów, zabaw, to Stars będzie idealny! Może być kumplem nie tylko dwunożnych, ale też czworonożnych, bo z psami się umie dogadać. Komu brodziatego teriera?

Kali też nie udało się wkręcić do stada... Po szarościach można sądzić, że błąkała się dosyć długo, bo dam sobie obciąć... eee... łapy nie.. ogona też nie... dam sobie obciąć 5 kulek z racji żywnościowej, jeśli po kąpieli Kala nie będzie biała!


Znaczy na łapach i z przodu, bo brąz jej raczej nie zlezie. Muszę przyznać, całkiem ładna z niej psiolaska... I bardzo prodwunożna! Wesoła, przyjacielska, przylepiasta, nawet nie zna słowa agresja. Mam nadzieję, że znajdzie jakąś fajną rodzinkę, z którą będzie szczęśliwa i gdzie będzie mogła dostać tyle miłości, ile jej się należy i zapomni o tych błąkających czasach...

Najwięcej hecy ostatnio narobił Train! Kawał owczarka z niego!


Nic więc dziwnego, że jak się wtarabanił na bezczela do czyjegoś samochodu to się ktoś zląkł! Ktoś wyszedł na chwilkę i zostawił otwarte drzwi. Jak chciał wsiąść, to się okazało, że fotel już jest zajęty przez rosłego owczara! Mało, że wsiadł, wysiąść nie chciał! Ani prośbą, ani groźbą. On siedzi i siedzieć będzie, i już. Ech, właściciel samochodu musiał zawołać panów w mundurach, a oni z kolei zawołali naszych... Zanim nasi przyjechali, mundurownicy poradzili sobie z owczarem, ale i tak musiał przyjechać do nas, no bo gdzie indziej? U nas nazwali go Train, ocenili go na lat 5 i już wiedzą, że psiur to inteligentny bardzo, z jednymi na spacer pójdzie chętniej, z innymi mniej, ale piłkę może porzucać mu każdy! ...może też nie odda każdemu, ale pobiega za nią z radością! Czyli trzeba dla niego kogoś, z kim stworzy świetny kumpelskie stado!

Nie udało się zwierzom wepchać do niczyjego życia na siłę. Może zbyt nachalne były, nie trafiły akurat na podatny grunt... Chociaż niczyja wina, bo jak ktoś ma już w domu kilka łap, to kolejne cztery to za dużo? Albo ktoś faktycznie, naprawdę, niezaprzeczalnie nie może mieć żadnego zwierza, bo na przykład zaraz kropeczki na rękach wyskakują czy nos się zatyka i oczy wodą zachodzą? U nas będą zwierzaki czekać i wciskać się do serc odwiedzających. Może tym razem skutecznie...?

środa, 10 lutego 2016

Adres: Lewa-Szara

Niby niczyje, a każdy z nas jest w wielu sercach... Niby bezdomniaki, a mamy adresy!

Na przykład, ja, Dżokej, Ares iiii nowy biurownik - Tyson! Nie, nie, nie nienienienienie, NIE TEN! Zamieszkał Tyson Dwa. Kolega Dżekiego. Grzeczny, nienarzucający się (jeszcze), za to o żarełko już, już, pomaluuśku......



Tak, ten z tyłu to Tyson. Tutaj nie jako tło:




Tyson do nas przyjechał razem z Dżekim, który był naszym współpsiobiurownikiem niezwykle krótko, bo aż dzień jeden. Zaraz wyjechał do domu! Ich właściciel niestety odszedł tam, skąd się nie wraca, ale gdzie potem, kiedy Majka po nas przylatuje, spotykamy się wszyscy razem...Tyson jest całkiem spokojny i dobrze nam się mieszka razem. Co prawda to kolejna konkurencja do głasków....... ale cóż, biurowników dużo jest, to może trochę tu, trochę tam...

Wracając do adresów - każdy u nas jakiś ma. Jeden mieszka na wiacie pierwszej, w kojcu nr 17, drugi w kojcu nr 5 na wiacie trzeciej, jeszcze inny na Lewej-Lewej, jeszcze inny na Złotych Klatkach... Dzisiaj trochę o Lewej-Szarej!

Na Lewej-Szarej mieszkają psy dwa i kotów trochę więcej.

Z sierściuchów jest Spektro, o którym pisał Dżokej TUTAJ, jest też Czarli, o której pisał też Dżokej TUTAJ. Jest też Zoja iii o niej nie było jeszcze wcale! Spieszę już ją przedstawić.

Zoja to kociolaska. Jest niby czarna, ale pół brody jej pomalowali na biszkoptowo, sama palce w kremie też zamoczyła, a pod okiem jej kilka włosów wyblakło... Taka śmieszna jest kolorystycznie.



I oczy ma zielone! Spokojna taka, nie wadzi nikomu; zje, co podadzą, w tym plastikowym pudle zrobi co trzeba i zakopie. Jak dwunożnego zobaczy, to zaraz zainteresowana i się domaga przywitania, zapyta też, jak dzień mija i czy zimno na dworze. Pełna kultura! Tylko coś mi się wydaje, że najszcześliwsza byłaby jako jedyny sierściuch w domu. Mało towarzyska jest... Niektórzy tak mają, nie lubią konkurencji, czy nie zamierzają się wdawać w rozmowy... Zoja ceni sobie swoje jedynactwo, ale czy w domu musi być od razu kot w każdym kącie?

Na Lewej-Szarej mieszka więcej sierściuchów, ale niech to... już nie pamiętam, które, a nie będę leciał, bo noc ciemna, a się wszyscy pobudzą!

Za to będzie o psach, które ten sam adres mają. Jest tam Grozikus i Krejzol. Psy to dwa, co się do głaskania pchają...



...a kiedy się nie głaszcze, to też mają swoje sposoby...



Krejzol patrzy się z wyrzutem i smutno, bo przecież jak to tak człowiek może z psem w jednym pomieszczeniu być i nie być w kontakcie?? Za to Grozikus uśmiecha się czarująco i wie, że oprzeć mu się po prostu nie da!

To teraz dla rozróżnienia, jakby kto jeszcze nie wiedział... Krejzol przypomina owieczkę. Czarną, chociaż wcale taką przysłowiową owcą czarną nie jest!


Krejzol jest krejzolem! Po prostu. Tak zwyczajnie, pozytywnie, niepoprawnie jest szalony. Na spacery wybiega radosny jak skowronek wylatujący z dziupelki w pierwszych dniach wiosny! Krejzolowi nie przeszkadza pora roku, każda jest dobra! Do głaskania też jest każdy świetny, pasujący, idealny! Podczas głaskania rozpłaszcza się na podłodze jak dywanik, z którego wystają cztery nogi i kawałek różowej gumki, znaczy język. Pocieszny jest, po prostu! Szkoda, że nikt o niego nie pyta...

Grozikus to świetny kumpel Krejzola!



 Na zdjęciu wyszedł jakiś smutny, ale jak tylko zobaczy, że ktoś do nich wchodzi, to zaraz uśmiech ma na całą paszczę! Jest mniej szalony niż Krejzol, ale tyle samo w nim tęsknoty za ludźmi i kontaktem... Grozikus stoi spokojnie i upaja się głaskami. Jak się przestanie, to grozikusowy nos zaraz trącą rękę, podrzuca ją i wrzuca sobie na łepek... Cześciej się zamyśla, jakby nie wierzył, że cokolwiek się w jego życiu zmieni... Jak się zapatrzy czasem w okno, to i oko mu się zaszkli... Przecież musi być jeszcze jeden rozdział w jego historii!

Tacy to mieszkańcy Lewej-Szarej, sierściasto-szczekający. Każdy chętnie zmieni adres na jakikolwiek inny, najważniejsze, że pod nim będzie Szczęście przez ogromne SZ! 

...czy komuś nie za mało lokatorów w domu...?

niedziela, 7 lutego 2016

Skarżymy się!

Musimy się z Aresem poskarżyć! Bardzo się skarżymy i uważamy, że to skandal i rażące zaniedbanie! Tak, właśnie! 

Co się stało? Już piszę! Piszę, pokazuję i się skarżę! Bardzo!

Siedzimy sobie w biurze z biurownikami, kręcimy się w te i nazad, tu głaskną, tam dadzą smaczka, ogólnie to maślane oczy na prawo i lewo się pokazuje, bo nigdy nie wiadomo, z której strony ręka się wyciągnie...


Wtem nagle... zapach się roznosi niezieeemskiii..... wchodzi dwunożny, trzyma taką wielką torbę i to właśnie ona tak psiefantastycznie pachła! No po prostu ślinianki rozpoczęły produkcję na obrotach najwyższych! Śmy z Arem od razu się przykolegowali do tego przemiłego dostarczyciela...


...potem Ares pilnował jednej paczuszki, a ja sprawdzałam, czy aby tam nic nie ma więcej w środku... Przecież co to taka jedna mała paczuszka na tyle nóg!


Więcej nie było, no trudno... Obszczekałam za to dwunożnego, nawtykałam, że nieładnie przynosić za mało jedzenia i powiedziałam, że jak następnym razem nie przyniesie większej ilości, to inaczej pogadamy... 

Skoro już pachnący pakuneczek był na swoim miejscu, tośmy z Aresem ustawili się odpowiednio i przygotowali do posiłku...


I wiecie co?? Przenieśli się! Zabrali nam to psieszczelnie sprzed nosów i poooszliii! Do kuchni poszli! Obszczekałam, a co. Stałam i szczekałam w sufit, że to nie do pomyślenia! Wypychali mnie z biura, bo niby tam ktoś rozmawiał przez taki kawał plastiku z guziczkami, a przecież JESZCZE NIE SKOŃCZYŁAM! Zostałam potraktowana jak jakiś ostatni intruz! Oburzające!

Poszliśmy więc do kuchni... Przecież nie możemy się tak łatwo poddać! I wiecie co... Tam było KILKA ziemniaczków i KILKA kotlecików! Nie wspomnę, że było też dużo jakiegoś zielonego czegoś... Bo zielone nas nie interesowało, ale innych rzeczy było więcej niż jedno! No to jaaa, Aaareees i dla dwunożnej też by zostało!


...jeden kęs dla dwunożnej... drugi... trzeci też... teraz ziemniaczek... kotlecik... zielone... kotlecik... zielone... ziemniaczek... No do jasnej Psianielki, a my???

Szczekłam. Nie wytrzymałam już. Szczekłam, to było silniejsze ode mnie. I teraz chciałam zawiadomić, że zostałam potraktowana obrzydliwie, po prostu potwornie i bez szacunku. 

WYPROSILI MNIE! Chwycili obrożę mą i po prostu wystawili za drzwi kuchni!

Oburzające! Że szczekłam?? NOO III? Kotlecik mi się należał! Ziemniaczka pół! Ćwierć! Mogłabym zielone to pomemłać chociaż! 

...Aresa zostawili... Bo Ares żebra na cicho. 

...nic nie dostał też. Za karę obślinił dwunożnej spodnie! A co!

W związku z tym okrutnym potraktowaniem, posta dzisiaj nie będzie. Nie i koniec. Nie proście nawet. Zresztą nie macie już co, bo jak będziecie czytać tę skargę, to będzie już rano, albo popołudnie, albo inny dzień, a my piszemy w nocy, więc już całkiem za późno. 

Żegnam się.
Larsi.

środa, 3 lutego 2016

Pięćsetny post, niech tradycja będzie! Tematem znów kot!

Jak postów było czterysta, to Bulba pisała o kotach. Niech będzie tradycja! O sierściuchach mało jest, bo i mniej jest ich niż szczekaczy, więc i rotacja większa. Ale niech mają! Szumnie, na pięćset postów przedstawimy 500... eee.... 50... tego... 5 kotów. Tak! To będzie sprawiedliwie! Bo i 50 to chyba nawet nie mamy na miejscu...

Kogo by tu wybrać...

Na pewno Czarli! Kocurro trafił do nas jako młode kocię... Dalej jest młody, ale weźcie mu powiedzcie, że jest dzieciak! Na pierwszych zdjęciach jest dość... przerażający...



Ale już wyrósł, zmądrzał iii... dalej wygląda, jakby był zły...


...ale to te brwi, ta broda, tooo nie wiem co. Czarli nie jest wcale wściekłym kotem, ma co prawda swoje zdanie, ale umówmy się... jest sierściuchem, to normalne u nich! Poza tym, on nigdy domu nie miał... W schronisku musiał dorosnąć, jeszcze trochę, a będzie całkiem dorosły. Szkoda, że te miesiące spędził w klatce, a nie szalał w nocy po domu, nie budził dwunożnego wgapianiem się w niego uparcie, nie kładł się na jego kolanach, nie domagał się jedzonka... Może przez to nabawił się małego rozstroju bebeszków i teraz musi mieć sypane do miseczki specjalne kulki, a nie takie, jak reszta? W domu może mu przejść, jak odzyska spokój, jak poczuje się bezpiecznie, będzie wreszcie cicho, będzie jego zapach, opiekunów... I będzie słychać tylko jego mruczenie...

Nie mogę nie pokazać Maciusia! Paczajcie na te oczyska...


Malowane, nie??? Jak ta, no... Keleopatra! Niejeden kocur już do niego zaczynał przyjaźniej mruczeć, aż Maciuś odmiałkiwał wyraźnie kocurowym, nie kociolaskowym głosem... Co zrobić, z takimi oczami wszyscy mają go za kociolaskę. Kocur z niego niezwykle proludzki! Do głaskania, ocierania się i przyjmowania pozy "jestem sierściuchem, ZACHWYCAJ SIĘ". Komu Keleopatrę w kocurowej odsłonie??

Kolejny kocur do zachwycania. Wstyd się przyznać, ale stałem i zachwycałem się też. Dziwnie się na mnie patrzył, ale udawałem, że akurat coś mnie zaswędziało i muszę się długo drapać... A że akurat tak mi się siadło, że był na wprost... Przed Wami Tuptuś:


Czy można być czarnym, ale nie do końca, bo trochę brązowym, ale nie całkiem i być ciemnym jak sadza, ale jednak z pręgami?? Jak widać, można! Do tego wdzięk, gracja, wrodzona ciekawość i powab... Tuptuś obiecuje mało tupać, dużo się bawić, przechadzać się merdając końcówką ogonka w górze... Tylko podaruj mu ciepły kąt, kilka chwil uwagi (po resztę sam przytupta), spraw, że poczuje się "u siebie"!

Kolejny kocur! Miłek:


Nie wiem, jak macie ustawione ekrany, ale możliwe, że widzicie tylko czarną plamę z oczkami i otwartą paszczą! Ja widzę kota, jak trochę łeb wykręcę od monitora... Może i u Was zadziała. Czasami, jak nie piszemy postów, to ze współpsiolokatorami oglądamy seriale po nocach. Gustujemy w tych zwierzakowych (no przecież!). Ostatnio oglądaliśmy Siedem Życzeń. Kto pamięta? Tam był taki czarny kocur, Ramedenes się nazywał... Rade... Rademenes jednak. I on zaklinał. I ten Miłek też tak wygląda, jakby zaklinał. On zresztą jest dość gadatliwy, więc nudno z nim nie będzie! A kto wie... może i zaczaruje dom, do którego trafi...?

Aaa naa kooonieeec kociolaska! Kropiasta Sakura!


Taki solidny kawał mruczki! I te plamki jej się tak wdzięcznie poukładały, bo i na brodzie się jedna przykleiła, i pod szyją ma jedną... A kto wie, gdzie jeszcze jakaś się ukrywa! Trafiła do nas odkarmiona, z nienagannym futerkiem... Pewnie ma gdzieś dom. Może tutaj właściciel ją wypatrzy i będzie szczęśliwy powrót do swoich? Byłoby super... A jak nie, to może ktoś chciałby taką poplamioną sierściuszkę adoptować? Ona do dwunożnych przyzwyczajona, na ręce może się pakować, z toalety korzysta, jak należy, same zalety!

ufff... No to pięć za nami.

Wybór był ciężki, bo jak się przeszedłem po kociarni, to tyle było wartych opisania i tyle łap do mnie machało, że najchętniej, to bym tu siedział jeszcze ze dwa dni i pisał, i pisał, i pisał... Ale obawiam się, że nasi biurownicy jednak nie byliby tak wyrozumiali... Na czymś muszą pracować...

Nic jednak nie stoi na przeszkodzie, żebyście sami przyszli i się przekonali, jakie mruczki u nas mieszkają! Wręcz pojawiła się dodatkowa, sierściuchowa opcja - prawdziwy, tylko i wyłączny sierściuchowy wolontariat! Tak to nasi wymyślili! Zwykle to do psów wolontariusze przychodzą, na spacery zabierają, uczą, bawią się, ganiają z nimi. Są też tacy sierściuchowi, ale ich jest mniej, a nasi by chcieli, żeby było ich więcej! Bo im więcej rąk do miziania i głaskania, tym lepiej.

Jeśli mieszkasz, Drogi Czytacielu w naszym mieście (znaczy na Górze, co Zielona jest), albo masz niedaleko, jeśli kochasz mruczki, jeśli masz czas posiedzieć z nimi jakiś czas co jakiś czas... To ZAPRASZAMY! Nie musisz kotów rozumieć (no bo przecież KTO je rozumie...?), nasza behapsiokociowiorystka wszystko objaśni i nauczy obsługi takiego sierściucha! Bardzo się przydasz, bo te mruczki, które długo siedzą, czy też te, które przeżyły to i owo, potrzebują dwunożnych, żeby mogły znów zacząć mruczeć....