Najpierw jest ogon, potem tuuuułów na niby-łapach, a potem podługowaty pysk; i nazywa się to
kinmaj. Wiecie, co to? Jamnik od tyłu, hauhauhau!... Taki dowcip, głupi, nie?
Są bezogoniaści, co jamniki lubią szczególnie. Do schroniska takie prawdziwie
rasowe trafiają rzadko, ale mieszańce – to i owszem. Sporo tu ich. Niektóre
ledwo jamnika przypominają, ale Kenja to już prawie prawdziwy jamnik.
Ktoś ją wywalił z domu w jednej z
podmiejskich miejscowości. Trochę z nami posiedziała i myśleliśmy, że posiedzi
dłużej. Bo była ślepa na jedno oko. Ale trafili się chętni. Chcieli mieć w domu
właśnie jamnika i prosili naszych bezogoniastych, żeby ich zawiadomić, gdy
tylko jakiś się znajdzie. Nasi się trochę wahali, bo Kenja to przecież
kundelek, nie najmłodszy, felerny, ale w końcu zadzwonili do tych
bezogoniastych. Ci przyjechali – popatrzyli – i zabrali bez gadania! Fajnie!
Swoich
bezogoniastych znalazł również Remis – roczniak, trochę labrador, trochę amstaf…
Tfu, odszczekać, żeby nie zapeszyć!
W schronisku nie był długo, więc
dobrze go nie poznałam. Nasi bezogoniaści też. Niby mądry był, niby spokojny i
posłuszny, ale potrafił się postawić i szczeknąć: ja tu rządzę. Poszedł do
rodziny z dwójką dzieciaków. Wiedzieli, że biorą psa niesprawdzonego, ale
spodobał się im i powiedzieli, że się z Remisem dogadają. Dorośli na pewno, ale
dzieci?... No dobrze, zobaczymy… Póki co, trzymamy kciuki i czekamy na wieści.
Za
to Grimm nie znalazł. Ale jest u nas dopiero od paru tygodni. Przyjechał z takiego tymczasowego przytuliska
w innym mieście.
Spanielowaty kundelek; nasi
bezogoniaści ocenili go na jakieś pięć lat. On nieuczony, prosty, sam nie wie,
jaki właściwie jest stary. Fakt, ze wygląda na leciwego. Ale jak tak na niego
patrzę, to nie wydaje mi się, żeby miał tyle lat! Jak już się przestał boczyć
na nas i na bezogoniastych, mógł wyjść na wybieg. A tam zachowywał się jak
szczeniaczek – wygłupy, radość, iskierka, po prostu. No i co najważniejsze –
zęby ma bielusieńkie, nieużywane! Starsze psy takich nie mają.
Co jeszcze?
Aha! Psy przychodzą i odchodzą, a w międzyczasie działamy. Nasi bezogoniaści
zorganizowali na mieście kolejną akcję. Z nami w roli głównej. Wybrali
dwanaście psów różnej maści, ubrali je w mundurki z napisami i wywieźli na
miasto. No i chodziliśmy po ulicach, a przechodnie oglądali sobie nas i te
napisy. A tam było napisane, dlaczego trafiamy do schronisk, mimo że mieliśmy
wcześniej swoje domy. Na jednym mundurku: „bo za duży wyrosłem”, na drugim –
„bo się znudziłem”… i tak dalej.
Media różne
były, fotografowali nas, gadali, jak zawsze przy takiej okazji. A w międzyczasie
wolontariusze chodzili z puszkami i zbierali pieniądze na schronisko. Przez
tych parę godzin nie uzbierali najwięcej, ale zawsze trochę i na coś tam
wystarczy. Muszę podsłuchać, na co właściwie nasi bezogoniaści zamierzają te
pieniądze wydać…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz