W nieodległym mieście władze wydzieliły specjalne ogrodzone place, na które bezogoniaści mogą
przyprowadzać swoje psy, żeby się wybiegały. Na początku ponoć psa z kulawą
nogą tam nie uświadczyłeś, bo właściciele mieli swoje stałe miejsca, gdzie
wychodzili z psiakami na spacer. Więc tylko takie bezpańskie się po tych
miejskich wybiegach kręciły. Ale się rozkręciło! Teraz podobno bezogoniaści
dzwonią do siebie, umawiają się na tych placach, no i psy sobie biegają
swobodnie (w kagańcach), a bezogoniaści spotykają się, gadają o swoich pupilach
i nie tylko… Życie towarzyskie kwitnie. Psy tam czasem narobią, ale o to chodzi
– mniej kup spotyka się na mieście. I zawsze wyznaczony pracownik sprząta te
kupy, jeśli nie zrobią tego sami właściciele… (Bo z tym to jeszcze różnie
bywa!)
No to nasi
bezogoniaści zaczęli myśleć, że może i u nas w mieście coś takiego by się
przydało. Kto mieszka na obrzeżach, to ze swoim psem może wychodzić do lasu i
tam mu się dać wybiegać. Ale jak kto ma mieszkanie w śródmieściu? Wychodzi na
spacer – i pies cały czas idzie na smyczy! A wybiegany pies – to pies zdrowy i
– nie agresywny! Bo większość psów ma bieganie we krwi, pozbawione intensywnego
ruchu dziwaczeją. I bywa, że taki pies nagle kogoś chapsnie! Albo, po prostu,
zerwie się ze smyczy, wysmyknie z obroży i noga! I łap tu takiego!
Pewnie
długo się z tym pomysłem trzeba będzie nachodzić i nazałatwiać, ale kto wie…
Może się kiedyś uda?
Ale
dziś chciałam pisać głównie o sierściuchach.
Trafiła
do nas niedawno kotka perska, nazwaliśmy ją Malta.
Zabiedzona była, sierść – jeden
kołtun, a pod spodem pewnie rany… Nawet nie można było sprawdzić, zjawa tylko
ręce rozłożył. No to w te pędy do fryzjera. I tu problem: kocica w stresie
usiedzieć nie chciała, bała się, robiła pod siebie, wyrywała się… Oj, musiała
sporo przejść! No bo taki pers to przecież na ulicę się nie nadaje. Ona też
pewnie miała jakiś dom… Miała…
No
i fryzjerka nie mogła skończyć strzyżenia. Zrobiła, co mogła, a więc tyle, ze
dało się obejrzeć skórę. Rzeczywiście, były tam powierzchowne, chwalić Doga,
rany. Zjawy opatrzyły jak należy i Malta zamieszkała w naszym szpitaliku.
Niedługo! Jedna z naszych bezogoniastych wzięła ją do siebie. Tam na pewno ma
lepsze warunki, by wyzdrowieć. Ponoć od razu jej się humor poprawił. Śpi już
albo z bezogoniastymi, albo z ich dziećmi, pokumplowała się z domowym psem…
Ponoć próbuje sobie przywłaszczyć dywan i miauczy, że jej się należy!
Do
nowego domu poszedł też Klips, pamiętacie? Ten sierściuch, co pożarł metalowe
zapięcie i miał operację.
Do fajnych bezogoniastych trafił.
Ci go pewnie upilnują, żeby znowu czegoś nie połknął, bo to takie niemądre
zwierzę… A mówią, ze tylko sroki polują na wszystko, co się błyszczy!
Inni
bezogoniaści znaleźli małą, białą kotkę, dwumiesięcznego sierściuszka. Z kocim
katarem, świerzbem w uszach i wszystkimi paskudztwami, jakie się mogą
przyplątać do małego kota. Nachodzili się przy nim, wykosztowali, ale i katar
zaleczyli, i innych chorób się pozbyli… Tylko zatrzymać kotki nie mogli. Mieli
już w domu dwa inne koty, które stanowczo zaprotestowały. Więc – schronisko. Ci
bezogoniaści tak się przejęli losem zwierzaczka, że obiecali temu, kto go
weźmie, dostarczyć cała kocią wyprawkę: leki w razie potrzeby, budkę z
materacem, miski, zabawki…
No
i znaleźli się chętni: mąż, żona i kilkuletnie dziecko. Zabrali małą, ale…
Jacyś tacy byli… Może się zresztą mylę, ale całkiem spokojna nie jestem…
Jak wróciłam z
siusiu, to ta kartka, bardzo pomięta, leżała na moim materacu. Nie mam pojęcia,
skąd się wzięła. Czy to ja wszystko muszę wiedzieć?
kliknij obrazek aby powiększyć lub najlepiej otwórz w nowej karcie
Oj nam też by się taki plac przydał gdzieś niedaleko, bo naokoło tylko ulice i bloki, a trawy tyle co kot napłakał.
OdpowiedzUsuńPers z ulicy? Mogę sobie tylko wyobrazić jak tragicznie musiał wyglądać :(
Super napisana notka, gładko sie czyta :)