Świeciło zdrowo, jak to w maju, no więc sobie usiadłam na trawniczku przed biurem i
grzałam kości. Od lasu woń żywicy, od wybiegu zapach wszelkiej zieleniny, od
kojców też coś pachniało… Miło!
Kątem oka
zobaczyłam, że ktoś wchodzi do schroniska. Pisałam kiedyś, że bezogoniaści po
swojemu pachną, no więc teraz też poczułam zapach, ale taki, że aż mnie
wyprostowało. Niby słabiutki, ledwo wyczuwalny, ale jednak… Zapachniało –
schroniskiem! Przyjrzałam się. Starsza bezogoniasta, z nią dużo młodsza a z
nimi całkiem młodziutka, dziecko. To od tej najstarszej pachniało tak znajomo.
Szły sobie wolniusieńko, rozglądały się, coś tam do siebie mówiły. A potem
weszły do biura. Poczłapałam za nimi.
No i okazało
się, ze ta najstarsza bezogoniasta dawno temu pracowała w naszym schronisku! To
musiało być naprawdę dawno, jak mnie tu jeszcze nie było. I teraz
przyprowadziła córkę z wnuczką, żeby zostały wolontariuszkami. A później poszły
między wiaty…
Wiosna to taki
czas, gdy się pojawia sporo nowych wolontariuszy. Różni bywają. I chyba
większość z nich szybko się zniechęca. Wielu przychodzi, bo muszą się wykazać
działalnością wolontariacką, bo dostają za to jakieś punkty, wpisują sobie do
życiorysów – mają więc interes. Takich nasi bezogoniaści niechętnie widzą. My
też. Bo tu są potrzebni tacy, co przychodzą z potrzeby serca. Tacy, którzy
najzwyczajniej lubią zwierzęta. Chwalić Doga, takich też nie brakuje.
Po tych nowych
to niekiedy nie wiadomo, czego się spodziewać. Niedawno przyszło dwoje –
studenci, więc już dorośli. Wyglądali sensownie. Nasi bezogoniaści chcieli im
dać większe psy, ale na ich widok nowi trochę się spłoszyli. Woleliby zacząć od
czegoś łatwiejszego. Dobrze! Poszli do ślepego Muffina.
Nasza
bezogoniasta pokazała, jak się zakłada obróżkę, wpięła smycz – proszę! Nowy
bezogoniasty wziął smycz. Muffin poczuł, że wychodzi, więc ogonem merdał i
wiercił się niespokojnie. Otworzono bramkę kojca i wyszli. Nie wiem, czego się
ten nowy spodziewał, w każdym razie wszystko potoczyło się błyskawicznie.
Muffin zna teren schroniska i ślepota mu nie przeszkadza. Wyskoczył, wbryknął
na skarpkę, zakręcił się wokół nowego, oplątał go smyczą… bezogoniasty nie
nadążył, więc wypuścił smycz i Muffin chodu! Nasza bezogoniasta za nim, ten
nowy też. Próbował złapać Muffina za ogon! Nasza bezogoniasta wrzeszczy:
„Zostaw pan!”… Ale on swoje! Oczywiście, nie zdążył. Muffin jest szybki. Brama
schroniska była zamknięta, więc tam do dopadła nasza bezogoniasta. Oddała smycz
nowemu, a ten ją złapał tak, jakby miał na drugim końcu bernardyna jakiegoś!
Z tego
wszystkiego nowa wolontariuszka zupełnie zwątpiła i chciała zrezygnować. Nasza
bezogoniasta obiecała jej wtedy, że na początek dostanie psa najłagodniejszego
i tłustego w dodatku. No to się zgodziła. I wyprowadziła Owcę.
Pierwsze koty
za płoty!...
Potem
pojawiła się mama-bezogoniasta z dzieckiem – niech sobie pieska wyprowadzi, bo
tak bardzo chce. Ona, oczywiście, pójdzie z nimi! Mamusia była w butach z
obcasami takimi, ze niejeden pies ma łapy krótsze. Gdyby na spacerze coś się
stało i pies by uciekł – ciekawe, jak by go goniła po lesie! Na delikatną
sugestię, że lepiej byłoby przychodzić do schroniska w jakimś sportowym obuwiu,
bo to i wygodniej i bezpieczniej, mamusia zrobiła minę jak ten, co chciał
pożreć Czerwonego Kapturka. I więcej się już dzieckiem nie pojawiła.
A
pewnego razu przyszła inna mamusia z pociechą. Pooglądać. Polazłam za nimi, bo
akurat nie miałam co robić. Stanęli przy jednej wiacie i słyszę: „No widzisz,
jakie one są? Jak hałasują? A jakie brudne?... I na pewno zarazki mają i się
zarazisz. I pies będzie robić kupkę i siusiu! Może nawet w twoim pokoiku!...
Lepiej ci kupię takiego miłego żółwika, co?... Albo rybkę, co?”
Machnąć
ogonem? Nawet tyle nie warto!
Aha! Jak ta
dawna pracownica schroniska szła już sobie do domu, to stanęła koło mnie,
rozejrzała się i warknęła cichutko. „To też wam zabrali” i rzuciła mi na
materacyk kartkę. A na niej była pieśń…
kliknij obrazek aby powiększyć lub najlepiej otwórz w nowej karcie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz