Kiedy widzimy szczęśliwe psy, idące do nowych domów, zaraz potem zerkamy na Tysona. Tego to
szczęście omija szerokim łukiem. Jest jednym z najstarszych mieszkańców
schroniska. To amstaf, ale nie jest agresywny. Potrzebowałby, oczywiście,
silnego bezogoniastego, który byłby jego jedynym panem, ale przez całe lata nie
zjawił się taki. Nasi bezogoniaści zrobili dla Tysona specjalny, podwójny
kojec, bo zdecydowali, że chyba już nie znajdzie się taki, który by go zechciał
wziąć.
Aż tu pewnego
dnia przyszedł młody bezogoniasty, w takim niby mundurze, w moro znaczy, dobrze
zbudowany, widać, że silny i zdecydowany. Chodził sobie powoli między wiatami i
jak zobaczył Tysona, przystanął. A pies natychmiast przyniósł mu kij, którym
zwykle bawił się w kojcu i podzielił się zabawką! Nigdy wcześniej tego nie
robił!...
Zaraz poszli
na spacer z jedną naszą bezogoniastą. Obaj szczęśliwi jak rzadko. I jeszcze
tego samego dnia bezogoniasty przyprowadził swoją żonę i dziecko, żeby poznali
Tysona. Później przychodził prawie codziennie. Nie wziął psa od razu, bo
jeszcze nie miał przy domku odpowiedniego miejsca, w którym Tyson mógłby
zamieszkać. Musiał więc zbudować najpierw kojec.
I wtedy
rozdzwoniły się telefony. Dzwonili sąsiedzi tego bezogoniastego. I nasi bezogoniaści
dowiedzieli się, że: ten młody nie ma własnego domu, tylko wynajmuje w nim
mieszkanie. Że już miał wcześniej psa, który przepadł nie wiadomo kiedy i jak.
I że oni, sąsiedzi, nie zgadzają się, żeby obok nich mieszkał agresywny pies!
Zadzwoniła też właścicielka tego domu, równie niezadowolona i protestująca…
No i co teraz
będzie?... Ten młody bezogoniasty wciąż przychodzi, chociaż jakby rzadziej.
Tyson za każdym razem cieszy się na jego widok… Postanowiłam nic mu na razie
nie szczekać. Po co ma się niepokoić?
Czy podobne
problemy będzie miał Killer? Jamnikowaty, więc nie za duży pies w kwiecie
wieku. Nocą przywiozła go straż miejska.
Niezbyt mu się podobało w
schronisku. Chyba się trochę bał, więc na wszelki wypadek warczał, szczerzył
kły, boczył się, zabierał się do gryzienia… No to bezogoniaści oznaczyli go
jako agresywnego i początkowo nie brali go na spacery. I tak trwało jakiś czas.
Siedział zły i patrzył wilkiem…
Aż tu niedawno
nasza główna bezogoniasta weszła do kojca obok i zaczęła się bawić z
mieszkającym tam psem. Takie, wiecie, żartobliwe przepychanie, czochranie
kudłów, brzuszki, podawanie łapy, piłeczka… I wtedy Killer podszedł do ściany
kojca, zamerdał ogonem i zaczął piszczeć! Jak mały szczeniak!
Bezogoniasta,
oczywiście, zaraz poszła do niego. Bez problemu pozwolił jej wejść, pogłaskać,
założyć obrożę i smycz i zabrać na wybieg. Tam sobie poszalał: ganiał bez
pamięci, aportował kij, znęcał się nad nim, robił fikołki, padał na plecy i
dawał się czochrać po brzuchu – nie ten pies! Ożył! I nagle okazał się całkiem
przyjaznym zwierzakiem. Teraz nie ma z nim żadnych problemów. Zaczyna się uczyć
podstawowych poleceń i widać, że się stara.
Ale
śliczny nie jest, trzeba przyznać. Czy więc znajdzie się chętny, żeby go wziąć
ze schroniska?
Za to kłopotów
nie będzie pewnie ze szczeniakami. Za jednym razem trafiło ich do nas siedem!
Trzy samczyki i cztery suczki.
Jeden
bezogoniasty znalazł je w kartonie, porzucone na peryferiach, na skraju
większej budowy. Były strasznie zarobaczone, ale poza tym raczej zdrowe. No to
kwarantanna, obserwacja i za jakiś czas, jak dobrze pójdzie, rozejdą się po
domach. Pierwszych dni na świecie nie miały szczęśliwych. Może te następne będą
lepsze…
Hansik, Bear, Runner, Shelby, Shannon, Sandy,
Puma… O matko suczko, zapamiętałam ich imiona!!!...
Powoli
kończą się psie mity, które Wam przedstawiamy. Jeden poznaliśmy całkiem
przypadkowo. Wyobraźcie sobie, pan stróż go nam opowiedział! Gdzieś go
wyczytał, nie pamięta, gdzie. Trochę podejrzewamy, że go sam wymyślił z nudów,
no bo co ma robić, siedząc nocą w schronisku, gdy wszystkie psy śpią? Ale nawet
jeśli wymyślił, to zrobił to dobrze, bo mit brzmi bardzo prawdopodobnie. No
więc było tak…
kliknij obrazek aby powiększyć lub najlepiej otwórz w nowej karcie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz