Pewna starsza bezogoniasta zadzwoniła do schroniska. Policja ją ponoć wyśmiała, więc
skontaktowała się z nami. Problem w tym, że jej sąsiad ma psa i dręczy go.
Psisko wciąż szczeka i wyje, w dodatku jest trzymane na łańcuchu… Ona, stara,
nic nie może sama zrobić…
No więc nasi
pojechali rozejrzeć się. Wrócili bez psa.
Fakt, zwierzak
siedzi część dnia na łańcuchu. Ale tylko wtedy, gdy znajduje się na podwórzu.
Zwykle jednak, większość czasu, spędza w swojej wiacie, przestronnej i
wygodnej. Ma tam wodę i żarcie, jest zadbany i wygląda na zadowolonego. Jego
właściciel opowiedział, że starsza sąsiadka nasyłała już na niego prasę, straż
miejską i policję, ale ci nie stwierdzili nic karygodnego. Pies jest stróżem
obejścia i nie należy do grzecznych zwierząt, stąd gdy pilnuje podwórza, musi
być na łańcuchu – prawo tego nie zabrania. Ale to tylko kilka godzin dziennie.
Poza tym, w dużej wiacie, ma swobodę.
Skąd więc
alarmy sąsiadki? Ano cóż, są takie bezogoniaste. Może w tym problem, że owa
sąsiadka ma koty, które łażą swobodnie i często wchodzą na posesję sąsiada. A
psu bardzo się to nie podoba i goni je, jak tylko może. No i sąsiadka, bojąc
się o swoje koty…
Zdarza się.
Bywa, że sąsiedzi żyją z sobą jak przysłowiowy pies z kotem…
Mniej więcej w
tym samym czasie do schroniska przyszła starsza bezogoniasta z mężem.
Przynieśli w kartoniku trzy malutkie sierściuszki. Ich dzika matka, od pewnego
czasu kątem mieszkająca w szopie na podwórzu, okociła się, aż dwa dni temu
przepadła – uciekła albo zginęła. No więc kociaki do schroniska…
Nasi
tłumaczyli, że bywa tak, że matka-kotka nie wraca po parę dni, więc stanowczo
za prędko zabrali jej dzieci, ale cóż było robić? Kotki zostały, bezogoniastym
natomiast powiedziano, żeby kotkę – jeśli się zjawi – wysterylizowali. Mogą
dostać klatkę-pułapkę, w którą wkłada się jedzenie, łapie kota i niesie do
weterynarza…
Obiecali, że
gdy kocica wróci, to oni zgłoszą się po taką klatkę.
Hm…
A
potem przyszedł bezogoniasty z propozycją. Od czterech lat mają w domu suczkę,
dobermankę. Karmią, pieszczą, ale na spacery z nią nie chodzą – czasu nie ma.
Biega sobie po podwórzu. Tylko że ostatnio zrobiła się agresywna – nawet
siedząc w domu szczeka przez okno na przechodniów, a na podwórzu natychmiast
goni do bramy, gdy tylko się ktoś pojawi – i straszy. Nie na żarty! Wścieka się
po prostu na widok obcych. No i pan się boi, że kiedyś wymknie się na ulicę, bo
on często wyjeżdża samochodem i brama jest przez pewien czas otwarta… Albo ktoś
nie domknie furtki… I nieszczęście gotowe: rzuci się na przechodnia, pogryzie…
On
więc odda tę suczkę do schroniska, a w zamian weźmie innego pieska!...
Słuchałam
tego gadania i sama miałam ochotę gryźć. Karmią – dobrze, pieszczą – dobrze,
ale zapuścili psa, nie pracowali z nim, świata nie pokazali, no to suczka
zaczęła wariować. A jak się przestraszyli, że będą kłopoty – to do schroniska.
Na wymianę! A gdzie odpowiedzialność za zwierzę?
Nasi
bezogoniaści powiedzieli mu to wszystko. Zamiany psów, oczywiście, odmówili.
Zaproponowali za to tresera. Niech z nim pogada i weźmie się za pracę z psem!
Bezogoniasty zaczął się krzywić i napomykać coś o uśpieniu dobermanki!
Powiedzieli mu wtedy, że żaden weterynarz nie uśpi zdrowego psa tylko dlatego,
ze lekkomyślny pan chce się pozbyć kłopotów.
Bezogoniasty
wziął wreszcie telefon do tresera. Mają sprawdzić, czy pies rzeczywiście stał
się niebezpieczny i czy da się jakoś zaradzić kłopotom. Jeśli nie, to temat
oddania do schroniska wróci.
Chciałam
temu bezogoniastemu nasikać na buta, ale akurat parę minut wcześniej byłam już
pod płotem…
A
tego samego dnia młody bezogoniasty przyprowadził z powrotem Harry’ego. To
młody husky pomieszany z malamutem. Nieufny pies, który potrafi ugryźć. Ale nie
robi tego celowo, bawi się, łapiąc bezogoniastych za rękę, a niekiedy tak się
zapomina w zabawie, że ugryzie mocniej. Potem żałuje. No więc trzeba z nim
uważać. Poza tym jednak, gdy się już do kogoś przekona, robi się straszliwym
pieszczochem.
Temu
młodemu bezogoniastemu Hary od razu wpadł w oko. Przychodził do niego dobry
miesiąc, przyzwyczajał do siebie, zabierał na spacery, bawił się. Wyglądało na
to, że będzie dobrze. Wreszcie przyprowadził ze sobą swoją dziewczynę, żeby
poznała psa. Nie zakochali się w sobie od pierwszego wejrzenia, bo bezogoniasta
wyraźnie bała się Harego. Ale skoro jej chłopak go wybrał…
Pies
zamieszkał z nimi, nawet spał w tym samym pomieszczeniu, co oni. I chyba był
zazdrosny o bezogoniastego. I któregoś wieczora, gdy bezogoniasta szła do
łazienki, capnął ją…
I
na drugi dzień wrócił do schroniska. Szczęście, że nie mieszkał z nimi dłużej,
nie przyzwyczaił się…
Ten
młody bezogoniasty ma wyrzuty sumienia. Przyjeżdża co jakiś czas na rowerze do
Harego, zabiera go na spacery, żeby się wybiegał, pracuje z nim… I razem z
naszymi bezogoniastymi stara się znaleźć Haremu nowy dom. Ale to nie będzie
łatwe. Gryzące psy nie są chętnie zabierane ze schroniska. A ukryć tego faktu
nie można…
Nieprawdopodobna
historia – w sklepach zoologicznych chomiki śpiewają z pokolenia na pokolenie
pieśń o losie jednego z nich! Ponoć nauczyły się jej od psów. Same nie piszą,
są za głupie, by tworzyć. Ale coś tam sobie myślą, zwłaszcza jeśli to dotyczy
zagrożeń ich niedługiego prymitywnego życia.
Protest song.
Jeden chomik
wzięty ze sklepu zaprzyjaźnił się z domowym psem i zaśpiewał mu tę pieśń. A ten
przybiegł z nią do nas. Sporo o niej słyszeliśmy, wiedzieliśmy, że istnieje, że
była w „Xiędze…” ale nikt tu nie potrafił jej zaśpiewać. Dopiero teraz.
Okazało się,
że zna ją również pan stróż. Uśmiechnął się i powiedział, że jak jej słucha, to
zawsze przypomina mu się wtedy taka bezogoniasta, z kabaretu starszych
bezogoniastych. I zaraz myśli sobie o drugiej, młodszej, która bardzo lubi
futbolistów, cokolwiek to znaczy.
kliknij obrazek aby powiększyć lub najlepiej otwórz w nowej karcie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz