Oj, zaczął się sezon na sierściuchy! Ostatnimi czasy prawie nie ma dnia, żeby jakieś do schroniska nie
przyniesiono – i takie zupełnie malutkie, i dorosłe. I, oczywiście, w różnym
stanie! Niekiedy pojedyncze zwierzęta, niekiedy całe mioty młodych. Nie tak dawno
jednego dnia trafiło do nas osiem – same kocięta…
Gdzieś z miasta przywieźli
bezogoniaści Rydzika. Śliczności, trzeba powiedzieć, kociak, cały rudy. Żywe
srebro zaledwie parę tygodni żyjące na świecie.
Akurat wtedy przyszła do naszego schroniska taka jedna
młodziutka bezogoniasta, najładniejsza we wszystkich okolicznych miastach. Na
taką bezogoniaści mówią „miska”… No, ja tam
nie wiem… Te miski, które znam, są okrągłe, niewysokie i mają w środku
wgłębienie na karmę… Ale kłócić się nie będę, wszystkich misek pewnie nie
widziałam.
Tak czy inaczej ta miska sfotografowała się z kilkoma
naszymi psami i z Rydzikiem też. I to zdjęcie znalazło się na stronie
internetowej schroniska. I od następnego dnia zaczęli się zgłaszać bezogoniaści
po rudego Rydzika! Całe rodziny przychodziły! Ale musieli obejść się smakiem,
bo kotek się rozchorował. A innych jakoś brać nie chcieli. Zawiedzeni byli.
Nastała moda na rude? Albo na Rydziki? Ci bezogoniaści!...
A nieco wcześniej przywieziono do
nas dorosłego kota z jednej podmiejskiej dzielnicy. Miał koci katar, bardzo już
zaawansowany. Popatrzyłam na niego i aż łbem pokręciłam. Nie pamiętam, kiedy
widziałam takiego wyczerpanego kota. Leciał przez ręce. Odwodniony zupełnie, a
pić już sam nie mógł; nasi napoili go strzykawką. A w międzyczasie próbowali go
myć delikatnie, bo całe oczy i pyszczek biedaka tonęły w ropie… I wtedy to
nieszczęście zaczęło mruczeć…
Zaraz potem jedna bezogoniasta
zapakowała go do samochodu i powiozła do zjaw. Tam naszpikowali go lekami, podłączyli pod
kroplówkę i został w gabinecie. Trzy dni o niego walczyli, ale bez skutku.
Odszedł…
Prawie w tym samym czasie u zjaw
odszedł też pies. Nie od nas, ze schroniska. Był ze swoją bezogoniastą na
spacerze i nagle padł. No to ona do zjaw. Za późno – to była niewydolność
krążenia, zapaść, słabe serce – nie wytrzymało upałów… Psy też umierają z
gorąca.
Niedawno wrócili do nas starsi
bezogoniaści, którzy wzięli już do siebie dwa nasze młodziutkie sierściuchy. Kombo i Lerk, drobnica taka, parę dni posiedziały i poszły, szczęściarze…
Ten bezogoniasty jest zjawą, która leczy ludzi, a jego żona też kimś jest.
Mieszkają w mieście i na wsi też mają dom. Jak byli pierwszy raz, opowiadali,
że mają tam już dwa koty perskie, takie rasowe i jedną persiczkę pomieszaną. Do
tego zabrali te dwa nasze dachowce. I bezogoniasta pochwaliła się, że robi tym
swoim mlekopijom zdjęcia. Takie artystyczne. No to nasi poprosili, żeby nam te
zdjęcia udostępniła – do folderów, do ulotek z pewnością się przydadzą… Na to ona,
że czemu nie! I po pewnym czasie przynieśli te zdjęcia.
Były na nich koty. Te nasze też.
Ale sobie żyją! Każdy ma swoje ulubione miejsce na tarasie albo w ogrodzie,
duży teren, łażą sobie, gdzie chcą, jedzą same naturalne rzeczy – żadnej suchej
karmy czy puszek… Jak w kocim raju! O, to jeden z tych naszych dawnych kotów, Kombo!
Nasi oglądali fotki, a tamta bezogoniasta poszła do kociarni
i wybrała sobie następnego kotka. Byłam akurat na spacerze, więc nie wiem,
którego. Poszłam spytać do kociaków, któremu to się tak udało, ale maluchy
przestraszyły się mnie i pochowały po kątach.
Głupie to jeszcze takie…
Nieważne! Najważniejsze, że
kolejnemu malcowi się udało dobrze trafić!
Biedne kotki.. Szczęście że trafiły gdzieś, gdzie można znaleźć im nowy dom. ;)
OdpowiedzUsuń