Kryminał, mówię wam! Tego jeszcze nie było! W skrócie wyglądało to tak.
Taki młody
bezogoniasty w skórzanej kurteczce przyprowadził któregoś ranka do schroniska
psa – młodego, ładnego doga. Ale nie całkiem rasowego. Zostawił go przed
biurem. Wszedł, burknął coś na powitanie i od razu:
- Chcem oddać
psa.
- To pański
pies? – pyta nasza bezogoniasta.
- Chcem oddać!
- Ale czy to
pański pies?
- Jak nie
weźniecie, to ja go do lasu…
- Spokojnie,
proszę pana. Pytam, czy to pański pies, bo my tutaj przyjmujemy jedynie
bezpańskie.
- No to go
znalazłem.
- A dokładnie
gdzie?
- No w
mieście.
- Mógłby pan
dokładniej? Może to czyjś pies, może mieszkał niedaleko, może uda się nam
odnaleźć właściciela.
- Tak
dokładnie to w jednej wsi zaraz za miastem.
- Aha! Pan tam
mieszka?
- No!
Jeden
z naszych bezogoniastych zabrał psa do kojca. A w tym czasie nasza bezogoniasta
zadzwoniła do gminy i przedstawiła sprawę. Urzędniczka obiecała, że wyśle tam
do wsi policjantów albo straż gminną, żeby popatrzyli, popytali…
- Słyszał pan?
Policja zajmie się ustaleniem właściciela. Niedobrze, jeśli okaże się, że to
jednak pański pies.
- Wy mnie tu
…mać nie straszcie policją! Ja cztery lata garowałem, policja może mi
naskoczyć. Oddawajcie psa!
- Teraz to już
go panu nie oddamy. Groził pan, że zostawi go pan w lesie!...
- No to
zobaczymy!
I poleciał!
Nasi nawet nie zdążyli go spisać, tylko zanotowali numer samochodu.
No i minął
dzień, przeszła noc, a nazajutrz przy karmieniu psów awantura! Nie ma tego
nowego psa. Kojec otwarty, a psa nie ma! Nasi zadzwonili do stróża, ale ten
niczego nie zauważył. Wtedy zaczęli buszować po schronisku i znaleźli pod
płotem, niedaleko kojca, w którym siedział zaginiony pies, stojące krzesło.
Ktoś przelazł przez płot, wziął stojące pod domkiem wolontariuszy krzesło,
podstawił pod ogrodzenie, otworzył kojec, wyprowadził psa, wlazł na krzesło,
przerzucił zwierzaka przez płot, sam zeskoczył za nim (chwasty za siatką były w
tym miejscu mocno wydeptane) i zwiał z dogiem.
Jak on to
zrobił? Stróż nic nie słyszał. Ja też nie, a sen mam czujny. Śpię w budynku,
drzwi były zamknięte, ale zawsze jest tak, że nawet w nocy psy w wiatach
wywęszą obcego. Jak zauważą czy poczują, że ktoś łazi, zaraz podnoszą jazgot.
Taki psi alarm na pewno bym usłyszała. A tu nic!
Nasi
oczywiście zawiadomili policję. No i będzie śledztwo. Zobaczymy, jak się
skończy!
Swoją drogą,
do tego, że ktoś potajemnie, nocą, przerzuca nam przez płot psa do schroniska,
już się przyzwyczailiśmy. Nieraz się zdarzyło. Ale żeby w drugą stronę!...
Kiedy tak nasi
latali po schronisku szukając psa albo jego śladów, ktoś podszedł cicho do
bramy, przywiązał do niej ślicznego, wielkiego, zadbanego malamuta czystej krwi
– i zniknął!
Też mu szybko
poszło! Sądząc ze stanu psa i ze smyczy, którą zostawił – nowej, grubej, z
doskonałej skóry - musiał to być jakiś
majętny bezogoniasty. Malamut siedział grzecznie i czekał, aż go ktoś zauważy.
Pewnie mu się wreszcie znudziło, bo szczeknął parę razy…
Szybko się
przystosowuje do schroniskowego życia. Dostał imię Gogo.
Każdemu się
podoba. I psom, i bezogoniastym, więc pewnie niedługo posiedzi.
A my mamy
teraz o czym szczekać w wiatach przez parę najbliższych dni
o jaki śliczny malamut. a z tego oszusta to frajer :/
OdpowiedzUsuń