…
odchodzą ze schroniska na swoje śmieci, a potem często, niekiedy nawet
regularnie, otrzymujemy od nich wieści z nowych domów. Od nich i oczywiście od
ich nowych bezogoniastych. Poczytajcie parę takich, z ostatnich tygodni.
„Witam, postanowiłam napisać co tam u Lulu,
który w schronisku nosił imię Dredzik i któremu wkrótce pyknie 5 miesięcy ze
mną.
Piesiu jest zdrowy, (…) raz musiałam go odrobaczyć,
ale poza tym nie chorował, kaszel, który miał zimą w schronisku już na
szczęście nie wrócił.
Lulu jest strasznie towarzyski i kontaktowy,
ufny. Ma mnóstwo energii, uwielbia zabawy na dworze. Nie sprawia trudności,
jedynie nie lubi, gdy wychodzę do pracy - woli nie zostawać sam, nie lubi też
innych piesków, mimo kastracji, jak na razie, dogaduje się tyko z suczkami, a
szczeka na wszystkie zwierzaki, jakie napotka.
Bardzo grzecznie zachowuje się w podróży - 6
godzinną podróż pociągiem za każdym razem odbywa bezproblemowo, co ważne, bo
taką mamy odległość z Zielonej Góry do domu rodzinnego. Lulu to pies kochany,
żywiołowy, strasznie radosny!) Wszyscy, którzy go poznają, zakochują się w nim
od pierwszego wejrzenia!
Pozdrawiamy, Monika i Lulu”
„Dokładnie rok temu
opuściłam schronisko i pojechałam do Berlina, z tej okazji dostałam dzisiaj
pyszny torcik, sami zobaczcie.
Jestem tu taka szczęśliwa, mam kochająca
mamę i koleżankę labradorkę Mayę[1], która bardzo pomogła
mi się tu zadomowić. Czasem dziwię się, ze Maya jest taka dobra dla mnie, bo
początkowo byłam o nią bardzo zazdrosna i kilka razy ją mocno pogryzłam.
Pewnie inni to by mnie od razu oddali do
schroniska ale mama wiedziała, że to minie, tylko trzeba nad tym pracować i
poszliśmy do szkoły. Ale tam było fajnie, szybko nauczyłam się niemieckiego
(żeby rozumieć co oni tam chcą ode mnie) i byłam najlepsza w grupie, egzamin
końcowy zdałam tez super i dostałam dyplom. A że tak mi się tam podobało i wszyscy
mówili, że jestem taka mądra, to zaczęliśmy robić sport dla psów agility[2] i uczyć się różnych
sztuczek, mam talent do tego. Codziennie jeździmy do lasu i tam spotykamy się z
innymi czworonogami, świetnie się z nimi bawię, a jeden to się nawet zakochał
we mnie i nie odstępuje mnie na krok.
Wszyscy mnie tu lubią i mówią, że jestem taka ładna, no bo jestem.
W domu jestem strasznym pieszczochem i
prawie zawsze grzeczna. Kiedyś mama zapomniała wypakować zakupy, zostawiła
torbę i wyszła, no to ja z Mayką postanowiłyśmy jej pomóc, ale jak zobaczyłyśmy
te smakołyki to zrobiłyśmy się głodne (bo zawsze jesteśmy, mama mówi, ze mamy
dziurę w brzuchu), ale to była uczta (ciastka, czekolada, smażona cebula, mąka,
cukier). Jak mama wróciła to nie wiedziała czy się śmiać czy płakać, bo cały pokój i my byłyśmy w
śniegu z mąki i cukru, noc też nie była łatwa, bo dostałyśmy rozwolnienie. Mama
nigdy nie krzyczy na mnie tylko mówi, że jestem kochany łobuz. Teraz jak jest
tak ciepło jeździmy też nad jezioro, specjalnie dla psów. Początkowo bałam się
pływać i mocno chlapałam ale teraz jestem już prawie taka dobra jak Maya.
Jestem tutaj naprawdę bardzo szczęśliwa i stale dziękuję za to mamie dając jej
buziaki.
Dziękuję Wam za wszystko i pozdrawiam: Heaven, Maya i mama.”
„Witam,
przesyłam zdjęcia Balbiny i Witka, które
niedawno adoptowaliśmy.
Psy czują się bardzo dobrze, chętnie się
razem bawią. Cała rodzina jest nimi oczarowana i spędza z nimi każdą wolną
chwilę. Balbina jest co prawda trochę leniwa, ale powoli coraz bardziej podoba
jej się ruch na świeżym powietrzu.
Witek natomiast nie opuszcza nas nawet na
krok, w czasie burzy śpi nawet w sypialni.”
„Witam. Jestem Irga.
Do nowego domu trafiłam jesienią zeszłego roku. Zaaklimatyzowałam się w
zaledwie niecałe 2 dni po opuszczeniu schroniska. Troszkę byłam przerażona nową
sytuacją ale dziś jestem pupilką wszystkich domowników.
Z natury jestem ciut leniwa dlatego też
baaaardzo lubię wylegiwać się w swoim kąciku. Uwielbiam pieszczoty i mam ich
pod dostatkiem. 3 dni temu dołączyła do mnie koleżanka. Niełatwo się dogadujemy
ale mam nadzieję, że to tylko kwestia czasu. Póki co, wolę ją obserwować z
daleka.
Pozdrawiam gorąco wszystkich opiekunów ze
schroniska, z którego tutaj trafiłam.”
„Witam ponownie!
Jazz już jest w naszym domu dokładnie 7
miesięcy, w ciągu których nastąpiła znaczna poprawa i w jego wyglądzie i
zachowaniu.
Już się zaprzyjaźnił z wszystkimi kotami i
nauczył się wiele sztuczek, od proszenia, po dawanie głosu, warowanie,
siadanie, dawanie łapy, aportowanie i chodzenie przy nodze.
Jedynym jego problemem jest skupianie uwagi
na pani, na spacerze, jednakże coraz lepiej mu to wychodzi. Gorzej jak zobaczy
kumpla. Albo sarnę. Ewentualnie wszystko, co żyje i się rusza - poza ludźmi.
Wtedy pańcia już nie istnieje, ale to też się skoryguje z czasem.
Zdarzyło mu się także raz zwiać na kilka
godzin i tym samym zmobilizować wszystkie służby na poszukiwanie, przyprawiając
pańcię o białe włosy. Został jednak szczęśliwie sprowadzony do domu przez
dzielnego znajomego, który znalazł psa CZARNEGO od taplania się w najlepsze, w
błotnistym, sulechowskim stawku, gdzie robił niemałe zamieszanie wśród
pobliskiej populacji kaczek (na szczęście wszystkie uszły cało).
Od dłuższego czasu zauważyłam, że Jazz
uwielbia pływać, a szczęśliwym trafem, podczas spaceru po nieznanych polach,
niedaleko domu, natrafiliśmy na dość spore jeziorko, gdzie Jazz nie zastanawiał
się dwa razy, żeby wypróbować wodę.
Zaznajomił się także z moim koniem,
pozostając bardzo słusznie nieufnym i nie podchodząc zbyt blisko, mimo, że
konik nie miał wobec niego złych... w sumie żadnych zamiarów.
Jest łagodnie nastawiony do innych psów, co
mnie bardzo cieszy.
Pozdrawiamy ciepło całą ekipę
schroniskową!”
„Witam ponownie
chwalę się, obstrzygałam Blusiowi pyszczek.
Sama, ale jakoś poszło i nie widać żeby było jakoś krzywo... Teraz jest całkiem
piękny! Nie było żadnego problemu, z brodą też nie, chociaż uprzedzono mnie, że
może mu się to nie podobać. był całkiem grzeczny, tylko rusza się dużo, ale po
chwili znów stoi w miarę grzecznie...
Na spacer nie woła, ale przestał sikać w
domu, to jest wielki sukces! Zobaczymy, jak będzie dziś - pierwszy raz został w
domu na 8 godzin... Oczywiście zdaję sobie sprawę, że pęcherz tak szybko się
nie powiększa i może być potem niespodzianka. Ważne jednak, że już nie znaczy
terenu. Może oznaczył, czuje, że jest u siebie i wystarczy?
Ludzie mnie zaczepiają na spacerach, nawet
tacy, z którymi nigdy wcześniej nie rozmawiałam i pytają, co z poprzednim psem,
wielu go pamięta. Opowiadam historię, przedstawiam Bluesa. JEDNA osoba
powiedziała, że mam dobre serce. Pozostali pytają, po co mi taki stary, w
dodatku niedowidzący pies. Czy jestem przygotowana na to, że mało mu życia
zostało. Mówię wtedy, że po młodszego, zdrowego, być może ktoś przyjdzie jutro,
pojutrze. Po takiego [jak Blues – dod.Majka] nie przyjdzie być może nikt. Kiedy się człowiek przywiąże do psa, nie
jest przygotowany na jego odejście tak samo po dwóch latach, jak i po
piętnastu. Trzeba myśleć jednak, że to będą dobre dwa lata. Być może rok, być
może pół. Ale z własnym kocem, miską, smyczą i człowiekiem. A ja mam w zamian jego
ogromną radość i wylizane od dłoni po pachy ręce...
Pozdrawiam!
Magda”
To się dopiero
czyta, prawda?
A przy okazji:
Kochani nowi bezogoniaści naszych kumpli ze schroniska! Piszcie o ich nowym
życiu jak najczęściej! Nawet nie wiecie, jak się nam to podoba i jak na to
czekamy! I o fotkach nie zapominajcie!
Pozdrawiam
Majka
[1] O matko suczko! To tam w
tym Berlinie jest pies, który ma na imię tak jak ja! Tylko trochę inaczej
pisane!
[2] Agility – to taki sport
specjalnie dla psów. Polega na tym, że pies musi pokonać specjalny tor
przeszkód, kierowany gestami i głosem przez swojego bezogoniastego… Fajna
zabawa to musi być. Sama bym chętnie spróbowała!
super są takie pozytywne informacje :)
OdpowiedzUsuńPewnie! Aż by się chciało wszystkie tu zamieścić, ale miejsca nie ma. No to sami sobie czytamy w schronisku
OdpowiedzUsuń