Bezogoniaści mają czasem dylemat: i chcieliby, i boją się…
Akurat
w tych przypadkach dali sobie radę z własną niepewnością. W porządku
bezogoniaści.
Przyniosło
do nas jednego bezogoniastego, w średnim wieku, średniego wzrostu…
Przyprowadził psa na smyczy. Zwierz grzecznie szedł przy nodze, do biura
wmaszerował spokojnie, siadł przy bezogoniastym, z którym przyszedł i czeka.
Wystawiłam łeb zza biurka, żeby mu się przyjrzeć, on też zerknął na mnie, ogonem merdnął, mrugnął,
a w tym czasie bezogoniasty zagadał: Znalazłem psa… oddać przyszedłem…. Kiedy
pan znalazł, gdzie, jak się pies zachowywał… Odpowiadał na te pytania i wszyscy
widzieli, że kłamie. Ale jak mu to udowodnić?
Bezogoniasty
poszedł sobie, a jeden z naszych wziął psa do kojca. Biedny czworonóg zgłupiał.
Ale co miał zrobić? Poszczekał, powył…
A po paru
godzinach bezogoniasty wrócił. Czy może raczej przyprowadziła go żona. Ona
weszła do biura, on został na zewnątrz. Żona siadła i w bek: chcę zabrać
przyprowadzonego psa z powrotem. Bo to nasz pies. Ale sąsiedzi z bloku wciąż
mieli o tego zwierzaka pretensje, że głośny, że szczeka na wszystkich. I w domu
szczeka, i na dworze. Wytrzymać ponoć nie można!... No i mąż bezogoniastej
wściekł się, wziął psa i przyprowadził do schroniska…
Ale jak wrócił
do domu, siedli sobie, pomyśleli, pogadali i przyszli psa odebrać.
A sąsiedzi?
A sąsiedzi
mogą nam…
Gdyby wciąż
mieli pretensje, to proszę skierować ich do nas. Pogadamy z nimi od serca,
powiedzieli nasi bezogoniaści. A swoją drogą warto, żebyście państwo porozmawiali
z treserem. Może coś się da zrobić tym szczekaniem…
I pies wrócił
do domu. Nie zdążyliśmy nadać mu imienia, nie mamy jego fotki, ale mamy
nadzieję, że przestanie denerwować sąsiadów tym, że zachowuje się jak pies.
Mniej więcej w
tym samym czasie pojawiła się w schronisku starsza bezogoniasta. Wiele lat
mieszkała i pracowała daleko, w innym kraju. Zarobiła trochę tego, co nie
śmierdzi i na stare lata wróciła do naszego miasta. Kupiła sobie tu mieszkanie
i zaczęła spokojnie żyć.
A pewnego dnia
przyplątał się do niej psiak. Kundel, niewielki, ciemny, dorosły już… Raz
przeszedł się z nią po zakupy, drugi raz… Na spacer się wybrał. No to zaprosiła
w końcu na posiłek. I jakoś tak się stało, że został. Dogadywali się.
Tylko że i ten
psiak szczekał, gdy tylko usłyszał, że ktoś idzie po schodach. Upomniany raz i
drugi milkł. Ale tylko do czasu, póki nie usłyszał następnego bezogoniastego
poruszającego się na klatce schodowej.
Większość
sąsiadów przyjmowała to spokojnie – za wyjątkiem jednego. Ze dwa razy spotkali
się na schodach czy przed domem i doszło do awantury, wyzwisk, gróźb… Starsza
bezogoniasta dała się zastraszyć i przyprowadziła psiaka do schroniska.
Po powrocie do
domu siadła, odparowała, popatrzyła na psią miskę, której nie zdążyła sprzątnąć
i – jak to mówią bezogoniaści – krew ją zalała. Nie będzie nią jakiś sąsiad
nieużyty pomiatał!
I na drugi
dzień była z powrotem w schronisku. Popracuje z psem w domu, w końcu zwierzak
oduczy się szczekać w mieszkaniu. We, jak sobie z tym poradzić, bo to ponoć nie
pierwszy jej pies.
To tylko dwa
wypadki z ostatnich tygodni. I dwa psy, którym się udało, bo ich bezogoniaści
się nie przestraszyli. I dwa wolne miejsca w schronisku, które i tak długo
wolne nie pozostały. Bo następnego dnia…
Ale o tym
kiedy indziej. Teraz jeszcze jedna miła historia.
Prawie rok
temu jedna bezogoniasta przyprowadziła do schroniska ślepego psiaka. Znalazła
go, gdy zagubiony kręcił się po ulicy. Cud, że go jakiś samochód nie potrącił!
No więc złapała go i dostarczyła do nas. Nazwaliśmy go tutaj Muffin.
Szybko się
zadomowił, dawał sobie radę całkiem niezgorzej jak na psa, który zupełnie nie
widzi. Był oczkiem w głowie naszych bezogoniastych, bo prócz kalectwa okazał
się przemiłym zwierzakiem. Bez szans na adopcję, no bo kto takiego weźmie.
No i miesiące
mijały, aż wreszcie niedawno ta bezogoniasta, która przyprowadziła Muffina do
schroniska, wróciła. Okazało się, że później często wchodziła na nasza stronę
internetową i sprawdzała, czy Muffin znalazł dom. I robiło się jej coraz
bardziej przykro. Aż wreszcie nie wytrzymała i przyszła zabrać kundelka do
siebie.
Chyba nie mógł
trafić lepiej!
To już wiemy co Tygryski lubią najbardziej ... Tysona ... cha cha cha.
OdpowiedzUsuń