Różni bezogoniaści pojawiają się w naszym schronisku…
Jeszcze miał
kawałek drogi do biura, a już poczułam, że idzie. I to nie nosem, jak to psy,
wiecie… Tylko ziemia zaczęła się troszkę trząść. Uszy postawiłam na swoim
legowisku w korytarzu i przezornie polazłam do bezogoniastych. Siadłam między
biurkami i czekam.
No i wszedł.
Ogromny był, zwalisty… Za nim drugi, do towarzystwa chyba, ale już normalnego
wzrostu, jak większość bezogoniastych.
Dzień dobry!
Po psa przyszedłem. Jednego miałem, ale mi zszedł niedawno. No to chciałem
wziąć drugiego do obejścia, bo pusto jakoś… A pies na stróża, czy taki bardziej
ozdobny panu potrzebny?... Na stróża. Dobrze będzie miał u mnie. Terenu dużo,
żarcie tylko naturalne, żadnych tam, panie, sztuczności!... No cóż, to
zapraszam, poszukamy odpowiedniego!
I poszli
między wiaty.
Niedługo
trwało i olbrzym wybrał sobie Kolosa! Ten będzie w sam raz!...
Stali i
patrzyli na siebie przez kraty. Kolos spodobał się bezogoniastemu, a
bezogoniasty Kolosowi. Tylko jakoś…
Dobrze, mówi
nasza bezogoniasta, w takim razie zapraszamy na spacer! Weźmie pan psa i
pójdziecie do lasu. Poznacie się trochę, przywykniecie do siebie… Sam mam z nim
iść?... Ano, sam!... Aaa nie zeżre?...
Hm…
Nasza
bezogoniasta zawołała pracownika: wyprowadź panów na spacer z Kolosem. Pilnuj,
żeby nie zjadł od razu!... Dobrze… A potem idźcie na wybieg. Niech się pies
oswoi z nowym właścicielem będąc bez smyczy… Dobrze…
Kolos wylazł z
kojca, wyciągnął się, łeb podniósł, urósł jakoś, za to ogromny bezogoniasty
zaczął maleć w oczach! Kolos to widział, ja to widziałam, ale nasi bezogoniaści
chyba nie. No i poszli na spacer.
Nie wiem, czy
to dobrze, jak bezogoniasty czuje za duży respekt przed psem. Różnie może się
to skończyć… Kolos pojechał do nowego domu. Mam nadzieję, że na zawsze…
Dość dawno
temu, bo jeszcze ubiegłej jesieni, zadzwoniła do schroniska jedna bezogoniasta.
Zgłosiła zaginięcie psa, pytała, czy jest on może u nas. Nie było. Nasi
bezogoniaści poprosili, by dostarczyła zdjęcie zwierzaka, to się je wraz ze
stosowną notką umieści na stronie internetowej schroniska. I na tym się sprawa
zamknęła.
Do czasu. Bo
po paru dniach zadzwoniła znów. Z tym samym pytaniem. A potem jeszcze raz.
Wreszcie
zjawiła się w schronisku ze zdjęciem. I z problemem. Bo zwierzę, które zginęło,
terier zresztą, było już dorosłe, a bezogoniasta miała tylko jego fotografię
jako szczeniaka. Ale cóż, musiało wystarczyć. Bezogoniasta zaczęła opisywać
wygląd dorosłego psa: był taki śliczniutki i mordeczkę miał taką o, tycią, taką
maluśką (i pokazywała na paznokietku, jaką maleńką miał mordeczkę ten dorosły
pies…), i oczka takie, i uszka…
No tak…
Poszła.
Wróciła po
miesiącu. Pies się nie znalazł, więc postanowiła poszukać go u nas. Bo on na
pewno tu jest, tylko nasi bezogoniaści go przed nią chowają!
No więc
została oprowadzona po całym schronisku, po wszystkich wiatach i
pomieszczeniach. Niczego, oczywiście, nie znalazła.
Znowu przeszło
parę tygodni i bezogoniasta wróciła. Tym razem miała z sobą tę nieszczęsną
fotografię szczeniaka i porównywała z nią wszystkie schroniskowe psy. Jej terierek
zmienił się w międzyczasie w terierkę: ona tu pewnie jest i wy zamierzacie ją
wysterylizować, ale ja zabraniam, ja ją zabieram!... Miła pani, nie ma tu pani
zwierzęcia… Jak to nie, a ten?... – i pokazuje na kundelka, trochę podobnego do
czau-czau… Proszę pani, to przecież zupełnie inny pies, proszę popatrzeć!... To
ja tu przyjdę z braciszkiem mojej suczki i porównamy!...
Nasza
bezogoniasta przeprosiła ją w końcu i wróciła do biura, gdzie czekali inni
interesanci. A tamta bezogoniasta chodziła po wiatach, przymierzała się do
coraz innego psa i wracała do biura twierdząc, że teraz znalazła tego/tą swoją
zgubę. I znów wychodziła. I znów wracała…
Nasi mieli
dość. Współczucie współczuciem, ale przecież pracować trzeba! Zadzwonili po
policję. Słysząc rozmowę z mundurowymi, bezogoniasta szybko wyszła…
I nie wróciła
już. Przynajmniej na razie.
A niedawno z
odległego miasta przyjechała bezogoniasta z synem, nastolatkiem. Autobusem
przyjechali. Młodzian postanowił adoptować psa – to musi być husky.
Dobrze. Gdzie
państwo mieszkacie?... W bloku… W takim razie husky to nienajlepszy wybór.
Zwierzak będzie nieszczęśliwy, on potrzebuje przestrzeni, ruchu jak najwięcej.
Może jednak weźmiecie państwo innego psa? Mniejszego? Mamy śliczne szczeniaki.
Chociaż zaraz! Jest tu u nas suczka husky, Tesa. Była chowana w bloku, jest
przystosowana do takich niezbyt komfortowych dla husky warunków. Chodźmy,
zobaczycie ją państwo!
I poszli na
wybieg, gdzie akurat latały nasze schroniskowe husky. Po drodze nasza bezogoniasta
opowiadała im o Tesie: że młoda, miła, ale mała jak na husky, trochę słaba, no
i ma sztywną nóżkę. Jeśli zdecydujecie się państwo na nią, to nasz pracownik odwiezie was
samochodem do domu. Bo z dużym psem nie poradzicie sobie w autobusie.
Chłopakowi na
widok biegających husky zabłysły oczy. Tesa ganiała z Zorrem i jeszcze jakąś
suczką. Widać było, że kuleje, ale poza tym nic jej nie brakowało.
Mamo, bierzemy
ją!... Synuś, a może się jeszcze zastanów, co?... Nie podoba ci się, że
kulawa?!... No nie, ale może najpierw obejrzyjmy szczeniaki, co?...
Nasza
bezogoniasta zaproponowała, by się zastanowili spokojnie, przeprosiła i poszła
do biura. Ja zostałam. A mama zaczęła przekonywać syna. Co mówiła? Że nieładna,
że kłopot, że pewnie lekarze, wydatki, że jak brać, to zdrowego psa… O, ten
mały, zobacz, jaki śliczny! I żywy jaki! I zdrowy! I szybciej się przyzwyczai!
I kłopotów mniej!...
Trwało to
trochę. Ale syn dał się przekonać. Wrócili do biura zdecydowani na Monę.
Po podpisaniu
umowy mamusia zaczęła się dopytywać o samochód, ale syn coś tam mruknął do niej
i opamiętała się. Poszli.
A Tessa będzie
czekała na innego bezogoniastego. Może też będzie młody, miły i przyjdzie do
schroniska bez mamusi.
UWAGA, UWAGA!
Wakacje się skończyły, odpoczęliśmy, można się brać do pracy naukowej!
Wolontariusze też odpoczęli i też się wzięli. W szkołach, na uczelni i gdzie
tam jeszcze. A z rozpędu zaczęli pisać swoje wspomnienia! A my je będziemy
prezentować na blogu. Co tydzień jedno. Zaczynamy od historii opowiedzianej
przez Magdę.
Opowieści Wolontariuszy
aby powiększyć kliknij na obrazek lub najlepiej otwórz w nowej zakładce
Piękne opowiadanie napisała Magda, szczerze wzruszające wspomnienie Odyna. Znałam Odyna, wielgusa z króliczą kitką, ale nie wiedziałam, że nie żyje.
OdpowiedzUsuńZgadzam się z Magdą, że "takie" psy, niekochające od pierwszego wejrzenia, niecałujące i tulące się bez przerwy, psy, u których na odrobinę zainteresowania trzeba sobie zapracować - zostawiają ślad w naszej pamięci najdłużej, przywiązują do siebie niewidzialną nicią, której nawet śmierć nie rozerwie.
Cieszę się, że opowiadanie przypomni, co niektórym, tego rudzielca.
Wiele schroniskowych psów, określanych mianem bezpańskich, niczyich - odeszło - ale okazuje się, że ktoś po nich płacze. One będą żyły dopóty, dopóki będziemy o nich pamiętać. Ciągle brakuje mi na stronie schroniska zakładki z Tęczowym Mostem.
Dzięki Magdo!