Historia całkiem niedawna i prawie zupełnie nieprawdopodobna! Pewien bezogoniasty jechał
rano z niewielkiej miejscowości do naszego miasta. Przez las wiodła droga. No i
jedzie sobie szosą i w pewnym momencie widzi, że dogania bociana! Zwolnił. A
ten bocian leci sobie też w kierunku naszego miasta, nad drogą, prawą stroną,
niziutko, tak że gdyby bezogoniasty przyspieszył, walnąłby go w tylne pióra!
Samochody
jadące z przeciwka też zwalniają i
kierowcy gapią się z otwartymi ustami na dziwo!
A bocian nic.
Dopiero, gdy las się skończył i zaczęły się pola, ptaszysko skręciło i
poleciało sobie na skróty.
Następnego
dnia rano telefon do schroniska: na niedalekim osiedlu, na wieżowcu, siedzi
sobie bocian. Pewnie chory, bo się nie rusza. Nasi zaraz zadzwonili do
zarządców tamtego bloku, spotkali się z jednym z nich (sami nie wleźliby na
dach, bo zamknięte) i drałują po cichutku na górę. Otwierają właz, wychodzą
cichutko…
Bocian
dostrzegł ich kątem ślepia, rozpostarł skrzydła i odleciał. A zaraz potem z
sąsiednich dachów poderwało się stado innych ptaków, gołębi chyba i poleciało
za nim. Goniły go?...
Minęło może
pół godziny i kolejny telefon, z niedalekiej ulicy: bocian samobójca łazi po
wysepce na środku ruchliwej drogi, zaraz wejdzie na jezdnię i wpadnie pod samochód!
Przyjeżdżajcie!...
No to znowu do
samochodu i w pogoń za bocianem, który oczywiście nie czekał.
I następny alarm: bocian na dachu
baraku. Oj, chory chyba, bo taki jakiś nieruchawy! Trzeba mu pomóc! Nasi:
wiemy, monitorujemy ptaka! Zabierzemy, jeśli okaże się, że jest rzeczywiście
chory albo ranny,. Bo jak na razie całkiem nieźle sobie radzi. Ucieka, gdy
chcemy go złapać. Nie ma problemów z łapaniem. Dzwoniący: to może go chociaż
nakarmić, co? Nasi: jak pan chce, proszę bardzo: ostrożnie podrzucić mu grubo
zmielone mięso z pokruszonymi kawałkami kości. Żadnych kanapek!... Dzwoniący:
ahaaa…
Potem były
jeszcze ze dwa telefony i następnego dnia kilka. Wciąż z tej samej okolicy. Aż
wreszcie bocianowi znudziło się miasto i odleciał sobie.
A my się tutaj
zastanawiamy, czy ten bocian z miasta, to ten sam bocian, który wcześniej
leciał nad szosą zgodnie z zasadami ruchu drogowego…
Minęły ze dwa
tygodnie i kolejna niecodzienność!
Tacy jeszcze
młodzi bezogoniaści z innego stowarzyszenia, które chce pomagać zwierzętom,
przywieźli do schroniska łabędzia! Późnym wieczorem to było! Tym młodym się
pewnie wydawało, że schronisko dla psów i kotów to dla ptaka odpowiednie
miejsce. No bo taki łabędź ma łeb i ogon? Ma! A jest biały, jak niektóre psy?
Ano, jest! A łapy ma cztery? Ma! Co prawda dwie na dole i dwie na górze, ale co
to za różnica! Może tylko tyle, że nie szczeka i latać potrafi. A jak pies
polatać spróbuje, to sobie łeb rozwali. Poza tym – łabędź to prawie pies.
Pan stróż
przyjął ptaka i zamknął go w wolierze dla kotów (sierściuchy już poszły spać do
kociarni). Coś tam miał ze skrzydłami i latanie mu nie wychodziło. No i
ptaszysko siedziało tam sobie nastroszone i syczało na wszystkich, którzy
znaleźli się w pobliżu, obojętnie, zwierz czy bezogoniasty.
A rano
zawiadomiono jednego uczonego z uniwersytetu, który zajmuje się ptakami. No to
szybko przyjechał i zabrał łabędzia w miejsce, do którego będzie bardziej
pasował.
Nie jestem
jakąś szczególną zwolenniczką łabędzi, ale życzę mu, żeby szybko wyzdrowiał!
A na koniec
coś z naszego podwórka. Psiego. W ubiegłym roku zamieszczaliśmy na blogu
scenariusze do serialu telewizyjnego z życia psów. To były takie prawdziwe
historie zwierząt, które trafiły do schroniska. Powiem nieskromnie, że się
podobały. No i wszyscy tutaj zdecydowali, że trzeba pisać następne odcinki, bo
ciekawych, wzruszających i strasznych psich żywotów nie brakuje. Wystarczy
pogadać z jednym czy drugim nowym, który do nas trafia. Zabraliśmy się więc do
zespołowej roboty i od dzisiaj prezentujemy Wam kolejne odcinki serialu
„Zdarzyło się psu”. Miłej lektury
aby powiększyć kliknij na obrazek lub najlepiej otwórz w nowej zakładce
Ciekawą masz pracę, naprawdę.
OdpowiedzUsuńWczytałam się w to co napisałaś w 100%, czekam na więcej. ;)
Pozdrawiamy Weronika i Lucky!
Zapraszamy na bloga; terrier-lucky.blogspot.com
Dzięki za dobre słowo! Więcej: co środę i niedzielę. Na Waszego bloga zerknę, jak tylko mnie wyczeszą i wrócę ze spaceru
OdpowiedzUsuńPozdrawiam szczekająco
Majka