KTOŚ PRZYCHODZI, KTOŚ ODCHODZI
Ktoś przychodzi, ktoś odchodzi, jak zawsze…
Z niedalekiego
miasta nasi przywieźli Żubra. Łaził tam bez celu (i żarcia!) po ulicach. Dostał
takie imię, bo kawał samca z niego, chociaż młody, może półtoraroczny. Ale
silny jak rzadko! Nic dziwnego, to mieszanka malamuta z husky.
Jak większość
z nas - gdy tu trafił, to mu trochę zrzedła mina, zwłaszcza jak wszystkie psy
na powitanie zawrzasnęły chórem. To na każdym robi wrażenie. No więc Żubr
schował się trochę, ale przywykł do nowych warunków szybko. Kiedyś pewnie miał
jakiś dom, bo bezogoniastych się nie boi, a samochody uwielbia – gdy jakiś
widzi, próbuje się pchać do środka, podróżnik jeden. Ale na razie nigdzie się
nie wybiera. Siedzi i czeka na kogoś, kto go adoptuje.
Takiego kogoś
znalazł sobie Magnum, dorosły, trzyletni kundelek. Czarny, z brązowymi łapkami.
To była
adopcja z przygodami. Upodobał go sobie starszy już bezogoniasty. Nawzajem
przypadli sobie do gustu. No i po podpisaniu umowy adopcyjnej poszli sobie
powolutku ku nowemu życiu, jak to mówią…
Tyle, że po
godzinie Magnum był z powrotem w schronisku, a właściwie pod bramą. Siedział
tam sobie i szczekał! Nasi, oczywiście, zaprowadzili go do kojca, a sami
zadzwonili do starszego bezogoniastego. I co się okazało? On przyjechał po psa
miejskim autobusem. I wrócić z psem do domu chciał tak samo! Potupali sobie na
przystanek, autobus zajechał, pan do środka, a Magnum zaparł się: on to akurat
nie Żubr, samochodami nie jeździł. No więc pan w jedną, a pies w drugą. Nim
doszli do porozumienia, Magnusowi udało się wyrwać łeb z luźno zapiętej obroży
– i w długą!
Polatał trochę
po okolicy, na świat popatrzył, ale że do schroniska było niedaleko, a pora
obiadu się zbliżała, to wrócił.
Gdyby ten
bezogoniasty powiedział, ze pojadą autobusem, to nasi by ich odwieźli
schroniskowym samochodem, a tak – było trochę nerwów. No ale skończyło się dobrze.
Magnum jest w nowym domu i nie narzeka.
Nie narzeka
też Serdel. Pamiętacie? Pisałam o nim, o tym najłagodniejszym potworze, jakiego
poznałam.
Wzięli go do
siebie młodzi bezogoniaści. Mówili, że to ich kolejny pies ze schroniska, że parę
lat temu też wzięli jednego, ale odszedł – starość… Chyba rzeczywiście tak
było… Jak przez mgłę przypominam ich sobie, tamtego dawnego psa też. Ale jak on
miał na imię?... To już tak dawno…
Jak by nie było,
ci młodzi poodwiedzali Serdla, pochodzili na spacery i ostatecznie zabrali go.
Bardzo dobrze! Chociaż z drugiej strony trochę mi żal, bo się do niego
przyzwyczaiłam. Fajna bestia była… Mam nadzieję, że czasem podeśle jakieś
wieści o sobie.
I Cziki też
już nie ma. To taka starsza już, pewnie siedmioletnia amstafka. Przyjechała do
nas z niedalekiego przytuliska, gdzie siedziała dłuższy czas i cierpiała, bo
miała kłopoty z żołądkiem. Tu u nas od razu zaczęli ją leczyć i dziś jest już w
porządku.
Ta suczka też
miała kiedyś dom. Do bezogoniastych odnosi się bardzo przyjaźnie, chociaż z
innymi psami nie chce mieć nic do czynienia. Warczy i boczy się. No więc nie czuła się w schronisku najlepiej.
Zna podstawowe komendy: potrafi usiąść, podać łapę, położyć się, poprosić
ładnie… I jest niebrzydka. Mogłaby prędko znaleźć sobie nowy dom, tylko ten
wiek… No to nie dawaliśmy jej wielkich szans.
A tu – proszę.
Przyszła do schroniska jedna bezogoniasta i stwierdziła, że Czikę zabiera. Ale
mimo że grzeczna, to jednak amstafka, pies, który może być niełatwy. No więc
bezogoniasta przychodziła parokrotnie, poznawała się z Cziką, zabierała na
spacery, wreszcie odbyły obie szkolenie z treserem – jak zwykle w takich
wypadkach się dzieje. Ten treser zdecydował, że bezogoniasta poradzi sobie i
nie da się zjeść. No i Czika poszła do nowego domu!
Za to przybyło
nam – od razu – pięć innych psów! Ale o tym opowiem za następnym razem, bo
teraz będzie o czymś innym!
Każdy pies ma
swoją własną, prywatną historię, wiadomo. I swoją historię ma też każda rasa!
Nawet kundle ją mają! No i psy - obojętnie, jamniki, pudle, boksery czy
najzwyklejsze mieszańce – gdzieś głęboko w pamięci przechowują wiedzę o
przeszłości swego rodu. Matki im opowiadały, ojcowie, inne psy… I tak z
pokolenia na pokolenie. U bezogoniastych, z tego co wiem, jest podobnie. Tylko
że bezogoniaści swoją historię spisują. A psy nie. Przynajmniej do tej pory.
Tu u nas, w
schronisku, jak wiecie, psie życie intelektualne kwitnie. No to poszczekiwaliśmy
sobie niekiedy w wiatach na ten temat. I postanowiliśmy odtworzyć dzieje psiego
gatunku. Dla potomności. Bezogoniaści, którzy zawsze koło nas się kręcili,
napisali już coś na ten temat, ale oni przecież nie wiedzą wszystkiego. Chociaż
zdaje się im, mądralom, że wiedzą. Ale kto lepiej od psa potrafi opowiedzieć
psie dzieje? Zabraliśmy się więc do tego. Pół roku przypominaliśmy sobie
wszystko, co pamiętamy na ten temat. Nawet okoliczne psy, te, które mają własne
domy, pomagały nam. Tak jak w przypadku psiej mitologii. I oto nadszedł czas,
żeby przedstawić wyniki naszej pracy. Od dziś prezentować więc będziemy
„Psiedzieje w piętnastu szczekach”. Czytajcie i uczcie się, bo oto przed wami
prawdziwa historia psów przez nie same opowiedziana.
aby powiększyć kliknij na obrazek lub najlepiej otwórz w nowej zakładce
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz