Jak zadzwonił telefon, to sobie pomyślałam, że wreszcie będzie coś nowego. Było, ale nie
całkiem. Były koty w pomidorach.
Mówił jakiś
starszy bardzo bezogoniasty, że chciałby koty z dziełek oddać do schroniska.
Pięć małych z matką. A wiadomo, że takich wolnożyjących nie przyjmujemy, więc
nasi zaproponowali pomoc w znalezieniu im domów: fotografie, strona internetowa
– i tyle. Bezogoniasty nie miał nawet nic przeciwko temu, tylko poprosił, żeby
mu te zdjęcia ktoś zrobił, bo on nie potrafi i nie ma czym. Uff!
No to nasi
pojechali. A ja z nimi. Wpierw po tego staruszka, bo bez niego mogliby w
plątaninie działek nie trafić we właściwe miejsce, a potem, z nim, w te ogrody!
A bezogoniasty opowiadał: Kotka z małymi weszła mu do domku, a on tam ma wiele
do zrobienia. Jakiś czas były, ale przeszkadzały. No i żona zrobiła raban, żeby
je zabrać. Sąsiedzi się zlecieli, jedni radzili pogonić paskudztwo, inni – żeby
potopić, ale wreszcie ustalili, że przeniosą koty na inną działkę, na której
właściciel bywa codziennie. I potem zawiadomić schronisko.
Jak uradzili
tak zrobili.
Kotki z matką
siedziały sobie w małej szklarence, w której rosły pomidory. I te sierściuszki
z pomidorami rosły sobie też. Spłoszone były po tej przymusowej przeprowadzce,
która miały dwa dni wcześniej, ale dały się sfotografować:
Oj, mógłby je
ktoś zabrać spośród tych pomidorów!
A parę dni
wcześniej zadzwonił inny starszy bezogoniasty. Upatrzył sobie na naszej stronie
internetowej pewnego kota, dorosłego samczyka. Nasi się ucieszyli, bo dorosłe
sierściuchy rzadko budzą zainteresowanie – wszyscy wolą maluchy. Bieda w tym,
że ten wybrany mlekopij akurat tego dnia, wcześniej, poszedł do nowego domu.
Taki rzadki zbieg okoliczności. Ale temu, kto dzwonił, nasi zaproponowali
Puma.
Nachwalili się
go tyle, że aż mdło mi się zrobiło. Bo kot w porządku, jak na sierściucha, ale
znowu nic takiego nadzwyczajnego, moim zdaniem. Tak czy inaczej starszy
bezogoniasty dał się przekonać i powiedział, że po niego przyjedzie.
Ale przeszedł
jeden dzień, drugi, jeszcze parę – a bezogoniastego nie widać. Widać znów
słomiany ogień!
Aż tu proszę,
przyszedł! Z Pumem się zobaczył, spodobali się sobie i jeszcze jeden stary
sierściuch poszedł do nowego domu. Bardzo dobrze!
I całkiem
świeża historia, która spowodowała mały popłoch w schronisku. Wpada do biura
całkiem spory bezogoniasty z kotem w klatce i w krzyk: Pogryzł mnie, pewnie
wściekły! Policja kazała mi go tutaj przywieźć! Bierzcie go!
No to nasi
wzięli i patrzą: mały, czarny, ma może miesiąc… Spanikowany tak, że mu oczy
wyłażą!
I
wściekły??... Skąd go pan ma?... Byłem na działce i on mnie pogryzł!
Pokręciłam
łbem i zawarczałam. Nasi bezogoniaści zachowali spokój. Ale czasem o to trudno.
Po co bezogoniasty czepiał się kota? Przeszkadzał mu? Pewnie żył sobie
spokojnie na tych działkach, a tu nagle ktoś go łapie i to pewnie niezbyt
delikatnie. Przestraszył się sierściuch i złapał za palec zębami…
O żadnej
wściekliźnie, oczywiście, mowy nie było! Mały zdrów jak ryba. No ale siedzi w
klateczce na obserwacji i jeśli się wścieknie, to z nudów!
A inny
bezogoniasty przyniósł persa. Żeby oddać. Sierściuch był taki wystrzyżony, aż
żal było patrzeć. A powód? Dziecko się bezogoniastym urodziło, więc kot w
odstawkę. A dziecko uczulone?... Nooo, chyba nie, ale nie będziemy ryzykować.
Zaryzykowałabym
i kłapnęła go kłami w łydkę, ale stał za daleko. Zresztą na takich zębów szkoda…
Stanęło na
tym, że nasi bezogoniaści kota nie przyjmą – schronisko dla bezdomnych zwierząt
nie przyjmuje „domnych” - ale pomogą
temu młodemu tatusiowi znaleźć nowy dom dla persa. A on sam się zobowiązał, że
będzie również szukał.
No, zobaczymy!
A na zakończenie – teraz tak
będzie, przez pewien czas, każdej niedzieli – kolejna historia opowiedziana
przez jednego ze schroniskowych wolontariuszy.
Opowieści Wolontariuszy
aby powiększyć kliknij na obrazek lub najlepiej otwórz w nowej zakładce
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz