Oczami Bezdomnego Psa

środa, 26 października 2011

          Zrobiłam sobie dzisiaj przyjemność! A co! Jak pies stary, to już nic mu się nie należy? No to zrobiłam. I wracam sobie wesoła, ogonem macham, tym i owym kręcę… bezogoniaści się oglądają: „Coś ty, Majka, taka uchachana?” Coś tam szczeknęłam w odpowiedzi i do biura, poleżeć. Ledwo wlazłam, a tu nagle: „Śmierdzi coś, tfu!... Majka, w czym ty się znów wytarzałaś? Stary pies, a głupi!...” Mądrzy się znaleźli! A ogony gdzie? Sami leją na siebie litrami te paskudztwa, po których pies węch traci, a mają pretensje!
Ale nawet warknąć nie zdążyłam, jak mnie wygonili. Coś jeszcze zdążyłam usłyszeć o kąpieli! Akurat, znajdą mnie! Jak sierściuch warknie, a mastif miauknie! Mam tu takie schowanko, którego jeszcze nie odkryli. Tylko poleżeć w nim się długo nie da, bo ciasne. Wylazłam, jak sobie poszli i sam stróż został. Jemu naturalne wonie jakoś mniej przeszkadzają. Sensowny bezogoniasty.

W ogóle jacyś czuli ci bezogoniaści na nasze zapachy. Taka Kuleczka: stara już, jedenastoletnia. Jej pan zmarł i trafiła do schroniska, Śliczna, malutka, cała biała, ze spiczastym, drobnym pyszczkiem. Miała ostre zapalenie tego pyszczka i dlatego… No, bezogoniaści mówili, że jak odetchnie albo szczeknie, to wszystkie pchły zdychają w całej wiacie. Chwalić Doga, nie wygnali jej z wiaty, jak mnie z biura, tylko wysłali do zjaw, żeby jej zdjęli kamień z zębów. Potem dali jakieś leki i było dobrze. Zaraz potem poszła ze schroniska do nowego domu.

No dobra, bądźmy sprawiedliwi - my z kolei jesteśmy czuli na ich zapachy. I na te przez nich wywoływane. Niedaleko schroniska są działki. A na tych działkach bezogoniaści coś palą. Jakieś rośliny, czasem pewnie jakieś śmieci… Zwłaszcza jesienią, gdy porządkują ogródki. I ten swąd wali z wiatrem do schroniska. Niekiedy jest tak mocny, że nasi bezogoniaści zaczynają latać po schronisku i szukać, czy to u nas się nie pali! Na szczęście nie. Ale nam wtedy zatyka nosy! Chowamy się, gdzie możemy, tylko gdzie tu się schować przed dymem? Tłumi nam węch, wyciska łzy z oczu… Paskudne. I tak niekiedy pół dnia… Ech…

Zima idzie, no więc bezogoniaści będą się dogrzewać. Futer nie mają, to im zimno. Nasi palą w piecu jakieś papiery, trociny, drewno, węgiel… Trochę dalej za schroniskiem (nie tam, gdzie działki, po drugiej stronie) inni bezogoniaści w swoich domach też się grzeją. Wiatr zawieje, i to wszystko do nas… Dym, dym i dym, nic innego nie czuć. A wy wiecie, jak cudownie pachną świeżo otwarte puszki z żarciem, albo sucha karma, kiedy się otworzy nowy worek? Albo to, co dla nas bezogoniaste pichcą w kuchni? To mięsko, mięseczko, mięsunio, to… Połowa radości z oczekiwania na karmienie płynie stąd właśnie, z wchłaniania tych woni, a tu nagle swąd z kominów! To jakby lizać miękką sierść szczeniaczka i nagle poczuć, że ktoś podłożył jeża! I tak całe długie zimowe miesiące!...

Koniec narzekania. Teraz z całkiem innej beczki. Mamy tutaj sporo starych bud. Nasi bezogoniaści, jak zaczęli rządzić w schronisku, zaraz zaczęli nam wymieniać budy na nowe, większe, cieplejsze, wygodniejsze. Te zużyte popalili, ale niektórych szkoda było, mogły się jeszcze przydać. A jedna z tych bezogoniastych, co to z dobrego serca pomaga schronisku, ma taka pracę, że dużo jeździ po świecie. I jak jeździ, to się rozgląda. Jak zauważa gdzieś na wsi, że tam pies bez budy, pod jakąś nędzną wiatką albo pod daszkiem byle jakim, to zatrzymuje się, rozmawia z bezogoniastymi i gdy widzi, że bieda, to zawozi tam przy okazji naszą starą budę. Właściwie nie ona, tylko jej mąż. Przedtem tu u nas taką budę się trochę poprawi, załata, nową papę da na dach… No i jakieś biedne psisko jedno i drugie ma gdzie mieszkać. Na zimę jak znalazł.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz