Oczami Bezdomnego Psa

niedziela, 30 października 2016

Te sierściuchy takie mało odporne jakieś...

Jeden kłopot z tymi sierściuchami!

- Dżokej, nie zaczynaj....

- Ares, ale nieprawdę piszę??

- Nie.

- Się obrońca zrobiłeś nagle! I krótkołapych i sierściuchów...

-...i każdego zwierza, na którego będziesz marudził!

- Ale Ares, one przychodzą albo chore albo zaraz będą chore! Zwłaszcza te małe!

- WCALE NIE! WRRRR! ICH WINA, SIĘ PYTAM???? POSZEDŁ MI STĄD, ALE JUŻ, PÓKIM DOBRY!!!

- ...oooojeeenyyyy.... sierściucholub się znalazł.... pffff....

- WRRRRRRR!!!!!

Ten Dżokej to niemożliwy jest! Ja złagodniałem na starość, ale on to powoli będzie się nadawał tylko do siedzenia pod stołem! I to w kuchni! Muszę mu zakazać pisania, bo to nie do pomyślenia.......

Taak, trafiają do nas sierściuchy chore. Maluchy też. Bywa, że chorują długo, a czasami choroba jest skuteczniejsze niż leczenie... Wyjaśnię jednak, jak to jest.

Jak się rodzą małe kitki i chłeptają sobie mleko bezpośrednio od matki, to ćlamkają też przy okazji takie specjalne coś, co potem je chroni przed choróbskami. Kiepsko jest, kiedy taki maluch gubi za wcześnie matkę, kiedy jeszcze nie dochłepta tych ulepszaczy ile trzeba... Pół biedy, kiedy ktoś go przygarnie do domu, zanim zdąży się pochorować (chociaż zapewne i tak jak ma mieć wirusa, to go ma, ale w domu łatwiej czasem wyleczyć), ale kiedy sierściuszek trafi do schroniska taki słabszy, niedoodporniony, smutny, zestresowany... To już całkiem tragedia! Nasi tylko codziennie obserwują takiego i dopatrują się łzawiązego oka czy pierwszego glutka przy nosie, czy czegoś niefajnego w kuwecie... Jak wszystko jest super, to z taką ulgą zawsze odetchną, że ich słychać aż na osiedlu za laskiem! 

Kiedy jednak pierwsze kichnięcie się rozlegnie albo sierściuch do michy rano nie podejdzie, bo ani łapką przednią, ani tylną ruszyć nie ma sił, to już dramat i psiowet ma co robić... Nie jest to jednak wina kociambrów! Jak winić takiego malucha, który ledwo na oczy przejrzał i już został sam na świecie? 

Powiesz Suszkowi, że tylko kłopot z nim?


Suszka znaleźli gdzieś, gdzie nawet nikt nie mieszka. Na około ani matki, ani rodzeństwa, sam sierściuszek... U nas na początku zgrywał dorosłego, groźnego kota, bo prychał i syczał, jak stary! Nasi się jakoś nie zlękli... Suszek postanowił zmienić taktykę, kiedy tylko poczuł, jak może być u dwunożnycch ciepło i miękko na rękach. Teraz mruczy jak tylko ktoś go pomizia, psów się nie boi, świat go interesuje, bystrzacha! Nasi już widzą, że wirusy się do niego kleją... Szybko zaczęli go uodparniać od środka i oby to zadziałało...

Matylda też trafiła jeszcze taka ledwo odrosła od ziemi...


Trzeba było ją karmić butelką, bo nie potrafiła sama jeść. Taka sierotka... Ani samemu zjeść, ani się umyć, trzy światy z takim sierściuszkiem! Nie jej wina przecież, że gdzieś zgubiła matkę... Sama do lasu też nie poszła, a tam właśnie została znaleziona. Gdzieżby ona na tych krótkich girkach przeszła taki szmat drogi! Matylda zamieszkała w schroniskowej klatce... Szybko okazało się, że jest chora, się wirus do niej przyplątał bezczelny taki! I to ten groźny, bo kitka zachorowała na palneluonepenię.... yyyy.... jakoś tak... I tak jestem lepszy, bo nasi długo mówili na to "pylylylyly"! Trudna nazwa, ale żeby nie było, że niedouczony jestem - p a n l e u k o p e n i a.  O! Tabletkowa to nawet przykładała Matyldzie takie ustrojstwo, z którego można było wdechnąć takie powietrze jakieś inne.


No i się udało. Jakoś się Matylda z tej najgorszej choroby wydostała! A mało któremu sierściuszkowi się udaje... Miała szczęście. Tylko też potrzebuje tej szczepionki, co Suszek.

Mazurka była większa już, kiedy zamieszkała u nas.


Ale co z tego, i tak się kociolaska zestresowała, że zaraz zaczęła kichać... Podrostka z niej, już nie dzieciuch, jeszcze nie panienka. Nie leci zaraz też do dwunożnych, taka z tych bardziej nieśmiałych jest, chociaż ciekawość też w sobie ma, to już pół sukcesu. Nasi jej musieli ucha czyścić i oczy przemywać, to się dawała bez problemu, tylko chwalić takie! Lepiej z nią, ale psioweci Mazurce też zalecili dać szczepionkę, żeby jej było łatwiej walczyć z choróbskiem i uchronić przed kolejnym. Tylko by kłuli! Bo to taka kłuta szczepionka... Ale jak mus, to mus, co poradzić. Mnie też kłuli, jak trzeba było i żyję. A już bym nie żył. Niech więc sierściuchy się dają szczepionkować!

Takie cudo jeszcze zamieszkało ze dwa miesiące temu:


Kleofas mu dali na imię. Niebieskie oczydła ma, dużo gada i łapami macha do każdego, kto przechodzi obok jego miejscówki. Kleofas nie może sobie poradzić z katarem. Smarka i smarka! Nasi mu testy porobili i pierwsze nie wyszły za dobrze, bo tak trochę wyszło, że sierściuch może mieć wirusa takiego, co odporność obniża i nie można się go już pozbyć. Testy powtórzą i może się okaże, że to jednak nie to...Oby! Kleofas też musi się szczepionkować, żeby mu było łatwiej. Jak się okaże, że jest jednak nosicielem, to nie będzie mógł iść do domu z innymi sierściuchami...

Ech... Tabletkowa to ma chyba całe kartony tych wzmacniaczy odporności... I to różne rodzaje, bo i tabletki, i kapsułki, a psioweci jeszcze dowożą do wkłucia, takie najlepsiejsze. Niełatwo jest z tymi sierściuchami, bo one się częściej stresują, a jak się stresują, to odporność im spada, a jak spada odporność, to łatwiej zachorować i trudniej wyzdrowieć... I tak się to kręci... 

Potem się jeszcze przedłuża, bo każdy chce zdrowego sierściucha w domu, wiadomo. Najlepiej by było, gdyby one tak od razu po przywiezieniu szły do domów, ale też te domy muszą pamiętać, że mruczydło już może być chore, tylko jeszcze niewidocznie, bo się wirus dopiero zagnieździł... Ech, tutaj też żadnego dobrego rozwiązania...

Pozostaje życzyć wszystkim sierściuchom lepszej odporności, niegubienia matek, niegubienia się samych, niechorowania i szybkiego zdrowienia!

....a teraz muszę wymyślić jakieś hasło do komputera, żeby Dżokej nigdy więcej już nic nie napisał....

środa, 26 października 2016

Teraz z uśmiechem do zdjęcia! Nie robić min!

Pisałem nie raz i nie dwa, a pewnie napiszę jeszcze kilka - fotograpsiowanie to nie jest łatwe zajęcie. Każdy to powie, kto zdjęcia robi zwierzakom. To nie wazon, który się na stole postawi i stoi. To nie krzak, któremu może gałązki się gibią, ale nóg nie ma, to nie pójdzie. Niektóre czterołapy w miejscu ustać nie potrafią! Albo łapki im tańczą, albo nagle coś usłyszą i popatrzą się w bok...

Dzisiaj będzie o tych, co się potrafią zbomilizować. Pochwała się należy! Wręcz na wystawę jaką iść mogą! I co z tego, że kundle... ale postawa jak u niejednego rasowca!

Znaczy zacznę od Sizala, chociaż jemu akurat nie do końca wyszło... Ale nigdy go nie było na blogu, więc należy od niego zacząć i koniec.


Sizal fajny jest. Tak po prostu. Tutaj się wydaje ogromny, ale aż tak duży nie jest. Już długo u nas mieszka... Długo już czeka... Za 3 miesiące będzie rok... I nic, i nikt, i nikogo... Na spacery jest zabierany, czasami przechadzkuje się też w towarzystwie całych rodzin, bo on lubi też tych dzieciowych dwunożnych, grzeczny jest i sympatyczny... i nic, i nikt, i nikogo nie ma, kto by mu chciał dać dom... A widzicie, jak ładnie pozuje! Umie się pokazać z każdej strony, bo nie tylko z wyglądu, ale z charakteru też wart jest! ...i pozować umie, wspominałem??

O tym psie już było, więc za dużo nie napiszę. Derlik.


Ten to umie stanąć! I tylna łapa odsunięta, przednie równiuśkie razem, oko przymrużone, ucho nadstawione... No ideał! Derlik przyjechał krótko po Sizalu, więc też za jakiś czas mu stuknie rok, odkąd czeka na dom... Niejeden się już w nim zakochał, ale akurat żaden z tych dwunożnych nie może go zabrać... Zwłaszcza dwunożne laski się w nim zakochują, co też już pewnie pisałem nie raz. Głównym problemem u Derlika jest to, że co jakiś czas nim chorobowo telepie... Wyszperałem w jego karcie - p a d a c z k a się to nazywa. Ma i koniec, i się nie pozbędzie, nie jego wina przecież. Nie musi jednak często go telepać, wcale nie musi! I wcale nie musi to oznaczać, że w schronisku musi siedzieć do końca życia psiego! Bo Derlik grzeczny jest, inne psy lubi, bawić się uwielbia, ludzi kocha... KOCHA! Mało!? Jak mało, to napiszę jeszcze - pozować umie, o!

Mam jeszcze ostatnie zdjęcie, Admina:


Jak Derlik! Może Adminowi przednie łapki się troszkę rozjechały, ale mało, poza tym teraz są tak równo od siebie... I uśmiech też, i ucha do przodu! Admin jest dłużej niż ta cała reszta, bo już ponad rok. Też nie rozumie nikt, dlaczego! Zdrowy, grzeczny, wzrostu akurat, pozytywny, radosny przyjacielski... Taki psiumpel! I kto mi powie, dlaczego ciągle czeka...? Że wiek niby średni? Ech... tyle razy pisaliśmy, że my dwunożnym wieku nie wymawiamy. Niczego nie wymawiamy, bo dwunożny ma mieć serce sierścią porośnięte i tyle. Uśmiechnie się szczęście też do Admina kiedyś. Pewnego dnia ktoś stanie przy jego kojcu i po prostu powie, że TEGO chcę poznać i TEGO zabrać do domu... Tak się stanie pewnego dnia. Admin też w to wierzy. Na szczęście...

Tak to, widzicie, pozować trzeba!

Nie tak, jak Dunia...


Uszka mają być DO PRZODU, a nie tak.... bo wychodzi, że Dunia jest foką z dłuższymi girkami...

I nie tak jak Sparoł...


...tu chyba nie muszę tłumaczyć... 

Sizal, Derlik i Admin pozują pięknie! Starają się i zdają sobie sprawę z powagi sytuacji, że jak dobrego zdjęcia nie będzie, to nikt ich nie wypatrzy. Dlatego teraz pokazują się w internecie z najlepszych i najbardziej dostojnych stron! Czy to wreszcie sprawi, że komuś się spodobają, że ktoś przyjdzie, zabierze je na spacer i postanowi, że są przy osobistym poznaniu tak samo idealne, jak na zdjęciu...?

Oby... 

...bo pyszczki siwieją coraz bardziej...

niedziela, 23 października 2016

Gdzie masz resztę łapek...?

Przyglądam się i przyglądam... i coś musi być nie tak. Przecież sama natura by tego nie wymyśliła! Co to za interes robić 4 kroki zamiast dwóch?? Większość psów u nas tak normalnie chodzi i biega, a kilka mamy takich, co im gdzieś łapki ucięło, doszyło w łokciach i teraz muszą drobić na spacerach i miliard razy na spacerze je podnieść i postawić niż tylko tysiąc... No wiecie!

Patrzcie, taki Max:


Widicie!? No kto to widział! Łokieć i od razu nadgarstek, i palce! Z tyłu też kolano styka się z piętką, no wiecie... Biedny Max! Ten prawie-bez-łapek miał kiedyś pańcię, ale zachorowała bardzo i nie mogła dłużej opiekować się Maxem... Psiak zrozumiał, bo co było robić... Stara się nie zawadzać i na każdym kroku pokazuje, że jest grzeczny, ułożony i bezproblemowy. W domu mieszkał wcześniej, więc wie, że podłóg ani ścian się nie moczy, a o to wielu dwunożnych się boi. Tu się nie ma co bać! Max ma 6 lat, więc jeszcze co najmniej drugie tyle przed nim! Będzie idealnym psiumplem dla każdego, tylko ktoś się musi w tych łapeczkach zakochać...

Majkela też mi szkoda!


Widzicie? Też coś z tymi girkami nie tak... I jedna skarpeta się zsunęła. Może wie, że tak nieidealnie z tym ubiorem i łapami, więc nadrabia inaczej - sympatycznością i urokiem osobistym. Czyli - miziastość - 12 punktów na 10! Wpycha się na kolana, a przy takich ledwo-odrosłych-łapkach to niełatwe, ale Majkel wytrwały jest. Jeszcze jak przy tym dostanie coś do szamania, to w ogóle jest w niebie... Nasi mówią, że Majkel całkiem niedawno stał się niczyj, bo ani żeberek nie widać, ani pół pchełki na nim nie było! Taki elegancki trafił. Całe wakacje u nas spędził, a tu nie widać, żeby miał wracać do domu... Nikt się po niego nie zgłosił, nowy dwunożny też jeszcze nie przyszedł... Szkoda.

Ale już całkiem okaleczony jest Kapsel!


Widzicie??? Łapek nie ma! Zostawili mu same nadgarstki!! Co za biedny pies! Ile on się musi nakopytkować na spacerze, to chyba tylko on wie! Tutaj to wygląda na okaleczenie podwójne, ale zapewniam, że Kapsel ma resztę siebie, o:


Kapsel przyjechał do nas z psiumpelką, Kanią. Kania jest duża, normalnie zbudowana, więc jej tu nie będzie w zestawieniu. Ten bezłap niby się nie bał dwunożnych, ale jakoś śmiałości nie miał... Jak kucnęli, to podchodził, bo mizianko przecież takie przyjemne! Ale jak ktoś chciał go złapać na wybiegu, to nie ma szans! Tak kopytkuje do okoła! Trzeba kucnąć, wtedy sam się łapie. Na spacerki też chętnie chodzi, zwłaszcza łapa w łapę z Kanią, chociaż on jej do piętek ledwo sięga. Kapsel jeszcze niedawno temu był dzieciuchem. Ledwo rok psioweci mu dają, to całkiem młodziak! Całe życie przed nim i byłoby super, gdyby było super, a nie schroniskowe... Bo i sam Kapsel jest super! Pocieszny, mięciutki, mizistaty, wesoły... 

Takie mamy bezłapki... Najbardziej mi żal Kapsla, ale co zrobić, tak już ma. Nie są jedyni, bo jeszcze Nana czy Funfel... 

- Dżokej! Czy Ty się dzisiaj z gupim na głowy zamieniłeś??

- No i po co mnie obrażasz, hę? Ares-Smares...

- Bo gupoty takie piszesz, że aż mi żal! Ale nie tych zwierzów, ale ciebie!

- Że niby co!? No nie mają łap! A mają??

- MAJĄ! Takie się URODZIŁY i TAK właśnie natura wymyśliła! I powiem ci więcej! Są UROCZE z takimi girkami i nie wiesz nawet, ilu dwunożnych ma słabość do takich! 

- ...co ty... 

- Właśnie, że TAK! Słyszałem na uszy własne, jak ktoś mówił "oooooooo jakie łapeeeczkiii" i patrzył się maślanymi ślipiami! Nie każdy lubi takie smukłe i chartowate. Wałeczki z nibynóżkami też mają swoich fanów!

Ech. Lepiej, żeby Dżokej nie kończył tego posta. Już nie mam czasu go poprawiać. Z tego miejsca przepraszam wszystkie krótkołape. Piękne macie girki, możecie przechodzić pod brzuchami wielkopsów i może potrzebujecie długich posłanek, ale przynajmniej wąskich! 

Dzień Kundelka jest tuż-tuż
Wszyscy jesteśmy piękni... i już!

środa, 19 października 2016

Nie ma się czego bać!

W schronisku jest wiele uczuć. Akurat w naszym jest bardzo dużo radości, miłości i entuzjazmu, ale niektórzy, niezależnie od ilości nóg, czasami jeszcze się letko obawiają albo i boją... U nas jednak bać się nie ma czego, ale weź to wytłumacz jednemu czy drugiej. Nie jest łatwo czasem, trzeba się samemu przekonać.

Kiara się przekonuje....


Ach, jest tak urocza i tak pięęękna, że się napatrzeć nie mogłem, jak szła na spacer... Może nie ma klasycznej urody, ale coś ma w sobie. Trzeba zobaczyć na żywo... Kiara bardzo się obawia... Za głośno u nas, za samotnie, za pusto, za bardzo nie-wiem-o-co-chodzi-i-gdzie-jestem-i-po-co.... Nic jej u nas nie grozi. Nic a nic. A jednak patrzy Kiara nieufnie, rozgląda na boki, patrzy w oczy pytająco, czy czegoś ktoś od niej chce, czy coś źle zrobiła... Może i nie wytrzymała, zostawiła niespodziankę na podłodze, ale nie było to specjalnie... Może posłanko trochę rozmemłane, ale to przez sen musiała zrobić... I tłumaczy się jej, że tutaj nikt nie narzeka, że musi powycierać płytki, że posłanko nowe trzeba przynieść albo pościelić na nowo. Nie trzeba się bać, bo tu nikt nie krzyczy na nikogo w złości... Kiara przyjechała ze złamaną girką, teraz dochodzi do siebie w apartamencie. Powolutku wychodzi sobie na spacerki i widać, że bardzo jej potrzeba tego dwunożnego ciepełka...

Popsik też tak niebardzo chce z budki wychodzić...


Przyjechał do nas taki zmizerniały... Ktoś go widział już kilka dni wcześniej, się w końcu okazało, że niczyj. Nikt się do tej pory do niego nie przyznał. Miał rozpapraną powiekę i psioweci z Tabletkową musieli często do niego zaglądać. Nie chciał wychodzić z budki... Mała, zagubiona, poraniona od zewnątrz i od środka kupka nieszczęścia... Już jest lepiej, ale do śmiałości to mu daleko. Koniecznie ktoś go musi zabrać tak na zawsze-zawsze od nas... Wyciągnąć ze skorupki i zapewnić, że już wszystko będzie dobrze i bezpiecznie, i spokojnie...

Nie tylko zwierzaki się u nas obawiają. Myślicie, że dwunożni to lepsi? A skąd! Zasada u nas taka, że jak się dwunożny boi czworonoga, to nie ma co, lepiej, żeby nie wchodził, bo my to niegłupie jesteśmy! My wiemy, kiedy ktoś się nas boi, a niektórzy to wykorzystują... Chociaż nie każdy. W każdym razie - trzeba być przekonanym, że chce się czworonoga poznać. Inaczej nie ma co.

Reksik był trochę postrachem na początku...


Niedźwiedź taki! Zna komendy, uczony znaczy, ale chyba miał doświadczenia kiepskie, zwłaszcza z dwunożnymi laskami, bo tak niebardzo był przekonany, żeby się z nimi polubić. A może uznawał, że się baby nie znają, czy jak...? Że się z nimi fajnie czasu nie spędza? No nie wiem, co mu nie pasowało... Najważniejsze, że się chłopak przekonał! Kilka dni temu to mi Pinio z kuchni przekazał, że jedna dwunożna u niego siedzi i Reksikowi kudełki wyczesuje! A on nic! Wierzyć nie chciałem, ale Pinio powiedział, że chociażby miał wyłysieć do reszty - prawdę mówi! Skoro tak... W którymś momencie niedźwiedź dał do zrozumienia kulturalnie, że już wystarczy, ale co mu wyczesała, to wyczesała i od razu ciutkę lepiej jest! I się okazuje, że nie ma co się bać Reksika.

Jeszcze jeden jest taki, co się niektórzy obawiają... Co najmniej troje naszych, kiedy widzą amstaffopodobnego zwierza, to od razu z miejsca by macało, miziało i drapało po pleckach. Z kolei co najmniej jedna nasza, kiedy widzi amstaffopodobnego, to z miejsca się obawia. Jakoś nie ufa, chociaż nie raz się okazywało, że to super zwierzaki! Jednak do każdego z osobna musi się przekonać...

...i kiedy się dowiedziała, że akurat musi wejść do Pako...


...to trochę jej nogi zmiękły, ale czasu nie było się zastanawiać! Zapytała tylko szybko behapsiorysty, czy Pako jest fajny, usłyszała, że super, więęęc poszła, zapoznała się przez kraty i weszła pewnym krokiem zostawiając obawy na zewnątrz. Do środka nie wolno wnosić. Na szczęście się okazało, że kiedy wychodziła, to już ich nie było. Pako okazał się psiekstra psem! Jak na takiego trochę-rasowego, to wielkie cielę z niego! Tylko nie ma czego się bać, bo jest całkiem przyjazny! Psów nie lubi, ale trudno, nie musimy się psiumplować. Przecież żaden czterołap go nie adoptuje, na dwunożnego musi czekać... To jak już wiadomo, że fajny, to komu zapakować do domu?

Widzicie, nie ma się czego bać... Coś mi się wydaje jednak, że łatwiej przekonać dwunożnych niż te nasze zwierzaki... Możesz nam jednak w tym pomóc... Samymi szczekami nie przekonamy nikogo, że dwunożni są super. Do tego potrzebujemy właśnie Was. Trzeba te nasze zwierzaki odwiedzać, sprawiać, żeby nie myślały ciągle o schronisku. Z niektórymi trzeba posiedzieć albo do lasu zabrać, pomiziać, czasami po prostu pobyć...

Tak, żeby strach w końcu został gdzieś za nimi, żeby pojawiła się radość i spokój, żeby nie budziły się co rano z niepewnością wymalowaną na pysku i strachem w oczach...

niedziela, 16 października 2016

Rasa? Taki kundelek!

Miesiąc mamy szczególny. Kundelkowy. Któryś dzień jest nawet naszym świętem! Chyba dwudziesty piąty... Nie mam pamięci do dat, nasi wiedzą. Nasi też szykują nam jakieś specjalne obchody tego dnia i kilku dalszych! Będą wszędzie trąbić, że cała kundelkowa ferajna szuka domów! ...jakby ktoś nie wiedział...

W schronisku nie ma rasowców. Nawet jak trafi się jakiś podobny i rozdzwaniają się telefony, to nasi i tak przypominają, że bez malowidła w uchu czy pod tylną łapą to i tak jest kundlem nad kundle!

Dzisiaj nie będzie o tych podobnych. Dzisiaj o tych, których wszędzie pełno, które podobne są przeważnie tylko do siebie. Słyszałem przynajmniej o dwóch dwunożnych, którzy mówili, że te czarnogrzbiete i jasnołape im się nie podobają i takiego nie adoptują. Po czym jedna sama takiego sobie wybrała (bo "kto go weźmie, jak nie ja"), a drugiej takiego przynieśli do domu (bo "od razu wiedziałem, że będzie mój) i teraz jest kundlowe-lowe. Znaczy wygląd na drugi plan poszedł, charakter został odkryty fantastyczny!

I pewnie, że są i tacy, co to dla nich takie kundle nad kundlami najpiękniejsze na świecie są! Pewnie, że tak! Zresztą... u nas nie ma brzydkich. Niektóre może są urocze i oryginalne dodatkowo, ale i tak wszystkie piękne.

Lakiś. Elegancki, z białym krawatkiem.


Ogonek mało widać, ale na pewno jest! Tylko tutaj, po przyjęciu, to mu do śmiechu nie było wcale, więc schował... Czeka na właścicieli od wakacji, taki zadbany przyjechał, że na pewno gdzieś są... Może już z wakacji wrócili...? Albo wcale na nie nie pojechali, tylko nie wiedzą, gdzie Lakisia szukać. Szkoda... Powoli przyzwyczaja się do schroniskowego życia, ale dla kiedyś-domowego psa to nigdy nie jest łatwe. Zamienić miękkie, ciepłe posłanko i codzienne spacerki na budę z siankiem i wyjścia do lasu raz w tygodniu? Nie wiem, czy znajdzie się psiokolwiek, dla którego to będzie super. Lakiś jest bardzo za ludźmi. Można go nosić, głaskać, drapać za uchem, wszystko mu jedno. Byle dużo kontaktu było. Byle jakoś tak się zakręcić, żeby do domu zabrać...

Glinek. Nieduży, grzeczny, łagodny...


Same zalety! Czeka na właścicieli już ponad pół roku... Też zadbany trafił, też podejrzewamy, że się komuś zgubił... Tylko on nawet nie jest z naszego miasta, to tym bardziej pewnie ktoś nie wie, gdzie go szukać. Szkoda wielka! Dlatego to całe cipowanie jest ważne! Się fasolkę ładuje pod skórę, potem się wklepuje dane gdzie trzeba i jak się pies zgubi i ktoś znajdzie, to wiadomo, czyj! Ech... Glinek samochodem lubi jeździć, opanował sztukę chodzenia na smyczy, jak się zawoła, to przychodzi chętnie... Same zalety! Dla niektórych to wiek może mieć niefajny, bo "osiem" mu wpisali, ale to jeszcze drugie tyle przed nim! Gdzie jest napisane, że za kratami musi je spędzić...

Pod krawatem jest też Ceres.


Ceres czeka na właścicieli od sprzed-wakacji. Nauczyli go siadać na komendę i chodzić na smyczy, a potem zgubili... Czyżby kolejni nie szukali...? Nie wiem, ale ogłoszeń nie widziałem, nikt też o Ceresa nie pytał. Jeszcze młody jest, napisałbym, że bardzo! Ledwo w dorosłość wkroczył, więc przed nim całe życie. Byłoby szkoda, gdyby w schronisku spędził te najlepsze lata... Przecież jak będzie mieć 2-3, to już dla niektórych "za stary". Proszę bardzo więc, Ceres jest młodszy, a już wyrośnięty i wiadomo, że większy nie będzie. Pojętny jest i nauki się nie boi, będzie świetnym psiumplem!

Mamy też psiolaski! Axla na przykład.


Axla też z żabotkiem, ale poza tym całkiem kundelkowa! Jak się patrzy od góry, to czarna jest, jak się patrzy od dołu, to brązowa. Axla jest duża, silna i szalona! ...i ma dziurę w głowie... Jakiś dwunożny ją pewnie trzasnął, ale nie stało się jej nic na tyle poważnego, żeby nie mogła zwiać... I całe szczęście! Głowa się zagoi, może nawet nie będzie śladu! Albo może kilka białych włosków jej zostanie, taka "pamiątka". Axla potrzebuje biegania, szaleństwa, zabaw i duuuuużo ruchu! Może tu był problem? Może za szybka była, za silna, za dużo czasu trzeba było jej poświęcić? Ale przecież jak NIE poświęcać czasu przyjacielowi??? Przecież po to się ma przyjaciela, żeby mieć dużo radości z tego, że się z nim czas spędza! To inaczej po co go przygarniać... No i teraz trzeba by jej kogoś, kto będzie miał czas i chęci ją zmęczyć... Przecież wielu jest takich dwunożnych, co dużo się sami ruszają! To samemu to smutno, fajnie z kimś... Z czterołapem znaczy, a w tym przypadku czterołapą!

Widzicie? Same fajoskie kundle nad kundelami są u nas! Uparłem się akurat dziś na te, co nasi nazywają "czarne-podpalane", ale pewnie, że są i całe brązowe, i takie mieniące się, o łaciatych nie wspomnę! Większość jednak coś ma z tego czarnogrzbiecia. Charaktery jednak przeróżniaste! Od takich trzęsizadkowych, przez "tu nie tykaj, bo nie lubię", po "UWIELBIAM cały świat!"

...a czy Ciebie już dopadło kundelkowe-lowe? Znaczy miłość do wielorasowców? Przyjdź, a przekonaj się, że to uwielbienie jest całkiem prawdopodobne!

środa, 12 października 2016

...tak cudownie.... nie mów głośno, bo czar pryśnie....

Tego posta nie czytajcie głośno. Nawet w głowie nie szepczcie. Po cichutku trzeba... najlepiej jeszcze schowajcie się pod kocem, kto czyta w domu, albo w pracy zachowajcie kamienną twarz, że niby pracujecie nadal pilnie.

To, co napiszę, to nie jest tajemnica. To nie jest też jakaś zakazana rzecz. Tylko tyle dobra się wylało, że ja bym chciał, żeby ta rzeka płynęła i płynęła... a nie tak CHLUST i juz, i tyle, i koniec.

Zacznę może... 

Daawno, daaawno temu pewien pan znalazł psa. Przywiązał go, a właściwie ją na krótkim łańcuchu, dał do osłony przed deszczem kilka postawionych blisko siebie pustaków przykrytych byle czym. Tę historię już opisałem TUTAJ. Kto nie czytał o Szeryfie i Kejsi, niechże nadrabia!

Piękna Kejsi...


I młodociany Szeryf mający całe życie przed sobą.


Nasi się martwili... Bo spotkanie z psiędzią będzie dopiero nie wiadomo kiedy... Więc do żadnego domu tak na stałą umowę nie mogli iść... Ale wcale nie muszą przecież czekać w schronisku a wyrok! A kto zechce psa, który nie ma wygulerowanej sytuacji? Ech... 

.....tymczasem.... 

....tylko cicho....

....ale wiecie, że się udało....???? TAAAK!! Opsiamatko, tak mi się wymskło głośno... Ktoś się zakochał w jednym czworonogu i postanowił, że nie można ich rozdzielać!! Zwłaszcza, że Szeryf był bardzo związany ze swoją psiomamą. Szeryf i Kejsi zamieszkali w prawdziwym domu! Gdzie nikt na nie ręki nie podniesie, gdzie dwunożni będą się martwić, czy jest im ciepło, najedzono i przyjemnie... 

Przejdę dalej! 

...jego ktoś znalazł w rowie. Czekał na... na takiego czarnego psa ze skrzydłami i w kapturze... Już nad nim krążył... Ale Dobrzy Dwunożni byli szybsi. Nie chciał jechać. Miał dość bólu, samotności, przerażenia. Wolał, żeby to wszystko się skończyło... Ale go zabrali i koniec. Nie tylko dlatego, że nie rozumieli po psiejsku, ale nawet gdyby - i tak by mieli w nosie takie teksty. Od razu go powieźli do psioweta!


Dziwną miał sierść, prawda? Taka czerwonawa.... Ktoś miał taki długi kijek, z którego się strzela... A że nudno strzelać do czegoś, co się nie rusza... To Seniora "zatrudnili" do tego... Nie wiadomo kto. Może i dobrze. Dla tego kogoś. Bo jakbym znalazł..........

Senior długo dochodził do siebie. Wiek mu nie pomagał, jest już dwucyfrowy od dawna. Jak wyzdrowiał, cóż... nie przyciągał urodą...


Prawda?? No był uroczy, ale tego, no... Większość dwunożnych nie szuka uroczego czworonoga, o którym niewiele więcej można powiedzieć. Jak określić psa, żeby nie było mu przykro? Uroczy i oryginalny. Super... 

...i wyobraźcie sobie... że pewnego dnia do schroniska weszła jedna dwunożna, którą nasi znają trochę, bo ona działa na rzecz zwierzaków i zawsze takie właśnie dwucyfrowe wiekiem do domów zabiera... I akurat te, którymi ona się zajmuje w tamtym mieście nie są takie staruszkowe, więc przyjechała do nas. Powiedziała, że chce najmniej adopcyjnego psa! Przecież to o Seniorze było!!

Ach... Seniora do schroniska wnieśli z dziurami w skórze i sercu... a kilka dni temu wynieśli Seniora kopytkami do góry! I chociaż skóra już dawno była posklejana, to serce dopiero się zrośnie...

...bajki nie koniec...

O tym chudzielcu wspominałem nie raz i nie dwa. 


Nie miał miseczek, nie miał wody, ani pół kulki do zjedzenia, nie miał wyjścia na spacery, nie miał szczepień, nie miał serca rozgrzanego miłością dwunożnych. Nie miał nic. Znaczy w sumie to źle napisałem...


..miał wystające żeberka, miał właściwie wszystkie kosteczki wystające, miał zawijające się pazurki, miał zanik mięśni, miał ogromne, czarne ślipia wpatrujące się z nadzieją i oczekiwaniem.

Pimpek w schronisku powoooli, powolutku odzyskiwał kilogramy. Kilka razy miał kryzys, ostatnio nawet do lecznicy musiał jechać na jakiś czas, ale udało się i psiak znów był z nami. Znaczy konkretniej to z Derlikiem, bo razem mieszkają na apartamencie. Mieszkali...

...pewnego dnia do Pimpka przyszła pewna dwunożna... Nasza dwunożna. Nieśmiało do niego zawitała, pogadali chwilkę... Ona pytała swojego serca, czy to już, czy można... Pimpek za to sprawdzał, czy da się zjeść jej palce. On już tak ma. Co się zbliża coś do pyska, to trzeba dotknąć zębem, bo może akurat zjadliwe. Lata głodu...

Dumała ta nasza. Dumała i rozmyślała, i rozważała... Wracała do domu, a w głowie Pimpek... W końcu decyzja zapadła męska! I jej i JEJ dwunożnego. Bo w domu wszyscy muszą się zgadzać na zwierzaka. Zresztą tam już ich kilka jest... Kolejna do zgody była psina, która mieszkała z nimi przed Pimpkiem. Właściwie to ona miała do powiedzenia najwięcej. Okazało się, że uprzejmości może wymienić, ale poza tym ona w lewo idzie, Pimpek w prawo. Czyli idealnie! Klamka zapadła, jak to dwunożni mówią!

Pimpek nie miał nic. Teraz ma WSZYSTKO. Posłanie, kocyki, miseczki, kulki do jedzonka, koleżankę psią, koleżanki kocie... Ma całe metry podłóg do dreptania (a drepta dużo), ma OGRÓD! Po którym też może dreptać do woli. A drepta naprawdę duuuużooo. Ma gdzie. Ma cel. No tego może nie ma, ale jakby chciał, to by mógł mieć. Teraz może wszystko.


Może łapki moczyć w trawie, Pańcia wytrze. Może po deszczu chodzić i moknąć. Pańcia sweterek zmieni i znów pozwoli wyjść. Ubranko przecież przeschnie, łapki wytrze się osiemnasty raz... Może chodzić do woli, do upadłego. Dosłownie, bo jak go sen zmorzy akurat na środku przedpokoju, to pańcia zaniesie na posłanko. Może w nocy i tak uparcie z posłanka wychodzić na podłogę, bo za ciepło, bo za miękko... Teraz może wszystko.

Rzeko dobra, płyń...

Niech nigdy im się nawet nie przyśnią poprzedni dwunożni, którzy stanęli na ich drodze. Niech nigdy nawet na chwilę nie wlecą do ich wspomnień. Niech zwierzaki budzą się co rano z merdającym ogonkiem i zasypiają co wieczór z westchnieniem, że tak jest dobrze... Niech nigdy już nie przestraszą się podniesionej ręki i pustej miseczki, niech mają odwagę pomyśleć "oni naprawdę mnie kochają i CHCĄ, żebym z nimi mieszkał. Jestem naprawdę ich, a oni są cali MOI i nikt mi ich nie zabierze...". 

Rzeko dobra, płyń...

niedziela, 9 października 2016

Przewietrz się przed nauką! Chodź na spacer!

Dwunożni długo się uczą. Poważnie, nie wiem, jak Wy to robicie, że nam wystarczy kilka miesięcy i można powiedzieć, że jesteśmy WYSZKOLENI, a Wy się uczycie, uczycie i uczyyyycieeee..... Nie będę się zagłębiać, jeszcze się Wam przykro zrobi...

Jak już jednak siedzicie całymi dniami w ławkach, czy też ćwiczycie różne rzeczy albo dużo piszecie, to ja mam propozycję nie do odrzucenia!

Każdy wie, że nie można ciągle wbijać sobie wiedzy, trzeba czasem odpocząć! Tylko skoro uczycie się siedząc czy leżąc, to nie możecie odpoczywać tak samo, bo zgnuśniejecie!

Trzeba się ruszyć, przebiec, przespacerować, poskakać, rękami pomachać! Gdzie najlepiej!? No przecież, że u nas!! Zapytaj kogoś, kto biega czy chodzi z naszymi zwierzakami. Każdy powie, że wolontariat jest najlepszy z najlepszych. Można się rozruszać, z psami pogadać, one chętnie posłuchają, czego się uczysz!

Na przykład taki fajny Luis.


Luisa przyprowadził do schroniska...właściciel. Podszedł do wolontariusza, powiedział, żeby chwilkę potrzymał psa, po czym..... zwiał, aż się kurzyło! ...pies został... Na szczęście nie zamknął się w sobie, radość została i uwielbienie spacerów. Luis też lubi biegać!


Zresztą widać po nim, że stworzony do pędu, taki smukły jest i trochę chartowaty! On ma takie krótkie kudełki... To nawet nie są kudełki, to jakaś cienka, sierściasta koszulina! A zima idzie. Chłody, ziąb i zawierucha. A Luis będzie mieć tylko budę z siankiem. Rozgrzejesz go spacerem! Przyjdź, zabierz go do lasu, podrap po pleckach, przebiegnij się z nim po lesie, albo zabierz na dłuższy spacer. Będzie szczęśliwy z każdej minuty z Tobą!

Tigra też czeka na spacery!


...o ile pamiętam... Tigra była znaleziona dość chuda i chyba nasi podejrzewali, że była psem łańcuchowym. Albo była znaleziona z kawałkiem łańcucha...? Chyba tak, ale głowy nie dam sobie uciąć, bo po czym by mnie głaskali?? Mogę się mylić, jestem psem i mam już swoje lata... Tigra już ponad dwa lata czeka na dom. A taka jest fajna! Nie dość, że pręgowana, to jeszcze ludzi uwielbia! Problem jest może w tym, że ona tak przy pierwszym poznaniu reaguje dość nieśmiało. Na spacer chętnie wyjdzie z każdym i ani nie warknie, ale nie ucieszy się tak, jakby ktoś się może spodziewał... Zacznie się cieszyć dopiero potem, aż w końcu na sam widok będzie merdać ogonem, a na spacerach będzie się tulić i przymilać, jakbyście się znali od zawsze... Tigra też lubi biegać!


...i potrzebuje dwunożnych do szczęścia, co tu dużo pisać. Spacery są potrzebne, mizianie, bieganie, zabawa, dom... Jeśli nie możesz go dać, to daj jej chociaż trochę czasu ze sobą na spacerze!

...a jak wolisz koty... to też przyjdź! Na kociarni sierściuchy czekają na odwiedziny, mizianie, zabawę! Niektóre już się bardzo nieśmiałe robią, to jakby ktoś tam z nimi posiedział, to by było lepiej... Poczytać im można też, więc jak ktoś się lubi uczyć na głośno, to śmiało! Mruczki posłuchają i też będą się oswajać. Pewnie otrą się nie raz, albo na książkę wlezą, ale takie już są, to się ponoć w nich kocha. Ponoć...

I tak na przykład na mizianko czeka Krajlia.


Sierściucha zanim do nas trafiła, miała jakiś wypadek z jeździdłem albo bliskie, nagłe spotkanie z ziemią. Trochę połamana była i ogólnie potłuczona, ale już nie jest, bo się wykurowała. Miziasta jest. Tak nieśmiało miziasta, bo niby chce, ale jej głupio, ale jednak by się pomiziała, ale nie wie, czy wypada.... Taka sierściolaska. Potrzebuje kontaktu z dwunożnymi, jak każdy sierściuch, który już polubił z nimi kontakt i wie, jak fajne jest głaskanie po brodzie. Koty to lubią, czytałem.

Czeka też rudzielec Kacper.


Może to obraźliwe, że rudzielec, ale rudy jest?? Jest. To przecież nie napiszę, że brunet! Kacper jest z tych gadających sierściuchów. Zawsze ma coś ciekawego do powiedzenia i chętnie przystępuje do dyskusji. Bardzo ceni sobie też wszelkie masaże, drapanka, głaskanka... Jak to sierściuch, tylko by się kładł dwunożnym pod ręce! Tym bardziej byłoby super, gdyby ktoś go odwiedzał i pogadał czasem między głasknięciami. 

A teraz wszyscy zaglądają na stronę naszego schroniska, do zakładki "wolontariat" i wysyłają wiadomość z informacjami najpotrzebniejszymi! Nasi Was przeszkolą, potem przez jakiś czas jeszcze trochę popodpowiadają, co i jak, a potem już całkiem sami będziecie sobie radzić! Oczywiście nasi chętnie w razie czego Wam wyjaśnią co trzeba, jak nie będziecie czegoś pewni! Czy będziecie przychodzić codziennie, czy raz w tygodniu, czy raz na dwa - będziemy niezwykle ucieszeni, że z nami jesteście i działacie, i spacerujecie, i miziacie, i uczycie... 

Co tu dużo gadać... Jesteście nam potrzebni jak ta miseczka z kulkami do jedzenia czy jak kocyk pod pupą... Kiedy jesteście, to jesteśmy szczęśliwsi, radośniejsi, bardziej pewni siebie, czujemy się kochani... Bez Was jest szaro, smutno, źle... Z Wami jest las, przebieranie łapkami, bieganie za piłką obgryzanie patyka. Albo sierściuchowy relaks czy dzikie gonitwy za futrzastymi myszami ze szmatek. Bez Was są po prostu szare kojce, leniwe polegiwania w budach, przechadzki prawo-lewo pod kratami, wsłuchiwanie się we własny oddech albo w kolegów, którzy postanowili zamienić kilka słów o pogodzie...

Przychodź po czy przed pracą, po zajęciach czy przed, w trakcie nauki albo kiedy chcesz się wyciszyć albo wyszaleć... Podziel się tym, co masz najlepsze - SOBĄ...

...czekamy, wypatrujemy, podnosimy łepki na każde otwarcie furtki...

środa, 5 października 2016

Ech... Tak mi się wszystko daektaulizuje!

...źle napisałem tytuł? Może i źle. O, ja biedny Ares bez domu i dwunożnego, który by mnie naumiał! Bo ja mądry jestem! Tylko czasami pokazać mi trzeba.

Tak piszę dzisiaj, bo się zbierałem z napisaniem postu i zbierałem, i.... się już mogę rozebrać. Bo już nieaktualny. I to nie pierwszy raz się mi zdarza! Kilka razy musiałem już sobie pomysł z głowy wymazać...

Na przykład takie zdjęcie nasi nam zrobili:



Ja wyszedłem pięknie, jak zwykle zresztą. Dżokej wtedy musiał akurat coś dziamgolić, więc wyszedł niewyjściowo. Nie o nas to jednak będzie.

Za nami tam są nasi współpsiolokatorzy. Byli. Byli, bo się wyprowadzili... I nie myślcie, że to źle! Znaczy w większości nie...

Ta za mną to Delfina. Czarna, taka nieduża, jak ja. Znaczy wielkościowo, jak ja, bo ja nieczarny jestem aż tak. W każdym razie Delfina zamieszkała z nami, bo stawy miała takie oporne i plecy ją bolały... Miejsce się zwolniło, to przyszła. Nie na długo, boooo..... przychodziła do nas jedna dwunożna i ona opowiedziała o Delfinie w domu i jak usłyszała o niej jedna psiolaska, która z nią mieszkała, to tak długo marudziła, TAK DŁUGO, że ta dwunożna obie psiolaski zapoznała i się okazało, że jest psiekstra! Delfina zamieszkała W DOMU...



I ma taką przystojną psiumpelkę! Prawie tak przystojną, jak ja!

Delfina zaczęła też... kopytkować:



...ponoć też szczeka, ale nie mam akurat nagrane... Oby tam wszystko jej się najdłużej układało jak najzdrowiej!

Tak patrząc na tamto zdjęcie u góry, od strony Dżokeja widać jasnobrązową Merry. Merry, której guziki urosły od środka i się baliśmy, co to będzie, bo nijak ich się wyciągnąć nie da... O niej, to już wiecie, że dom znalazła u jednej z naszych...

...natomiast tam na zdjęciu w oddali jest Tygrys... Bez pasków, wcale nie kociasty i mało drapieżny. Mały, starszawy już, chorutki...

...Tygrysa nie żegnaliśmy tak, jak trzeba. Bo takie prawidłowe pożegnanie jest wtedy, kiedy do domu ktoś idzie... A on wyjeżdżał na operację... Z tym, że wiedzieliśmy, że raczej żegnamy się na zawsze, więc pożegnaliśmy się tak solidnie, chociaż na nas mruczał. On już był na takiej operacji, ale - jak to nasi stwierdzili - zatrzymał się zaraz po uśpieniu. Nie wiem, o co chodzi, bo przecież ciężko się ruszać, kiedy się śpi, więc jak się zatrzymać...? No i go wybudzili od razu. Tylko tak już ostatnio stękał i marudził, że go jednak boli (też miał guziołki....), że nasi postanowili jeszcze raz go do psiowetów zawieźć... Wyjścia i tak były tylko dwa. Albo psioweci znów próbują z ryzykiem, że się nie uda, albo... od razu się żegnamy bez prób... bo było źle... Nasi chcieli spróbować, bo przecież jak to nie!? ...ale się nie udało... Nie obudził się... Tygrys już nie marudzi, nie stęka, już go nic nie boli...

...i tak pięknie uśmiecha się do Majki...



Jeszcze jedno mam zdjęcie nieaktualne... To...



Romeo pewnie gdzieś był tam obok, ale nie załapał się do zdjęcia. Butla tak właśnie prosiła ludzi o uwagę. Cicho wpatrując się w ciemność przed sobą... Już nic nie widziała... Często ją nasi miziali, mieszkała w osobnym pomieszczeniu z Romeo i wychodziła na spacery codziennie. Przez całe lato wychodziła na wybieg też i czekała na wygraną w psiolotka. Nie udało się, nikt się nie poddał jej czarom... Nie zdążył...



Tak nagle siadło jej zdrowie, że wielu z nas poczuło, jak sierść im na grzbiecie dęba staje. Każdemu tak może się zdarzyć... Psioweci badania robią, nasi na Burku zbierają na leczenie, każdy się suplementuje, Butla przecież też... Jednego dnia biegnie się na spacer, drugiego już się leży nie podnosząc głowy, bo taka ciężka... Trzeciego... 

...widziałem Majki cień...

.....

Nie będziemy jednak kończyć tak pesymistycznie, bo się niektórzy jeszcze spłaczą, czy coś, a tu trzeba siły zbierać i chęci, i wogóle, bo przecież kto z nami na spacer pójdzie?? 

Na napisanie o tej dwójce też się zbierałem ostatnio! ...i wyszło, jak wyszło. Miało być o Leśnym Dziadku - Borysie:



...i mechalnonijnie nastawionym do jesieni Nuśku:



Sprawy się pokomplikowały, booo.... ciężko być leśnym dziadkiem, kiedy się w lesie nie mieszka...


...a smutna mechalnolia zmienia się w... ciepło-miętko-śpię-nie-budzić...


TAK! Chłopaki pojechali do domu!!! RAZEM!!! Ileż to razy sobie marzymy, żeby psumple i psiumpelki jeździli razem do domów, chociaż wiemy przecież, że to trudne bardzo!!! A tu włala! Udało się, spełniło się, wygrali chłopaki... Mają ogród, mają zabawki, mają DOM...



...niech się zawsze kończy tak szczęśliwie, jak u Boryska i Nuśka...

...bo tak strasznie się pisze: "nie zdążyliśmy..."...

niedziela, 2 października 2016

W kudełkach cieplej, ale jednak zimno...

Jesień przyszła, idą chłody, nocami już się zakopujemy w kocyki, sianko, czy co tam kto ma. Niektórym jest trudniej - Świtek mimo niemałych gabarytów, umie zwinąć się w kuleczkę tak, że nawet go nie widać w wejściu do budy. Niektórym jest łatwiej, chociaż jak ktoś się przyzwyczaił do domowych warunków, to tak czy siak w zadek zimno.

Ostatnio przybyła do nas na przykład Refa. Buro-kundlowata, kudełki ni długie, ni krótkie, ale przyznajcie, że ma coś w sobie...


Prawda?? Ledwo od miesiąca jest u nas, jeszcze się musi sporo nauczyć... Szkoda mi jej było strasznie, kiedy przyjechała, bo widać było, że kompletnie nie wie, gdzie jest, dlaczego tak głośno i co z nią tutaj zrobią... Wpakowali ją do kojca z budą, michą i kocykiem, na około od razu wszyscy wołali "nooo czeeeść, jak się masz! Nie pękaj, głaszczą tu, michy napełniają, potem spacery będą!". Odetchła z ulgą... W lesie przy dwunożnych oddycha całkiem ulgowo! Przymila się, wtula, jakby chciała się tak wtopić na dobre... Grzecznie jednak wraca do siebie, chociaż pewnie wolałaby, żeby to nie było "jej" miejsce... Może już niedługo ktoś się zakocha w jej kudełkach...?

Fazer też po prostu MUSI się spodobać kudełkolubom!


...tyle, że duży jest, to może będzie trudniej. Ale jak się będzie prezentować, kiedy znajdzie dom i ktoś zadba o jego sierść! Trzeba będzie to wszystko, co ma teraz, ściąć i potem czesać relugarnie i wszystkie psiolaski będą się oglądać! Jego maskotkowy wygląd właściwie pasuje do charakteru. Fazer kocha wszystko i wszystkich, sam się zapoznaje, bo się nie czai tylko podchodzi do dwunożnych bez zaproszenia. Na spacerach też jest grzeczny! Choćbym chciał, to wad nie mogę znaleźć... Fazer na psiumpla dla każdego!

Panki na razie nie wygląda zbyt obiecująco...


...ale nasi chyba dopiero się uczyli obsługi maszynki do strzyżenia... Najważniejsze było, żeby zdjąć z niego skorupkę z kołtunów! Kudełki odrosną i będzie pięknie! Pankiemu nowa fryzura jednak się bardzo podoba, bo jest lżej, nie swędzi i bardziej czuć, że głaszczą. A głaaaski to on luuuuubiiiii.... Sam się podpycha pod ręce! Kiedy nie ma jak, to podszczekuje z uśmiechem na paszczy. Chyba długo się błąkał, bo nie dość, że taki był niewyczesany, to jeszcze się tak zdążył stęsknić za dwunożnymi... Teraz już się nie zgubi! Nasi mu jeszcze ucha leczą, bo się zapaskudziły od środka, ale to i w domu można dalej robić! Byle się ktoś znalazł, u kogo Panki wypięknieje tak, że sąsiedzi popadają z zachwytu...

Kudełkowy trochę jest też Sanszajn.


Sanszajn trafił do nas przez.... nadmierne zakochanie. Tak się zadurzył w jednej psiolasce, że nie mógł sobie darować i ciągle sterczał pod jej domem. Nie podobało się to innym adoratorom... więc postanowili go wygryźć. Dosłownie. Tak mu poharatali brzuch, że nie był w stanie usiąść... Kładł na ziemi głowę i przednie łapy, a zad trzymał w górze... Strasznie zmęczony był... Nasi go wprowadzili najpierw do lecznicy i dopiero, jak się tam wszystko zagoiło, przeprowadził się do nas. Grzeczny jest bardzo, ale co z tego, skoro przez czarne kudełki każdy stwierdzi, że to agresor... A jego można na ręce wziąć, z psiumplami zapoznawać, na spacerach zachowuje się idealnie! W dodatku jego imię oznacza "światło słońca". Z takim piesem nie można się smucić! Zwłaszcza, że jest jesień, zaraz zima, dni coraz krótsze... Słońce jest potrzebne!

Takie fajne kudłacze mieszkają u nas! Może im jest cieplej w chłodniejsze dni, ale nie mają nikogo, na widok którego merdałyby ogonkami tak szczególniej, a sama myśl o tym kimś rozgrzewałaby je od środka...

Nie rozumiemy wcale, przecież każdy chciałby zamieszkać w ich sercach, zatapiać palce w kudełki, podziwiać, jak rozwiewa je wiatr...

...Ty nie...?