Oczami Bezdomnego Psa

środa, 28 grudnia 2016

Bo pies w krawacie jest mniej awanturujący się!

- Pfffffff, aaaaleś napisał tera, no nie moge.....

- Aron... Czy mógłbyś się wziąć stąd i iść?

- Właśnie, że nie wyjdę, bo wynalazłeś taki temat, że ja już ci go zaraz obalę w tej sekundzie właśnie, tera o, już.

- Okej, to już wiemy, że lubisz psuć, a teraz żegnam się z panem.

- Taaak bede siedział! Tak właśnie. Już zasadziłem zad i bede siedział. Ale ty piiiiisz, przecie nie przeszkadzaj se wcale! Zacznij od hehe Nanki hehehe. Nana jest chodzącą łagodnością łoooohohohoho!

- .....dobra, wygrałeś.... ale wyjątek potwierdza regułę! Właśnie.

Nana jest całkiem mała. Znaczy mała w górę, ale długość to taka średnia. Poza tym jest czarna i ma krawat biały. Bo jaki inny.


Nana jest... no jajmnikem... To właściwie powinno wystarczyć za cały opis. Kto miał, ten wie, że to uparte jest i WAŻNE bardzo, zwłaszcza jak jest u siebie. Nanka akurat mieszka w kuchni, więc tam jest u siebie. Kto tam śmie wejść, zostaje obszczekany, ale z daleka, bo się Nance zadu podnieść nie chce. Jakby wysoko miała... Do swoich dwunożnych...

- Aaaareeees... jakich swoich, jak ona schroniskowa...

- Ale ma swoich! Ty też masz swoich! Gupek.... OCZYWIŚCIE, że nasi są NASI i my jesteśmy ICH! I oni nas kochają i my ich, tylko miejsce takie nieszczególne, ale nie mogą nas zabrać do domów, dlatego szukają nam równie fajnych dwunożnych, za to takich, którzy mogą nas zabrać. Właśnie.

Nanka uwielbia naszych, ale takich, których widzi częściej, którzy jej dają akurat te części kurczaczka, które lubi, bo ona każdych nie lubi. Trzeba wiedzieć, jak się chce Nance przypodobać... W każdym razie - bez powodu się nie awanturuje!

Za to na pewno nie awanturuje się SoniaDwaŁamanePrzezRaca! 


Wieeem, nie widać tutaj krawatka, ale tutaj jest:


SoniaDwaŁamanePrzezRaca ma takie oko jedno bardziej otwarte niż drugie. Nie wiem, co tam się w tym drugim zepsuło, ale nic gorszego w tym nie ma. Kogoś może dziwić to imię długie, ale nasi jakoś tak ją zapisują, bo ma dwa imiona, ale niech będzie, że zostanie tutaj Sonią. Sonia miała kiedyś dom i dwunożnego... ale jej najlepsiejszy przyjaciel odszedł tam, skąd się nie wraca... Kiedyś Sonia do niego poleci, ale jeszcze nie teraz, jeszcze nie czas, jeszcze ma zadanie do wykonania tutaj, na dole. Sonia uwieeeelbia dwunożnych! Strrasznie uwielbia! Każdą wolną chwilę by z nimi spędzała, więc jest w sam raz dla każdej rodziny! Chociaż żeby nie było - Soni mniejsza nie będzie przeszkadzać, jej zależy na tym, żeby była dla kogoś najważniejsza na świecie, a nie żeby żyć wśród tłumu, którzy ją tylko lubią trochę... Jak ma być czyjaś, to na zawsze, na zabój, na "do deski grobowej".

Iiii w związku z tym, że były dwie psiolaski w krawatach... to co tam! Dorzucę trzecią! Żeby nie było, że psiolaska z krawatem to jakieś rzadkie zjawisko. Nie jest. Proszszszsz:


Nie wiem, czy ktoś pozna tak do góry girkami, ale może po oku. Tak, to jest Azera. Złota psiolaska! Nie wiem też, czy ktokolwiek może na nią coś złego powiedzieć, w każdym razie ja zamiaru nie mam najmniejszego. Nie raz już było o niej, nie dwa, chociaż też nie dziesięć. A szkoda, bo może ktoś by stwierdził, że skoro tyle razy napisane, to coś musi być w tym, że to psica warta poznania! 

Zanicznijmy od tego, że chyba nigdy nie miała domu..... Żyła w jakiejś komórce, o ile pamiętam i wcale świata nie widziała. Dopiero u nas zaczęła niebo oglądać. Jak tylko pierwszy raz w nie spojrzała, to od razu jedno oko przejęło kolor! Mówią niektórzy, że takie dziwne jest, że strach... Większej bezedury dawno nie słyszałem. Jedno z najpiękniejszych ócz... oczów...? Ócz jednak, jakie widziałem! I cierpliwa jest Azera i nigdy nie ma nic za złe. Może tylko czasem, że spacer przykrótki, ale nie wypomina, nie gniewa się, ona doskonale rozumie, że gdyby mógłby być dłuższy, to by był. A że nie jest to nie może być i już...

W ten oto sposób dowiodłem, że pies w krawacie jest mnie awanturujący się. Dowiodłem bardzo sprawnie, bo z wyjątkiem! Wyjątkiem jest Nana, ale pamiętajmy, że ona się awanturuje w słusznej sprawie.... dla niej słusznej... tylko dla niej... Ale jednak! Wszak przekonania nasze są ważne niezwykle! Właśnie...

niedziela, 25 grudnia 2016

Dzień, jak co dzień

Tak, tak. Ja wiem, że w kalendarzu dzień zaznaczony na czerwono, że pewnie jesteście w rozjazdach, że rodzina, prezenty, ciepełko, radość...

Dla nas to dzień, jak każdy inny. Może dwunożnych będzie mniej do spacerów, albo wcale, i raczej nikt z nas do domu nie wyjedzie, za to ktoś nowy może przybędzie... Taki dzień był wczoraj, taki dziś jest i taki będzie jutro. Pozostaje nam czekać.

Pisałem, że dzień, jak co dzień.

Dla Maciejka to pierwsze takie dni, kiedy wszędzie słychać "wesołych!", więc zaczyna się cieszyć, bo będzie wesoło, ale potem czeka i czeka, i czeka... I gdzie to wesołe?


Coraz ciszej tylko się robi i coraz smutniej, bo dwunożnych brak. Z psiumplem z kojca można się pobawić, chociaż tyle. Maciejek poczeka cierpliwie na jutro, może to jutro przyjdzie to "wesołe"?

Skoro już wrzuciłem jego zdjęcie, to i słów kilka napiszę. Nieduży z niego psiak, łapki ma krótkie, a łepek duży, a nos taki, że pewnie kanapkę z kilometra wyniucha! Ten nos już dobrze wolontariusze poznali, bo ganiają za Maciejkiem od krzaka do krzaka i zygzakami po ścieżce! Bywa, że ziąb na dworze, a on do budy nie włazi. Musi mu porządnie zadek zmarznąć, żeby się schować... Boi się, że w budzie nikt go nie zauważy może? Przyzwyczajony do spania na kocyku bardziej, w domu...

Guru też z ciekawością nasłuchuje okrzyków "Życzę spokojnych!".


Bo w schronisku spokojnie jest właściwie w nocy, kiedy wszyscy zmęczeni dziennym szczekaniem pójdą spać... Nie każdy spać może, bo się w dzień wyspał, więc i nocą rozmowy bywają. Zapachów różnych miliardy, nie ma tego pięknego zapachu rodzinnego, czy chociażby swojego jeszcze na dokładkę... Jest zapach swój, jego, jej, ich, dziesiątek psów na około i tych, którzy byli tutaj przed nimi. Gdzie ten spokój?

Temu wilczemu owczarowi się w schronisku nie podoba zupełnie. Wściubia nos w drzwi kojca, próbuje się prześlizgnąć między nogami dwunożnych. On chce świat zwiedzać! On chce zapachy nowe poznawać, nowe miejsca, nowe ścieżki! Jemu szkoda czasu na schronisko, na siedzenie w kojcu. On jest gotowy łapa w nogę maszerować całe kilometry! A potem odpoczywać we własnych zapachach, w tym słynnym w te dni spokoju.

Babel najbardziej nasłuchuje, kiedy krzyczą "zdrowia!". Jemu to potrzebne...


Jemu potrzebne to zdrowie bardzo. Innym też bardzo, ale jemu w porównaniu z niektórymi - bardziej. W Babelu zamieszkał ten chodzący do tyłu ze szczypcami. Nasi od razu to wyczuli, jak tylko Babel się pojawił... Skóra nijaka taka, chudy, taki dziwny był. Badania mu zrobili i TRACH! Raczydło. Od razu potraktowali go tak, jak na to zasługuje, czyli wlali w Babela pierwszą dawkę z worka prosto w łapę.... No i oby się wyniósł w cho....inkę...

Babel od początku mówił, że się mu w schronisku nie podoba. Źle się czuł, na około głośno, micha była reguralnie, ale na żadne przyjaźnie z naszymi nie miał chęci najmniejszych. Dziwny taki był... Potem jednak zauważył, że on z zębami, a nasi z uśmiechem. On z warkiem idzie, a nasi go za uchem drapią... Coś tu nie tak! Jak to on taki będzie niemiły, jak inni do niego z sercem! Nie chciał się jednak przyznać tak od razu, że źle robił, więc tak pomaluśku, pomaluśku, tu merdnął ogonkiem, tam spojrzał łaskawiej... Teraz już jest dużo lepiej. Mają nasi dar przekonywania!

Nam nie przeszkadza, że ten dzień jest jak co dzień. Znaczy nie będzie nam przeszkadzać, jeśli przyjdziecie i umilicie nam czas, jak każdego innego dnia. Sprawicie, że nie będzie nam smutno, że poczujemy się potrzebni. Bo jesteśmy Wam potrzebni, prawda...? Przyjdźcie i te święta faktycznie będą wesołe i zdrowsze, bo każdy spacer jest ważny! Będzie też Wam spokojniej w sercach, bo przecież będziecie wiedzieć, że zrobiliście COŚ dobrego. COŚ z wielkich liter, bo to nie jest byle jakie COŚ. To dzięki Wam mamy siłę merdać ogonami i mruczeć...

Niech to będzie dzień, jak co dzień, ze spacerami, zabawą, WAMI...


środa, 21 grudnia 2016

Wigiliowaliśmy!

Niedługo będzie taki dzień, co to dwunożni mówią - Wiligia. Wiii..gilia. Wigilia jednak mówią. Się siada wtedy przy wspólnym stole, się rozmawia i się je. Właściwie to nie wiem, po co rozmawiają, skoro jest jedzenie. Jak jest jedzenie, to się nie gada. Się je. W każdym razie wtedy też jest choinka, której nie wolno obsikiwać i nawet czasami pod nią coś leży, a czasami są tam też rzeczy dla czworonogów, jeśli akurat w takim domu mieszkają. Nasi postanowili też przy takim stole jednym usiąść, ale nie w ten dzień, co inni z rodzinami (bo wtedy to i oni będą ze swoimi), ale wcześniej! 

I my też byliśmy zaproszeni! 

Nax korzystał, że było na raz więcej naszych i oczywiście chodził to tu, to tam i patrzył, gdzie go miziać będą...


Kiara też korzystała! Ona to jest niesamowita psiolaska, piłeczkę uwielbia dziamlać, ale nienachalnie. Umie się też dzielić zabawkami, pod warunkiem, że dziamlać tylko ona będzie. Ale potrzymać można.


Umie też bawić się sama, jak i pięęęknie uśmiechać!


 Potem nasi zaczęli rozkładać wszystko na stołach, z czego ucieszyliśmy się wszyscy! Nawet baardzo...


Tam obok Kiary to ja, sprawdzałem, czy nic nie spadnie ze stołu. Tak właśnie. Tej wersji będę się trzymać. Jak ktoś niby widział, że targam za folię, to ja tylko chciałem śmieci pozbierać! 

Aron też się cieszył!


Nax na początku postanowił, że poleży na posłanku....


...ale szybko stwierdził, że głupszej rzeczy nie mógł wymyślić w taki dzień! Poszedł do naszej fotopsiografki, niby tak zupełnie przypadkiem... 


Ale szybko się okazało, że zamiary ma całkiem jasne!


Niestety widelec z tego zdjęcia przypłacił życiem, bo zdjęcie się za długo robiło, ale na szczęście było ich dużo (znaczy widelców), a i Nax zrozumiał, że zapolował nie na to, co trzeba... Nie tylko on zresztą nosa wściubiał. Było całkiem tłoczno...


Mi najlepiej wychodziło żebranie przy Kierze. Słabość ma do mnie, to korzystam!


Całkiem dobrze nam się razem szamało! Potem, jak Nax poszedł szukać szczęścia tam, gdzie go nie widać...


(...kto znajdzie...??)

...to ja się przeniosłem obok, do fotopsiografki. 


Z nią nie było łatwo, bo nasi mówią, że jej coś ciąży, więc ona do jedzenia jak my! Gdzie tylko coś pachnie, to i my jesteśmy, i ona! Nie powinna chyba tyle jeść, bo jej tak brzuch rośnie, że nam to już dawno by ktoś wymawiał, że jesteśmy grubi! A jej nikt nic nie powie, bo ponoć jak jej ciąży, to nie wolno... PHI, też coś...

Tak czy siak próbowaliśmy wszyscy po kolei...


I nawet nam się udawało. HA!

Żeby nie było - wszyscyśmy byli! Dżokej siedział w szatni i on żebrał przy tych, co siedzieli najbliżej, a Górnik... jakby to napisać... Górnik tego dnia walczył ze smokami. Biegał po korytarzu i szczekał co chwilę zmieniając kierunek. Musiało być strasznie! Nasza rzeczowniczka się aż zląkła, że mu serce z tej zgryzoty pęknie, więc pozwoliła mu się na te smoki gapić z góry. U góry było zdecydowanie spokojniej. 


........................................................................................................
...................................................
.......................
...

....tu Dżokej. Bo wszyscy się wzięli i po Wigilii popadali...

Aron pod biurkiem, Kiara pomiędzy, a Ares chrapał z przodu tak, że aż mu uszy zwiędły...


Kiara się budziła co chwilę, ale na piłkę miała siłę jedynie się spojrzeć...


Górnik padł po walce ze smokami w największym posłaniu, jakie znalazł...


Przestało pachnieć jedzonkiem, to i Nax stwierdził, że nie ma co łapek męczyć...

 

Tylko ja na posterunki, jak zawsze. 


Takiej Wigilii też Wam życzymy. Żeby było Was pełno, żeby się wszyscy kochali tak, jak my naszych dwunożnych i oni nas, żeby było dużo śmiechów i u-śmiechów, żeby się stół uginał, żeby było tak ciepło od środka... 

...i żeby między Wami znalazł miejsce jakiś strudzony psiędrowiec, ale nie na jedną noc czy kilka dni, ale na zawsze... na całe jego życie, ilekolwiek go będzie...

...łapki niektórych są już tak bardzo zmęczone od stania i czekania na Was...


niedziela, 18 grudnia 2016

Jesteśmy miłośnikami takich miłośników!

Ile jest ras psów? Ohohohooooooooohoooooo... - tyle. Nie wliczając kundli! Kundle dzielą się na te bardziej rasowe, mniej rasowe, bardzo nierasowe i "jeżu-kolczasty-co-to-za-mieszanka!?".

Ile ras psów i rodzajów kundli, tyle też jest ich miłośników. I ci miłośnicy też są różni. bo jedni tylko na wygląd zwracają uwagę, a innym wchodzi do serca cały pies, łącznie z charakterem, czasami niełatwym! Bywa też tak, że jak się jeden miłośnik z drugim zbierze, trzeciego złapią, czwartego poznają, piątego jeszcze wciągną, a szósty i siódmy sam się dołączy, to mają oni większą siłę i razem z ogromnymi chęciami pomagają kolejnym psom, do których akurat czują większą miętę! (sama mięta ma nieszczególny zapach, ale podobno jak dwunożny czuje gdzieś miętę, to znaczy, że coś mu się szczególnie podoba... dziwni ci dwunożni...).

Nasi spotkali na swojej drodze już kilka takich grup dwunożnych zakochanych w rasowcach i dzisiaj właśnie o nich będzie. 

Kiedyś była bajka o Bajce. TUTAJ ją przeczytacie. Bajka teraz naprawdę ma życie jak w bajcie...... W każdym razie jakiś czas po niej trafiła do nas inna psiolaska posokowca. Garga jej dali na imię.


Baaaaardzo fajna psiolaska! Idealna dla każdego i grzeczna, i taka mocno bardzo posokowcowata. ...i niewidzialna... Jakoś tak nikt nie zwracał na nią uwagi, więc jedna z naszych napisała do miłośników takich brązowych, czarnouszatych posokowców z Fundacji Szara Przystań. Przejęli się bardzo! Bo przecież taka piękna, posiwiała, starsza, ale posokowcowa piękna! Z cudownym charakterem! Już szukają domu, już myślą, jak pomóc.

Iiii wkrótce się okazało, że jest dla niej dom! Że czeka! I dom, i dwunożni, i czteronożna jedna, taka sama jak Garga........ Tylko transport trzeba było poszukać, bo dom był daleeeeko, daleko! Ale już czekał... już był przygotowany...


Nadszedł w końcu ten piękny dzień i Garga wyruszyła w daleką drogę. Drogę z przesiadką. Przesiadka była mniej więcej w połowie, ale na żadnym tam dworcu, tylko w prawdziwym domu...


Garga nie miała pojęcia, co tam robi i wogóle co się dzieje, ale na wszelki wypadek była grzeczna, żeby przypadkiem nie odwieźli z powrotem... Następnego dnia jednak wcale jej z powrotem nikt nie chciał odwieźć, ale powiózł dalej, daleko, daleko... do dwunożnych, do nowej siostry, do domu...


Nie wiem, jak je rozróżniają, nie pytajcie. Na zawołanie na pewno przychodzą obie! Chociaż pewnie to serce im podpowiada, która to Garga, a która to ta druga psiolaska. Kochane są obie jednakowo, dostają tyle samo do jedzonka i głaski też się należą tak samo, ale wiecie, dobrze jednak jest rozróżniać, która na przykład szczepienie ma mieć hyhyhyhyhyhyhy!

Garga znalazła swoje miejsce na świecie (znalazła też śnieg! Ja też chcę!)...


...wypełniła swoje posokowcowe serce najpiękniejszymi uczuciami...


Te dwa zdjęcia wyżej, takie wzyruszające, zrobiła Mariola Orzelska. Pięknie zobaczyła ten siwy pychol przez to swoje czarne, fotopstrykające pudełko! 

O brązowych już koniec, teraz o kremowych będzie. Najpierw trafił do nas jeden, pięęęękny tak, że wzdychanie psiolasek słychać było na drugim końcu schroniska! Budyń:


Wiadomo było, że nie lubi samochodów i... dzieci. "Trochę" kłopot, bo przecież się utarło, że goldeny są idealne do dzieci! Znaczy, że zwykle je lubią. A tu trafił się egzemplarz, który jakoś niespecjalnie chce się z nimi zaprzyjaźniać. Umówmy się jednak - są dzieci i dzieci..... Są dzieci grzeczne, rozumiejące, że zwierzak też czuje i że nie wolno mu przeszkadzać, a bawić trzeba się delikatnie i są dzieci, które tego nie rozumieją, nie wiedzą, nie są nauczone, no nie wiem... Są takie dzieci czasami, które zniechęcają psy do lubienia ich... Nie wiemy, na jakie trafił Budyń, ale na wszelki wypadek nasi wyraźnie to każdemu mówili, że owszem, Budyń podobny do golden retriwera jak kropla wody do kropli wody, ale dzieci nie lubi i do domu z dziećmi go nie dadzą. I czekał chłopak... i czekał... Aż wypatrzyli go ludzie z takiej fundacji, co to się nazywa Warta Goldena, którzy takie kremowe cuda znają od podszewki i doskonale wiedzą, czego im potrzeba! Postanowili chłopakowi pomóc iiiii wkrótce Budyń zmienił miejscówkę. Ze schroniskowego kojca przeniósł się dooo...


...goldenowego raju! Budyń to ten najjaśniejszy. Zamieszkał w domu takim, który miał go poznać z każdej strony, który od razu pozlecał wszelkie niezbędne badanka, w którym Budyń dał się poznać jako idealnie goldenowy chłopak! ...z tym, że ciutkę niedoszkolony, ale to zawsze można nadrobić. Jak już był poznany z każdej strony i ozdrowiały, poszukano mu domu iiiii znaleziono taki superaśny... 


...a brudny pies to szczęśliwy pies!

Po Budyniu do naszego schroniska zawitał drugi taki krem... Tylko nikt za nim nie wzdychał, chyba, że z żalu...


...czy ktoś o niego dbał kiedykolwiek...? Czy ktoś czesał...? Głaskał...? Kochał...? Benek miał masę kołtunów, chorą skórę, kopalnię ropy w uszach, był smutny i zrezygnowany... Miało się wrażenie, że on zupełnie dwunożnych nie zauważa, że nie są mu potrzebni do niczego. Wystarczyło jednak, że nasi weszli, że zaczęli go głaskać i widać było, że Benek chce jeszcze... Dwunożni z fundacji od razu się odezwali w jego sprawie! Że pomogą, że wezmą, że już szukają miejsca! Kiedy Benek był podleczony i nasi stwierdzili, że może jechać do domu, od razu przyjechali ci Warci Goldena, zapakowali Benka do samochodu iiii pojechaaaaliii.... Kiedy pokazało się pierwsze zdjęcie w necie, to się nasi zryczeli po pachy...


Tak! To ten sam Benek! Tylko już nie Benek, a Bemol. Bemol, który ma jednak lat... 12... który nie słyszy, który ma oczy już trochę zamglone... który chodzi na tych swoich starych łapkach, jak na patykach, takie są jakieś sztywne... I nikt mu złego słowa nie powie, nikt nie zamarudzi - miał być młodszy, sprawniejszy. Bemol nie przyjechał do tego domu pełnić rolę pięknego psa do pochwalenia się. To ten dom jest gotowy pełnić rolę jego przystani... 


Bemol poznał się też z sierściuchami i dopóki nie zaglądają do jego miski - wszystko jest w porządku. Zresztą, jakby miał ktoś wątpliwości...


Trwa walka z chorobą skóry i z uszkami, stare łapki są masowane i codziennie ćwiczą się na spacerach. Po miesiącach (latach...?) zaniedbań, Ben-Bemol znalazł się w raju...


To cudowne, że są tacy ludzie zakochani w rasie, którzy nie patrzą, czy ta rasa jest gdzieś wykropkowana w uchu czy pod łapą, którzy nie boją się tego, że to bida wymagająca leczenia, która może nie ufa do końca każdemu... To nie jest ważne dla nich wcale. SZCZĘŚCIE dla nich ważne jest. Szczęście wymalowane na pysku i serce pełne miłości. 

Ja, Ares - DZIĘKUJĘ.

To nie jedyne fundacje, które pomogły naszym zwierzakom i mam nadzieję, że jeszcze kiedyś będę mógł o nich napisać. Dzisiaj już za długo by było, bo może słońce wzejdzie za jakiś czas, ale zdaje się, że zaraz dzień się zacznie i nasi do biura przyjdą, więc ja się muszę zmywać! 

środa, 14 grudnia 2016

Śmieszne uszy mam, komu je dam??

...takie ładne uszy, takie ładne uszy... tariraa... Trochę to chyba inaczej leciało, ale przecież MI wolno improwizanować. Pomysł na post wpadł mi do głowy mej zacnej, kiedy zobaczyłem zdjęcie Robika. Mało nie spadłem z krzesełka! Patrzcie tylko:


Jak trzmielek i te jego maciupkie skrzydełka! W przypadku Robika jest kilka "problemów". Musia, która z nim mieszka, ma problem z tym, że Robik wyżera z jej miseczki. Co widać po nim, bo kiedyś wyglądał jakby nieco szczuplej...


Drugim "problemem" jest to, że o ile cały zgrubł nieco, to uszka niebardzo i teraz wygląda to dość nierpoporcjonalnie, ale uroku mu to nie zabiera, a wręcz przeciwnie! Przecież kiedyś niektórzy mówili, że to taki fajny, nieduży psiak, a teraz jeszcze dochodzi do tego, że dodatkowo ma takie śmieszne uszydełka! Poza tym Robik nie jest specjalnie problemowy. Chociaż według mojej wiedzy wcale nie jest! Misiowaty, ale na spacerki chodzi chętnie i dziarsko maszeruje nawet na dłuższe dystanse! Zagada przy okazji, zapyta, jak dzień minął, cierpliwie wysłucha i pocieszy, jak będzie smutno. Jest po prostu FAJNY, a czeka na dom już ponad 3 lata...

Jak już zobaczyłem tego Robika i mi się uszka spodobały, to zacząłem szukać... I bardzo proszę! Kolejny do tematu - Bajkał!


Czaderskie, prawda?? No dobra, tak na serio, jak normalnie stanie, to wygląda tak:


Ale wystarczy, że popatrzy w górę i od razu uszka się rozkładają jak radary! Normalnie pies wojskowy! Bo widziałem kiedyś w necie, że te radary, co to wyłapują jakieś dźwięki z daleeeekaaa i też mają takie porozkładane na boki tentegesy. Może Bajkał też się zmienia w psa odbierającego i na przykład lepiej usłyszy, że się lodówka otwiera czy chlebuś odwija z papierka... Zwróciliście uwagę na mięśnie?? Psiolaski za nim wzdychają, bo taki jest przypakowany! Udka takie i klata wypracowana! Bajkał też czasami wzdechnie do psiolasek, chociaż nie do wszystkich, ale z nimi lepiej się doszczeka niż z psami tej samej pci. On wogóle jasno i wyraźnie pokazuje wszystko, dzięki temu wiadomo, że nie lubi się dzielić posiłkiem, a kiedy coś mu się na spacerze wyda interesujące, to po prostu tam IDZIE i koniec. Nie myślcie jednak, że to jakaś nieusłuchana bestia! Przeciwnie wręcz, komend się uczy chętnie, szybko je łapie (smaczki też szybko łapie...), i wogóle uwielbia coś robić! Idealny kompan dla dwunożnego uwielbiającego wycieczki i nie chcącego się nudzić!

Na koniec psiolaska. Patrzcie na Sielę!


Wygląda na niezłą rozrabiarę, w dodatku w średnim wieku, ale niech Was nie zwiedzie ten siwy pychol! Zębiska ma za to białe, więc psioweci dają jej raptem trzy wiosny. W dodatku jest bardzo grzeczna i spokojna. W życiu bym o niej tego nie powiedział i jak ją zobaczyłem ją po raz pierwszy to od razu stwierdziłem - ooooHO! Ta to pewnie będzie wolontariuszy po lesie ciągać! A tymczasem ona na spacerach jest idealna... Idzie razem z dwunożnym, a nie że on sobie i ona sobie, podchodzi się pomiziać, ale też grzecznie całkiem, nie jest nachalna ani nie wykorzystuje tego, że wyrosła większa niż ja. Ktoś ją musiał dobrze wychować..... szkoda, że potem postanowił wyjechać na wakacje bez niej.... Chociaż może wciąż jej szukają i tutaj ją wypatrzą...? Siela jest idealna, jeśli ktoś szuka dużego psa, ale jednocześnie niewyrywnego.

Wyobraźcie sobie, że macie jakiś kiepski humor. Cośtam Wam ktoś powiedział przykrego czy coś i siedzicie w domu tacy z oczami w ścianę.  I podchodzi do Was taka Siela, Bajkał przychodzi i łeb zadziera, albo Robik kopytkuje z całą swoją misiowatością i uszydełkami jak skrzydełka trzmiela... Od razu jest Wam raźniej, weselej i radośniej! Spojrzą się na Was tymi oczami pełnymi "mój-ci-ty-dwunożny" i od razu smutki precz idą! Jeszcze na spacer razem wyjdziecie, łapa w nogę, jeszcze piłkę porzucacie, jeszcze potargasz te śmieszne uszyska i świat stanie się piękniejszy!

niedziela, 11 grudnia 2016

Wiercizadki!

Nie raz i nie dwa, i nie dziesięć pisaliśmy, a nasi pewnie mówili i będą mówić, że w schronisku jest pełen przekrój charakterów. Są psy, które by tylko siedziały na kolankach, są takie, które by ganiały za piłką, a dwunożny ma tylko rzucać, są takie idealne na dłuuuuugieee spacery, są takie, co to tylko się wyłożyć na posłanku i drzemać wiedząc, że obok jest pańcio.

Dzisiaj będzie o tych, co to lubią coś robić i w miejscu usiedzą tylko do głaskania albo do smakola jakiegoś, ewentualnie się czasem położą na sen, ale tak to tylko by szły przed siebie albo zygzakami od krzaka do krzaka!

Na przykład Fire.


Fire trafił do nas jako mała, śmieszna kulka z łapkami. Wiem, że pies na zdjęciu tak nie wygląda, ale to dlatego, że od tego czasu minęło dobre kilka miesięcy... Nie, nie spędził ich u nas, spędził je w domu... Został adoptowany jako szczenior mały, a całkiem niedawno pojawili się dwunożni, u których mieszkał i powiedzieli, że oni wyjeżdżają, ale bez psa, więc bardzo proszę - oto on, cały, zdrowy, troszkę wyrośnięty tylko bardziej.......... Już za nimi dreptałem, już pysk otwierałem, już celowałem odpowiednio... i tylko za plecami usłyszałem "AAAREEES, nie wolno!". Ychm... no dobra, ja grzeczny jestem. W każdym razie oni pojechali, Fire został... Udaje, że wszystko w porządalu jest, ale ja widzę, że nie jest. Jak może być?

Psiak z niego całkiem w porządku, bo i do dwunożnych się garnie, i na spacerach grzeczny, i w domu chowany. Widać jednak, że to terierowe psisko, ruchu potrzebuje, zajęcia, zabaw inteligentnych, żeby mu było ciekawie w życiu! W dodatku raptem rok ma, więc jeszcze dłuuuuugo będzie miał dużo energii do wykorzystania na spacerach. Przecież dwunożni kochają takie niesforne, inteligentne, brykające psiaki! I Fire będzie idealny! 

Nie tylko zresztą on, bo więcej mamy takich szalonych! I nie tylko on wrócił........

Mordka też zawitała do nas po raz drugi...


I też za pierwszym razem była ledwo odrostkiem od ziemi. Została oddana, bo nie umie się zachować... Ci dwunożni chyba myśleli, że malutki psiak sam z siebie będzie grzecznym psem w przyszłości! ...a tu trzeba wychować. Tak, jak się uczy wszystkiego dziecka dwunożnego, tak trzeba też nauczyć dziecko czteronożne. A że urodziło się z energią godną całego stada psów? Nie jej wina przecież! I jak się potem pojawiały problemy, to chyba nie kogyrowali, czy jak... Tylko stwierdzali, że małe, to jeszcze gupie. Tylko że skoro Mordka nie wiedziała, że robi źle, to robiła tak nadal. Skąd miała wiedzieć??? A ona dopiero rok ma! Jeszcze się wszystkiego nauczy, tylko musi mieć ją kto nauczyć... Owczarkowa jest, więc z pewnością inteligencji ma też dużo. Potrzebuje superaśnego dwunożnego, który wszystko jej pokaże, skoryguje błędy, pochwali za dobre zachowanie, zapewni jej naukę, rozrywki i szaleństwa... Bo ona taka wiecie - tu poleci, tam pobiegnie, potem pociągnie w drugą stronę! Co z tego, że na smyczy jest, najwyżej za nią pobiegają, bo ona musi koniecznie pilnie, już, w tej chwili posprawdzać wszystkie tropy! Ech... i kto za nią nadąży? Kto jej powie, że fajniej sobie we dwójkę RAZEM spacerować i że jej nigdy, przenigdy nie zostawi i zawsze wróci...?

Ferguson też szuka takiego dwunożnego, z którym się nudzić nie będzie i który nie zamarudzi, że Fergi za bardzo chce być wszędzie!


Ferguson to jedno szaleństwo! W miejscu nie usiedzi, chyba że masz smakolka...


Podczas wyjścia z kojca ma jedną myśl - IDZIEMYIDZIEMYIDZIEMYSZYBKOIDZIEMYOHOHOHOHOHOHO! Najpierw jest bieganie, badanie terenu, niuchanie, szaleństwo, smakolki, chodzenie, wyrzucanie z siebie tej ENERGII, a dopiero potem może się rozluźnić i spacerować na luzie. Złoto, nie pies! Tylko nie dla niego takie piętnastominutowe spacerki i do domu przed telewizor. On musi się wychodzić porządnie, wybiegać, wybawić, bo inaczej to żadnego szczęścia nie ma w życiu! I on też jest niestary całkiem, ząbki ma bieluśkie, więc wszystko jeszcze przed nim. Oby to "wszystko" było najlepsze na świecie i przyszło już wkrótce...

A na zakończenie szybciuchno o jeszcze jednym, który jest wiercizadkiem mimo chwiejnych łapek, mimo ciężkiej operacji, mimo wielu trudności... Nie opuszcza go humor i zaraża innych pozytywnym podejściem.



Poznajecie? Taaak, to Jankiel! W miejscu nie usiedzi, ale to dobrze, bo to zawsze dodatkowa rehabilitacja! To byłby świetny kompan dla każdego... Chyba ta operacja każdego odstrasza... A on zachować się umie i samochodem lubi pojeździć, na wszelkie wycieczki go brać można! Przecież jakby mieszkał w domu i normalnie spacerował regurarnie to też by się szybciej usprawnił...

Takie to fastatyczne psiaki mieszkają u nas! Co któryś to fajniejszy! Przygarniesz i od razu wiesz, po co żyjesz i co masz zrobić z wolnym czasem. Zapomnisz o słowie "nuda"!

Oby one mogły szybko zaponnieć o tych schroniskowych czasach...

środa, 7 grudnia 2016

Są najlePSI i najleKOCI! Są NASI...

Wczoraj był taki dzień, co to każdy o nim wie. O Mikołajkach piszę. Prezenty, czapki, pompony, te sprawy.... Każdy wie! Od małego do dużego! 

Jeeednaaak ja dzisiaj nie o tym. Napiszę o czymś innym, ważniejszym, co było jeszcze dzień wcześniej. Czyli dzień przed wczoraj. Przedwczoraj czyli.

DZIEŃ WOLONTARIUSZA.

Psiolontariusza.

Kociolontariusza.

Dzień Naszych był. I im się należą takie fanfary, że powinno być to słyszalne w całym mieście, powiecie, województwie, kraju i na świecie! Bo nasi są najlepsi i kto twierdzi inaczej, ten niech przyjdzie i niech sobie obejrzy, zwłaszcza w weekendy, co to się u nas dzieje i jakie chmary dwunożnych z nami się przechadzkują po lesie, i jacy się z sierściuchami bawią i grają w łapki...

...wysłuchują, kiedy mówimy "Słuchaj, Stary, dzisiaj jeden dwunożny przechodził, obcy, wiesz, nie znam go, i powiedział, że nigdy nikt mnie nie adoptuje, bo jestem za stary, za biały, za krótkowłosy, za duży"...


 ...doskonale rozumieją, po co kładziemy się na pleckach...


...czasami ich miłość dosłownie przygniata! 


...klawo się z nimi gra w łapki...


...kiedy nam źle, podają nam pomocną łap... dłoń...


...chociaż trochę, chociaż czasami możemy się poczuć jakbyśmy mieszkali w domach i mieli swojego dwunożnego do miziania...


...są naszą podporą...


...przy nich nawet sierściuchy czują się rozumiane...


...osłaniają nas z każdej strony, żebyśmy czuli się bezpiecznie...


...i te stare, o których zapominali we własnych domach, dzięki nim czują się najważniejsze na świecie...


...uczą nas, że warto czekać i się ugrzeczniać, bo wtedy wyciągają te kulki z dziurkiem, a one są pyyychaaa.... 


...nie boją się pobrudzić!


...dzięki nim świat jest weselejszy!


...potrafią się z każdym dogadać i każdego obłaskawić...


...dają sobie wchodzić na kolana, ramiona, nawet na głowę!


...dodają nam otuchy, kiedy jest nam smutno, źle, straszno i depresyjnie...


...i choćby im ścierpły girki i inne kończyny, nie ruszą się, bo przecież nasze szczęście najważniejsze dla nich jest...


...potrafią w trzydziestostopniowym upale ubierać się w skafandry, w których jest jeszcze goręcej i kąpać te zaświerzbione...


...albo zagrzybione...


...i mimo niewygody i gorąca, oni dalej się uśmiechają!


...albo na rehabilitacje jeżdżą!


...wożą, siedzą z nami, zagadują, miziają, pilnują, żeby zabawki nam nie uciekały...


...pilnują, żebyśmy się nie zaziębili...


...są cierpliwi na spacerach, kiedy je opóźniamy wcieraniem się w piach i mech...


...albo kiedy zamierzają nas wyczesać...


...a my mamy odrobinę inny pomysł na spędzenie popołudnia...


...pokazują, że nauka może być fascynująca... 


...i nawet, kiedy jest zimno, to oni się ubiorą, opatulą, zaczapkują i zakurtkują, i przyjeżdżają specjalnie do nas...


...dzięki nim wiemy, co to beztroska......


...i że miłość to nie patrzenie na siebie, ale patrzenie w tym samym kierunku...


Wiemy, że są gotowi iść z nami na koniec świata w poszukiwaniu szczęścia!


Tymczasem nasze całe szczęście w tym schroniskowym życiu to własnie ONI. 

Dziękujemy, że jesteście. 

Bez Was nas by nie było....