Oczami Bezdomnego Psa

środa, 29 października 2014

Grzeczne! Grzeczniuśkie! I nikt nie chce...?

tuptuptupTUPTUP T U P T U P tuptuptup... "jeżu kolczasty, kojec otwarty, a pies w środku!"

...że jak!? Lecę zaraz sprawdzać, o co chodzi! Wyglądam ostrożnie, bo nie wiadomo, co tam się dzieje... a tam, w miejscu, gdzie powinna się znajdować furtka od kojca, stoi Flora!


Zdziwiona niezmiernie, że kojec otwarty, a ona bez smyczy i ani pół człowieka nie widać w pobliżu... Trochę się cofała, potem znów stała i oglądała świat normalnie, nie przez kraty, takie to dziwne! Okazało się, że jej psiolokatorzy - Szorstek i Tiki poszli na dłuuugiii spacer na miasto (taki świąteczny, kundelkowy marsz!) i ktoś nie domknął kojca. Flora na spacer nie szła, bo jest tak nieśmiała, że za daleko by nie dotarła. Bywa z niektórymi psami tak, że trzeba stopniowo je przyzwyczajać. Oczywiście na normalny spacer po lesie poszła! Tylko też trzeba ją było prosić grzecznie i spokojnie, żeby przebierała łapkami, bo bywało, że się zatrzymywała i ani do przodu, ani do tyłu ruszyć się nie chciała... Wystarczy jednak z nią trochę pobyć i już się otwiera. Taka nieśmiała ta Flora jest...

Więcej mamy takich grzecznych, niewielkich i bezproblemowych. Co w nich jest takiego, że nie znajdują domu? Przecież sporo ludzi chce pieska, ale ma być mały i fajnie, gdyby potrafił zachować się w domu. Proszę bardzo, są!

Gierek: malutki, cichutki, zgubił się, czy został zgubiony (...?), na szczęście odnaleziony i odprowadzony do schroniska.


Widzicie, mieści się na krześle! Trochę kudełków zgubił, ale tak to już jest w psami, że jak się czują niepewnie, nieswojo i stresowo, to gubią sierść, dobrze, że mamy jej dużo! Właściciel Gierka znaleźć się nie chce jakoś, żadnego adresu na psiej obroży nie było, on sam też nie zna... Mały jest, to i numerów nie widział nigdy żadnych ani nazwy ulicy... Czeka teraz psiaczek na nowy dom, oby znalazł, zanim nam posmutnieje do reszty...

Jak ktoś bardziej kudłate lubi, to też mamy, a jakże! Malutka, grzeczna, przyjacielska i niekonfliktowa Majka! Wiadomo, że Majka już u nas była, ale akurat wiemy, że ta miała tak na imię  przed trafieniem do schroniska. Wpisane w kartę ma "Majka II".


No przecież Majka II to chodząca, kudłata słodycz! Miała właściciela, ale nie mógł się nią dłużej opiekować... Ma jeszcze dwóch kumpli, ale oni trochę dłużej muszą się przyzwyczajać do ludzi, nie są tacy odważni. Majka za to jest idealna! Do przytulenia, spacerku, wyczesania, na posłanko czy na kanapę, zależy jakie akurat zasady domowe. Polubi, pouwielbia, pokocha każdego i pouśmiecha się przy tym przepięknie!

...normalnie powinnam w reklamie pracować... Niech chociaż RAZ ktoś przyjdzie i powie "Dzień Dobry, Bulba napisała o takim psie... i ja bym go chciał, bo tak ładnie napisała...".

Pewnie, że i sporo szalonych psiorów mamy! Do biegania, rzucania patykami, do chodzenia w góry i łapania fal nad morzem. Mieszkają jednak też u nas takie spokojniejsze psiaczki, co to poleżeć by sobie chciały w spokoju, na spacerek się przejść, wygłaskać się i popatrzeć sobie z tym jedynym dwunożnym w oczy...

 Dla każdego się jakiś znajdzie, tylko trzeba przyjść, przejść się, popatrzeć w oczy tym naszym bezdomniakom... Jest ich ponad 200. To ponad 400 oczu wpatrzonych w odwiedzających! Najfajniej oglądać tę cudowną zmianę, z oczu przestraszonych, pełnych nadziei, w oczy radosne, pełne niedowierzania: "Naprawdę?? Naprawdę JA idę do domu...?". Mogę na to patrzeć codziennie, bez końca! To się nigdy nie nudzi...

niedziela, 26 października 2014

Pieseczki bywają w kropeczki

...są pieseczki...
       ...też w kropeczki...
   ...i to chwalą sobie...
          ...kropki tutaaaj...
    ...kropki taaam....
...służą ku oozdobieee...
      ...tarrrarrraaaarrraaa...
  ...tarrarrraaarrraa...
             ...mmmhhmmmmhhmmm...


- Kiedyś marzyłaś o loczkach, teraz o kropeczkach pod nosem śpiewasz?

- Aaa boo wiesz cooo... słyszałam, że piegi to urocze są... Niektórzy się zachwycają i jak tylko zobaczą na sierści sierściastą kropeczkę, to zaraz im się oczy świecą. Psy mają te piegi wyjątkowo wielkie! Może i dobrze, że ludzie aż takich nie mają, tylko takie całkiem kropeczkowate. Psiur to może mieć taaakie krooooopy i będzie dalej wyglądał uroczo!

Haris na przykład jest piegokropkowany na łapach.


Zupełnie, jakby za dużo stał w kałużach i pordzewiał... I koło nosa też ma piegi, najprawdziwsze, policzkowe. Haris sympatyczny jest, właściwie wygląda dalej szczeniakowato (ach, te geny!!), ale jak mu w paszczę zajrzeli, to stwierdzili, że ze dwie wiosny już po świecie biega. Moooże czasami z jakimś psem się nie dogada i chce mu poszczekać to i owo, ale jak zobaczy, że człowiek nie jest zachwycony jego zachowaniem, to jednak z czasem się uspokaja. Teraz mieszka z psiolokatorką i jest między nimi całkiem dobrze. Haris jest całkiem do ułożenia!

Caaałaaa piegowata jest za to Trusia!


Znaleziona przy jakiejś ławce, kilka godzin tam ponoć stała i czekała... Niektórzy ludzie to naprawdę jakieś tabletki powinni brać na pamięć i empatię, bo to straszne, ile psów tak stoi zapomnianych przy ławkach, sklepach, drzewach i poboczach... A jak nie chcą brać tabletek, to może niech chodzi za nimi taka pani Opiekunka, jak u nas, z wielką tacą i każdemu podaje w ciasteczku, kiełbasce, jabłuszku czy co tam kto lubi...

Wracając do Trusi, pięknie piegowata jest! Na uszach co prawda jej się kropki zlały w wielkie plamy, aaale poza tym to same ciapeczki ma na białej sierści. Kiedy do nas trafiła, miała jakieś problemy ze skórą, przez to też zamieszkała na szpitaliku. Akurat ma widok na wejście i jak tylko drzwi się otwierają, to ona zaraz wszystkim na około głośno obwieszcza kto wlazł i czy ma strzykawki w rękach. Truśka codziennie na spacerki maszeruje z koleżankami i, jak każdy, czeka na taki ostatni odschroniskowy spacerek, prosto do dooomuu.

Pięęęękne, prawdziwe, napoliczkowe piegi ma też Bacha.


Baśka jest bernardynką. No, może i bezmetrykową, ale właściwie kto by tam się kłócił... Zwłaszcza z Bachą... To cielę jest przeogromniaste i zakochane w ludziach po uszy. Mieszka na mini-wybiegu przy biurze i jak tylko jakieś okno jest otwarte, to ona zaraz staje na dwóch łapach, opiera się o parapet, brodę zadziera i szczeka, bo jej się nudzi, bo jak to, że tacy fajni dwunożni są w środku, a ona, taka przesuperancka Bacha na zewnątrz! I jak tylko ktoś się zdecyduje, żeby pójść trochę z nią pogadać, to zaraz o:


Taka kruszynka do miziania... Myślałby kto... pfff....

Czarno-biało-łaciato-piegowata jest Sepia.


Piękna jest... Tylko taka bidula nieśmiała. Na spacer pójdzie leeedwo leeedwo, w połowie na leżąco i kiedy kończy się murek schroniska, to ona się wraca... Do żadnego lasu nie pójdzie, bo nie, bo drzew za dużo, bo pod nogami za miękko, bo zaraz pewnie się rozpada, wichura będzie, a w ogóle, to ona na żaden spacer iść nie chciała i już... Niełatwe z nią zadanie, ale na pewno w końcu się uda. Musi. MUSI.

Są łatoluby, krótkopyskoluby, długogrzbietoluby, uparciucholuby, muszą być też kropko-i-piegoluby. Całe szczęście, że tak samo, jak różne są zwierzaki, tak samo różne są serca, które je kochają! Potem tylko najważniejsze, żeby się w porę odnalazły...

środa, 22 października 2014

W sobotę imprezka!

* znaleźć obróżkę z diamencikami
* przystrzyc policzki i brwi
* wymienić kocyk na włochato-puszysty
* poćwiczyć uśmiechy i powarkiwania z zadowolenia
* wypolerować kły...

- Buulbaaaaa.... a co ty robisz???

- Robię listę spraw do załatwienia przed sobotą.

- Hmmm... a ktoś ważny przyjeżdża?

- Hoho! Żeby to jeden! Święto jest i szykujemy się na całodniową imprezkę!

- Jakie święto...?

- Ech, beze mnie byś wszystko przespał...

W sobotę jest Ś W I Ę T O    K U N D E L K A!!! W schronisku są też nie-kundelki i prawie-nie-kundelki, ale nie oszukujmy się, zdecydowana większość to najprawdziwsze mieszańce, co to do żadnej rasy konkretnej podobne nie jest.

Na przykład taki Lakuś.


Rasowy kundelek! Na początku przestrachany był niezwykle, w ogóle wyglądał, jakby zaklinał, że jego tutaj wcale nie ma, niczego nie chce, a już na pewno sam się nie pchał... Żal było patrzeć. Psy mu tam poszczekały do rozumu, bez sensu robić z siebie taką ofiarę! Trudno, miejsce jest, jakie jest, ale posiłki w stałych godzinach i wychodne jest co jakiś czas. Lakuś merdnął raz, merdnął drugi, ludziom się spodobało. No to teraz merda tak, że aż pupa mu się rusza cała! Grzeczny, przytulaśny, Lakuś do wzięcia od zaraz.

Rasowym kundelkiem, który za to nie wie, co to smutek, jest Malin.


Malin, kiedy zobaczy człowieka, skacze po same człowiecze uszy! Tak się cieszy ze spaceru, z tej chwili, chwiluni z dwunożnym! Jeszcze superowniej, kiedy dwunożny przyjdzie nie sam, ale z całą rodziną. Malin kocha małych i dużych. Sam jest niewielki i na pewno dużo miejsca w mieszkaniu by nie zajmował. Od niedawna jednak psiurek ma coś, co od razu go  d y s k w a l i f i k u j e (to takie trudne słowo, ale tak najprościej znaczy, że zwierzak staje się niewidzialny...) - w Malinie serce już nie bije jak trzeba. Cośtam z tym bimbadełkiem ma i musi przyjmować leki... Co prawda nie są drogie, bo pies mały, ale cóż... "Aaaa bo to trzeba pilnooowaaać, aaa bo ubieraaać na ziiimęęę (damy ubranko!), aaaa, bo nie moooże zmaaarznąąąć...". Dla niechcącego każda wymówka dobra... Dla chcącego Malin będzie najcudowniejszym kundelkiem pod słońcem! Będzie kochał całym sercem, bo chociaż chore, to nic to w kochaniu nie przeszkadza.

Albo taki Dżeki.


Bardzo proszę, same zalety! Wiemy, że mieszkał w domu, że grzeczny, że dogaduje się z psami, na spacerach nie ciągnie. No, ma te osiem lat, ale przynajmniej nie widzi niczego ciekawego w gryzieniu kapci czy kopaniu dziur. Miał najukochańszego właściciela, ale tak się smutno złożyło, że odszedł i wrócić już nie może...

Mamy kundelkowatych kundelków jeszcze więcej, ale całej nocy nie mam, żeby opisać.

Dwunożni myślą, że nic nie wiemy, ale przede mną się nic nie ukryje, już ja wiem, że szykują nam wyjątkową sobotę! Ma się odbyć marsz do miasta! Było ich już kilka, ale tym razem to taki inny będzie, ma być głośniej, kolorowiej, liczniej i w ogóle superowniej niż zwykle! Każdy może przyjść i się przyłączyć, nie tylko wolontariusze w takich marszach chodzą. O to chodzi, żeby było jak najwięcej, żeby ludzie już z daleka się zastanawiali, co to za wycieczka wielonożna idzie.

Poświętujcie z kundelkami. Pójdźcie do schroniska, wyprowadźcie chociaż na spacer albo dajcie dom na zawszezawszezawsze; sprawcie, że poczuje się jak najrasowniejszy z rasowych, wyjątkowy, jedyny...

Czekamy w sobotę!

niedziela, 19 października 2014

Kawalerowie do wzięcia

Namnożyło się nam kawalerów! Tak się złożyło, że ostatnio dwie ekstra psiolaski wyjechały do domów. Wyjechało więcej i nie tylko suczki, ale te dwie adopcje były ohohoho! Ekstra super!

Pieerwszaa...


Bati! Była u nas właściwie równo rok. Śliczna owczarka, mogłaby być całkiem rasowa! Nie miała jednak żadnego numerka w uchu ani nigdzie, nie miała też ogona... Długo była przez to niewidoczna, ale w końcu jej się poszczęściło!

Poooteem...


Epika! Noo troooche oowczaarka w niej było, ale zdecydowanie mniej niż u Bati. Za to nadrabiała kudłatością. Była prawdziwie sierściasta i mięciutka! Przesiedziała u nas ponad 2 lata... Kolejne już przesiedzi w najprawdziwszym domu!

Psiolaski poszły do domu, zostali ich kumple z boksów i trzeba było im dobrać lokatorów. Akurat jeden i drugi siedział w kojcu z ogrzewanym miejscem do spania, a że zima idzie, trzeba było się postarać, żeby się polubili z innymi psami potrzebującymi ciepłego noclegu.

Bati mieszkała z Łatkiem.


Łatek szczęścia nie miał. Właściciel trzymał go w szopie bez przedniej ściany, za to z tonami śmieci w środku... Do ściany szopy przywiązany pies, który mógł spać... gdzieś... między starymi drzwiami a zardzewiałą ścianą... W schronisku Łatek okazał się miłośnikiem piłeczek, patyczków i wszystkiego, za czym można pobiec i przynieść, i znów pobiec! Z jego stawami nie jest już tak super, jak kiedyś; bywało, że i wcale wstawać nie mógł. Teraz się już doleczył troszkę, może i za piłeczką już nie może biegać za bardzo, ale na spacer pójdzie chętnie!

Bati się wyprowadziła, więc trzeba było szukać Łatkowi psiolokatora. Ktoś wpadł na pomysł, że może Tajfun...? Tajfun innych psów nie lubi! Ale potrzebuje ciepłego łóżka na zimę, może akurat...


Tajfun faktycznie za innymi psami nie przepada. Jak na wiacie mieszkał, to się zawsze musiał z którymś pokłócić. Za to ludzi kocha nad życie! Wie, jak się uśmiechnąć, jak merdnąć, jak spojrzeć, no tylko brać do domu i całymi dniami patrzeć sobie w oczka! Niestety jakoś nikt Tajfuna nie zauważa. Teraz będzie jeszcze trudniej, bo jemu też stawy już odmawiają współpracy, dlatego musi mieszkać w ciepełku.

Żyją sobie teraz Łatek i Tajfun w jednym kojcu, dzieląc ciepły pokój. Czasami coś zgrzytnie, ale bez przesady! Ja też czasem warknę, ale przecież nic takiego od razu się nie dzieje!

Epika mieszkała z Albertem.


Albert też jest piłeczkofanem! Niestety albercie stawy już też nie są tak sprężyste, jak kiedyś. Ciągle jednak ma nadzieję, że będzie mógł chociaż pochodzić za piłeczkami, może ktoś mu będzie chociaż trochę je kulał, a on trochę będzie do nich dreptał... A może jakby został zabrany do prawdziwego domu, odgrzałby się, odgłaskał, ocieplił, może i stawy by się zasprężyniły znów i by jeszcze popiłeczkował... Marzy mu się...

Alberta spróbowano skumplować ze Śnikiakiem.


Śliniak groźnie może wygląda... ale tylko wygląda! W środku zupełnie łagodny! Jego przeszłość nie jest ciekawa, był psem łańcuchowym, stan zdrowia też nie zachwycał. Liczne guzy, nieleczone, niesprawdzane, po prostu jest pies, ma szczekać, a że coś mu wyrasta - no to będzie groźniej wyglądał! Śliniak został odebrany, zamieszkał u nas i przeszedł już kilka operacji, bo ciągle tam coś w środku mu wyrasta niepotrzebnie albo działa nie tak, jak trzeba... Wygląda teraz jak eksperyment jakiś! Za to podejście śliniaka do ludzi wcale nie jest takie eksperymentalne! Wiadomo, że lubi te wszystkie spacerki, głaskania i drapanka po pociachanym grzbiecie.

Się Śliniak z Albertem też dogadał i żyją zgodnie nawet na jednym terenie. Wyjdzie im to na dobre, każdy lubi mieć ciepło pod zadem w zimie!

Przystojni, oddani kawalerowie do wzięcia. Wspomniałam o czterech, chociaż mieszka ich u nas dużo więcej! Komplement wyszczekają, obronią, jak będzie trzeba, potowarzyszą na wieczornej przechadzce. Tylko szansę trzeba dać, do domu wziąć, a oni już pokażą, jak bardzo byli tego warci...

środa, 15 października 2014

W jego oczy spójrz, nie zapomnisz ich już...

- Hedaar, a co to? Miseczka pełna? Nie zjedzone takie pyszne żarełko?

- ...aaa tak jaaakoś....

- ...co się stało,  Hedziuszku...? Na spacer poszedłeś zadowolony, nawet nie kulałeś! Wróciłeś jakiś taki...

- Bulbusiuu, widziałem te oczy... 

- Oczy, no każdy ma dwa, znaczy dwoje oczu, czasami niekoniecznie,  ale z reguły są dwie gałki. Zwykle brązowe, ale niektóre zwierzaki mają niebieskie, jak psy haskie. Bywają też oczyska dwukolorowe, nawet jedno oko potrafi być trochę niebieskie, a trochę nie. Co było w tych niezwykłego?

- ...idź sama, co będę tłumaczyć. Wyjdziesz z biura, pójdziesz w lewo i za rogiem znów i po schodkach... zobaczysz.

- Idę!  

....

- I co?

- ...masz rację. Oczy...


Kancikowe oczy... Opowieści nie trzeba, słów brak, wystarczy spojrzeć. Wryją się w pamięć, nie pozwolą zapomnieć, będą prosić, bezgłośnie błagać; tylko kiedy poznamy historię, coś będzie krzyczeć...

Nie znasz historii? Opowiem Ci, Czytacielu Drogi...

Był sobie psiak. Ponad 10 wiosen już po świecie dreptał. "Ile może żyć taki kundel?" - pomyślał ktoś ze złością - "stare, chore pewnie, rusza sie ledwie, a ciągle oddycha, budzi się co rano i o jedzenie prosi!". Dość ktoś miał już takiego psiego starca. Pewnego dnia chwycił więc kruchego czworonoga, wziął coś twardego... może było pod ręką przypadkiem,  może było przygotowane... Psu zrobiło sie przed oczami ciemno, w uszach głucho... Ktoś zaczął dumać: "Kopać dół? Tyyyle robooty! Oddać gdzieś? Ee, jeszcze ktoś pozna, bo mi się przyłożyło za mocno i widać z daleka... albo będą kazali płacić! O, strumień płynie kawałek dalej, całkiem wiarygodne! Stare psisko, wpadło i koniec historii!". 


To jednak koniec historii nie był. Woda w strumieniu zimna, psiak powoli zaczął coś czuć... ruszył jedną łapą, drugą, żyje! Powoli człapał, brodził w wodzie, chociaż głowa musiała nieźle łupać. Sił mu starczyło jeszcze na wejście na kamień wystający ze strumienia. Stał tam mokry, trzęsący się, zmarznięty, obolały. Lepiej nie myśleć, ile by wytrwał jeszcze... Zanim zmęczone łapy sie pod nim ugięły, został znaleziony, tym razem przez Kogoś Dobrego.


 - Niech to Tyson użre, gdzie sięgnie!!! On użre, a ja do rzeki zaciągnę! Choćbym miał połamać nadgarstek do reszty! Nacierpiał się Kancik na stare lata...

- Jakby Ci to powiedzieć... nie tylko na stare... w lecznicy miał psiur zrobione takie zdjęcie, co to widać każdą kosteczkę. Odkryli tam, że coś mu zwyrodniało w kręgosłupie, ale... prócz kosteczek Kancika, znaleziono też takie małe, malutkie, twarde też, ale to nie psie kosteczki... Oj, no ktoś miał wiatrówkę i chęć postrzelać, ale zabrakło tarczy... albo ktoś już do nieruchomej umiał i chciał poćwiczyć inaczej...

- Trzymaj mnie, Bulbaa, trzymaj mnie, bo pójdę po Tysona, Grafita, Agriego i po któregoś dobrze tropiącego owczarka!! Znajdziemy tego blblblbbl nie zasłaniaj mi pyska, Bulba! Wgryziemy się temu blblblflflbfbl zabieraj te łapy ode mnie!

- Hedar, nie możesz się tak publicznie wyrażać! 

- Ech... To czekaj, to ja pójdę zaraz do niego, posiedzę, pogadamy o pogodzie chociażby... Obiecuję, że nie będę burczał! 

- Już dzisiaj go zostaw. Pewnie już próbuje zasnąć, koty mu tam mruczą do snu, bajki opowiadają. Nie jest sam... Kancik już nigdy nie może być sam... Chociaż już mu niewiele zostało, jest poważnie chory. Nie tylko ten śrut i kręgosłup, jeszcze serce ma słabiutkie... 

Drogi Czytacielu, spójrz w oczy Kancika... Może szybko stwierdzisz, że nie możesz ich zapomnieć... Tak bardzo nie możesz, że postanowisz zrobić wszystko, żeby w kancikowych ślipkach pojawiła się radość! Przygarniesz go, sprawisz, że poczuje się kochany, jak nigdy dotąd, a i on Ciebie pokocha, jak nigdy nikogo do tej pory! 

- To się musi udać, Hedziu... Poczekaj, przytargam swoje posłanko, położę się między tobą i Arnim, będziemy wszyscy trzymać kciuki za Kancika...


niedziela, 12 października 2014

Jednak nie taki człowiek straszny!

"Dzień Dobry, możemy zabrać jakieś psy na spacer?", "Pewnie, zaraz zapniemy Szorstka i Tiki!".

"Kto to idzie tutaj? Kto to idzie i merda ogonkiem, a kiedyś chciał mi pożreć aparat? Wiruś? Niemożliwe!"

"Ojej, a co to tak radośnie maszeruje? Wygląda jak Blejk...", "Ależ to jest Blejk, fajny teraz, prawda?"

Czasami zwierzaki, które do nas trafiają, od samego wejścia są radosne, dają radę, jeszcze nie wiedzą, gdzie są i po co, ale nie załamują się. Czasami jednak czworonogi mają kiepskie wspomnienia, albo ktoś je skrzywdził, albo jeszcze niedawno miały właściciela i nie rozumieją, dlaczego nagle teraz nie mają, bo był przecież najważniejszy na świecie i jedyny! Czasami niektóre psy nie miały okazji w ogóle poznać człowieka...

Tiki to suczka, która myślała, że to normalne, że właściciel czasami się tak zdenerwuje (chociaż nie wiadomo na co, bo przecież grzeczny pies był...), że musi na małym czworonogu złość wyładować...


 Pierwsze spotkanie w schroniskowym kojcu z człowiekiem było dla niej baaardzooo stresujące. Nie wiedziała, czego chce ta dwunożna panienka z czymś wielkim i czarnym zawieszonym na szyi, w dodatku w ręku trzymała jakiś dziwnie szeroki sznurek z metalowymi trzymadełkami na końcach... Kucnęła potem, coś powiedziała, wyciągnęła rękę i pogłaskała z boku. Wcale nie bolało! Tiki więc powolutku, powoluśku się przysunęła, została podrapana po grzbiecie... OOOoooo jaaakie to było przyjeeemneee! Już były tańce na tylnych łapach, stepowanie, uśmiech na pysku, cuudoownee! Jednak jeden nagły ruch i już Tiki była na drugim końcu kojca. Potem wszystko zaczynało się od nowa. Zdjęcia udało się zrobić i wydawało się, że jest już wszystko w porządku, ale nie minęło pół godziny, jak przyszła do Tiki druga osoba, z takim czarnym, małym urządzeniem do sprawdzania tych fasolek, co wszczepiają zwierzakom i potem wiadomo, czyje są. To się suczce nie podobało, bo z jakiej racji mają jej jeździć po karku jakimiś zimnymi plastikami!? Dali jej spokój, jak zagroziła, że jeszcze raz ktoś ją dotknie tym ustrojstwem, to zeżre to w całości i jeszcze się obliże na koniec! Wątpię, że zrozumieli dosłownie, ale chyba przekaz był dostatecznie jasny...

Zaa tooo teeeraaazz.... Wystarczy podejść do kojca Tiki, trochę ją chociaż przez kraty podrapać, a ona HYC! przednie łapy kładzie wysooko, jak najwyżej sięgnie, na siatce i klatę przysuwa do drapanka! Bezwstydna jedna! Przy tym tak się uśmiecha i tak jęzor wystawia, że doprawdy, nie przystoi tak suczce... Nawet jej chciałam uwagę zwrócić, ale Szorstek, jej kolega z kojca mnie powstrzymał, powiedział, że ona mu czasami takie historie z byłego domu opowiada, że strach... Niech korzysta teraz z tego drapanka, jak chce...

Najczęściej jest tak, że pies po prostu nie ma pojęcia, co się od niego chce, nie wie, gdzie jest i co tutaj robi, i co ma robić, i jak się zachować. Na wszelki wypadek będzie udawał groźnego!

Wiruś taki właśnie był!

Taaaki byyył odwaaażny, taaki grooźny! Do czasu zapięcia na smycz... Jak wyszedł z kojca, wyszedł na spacer, to już zupełnie inny pies! Uśmiechnie się, ogonkiem merdnie, zupełnie normalnie, po psiejsku! Teraz dumnie wychodzi na spacery, cały w skowronkach, pupą kręci na prawo i lewo, a jak jeszcze spotka kogoś znajomego! Pełnia szczęścia! Oj witałby Wiruś swojego człowieka, za każdym razem, kiedy ten by wracał do domu po pracy, pięknie by witał...

Blejk był za to psem, który chyba nigdy nie miał okazji poznać człowieka bliżej... Mieszkał z koleżanką Fobką pod drzewami, w jakiejś bocznej uliczce w pobliskim mieście. W ciepłe dni może i było ciepło na ściółce, nisko były gałęzie, przytulnie. Obok stały miski, magicznie się jakoś same napełniały wodą i karmą. Zbliżała się jednak zima i nie można było pozwolić, żeby psy do ziemi przymarzły! Nie jest łatwo złapać psa, który nie zna ludzi. Dwa razy trudniej złapać dwa takie dzikusy! Gdyby jednak się to nie udało, nie pisałabym o Blejku, prawda?


Takie miał wieelkie oczy, kiedy u nas zamieszkał... Z budy nie wychodził, tylko głowę wystawiał. Obszczekiwał, jak coś się działo, pewnie! Ale jak tylko widział, że dwunożny się zbliża, to zaraz do budy gnał, mało łap nie gubiąc po drodze!

Po kilku miesiącach ciężkiej pracy wolontariuszy, dzięki ich ogromnej cierpliwości, teraz Blejk wygląda tak:


Pierwszy do spaceru, do drapanka po grzbiecie, do wymiziania, do podreptania noga w nogę, łapa w łapę z człowiekiem! Dwunożny najlepszym kumplem Blejka, a co! Teraz ma psiak zadanie - pokazać Fobce, że nie ma co się tak zamykać i obrażać na ludzi... Fobka nie jest taka odważna, ale nie ma reguły, że na takiego psa potrzeba trzy miesiące oswajania, dwa kilogramy wytrwałości i osiem litrów cierpliwości. Przepisu nie ma, trzeba po prostu robić swoje i czekać...

Uczą się czworonogi u nas, że nie każdy człowiek to jakiś potwór, że nie każde wyciągnięcie ręki musi oznaczać, że będzie bolało, że nic złego ich tutaj nie spotka. Wręcz przeciwnie - spacerki, mizianka, drapanka, zabawy, ciepłe budy i pełne miski. I stawanie na głowie (chociaż zwierzaki tego nie widzą), żeby wszystkie znalazły jak najlepsze domy i przede wszystkim przecudownych opiekunów...

środa, 8 października 2014

Widziałeś?? Ja nie, ale było super!!!

Popołudnie leniwe, pracownicy mają przerwę, siedzą w kuchni i miziają mnie po brzuszku... znaczy ja się pozwalam miziać , żeby potem coś mi z talerza skapnęło... znaczy to nie tak, że jestem jakaś łasa na mizianko, czy żarłok jakiś, bo każdy wie, że ja nieprzekupna jestem i tak dalej...

- Buulbaaa, pogrążasz się... widziałem, po prostu miałaś relaks, nie oszukujmy się, nie musisz tak udawać, że było niefajnie!

- Wcale nie! Cicho! Ja po prostu podsłuchiwałam i musiałam tak brzuchem do góry, dla niepoznaki!

- Oooj doooobraaa, blaablaablaa... Już przede mną aż tak się nie musisz wypierać, ja już swoje wiem...

- NIEPRA...

- Dooobra doobra dobra, dawaj lepiej dalej, leżałaś i zmuszałaś się do zadowolenia podczas drapanka, i co dalej?

- ....

Usłyszałam z biura szumy jakieś. To było takie "SZSZszszszSZSZszszszsz Baton! szszSZSZszszszSZ Baton!" i nasi wołali "aaale suuper! rewelacja!" i potem znów szumiało. Poszłam tam, a jakże, ale te biurka takie wysokie robią... Kazałam tylko Hedarowi podejrzeć, gdzie to oglądali i poczekałam, aż wszyscy wyjdą.

Wieczorem zawołałam Hedara, podsadził mnie na krzesełko i wygrzebałam film... Obejrzeliśmy go raz... Potem włączyłam sobie drugi raz, bo za pierwszym razem jakoś w połowie już nic nie widziałam, oczy mi się zalały... Alergia, to na pewno alergia...

- Buulbaa, ale o co tutaj chodzi? Czemu tak się wzruszasz?

- Ja się nie wzrusz... aaaa dooobra, wzruszam się. Widzisz, Hedziu, bo na filmie jest Baton...


Baton kiedyś był bezdomny, mieszkał w naszym schronisku. Półtora roku nikt go nie zauważał. Był radosny i pocieszny, na spacery chętnie chodził, do ludzi się przytulał, kooochał dwunożnych, aaaleee...


 ...Baton był niewidomy. Niewiele sobie robił z tego "defektu", ale wszyscy, którzy przychodzili do schroniska po psa, widzieli u Batona tylko te białe oczy.

Na szczęście pewnego dnia ktoś zobaczył w psiaku również jego ogromniaste serce i zdecydował, że Baton wyprowadza się ze schroniskowego kojca na zawsze! To było prawie rok temu i niedawno dostaliśmy wakacyjne pozdrowienia. Baton co prawda wyjeżdża ze swoimi dwunożnymi w różne miejsca, ale nad morzem podobało się ślepaczkowi szczególnie.

Już pierwszego dnia spodobał mu się szemranie morza i jak najszybciej chciał sprawdzić, co tak pięknie szumi! Zdziwiony był bardzo, że coś zatapia mu łapy, ale było to tak fascynujące, że ciągle wbiegał, wybiegał, kopał, szczekał, pełnia szczęścia dziewięcioletniego szczenięcia!

Jak przystało na prawdziwego plażowicza, Baton lubił się również opalać. Co prawda opiekunowie biegali za psiakiem z parasolem, ale on ani myślał pod nim leżeć, nie po to przyjechał nad Bałtyk, żeby potem wrócić bez opalenizny!


Właściciele Batona zrobili mu również cudowny prezent! Skorzystali z tego, że plaża była prawie pusta, pozwolili mu pobiegać bez smyczy, beztrosko, przed siebie... I właśnie to jest na filmie - pełnia szczęścia...



- ...co mi tutaj kapie??

- [chlip]

- Hedar, co ty??

- Nie wiedziałem, że niewidomy... Tacy niesamowici ludzie... [chlip]

- Nie tylko oni! Mam drugą historię!

Pagaj. Też kiedyś był bezdomny, też mieszkał w schronisku, też jakoś nikt go nie chciał zauważyć, powód był taki, jaki u Batona - ten piękny psiak nie widzi od urodzenia. Raz co prawda był adoptowany, ale szkoda pisać, co to za ludzie byli... Do schroniska, do Pagaja, przychodziła pewna pani. Nie mogła go adoptować, ale wyprowadzała na spacery. Później zauważyła, że psiak już rozpoznaje jej głos, wita ją z większą radością... Jakiś czas później przyszła wiadomość, że są chętni na adopcję Pagaja! Miałby wyjechać daleeeko, do innego miasta. I ta pani, która do Pagaja przychodziła zdecydowała, że w takim razie jednak ona go bierze do domu! Nie będzie się psiak tułać po kraju, skoro we własnym mieście może mieć miejsce! Jak postanowiła, tak zrobiła, a psiakowi rozpoczął się nowy, lepszy etap życia.


Okazało się też, że tak jak Baton uwielbia plażować, tak Pagaj pokochał góry! Jego opiekunowie się wybrali i nie wyobrażali sobie wycieczki bez psa. Co prawda cała okolica wokół pagajowego miejsca zamieszkania psiura uwielbia i połowa okolicy jest gotowa zaopiekować się nim, kiedy pańcia wyjeżdża, ale akurat ten ślepaczek jest tak grzeczny i tak wtopił się w życie właścicieli, że jeździ na różne wycieczki. Tym razem przemierzał górskie szlaki...


...i podziwiał widoki..eee... węchem podziwiał... przeczuciem...


Z Pagajem obijać się nie można było! Jakiś odpoczynek co jakiś czas, niech będzie, ale nie za długo! Podjeść, popić i już Pagaj wycieczkę wołał, na kolejny etap, już nogami przebierał! Nie po to w góry pojechał, żeby teraz siedzieć w miejscu. Zresztą jego opiekunowie często go gdzieś zabierają, bo psiak jest bezproblemowy, wszędzie się świetnie czuje, byle być wśród swoich.

Superaśnie, jeśli właściciele wiedzą, że bez problemu mogą zabrać swojego ślepaczka ze sobą, bo wiedzą, że sprawi wszystkim to ogromną przyjemność. Bywa też tak, że psiak jednak nie czuje się pewnie na nowym terenie. Zwłaszcza, jeśli pod poduszeczkami nie ma... dywanika!

Jazgot też był adoptowany z naszego schroniska, ale już kilka lat temu. Kiedyś widział, niestety z roku na rok coraz mniej. Od zawsze jednak przy każdym dzwonku do drzwi jazgocze tak, że cały wieżowiec wie, że właściciele mają gości! Każdy po pierwszej wizycie przestaje się dziwić, skąd takie imię pies ma...


- Buulbaa... ale to guziec jest...

- Cicho, Hedar, to pies jest.

- Ależ Bulbuusiuu... zobacz na kły, ci mówię, że guziec...

- Hedar! Guziec w bloku!? Z takimi uszami!? Słuchaj lepiej, ten pie...

- ...guzieec...

- Poszedł ty!!! Bo jak się zdenerrrrwuję!!! ...tylko mi krzesełko przysuń...

Ten PIES potrzebuje do szczęścia dywanika. Mały, duży, kwadratowy, okrągły, nieważne. Jazgot jest psem dywanikowym, wszędzie indziej jest lawa, ruchome piaski, lasery się uruchamiają, podłoga się zarwie, a niebo spadnie na głowę. Jak chce wyjść po smakołyk, to najpierw wyciąga ryjek, jak się okaże, że jednak nie sięgnie, to powolutku, ostrożnie, przebiera kopytkami...

- HA! Mówiłem, że guziec! Ma kopytka!

- IDŹ, BO JAK CIĘ...!!! To przenośnia jest!

...Jazgot przebiera ŁAPKAMI, potem delikatnie bierze, co tam dla niego było i szybciutko, prędziutko maszeruje z powrotem. Jak tylko poczuje kocyk, ideeaaalnieee, można odetchnąć, nic się nie stało, nie zapadł się, nie wciągnęło go, nie spaliło, żyje, ufff!


Może i by pojechał nad morze, ale na plażę z dywanikiem iść...? Może i w góry chętnie, ale chyba czerwony dłuuugi dywan na szczyt trzeba by rozłożyć! Nie ma co stresować małego guźca..ee.... PSA. Lepiej zostawić Jazgotka pod odpowiednią opieką, oczywiście upewniwszy się najpierw, że podłoga będzie odpowiednio wyposażona...

------------------------

Nasze schroniskowe psiaki rzadko wyjeżdżają na wycieczki, czasami do weterynarza, a czasami na jakieś akcje. Nooo, chyba, że są zabierane do domów, wtedy to są najlepsze wycieczki! Na szczęście często wychodzą na spacery, ostatnio nawet przyjechała grupa dzieciaków z takiego Ośrodka S o c j o t e r a p i i. Faaajne dzieciaki, baaardzo fajne, bo wychodziły z naszymi staruszkami na spacery! Poszedł Arni, Tiger, Niko, Tiki i Szorstek. Bardzo sobie chwaliły.


Na zdjęciu jest Dawid, dwa Grzesie, Agata, Adam, Szymon, Patrycja Wiktor, oraz ich opiekun, pan Paweł. Oczywiście Hedar też się do zdjęcia doczłapał, ten ma taakie paarcie na szkło...

niedziela, 5 października 2014

"Aż chce się rzucać mięsem!"

- Buulbaa... skąd masz tyle mięsa??

- Jakiego mięsa??

- Piszesz, że będziesz rzucać, ja też bym chciał mieć tyle, żeby się najeść i jeszcze mieć na zmarnowanie!

- Eeee... Głupiś! Ludzie tak czasami mówią, kiedy zobaczą coś takiego, co im się baaardzo nie podoba i kiedy chętnie powiedzieliby coś innego niż wypada im powiedzieć... Wtedy mówią, że rzucali mięsem, albo by chętnie rzucili, ale niebardzo można...

- Dalej twierdzę, że chciałbym mieć tyle mięsa, żebym mó...

- Do jasnej Anielki!!! Odpsij się od tego mięsa! To przenośnia jest!

- Przenosić mięso też mogę, pod warunkiem, że by coś zostało na później...

- Zejdź mi z oczu, na litość! Żarłok...

- Nic nie rozumiem... W takim razie tłumacz... No Bulbuusiuuu, nie gniewaj się... Opowiadaj!

...daaawno daaawnooo teeemuuu...
Błąkał się pewien pies. Potem ktoś go znalazł, pojeździł po psie czipowykrywaczem iii JEST! Odczytali numerek, sprawdzili gdzie trzeba, zadzwonili do właścicieli, ale ci nie zareagowali najlepiej, wręcz tego właścicielstwa usiłowali się wyprzeć, ale czip uparcie twierdził coś innego. "Skooroo taak... To odwieeeźcie...". Bez przekonania, ale psiak wrócił do "opiekunów". Niby dobrze? Niby... Coś jednak kogoś tknęło i zajechał do miejsca "zameldowania" psa jeszcze raz. Już na sam widok pewnie "mięsem rzucali".


Psisko przywiązane do CZEGOŚ (w życiu nie byłam na wsi! Ledwo wiem, jak krowa wygląda, co dopiero taka maszyna!), w dodatku ten kawałek linki był tak krótki, że pies nie miał jak się położyć, o śnie nie wspominając. Rozmowa była krótka - sznurek wydłużyć, przypiąć gdzie indziej, postawić budę i zacząć dawać jeść, bo przecież...


Nooo masaakraa, niee?? Wyczytałam, że te wystające po bokach to są ŻEBRA. Podobno każdy pies to ma, ja nie wiem, ja chyba nie mam! Macam się po bokach i macam i nie czuję... Poszłam aż do Hedara, ale on też nie ma! Aczkolwiek u niego za długo nie macałam, się zaczął jakoś dziwnie patrzeć na mnie...

Jak wszystko już powiedzieli, zostawili pisemko, porobili zdjęcia i skarcili wzrokiem, odjechali. "Opiekunowie" mieli kilka dni na zmianę psu życia z piekła na chociaż "względnie poprawne"... Niestety po przyjeździe na miejsce drugi raz, nic dobrego nie zastali.


Linka długa, miejsce inne, kocyk jest (co za luksus!), ale poza tym... Cóż, pies stary, na wsi nieprzydatny darmozjad! Teraz Dares czeka na nowy dom w schronisku.


Jest jedenastoletnim, wystającożebrowym, radosnym psem. Tylko smyczy nie zna, najchętniej biegałby po łuku, przecież tyle lat na łańcuchu! Nauczy się, jak każdy u nas. Jeszcze będzie chodził dumnie na spacery ze swoim człowiekiem!

Teraz drugie ...daaawnoo daawno teemuu...
Pewien pan mieszkał sobie w małej wiosce. Miał sporo zwierząt pierzastych i kopytnych, miał też pole niczym nieogrodzone. Las blisko, a w lesie żyją takie zwierza, co to im się szukać swojego jedzenia nie chce, tylko przychodzą na cudze i wyżerają. Pan chciał coś na to zaradzić. Udało mu się:


Wbity w ziemię palik, do palika przywiązana linka, do linki przywiązany psiak. Rewelacja! Będzie biegał, szczekał, nic nie podejdzie! Buda jakaś? A kto by to kupował! Się dwie palety sznureczkiem zwiąże! Ścian nie ma, dachu i między deskami prześwity? To wcale nie przeszkadza, i tak pies przywiązany za daleko, i tak ledwo nosem tę swoją willę może dotknąć...

- Mięso!!

- Co?

- Mówiłaś, że ludzie mięsem rzucają, to ja też! Też nie wiem co powiedzieć, więc rzucam! Mięso!

- .... aachaa.. dobrze, Hedziu, rzucaj...

Wracając do psa -  zaraz przybiegł właściciel. Baaardzo było mu żal, że naszym się nie podoba to psie życie, przecież pan tak się stara! Przecież pies zjada dziennie półtora bochenka chleba! Wcale nie jest chudy!

...


Wcale nie jest... Tylko znów jest chory na ŻEBRA, bo znów ma je na wierzchu (ja dalej nie wymacałam u siebie...).

Pan dalej swoje, że on tutaj tylko na chwilę jest, że nocuje w komórce, że zimę też w komórce spędza! Tylko coś się strasznie nie kleiło... Bo niby pies biega luzem, ale lepiej go nie spuszczać, bo zwieje i nie wróci na pewno... Niby mieszka w komórce z końmi, ale na ich widok reaguje bynajmniej nie przyjaźnie... Jedno się zgadzało - rola psa na polu. Tego ukryć się nie dało i pan nawet nie zamierzał. Dowód wisiał na psiej szyi.


 Każdy krok DZYŃ, każde spojrzenie w bok DZYŃ, w dół DZYŃ, w górę DZYŃ, dzień w dzień DZYŃ, noc z noc DZYŃ... Ot - życie odstraszacza dzików.

Dzisiaj nic już Tytusowi nie dzwoni.


U nas pewnie mu te żebra znikną. Chyba, że wcześniej znajdzie się ktoś, kto będzie mu chciał pokazać lepszy świat i u tego kogoś przestanie być tak kościsty. Jeszcze będzie spacerował, biegał za patykami, jeszcze będzie szczęśliwy!

 I trzecie... Daawno daaawnooo teemuu....
W życiu pewnego małego kundelka coś się zmieniło. Zgubił się przypadkiem? Czy specjalnie został zgubiony? Nie wiadomo. Wiadomo, że został zmuszony do życia drogowo-leśnego... Spotykał na swej drodze różnych ludzi, ktoś mu rzucił trochę jedzenia, ktoś inny przegonił... Aż pewnego dnia wyszedł z lasu, jak co dzień...


Tylko tego dnia trafił wreszcie na odpowiednich ludzi... Podejść nie chciał, ale parówki mogą zdziałać cuda!

- Czyli jednak naprawdę rzucali mięsem!

- Tak, tutaj akurat tak...

Ale nie tylko prawdziwym mięsem rzucali. Tym przenośniowym też, zwłaszcza, że dowiedzieli się od jednej pani, że "taaak, ten pies się tutaj błąka już od jaaakiegoś czaasu!". Od jakiegoś czasu... Łyse oczy, łyse łapy przykryte skarpetami ze skołtunionej sierści, łysy brzuch. "Jakiś czas" to chyba określenie na strasznie długi okres!

Psiak został nazwany Nużek. Przez te łyse placki podejrzewali u niego taką jedną chorobę... Przez to też wszyscy uzbroili się w rękawiczki, a siedzenia w samochodzie zakryli kocami. Nużek wcale nie miał za złe - przeciwnie!


Wtopił się w te koce, był zbyt zmęczony, żeby się poruszyć chociaż na pół długości nosa. Samochód mruczał, trochę trzęsło, trochę kołysało, było tak dobrze... Tylko Nużek bał się oczy zamknąć, bał się zasnąć, żeby nie obudzić się znów w lesie, na mchu, wśród rosy, sam, samiuśki, i tylko słychać podejrzane trzaskanie patyków wokoło...

W schronisku dostał jeść, pić i potem przez dwie godziny sześć rąk uwijało się, żeby zdjąć z niego ten ciężki, brudny, skołtuniony i sfilcowany kożuch. Grzeczny był przy tym bardzo, chyba było mu już wszystko jedno, byle nikt nie zabierał go z miękkiej kołderki i spod dachu nad głową. Później też co prawda wyglądał jak kupka nieszczęścia... ale już ciut mniejsza...


Na razie Nużek jest z tych psów, które powtarzają w kółko "Przepraszam, że żyję, będę cichutko, ale pozwól mi tutaj pomieszkać kilka dni chociaż...".  Nawet podczas badań zachowywał się wzorowo! Dziwne, że wrócił bez naklejki "Dzielny Pacjent"!


Leżał na specjalnym trzymadełku, czasami warknął, czasami ogonem merdnął, aż w końcu zaczął oczy mrużyć, zasnął...

Okazało się, że imię teraz średnio będzie pasować, bo ten łysy pychol to wcale nie to, co myśleli na początku, na szczęście! Za to do skóry przyczepiło mu się coś innego, jakieś grzyby, czy coś, ale chyba coś mi się pomerdało, przecież grzyby to w lesie... No w każdym razie teraz czekają go kąpiele i kiedyś jeszcze będzie z powrotem kudłaty. Tylko nie wszystko mu w środku pracuje jak trzeba, ale też nic dziwnego, 10 lat już ma...

- Mięso! MięsoMięsoMięso!!

- Hedar, zachowuj się...

- No bo co! Stary pies nie zasługuje na fajną starość MIĘSO? Młody nie może cieszyć się życiem MIĘSO?? Ciężko zadzwonić gdzie trzeba, kiedy widzi się taką owcę na łysych nogach MIĘSO?? Ja się NIE ZGADZAM, żeby tak było MIĘSO!

- Wiem, Hedziu, ja też się nie zgadzam, ale co my możemy? Możemy jedynie prosić i prosić i błagać i zaklinać, żeby się ludzie rozglądali i żeby dzwonili, gdzie trzeba, kiedy zobaczą takie nieszczęścia...

Wiecie, że jak odwrócicie głowę albo zamkniecie oczy, to ten zwierzak dalej tam cierpi? On nie znika...

środa, 1 października 2014

Hej Ho! Na piknik by się szło!

Działo się! W sobotę był trzeci piknik "Z psami pod palmami"! Dla dwunożnych było dużo atrakcji, ale przybyły też tłumnie czworonogi, długołape, krótkogrzbiete, łaciate, jednolite, kudłate, gładkie, w kropki, w paski, byyyyłoooo teeeegooo....

Przy okazji odbyły się też czwarte zawody DogTrekkingu! Kilkanaście kilometrów do przejścia po mieście, różne zadania i dla psów, i dla ludzi, potem wyniki, nagrody, dyplomy, szał!

Opisać się wszystkiego nie da, trzeba było być i oglądać. Jeśli ktoś nie był, bo chory, bo za daleko mieszka, bo miał inny ważny powód - trudno, szkoda, może za rok... Jeśli komuś się nie chciało - wytłumaczenia nie ma! Wszyscy jednak mogą być teraz, tutaj, zaraz! Się nie ociągać, zdjęcia oglądać!

Zdjęcia fociła nasza schroniskowa fotografka, ona to jakoś tak wie w którą stronę i w którym momencie i jak ze światłem i którędy, żeby było takie ŁAŁ... W dodatku jeszcze dzień wcześniej nie było wiadomo, czy wogóle przyjedzie, bo się leczyła w szpitalu! Coś z uchem było, ale nie wiem co... Może za dużo machała głową albo biegała w mokrej trawie, albo jak się drapała to zadrapała... U psów tak to jakoś jest, nie wiem, jak u dwunożnych... No i potem fotografka biegała po placu, aparaty jej powiewały na plecach, chustka jej powiewała na głowie (co by znów się nie szpitalowała z tym uchem...), ale gdyby nie ona, to i posta by nie było! W podziękowaniu w tym tygodniu ani razu na nią nie warknę!

Zaczynamy:
...naaaajpieeerw było wielkie rozkładanie!


To nie jest taka prosta sprawa, wiecie, ile to jest rurek, rureczek, złączek, złączeczek, sznurków, kółek, płacht...? Czasami to i z instrukcją obsługi można się pogubić... Jeden namiot był rozkładany i składany ze trzy razy, zanim się okazało, że dwie rurki są jednak o pół mojego nosa krótsze od innych, a to niezwykle istotne było...

Przybywali też pierwsi goście! Prawda, że cudny?


Przyszła również pięęęęękność, prawdziwa owczarka niemiecka - boska Boska.


Humory dopisywały, każdy psiurek zadowolony był już od wejścia na plac!


Przyszło też kilka grup ludzi, którzy nam pomóc, świętowali z bezdomniakami, starali się i pomagali tak, jak potrafią najlepiej - na przykład były takie babeczki z kotami i psami. Niektóre zwierzaki mogły liczyć na łaskę swoich opiekunów i też mogły spróbować... Ale oczywiście dla nas, czworonogów, niewskazane takie babeczki... Myślałby kto... PFFFF....


Sierściuszki też miały swoje stanowisko! Akurat pod palmą miały miejsce. Były panie, które pomagają takim mruczkom, które nie żyją w domach, ale pełnią służbę w mieście. Bo miasto bez kotów to by się zaraz zapełniło takimi długoogoniastymi, długoryjkowymi, długowąsiatymi, małymi zwierzątkami... To się nazywa fachowo "kot wolnobytujący". Taki kicur doskonale sobie w mieście radzi, ale czasami trzeba podleczyć, dokarmić, budkę postawić czy okienko w piwnicy otworzyć na chłody...


Byyyył teeeeeż.... Ktoooo...? RASZYN! Ze swoją ukochaną panią weterynarz!


Był też Tofik. Kiedyś schroniskowy, teraz ma już dom i ekstra dwunożną kumpelkę, z którą się nie nudzi. Psina niby wystraszona ciągle i niepewna, ale patrzcie, jaka poza wystawowa!


Ludzi też przybywało!


Wspominałam o uśmiechach. Duuużo ich było! Tutaj mamy kolejny:


...i jeszcze jeden...


Pisałam wyżej o psio-kocio-podobnych babeczkach. Były też lizaki!


...nie zabrakło przystojniaków... [wzdech...]


...i znów Raszyn. Raszyna było pełno! Biegał luzem pilnowany przez swoją ukochaną pańcię-weterynarkę, ale też on, jak tylko się orientował, że nie widzi jej w pobliżu, od razu szukał!


 Pojawiły się też takie cuda! Niebieski charcik włoski... FIU FIU FIU...


...i jeszcze jedni ludzie nam pomagali! Były pluszowe zwierzaki! Jeszcze bardziej kolorowe, różnorodne, w paski, kropki i zygzaki!


...a ten futrzasty futrzak uśmiechnąć się do zdjęcia nie chciał... Poważny taki...


Za to Frania uśmiechała się pięknie! Pocieszna, w różowych szeleczkach! (hmm... a ja mam taką byle jaką brązową obrożę... muszę się upomnieć o coś bardziej suczkowego...)


Był też Haribo! Adoptowany całkiem niedawno od nas. Piękny, krowiasto-łaciaty, wygląda jak bestia, uszy ma obcięte, paszcza wielka, postawny... Jednak on się bardziej obawia niektórych dwunożnych niż niektórzy dwunożni jego...


Było też takie szaro-łaciato-czarne cudo! Zebrała duuużo pochwał i usłyszała maaasę ochów i achów... I też ma różową obróżkę... Niech to!


Oczekiwania na rozpoczęcie zawodów dogtrekingu się niektórym przedłużaaałyyy... Tutaj akurat nudno jest Boskiej...


Nasi przygotowali takie tablice, gdzie każdy mógł sobie poczytać o schronisku, o naszych, o tym jak pomagają. Do tego było dużo zdjęć! Tutaj akurat są zachwyty nad zdjęciami z nowych domów naszych byłych bezdomniaków! Takie zdjęcia zawsze wzruszają, nawet jak się jest takim poważnym stróżem, jak ja...


...iii jeszcze raz Gwiazda Dnia! Raszyn!


Na scenie udało się pokazać Bati. Piękna, mądra, grzeczna owczarka. Ma jednak niezwykle "poważny" dla niektórych defekt: nie ma ogona...


Jak Bati, to i Łatek, mieszkają razem. Łatek niestety patrzył się wszędzie, tylko nie na ludzi...


Była jeszcze jedna przedstawicielka rasy, która ciągle jest uważana za niezwykle niebezpieczną... Ta pasiasta suczka jednak niezwykle rwała się do przekonania wszystkich, że jest najcudowniejszą i najweselszą, i najbardziej kochającą ludzi amstaffko-podobną psiolaską! Rwała się do każdego jakby chciała krzyknąć "Noo heeej, nie znam cię, ale chętnie poznam, daj pyska!!"


...najmniejsze psy na pikniku... Nie były jednocześnie najradośniejszymi... Za to były cichutkie, a przy tej wielkości psa, to rzadkość, że tak pozwolę sobie na małą bulbeczkową złośliwość hohohoho...


Można było też zaczipować psy! To całe czipowanie jest o tyle ważne, że jak czworonóg użyje wszystkich czterech łap, żeby pognać za kotem albo tak po prostu sobie pognać w dal siną i potem drogi do domu nie znajdzie, ale ktoś go znajdzie, to może go zabrać gdzieś, gdzie jest czytnik czipów i potem już łatwo może psisko wrócić do domu! Na zdjęciu akurat suczka, która na zdjęciu wyżej się chowa za kolegę oraz najukochańsza weterynarka Raszyna! Raszyn też oczywiście na zdjęciu jest, bo jakże to inaczej...


Były też pokazy psich możliwości! Na zdjęciu Molly, jak zwykle, ze smyczą w paszczy. Czeka, aż jej opiekun wszystko objaśni i zaraz ruszą sztuczkować, siadać, kłaść się, kręcić, aportować i takie tam cuda, które Molly potrafi! Ja też potrafię, ale akurat... no nie chce mi się...


Kolejne kudłata cudowność:


...i kolejny piękny uśmiech! Też kudłaty!


Nie wszyscy może poznają tego psiego jegomościa. Było małe zamieszanie z nim, bo stali wolontariusze i mówili: To jest Patyk. Nieee, Patyk był większy... Ale to chyba jednak Patyk. Bo ja wiem, nie był tak kudłaty... Jednak pysk ma jak Patyk! Eee.. chyba nie...
Aż jedna wolontariuszka podeszła i zaczęła się zaznajamiać z psiurem. Rzuciła w powietrze (bo jej głupio było tak zagadać do opiekunki...), że ten pies wygląda jak Patyk! Opiekunka usłyszała i odpowiedziała "Bo to jest Patyk! Tylko teraz ma na imię Bolesław". No wiecie! Radość była wielka, bo Patyk był wzięty jako staruszek. Zdrowie mu nie dopisywało, nie cieszył się, nie merdał ogonem na ludzi, taki apatyczny, staruszkowy staruszek... Sama właścicielka mówi, że wcześniej brali już starsze psiaki, ale Bolek jest staruszkiem nad staruszkami! Wiele już z nim przeszli. Co prawda Bolek dalej nie cieszy się za bardzo do ludzi (chociaż kocha na swój sposób), ale psy uwielbia i właśnie dlatego psiak zawitał na piknik. Miał taki cudowny Dzień Bolesława!


Przyszła też Gwara! Adoptowana kilka miesięcy temu od nas! Gwara gwaru nie lubi, ale z pańciami czuła się bezpiecznie.


Kolejny psi uśmiech. To jest pies jednej z pań, która opiekuje się miastowymi kotami. Dzielnie pomagała szczekaniem!


Przyjechała teeeeż Aza!!! Odebrana właścicielowi, bo trzymał ją na łańcuchu, na łańcuchowej obroży, przy byle jakiej budzie, wychudzona do granic... Teraz jest pieseczkiem domowym, kanapowym, tarzającym się w trawie i bawiącym patykami!


Był też drugi pokaz z psami! Tutaj nie tylko pies umiał sztuczki, ale i opiekun! Bo było i przełażenie między nogami (trzeba umieć się nie wywalić!)...


...ale były też takie sztuczki! Niełatwe jest wskoczenie na plecy, ale niełatwe jest też utrzymanie takiej kluski!


Drugim psem na pokazie był... Kiciuś... Nie, nie pomyliłam zdjęć, na zdjęciu jest piękny, ogromniasty owczarek o imieniu Kitek.


Na trzecim pokazie były jeszcze inne sztuczki i jeszcze inne psy! Tutaj akurat owczarek belgijski w wilkowatych kudełkach - piękny!


...aaa tuuuutaaaaj psiuńcio państwa weterynarostwa - Tofik. Nie zawiódł - potrafi się uśmiechać!


Nasz Szorstek! Słynny, bo duuużo ludzi na jego widok mówiło "Ooo, Szorstek!", "Czy to Szorstek", "Znam go! To chyba Szorstek, prawda?". Grzeczny, starszy, spokojny. Pokazał się wśród ludzi i na scenie. Wrócił niestety nie do domu, a do schroniskowego kojca...


Dostaliśmy też cuuudooownyyy tort! Tort był, bo "nasi" obchodzili 10-lecie powstania Stowarzyszenia!


Na scenie pokazała się też Alaska. Odebrana od człowieka, który jej nie karmił ani nie leczył... przecież po co... Teraz Alaska jest odkarmiona z nadwyżką, wyleczona i czekająca na ekstra super dom!


Kolejna schroniskowa rodzinka! Te dwa duże cielaki na pewno są od nas! Nie wiem, jak to małe, niepozorne, wyszczekane... ale rodzinę tworzą piękną!


Największy pies na pikniku! Pedro zwany przez ludzi na pikniku: "JJJAAAA, AALE WIEELKI". Ja to bym do niego nie podeszła za nic, ale widziałam, że jakoś dwunożni podchodzili i wcale nie znikali w jego paszczy...


Był też Sofian adoptowany od nas! Ma kilka lat, a ciągle wygląda jak szczeniak...


Był i Guciu! Guciu jeszcze mieszka w schronisku, ale wziął udział w DogTrekkingu, spędził ten dzień inaczej, cały czas z ludźmi. Szkoda, że tylko jeden...


Wieczorem, jak już wszyscy wrócili z miastowego dogtrekingu, było podliczanie punktów i rozdawanie nagród!

Trzecie miejsce zajął ten przystojny husky!


Drugie miejsce zajął nieśmiały Tofik, którego na zdjęciu prawie nie widać oczywiście, bo się wstydził...


Pierwsze miejsce zdobyła boska BOSKA! Tutaj jeszcze Molly jej coś krzyczała, może gratulacje, ale patrząc na "minę" Boskiej, to chyba jednak nie...


Jak już się zrobiło całkiem ciemno, to się odbył taki pokaz FAJERSZOŁ. Tutaj już żaden pies udziału nie brał, mógł się jedynie pogapić z bezpiecznej odległości. Całą robotę zrobili dwunożni, którzy się tego fajera, znaczy ognia nie boją.


Ufff... Piknik może się późno nie skończył, ale wieczorne składanie tego, co się rozłożyła rano wykończyło wszystkich bez wyjątku...

Warto było jednak! Ci, którzy byli - potwierdzą, a ci, którzy nie byli - niech żałują i już rezerwują sobie wolny dzień za rok!