Oczami Bezdomnego Psa

środa, 30 listopada 2016

Jakby nigdy nic kolejna jesień mija...

Tytuł to nie ja wymyśliłem. Znaczy JA zdecydowałem, ze tam będzie, ale słowa takie ładne ułożył taki dwunożny, co ma czterokopytne nazwisko, a mianowicie - Józef Baran.

Jesień mija, chociaż taka kalendarzynowa to minie za jakiś miesiąc niecały, tylko już taki ziomp jest rankiem i wieczorem, że nawet Aresowi niespieszno wyjść na siku! To nie tylko zwyczajna jesień mija, ale taka wiecie, przenośna. Przeniośniowa. Nie młodnieją nam te zwierzaki...  a tu taki ziomp... Niektóre w ciepłych miejscówkach mieszkają, ale nie da wszystkich tyle miejsca. muszą się trzymać, bo co innego mają zrobić. Liczą na te domy...

Ten mały psiak dom miał już dwa razy... Może trzy, ale odkąd u nas mieszka, to dwa... Ten drugi miał kilka dni temu. O Nietku mowa.


Mały (pode mną mógłby przejść i bym nie zauważył), krzywy trochę, z tylnymi girkami ma coś nie teges... Nietek wie, że nie grzeszy pięknością. Nietek nie wierzy, że może być czyimś najukochańszym psem. Nie zabiega o to nawet... Biorą na spacer, to idzie, głaszczą, to super, ale jak przestają, to trudno... W sumie to smutne jest, że nie wie, nie umie, nie chce się domagać tego, co przecież należy się każdemu psu... Lubi każdego i cierpliwości jest w nim cały ocean, ale jakoś... wszyscy koło niego przechodzą jakby był jakimś Kwazimodo... To taki dwunożny z opowieści, co to był tak brzydki, że wychodził tylko nocą. Oczytany jestem! Nietek mieszka na widoku, Nietka nie widać...


Czemu wracał? Ach... bo piszczał w jednym domu. Bo na kogoś warknął. Raz. Po co się starać, żeby Nietek uwierzył, że będzie super? Oddać łatwiej... I raptem kilka dni temu pojechał do drugiego domu. I to nie było takie na hura! Dłuuuga rozmowa była. Baaardzo dłuuuuuugaaaa. Że tabletki Nietek musi brać, że jak będzie problem, to trzeba spróbować inaczej, że można zadzwonić po pomoc.... I było tłumaczone, że Nietek musi się przyzwyczaić, że w domu mieszka, że ten jakiś czas trzeba być cierpliwym i mu wybaczać kałuże na podłogach, że częste spacery, że się nauczy.... I było mówione, że jest behapsiorysta, że w razie czego pomoże! ....no... i tyle było tego gadania, że Nietek nie zdążył nawet nauczyć się na pamięć wyrażenia "mój dom". Został odstawiony na swój dawny balkonik, do swoich dawnych psiumpli. Bo nie chciał brać tabletek. Bo sikał.... 

....byłem u niego wieczorem tego dnia. Nie odzywał się nawet. Wzrok miał wbity w podłogę. Psiolaska, co z nim mieszka spojrzała się na mnie takimi oczami, że byłem pewny, że zaraz wyleje się z nich całe morze łez. Broda jej drżała, ale nie chciała, żeby Nietek widział. Musiałem ich tak zostawić, bo sam bym nie wytrzymał.... 

I tak Nietkowi mija kolejna jesień. Mija, to mija. Wyprowadzą na spacer, to wyprowadzą. Pogłaszczą - super. Koniec głasków - idziemy dalej. Potarza się trochę w mchu, koślawymi łapkami pomajta na boki. I potem pójdzie dalej, niczyj... Bo nikt nie chce okazać mu tej cierpliwości, której widocznie potrzebuje więcej niż inni. Bo łatwiej powiedzieć "sika i nie je tabletek" i odstawić. Jak telewizor do sklepu. A niech się potem patrzy w ścianę i utwierdza się w przekonaniu, że nikomu nie jest potrzebny... 

Nax ma szczęście, że znalazło się dla niego miejsce u nas, w biurze. 


Naxowi właściciel odszedł tam, skąd się nie wraca.... przykre to bardzo, psiak został sam. Nie było nikogo, kto by go zabrał, u nas znalazło się dla niego miejsce. Całe życie w domu, pańcio na własność, a tu nagle schronisko i tylko odwiedziny dwunożnych, którzy takich jak on mają jeszcze ponad dwustu. Nax jakiś czas mieszkał z Legiem, a jak się zwolniło miejsce w biurze, to nasi stwierdzili, że będzie pasować. Grzeczny, nie konfliktuje się i potrzebujący jest, bo łepek mu skręca ciągle na ukos. Taki też jest trochę austytyczny. No i jak śpi, to nasi się pochylają i sprawdzają, czy Nax zipie, bo wygląda wtedy dość niepokojąco...


Nie.przejmuje się chłopak. Właściwie to niczym się nie przejmuje. Po głaski przyjdzie, zaraz pójdzie, podje troszkę, nos sobie utytła, potem znów przychodzi do naszych do biura, popatrzy, co robią i będzie świecił takim brudnym nochalem ulepionym z karmy. Wgapia się tymi wielkimi oczami... czy na noś czeka...? Sam nie wiem, on małomówny jest. Czasami tylko wzdechnie, że tak już chyba będzie do końca, że nie zagrzeje na dobre miejsca w czyimś sercu. Pewnie, że nasi go kochają. Nasi kochają wszystkich! Ale wiecie, o co chodzi. W biurze ciągle coś się dzieje, chwili spokoju nie ma, chyba że jak już jest ciemno i nasi do domów pójdą. Wtedy zwykle telefony się nie odzywają i można pospać. Chociaż Nax się mało przejmuje, chrapie nawet jak tłumy chodzą!

Dobrze by było, jakby się spokojne miejsce na ziemi dla niego... może by się otworzył, może by się okazało, że to radośniejszy pies niż my wszyscy razem wzięci! ...może ktoś da mu szansę i nie odda, bo nie reaguje na wołanie albo wogóle nie jest kontaktowy. Może on się musi przekonać i zrozumieć, że to naprawdę jego wołają i naprawdę może być dla kogoś najukochańszym psem na świecie z tą całą sierotkowatością...?

Wszystkim nam mija kolejna jesień jakby nigdy nic. Niektórzy dorośleją, dla niektórych to pierwsza jesień, dla niektórych kolejna, a dla niektórych... jakby nigdy nic życie ucieka... Jeszcze nie jest za późno, jeszcze się wiele może zmienić, jeszcze możesz kogoś przekonać, że jego życie ma sens. Jeszcze nie jest dla nich za późno na wypełnienie psich serc tym jedynym człowiekiem. Nawet, jeśli pokochają Cię na swój oryginalny sposób, to będzie najwyjątkowsza psia miłość....

Przekonaj siebie, potem przekonaj ich. Tylko najpierw znajdź w sobie tę cierpliwość, bo kolejnego pożegnania nie zniosą...

niedziela, 27 listopada 2016

Psielfi!

Chcemy być na czasie. Założyliśmy fejsa, bo przecież jak się nie ma fejsa, to się podobno nie istnieje. My istniejemy! ...więc musieliśmy mieć fejsa... Lubi nas już ponad sto siedemdziesiąt Czytacieli! Mamy nadzieję, że na posty czeka jeszcze więcej dwunożnych i jeszcze więcej cztero... 

W każdym razie - musimy iść z postępem, jak wszyscy na fejsa, to my też, a jak wszyscy robią selfi, to my też! Tylko my robimy psielfi. Czasami uda się porwać wolontariuszowi aparat i porobić zdjątka. Płotce się udało, ale musiała potem robić fotki w biegu, zanim by się zorientowali...


To nasz wybieg. Tam z tyłu są kojce. Z drugiego tyłu stoi Bader. Płotka to spora psia baba i Bader za wiele do gadania nie ma...


...ale w razie czego też się odgryzie.


Płotka jest całkiem wielka i powoooliii, poooowoooooliiiiii zaczyna pokazywać, jaka jest naprawdę. Na początku była nieśmiała, ale na szczęście nie miała ochoty na kłapanie paszczą. Mieszka u nas od wakacji i chyba się okazało, że komuś było nie po drodze z takim wielkopsem..... Zwłaszcza, że się okazuje, że Płotka jest całkiem silna i doskonale wie, że jest silna i swoim rozmiarem i dźwiękami paszczowymi dużo zdziała. Nie ma co się bać, bo ona tylko tak się wita i opowiada, co u niej słychać, ale dwunożni czasami wielkie oczy robią, kiedy się Płotka drze... Muszę jej zrobić wykład, żeby jednak zachowała trochę gracji i że nie musi być wszędzie pierwsza, bo Baderowi też się należą głaski, mizianie i zabawa... Poza tymi zazdrostkami, to świetna psiolaska! Jak już kogoś zna, to się przytulić lubi i domagać się głaskanka. Ktoś ma miejsce na duże posłanko w domu i przygarnie taką łaciatą Płotkę...?

Lukier jest zbyt grzeczny na zabieranie telefonu, ale wolontariuszka taka domyślna była, że zauważyła to lukierowe łypanie w kierunku aparatu... Za to się pięknie uśmiechnął!


To tylko głowa Lukra, a tutaj cały Lukier:


To psisko też jest spore, ale zdecydowanie mniej szalone niż Płotka. Lukier jest w średnim wieku i jest jednym z bardziej spokojnych psów w schronisku! W kojcu grzecznie czeka na zapięcie szelek i smyczy, na wiacie nie rozgląda się na boki, tylko idzie przed siebie, a w lesie - co za niespodzianka - grzecznie sobie człapie łapa za łapą. Nie to, że nie ma ochoty na spacer! Stać w miejscu Lukier nie lubi, woli już to dreptanie przed siebie, byle spokojnie i niespiesznie. Gdzie by się zresztą miał spieszyć... Jak będzie wiedział, że do domu jedzie, to może szybciej będzie przebierał łapami? Lukier jest u nas raptem od ponad miesiąca, może jeszcze się rozrusza... Chociaż lepiej, żeby po prostu ktoś go do domu zabrał!

Cichy też chciał zdjęcie, ale on z kolei nie umie obsługiwać aparatu... Ale tak długo się wpatrywał...


I tak błagalnie, że się wolontariuszka połapała i wyciągnęła aparat... Tylko się tak Cichy ucieszył, że zaczął dziękować zamiast pozować i wyszło z ozorem na wierzchu, o:


Skąd się urwał Cichy - nie wiadomo. Wiadomo, że jak go znaleźli, to miał kożuch z sierści tak gruby i splątany, że albo się dawno temu zgubił albo komuś się go czesać nie chciało... Od początku wakacji czeka na swoich ludzi, ale ci poprzedni chyba się nie znajdą już. Szkoda! Niech żałują! Cichy jest owczarkiem i to zobowiązuje. Może nie jest jakiś specjalnie wylewny, bo udaje poważnego i dostojnego, ale jak się mu smaczkami przed nosem pomacha, to za całowanie się bierze! Na spacerach maszeruje dziarsko przed siebie, więc byłoby szkoda, jakby był tylko stróżem na podwórku i tylko taką miałby spełniać rolę..... Bo stróż to nic złego, ale pod warunkiem, że poza tym się nie zapomina o tym, że pies potrzebuje dwunożnych, żeby być szczęśliwym! Wyjścia na spacery, wybieganie w lesie, poznawanie nowych miejsc, a nie ciągle swoje cztery siatkowe ściany! Ech... Cichy potrzebuje kogoś, dla kogo będzie prawdziwym super przyjacielem...

Dadek nie do końca się zna na telefonach i nie opanował trzymania w jednej łapie, więc położył sobie telefon na mchu i pacnął tylko kółko do pstrykania.


Z Dadkiem jest tak trochę ciężko... Bo chłopak przyjechał nieufny taki, aż żal... I zębami czasami kłapał, bo nie znał tu nic i to ze strachu tak. Wolontariusze się szybko za niego wzięli i wiadomo, że go wyprowadzają tak samo, jak inne psy, i tak samo uczą, co jest dobre, a co nie, i pokazują, że dwunożni są super i nie ma co się bać i kłapać. Będzie dobrze. Musi być. Tylko Dadek musi zaufać... Najlepiej by było, jakby ktoś przychodził do niego dłużej i dawał się poznawać, żeby ten terierkowy wielokropek mógł się wyluzować... Całkiem jest urodziwy...


...bo i te łatki, i kropeczki... Potrafi też się bawić i ganiać beztrosko!


Film nakręcił akurat taki wolontariusz, który często z Dadkiem wychodzi i akurat do niego się Dadek uśmiecha zdecydowanie częściej! Czyli można! ...tylko trzeba chcieć... I to nie jest tak, że jakaś tragedia do obcych, bo wcale nie! Tylko psiak ma dystans większy i nie ukrywa, że nie ufa do końca... Trzeba kogoś cierpliwego, szalonego też, który się nie zniechęci po pierwszym spacerze bez merdnięcia ogonkiem! W schronisku Dadkowi za ciężko...

Widzicie, staramy się! I na fejsa wchodzimy, i robimy sobie psielfi, staramy być na czasie, żebyście nas zauważyli i żebyście widzieli, że jesteśmy tacy super. Bo jesteśmy. Wszyscy, bez wyjątku. Po prostu MUSI się znaleźć ktoś, kto to zauważy w każdym z nas. Nie na raz, ale tak wiecie, że przyjdzie jeden dwunożny i stwierdzi, że zawsze chciał mieć w domu cielę i akurat Płotka będzie idealna, bo potrzeba jeszcze takiego szaleństwa! Albo przyjdzie drugi, który mieszka na końcu wsi i zechce mieć psa, który jak wyleci z domu, to każdy przy furtce się zlęknie i Cichy będzie super! Albo przyjdzie trzeci, który ma dość tej prędkości, z jaką biegnie mu życie i zechce poznać jego nową jakość na spokojnie... i wróci z Lukrem do domu... Albo ktoś zobaczy strach i niepewność w oczach Dadka i coś pstryknie mu w sercu, i stwierdzi, że tylko ten i żaden inny... 

Oby tak było. No przecież musi tak być...

środa, 23 listopada 2016

Przyjdź zarazić się radością!

Idziemy do przodu. Wiem, że poprzedni post był strasznie smutny... A jeszcze kolejnego dnia nasi pożegnali kolejnego psa.............. Kolejnego, który dzięki naszym zmienił się w fantastycznego kudłacza, który przekonał się, że każdy, niezależnie od pci, jest super... ...do zobaczenia, Reksik...


Miałem jednak pisać o radości! A się zapędziłem nieco... Ale musiałem wspomnieć. 

Teraz jednak przechodzimy do tematu. Bo widzicie - schronisko to nie tylko smutek. Schronisko to też ogrom radości! Nie byłoby jej bez wszystkich naszych dwunożnych, którzy przychodzą i umilają nam czas, z którymi możemy się dzielić dobrą energią. Bez nich było tak strasznie, że nawet wolę do głowy takiego wyobrażenia nie dopuszczać! Nasi MUSZĄ być z nami i koniec. I po prostu MUSICIE wszyscy przychodzić do nas i wyprowadzać, adoptowywać, zabawiać nas i wmawiać, że jesteśmy najsuperowsi na świecie.

Nie ma co się smucić, tylko trzeba do nas przychodzić!

Czeka Szakira. Szalona, czasami mało grzeczna, ale przy niej zapomnisz, że czymkolwiek można się zamartwiać.


Tak czarna, że aż biała, widzieliście kiedyś coś takiego? Lśniąca i mniejąca się w słońcu... Jeszcze jak wyczesana, to pewnie może aż oślepiać blaskiem! Co do charakteru... Nie tak łatwo znaleźć bardziej szaloną! Niejeden wolontariusz ma jakiegoś siniaka, ale nikt się nie martwi, bo przecież to z miłości! Nie można mieć przecież za złe, że się psiolaska nie może powstrzymać od tego, żeby całą sobą pokazać, że KOCHA ludzi! Oczywiście, że wolontariusze starają się przetłumaczyć, że tak nie wolno, że przecież trzeba delikatniej... No leci Szakira i daawaaaaj się wtulać z siłą całą swoją... Jak się gniewać, skoro jak już się poprzytula, wygląda tak?


Nie można! Szakira szuka równie szalonego dwunożnego, który będzie miał cierpliwość, żeby ją wszystkiego nauczyć. ...aaaalbooo który przyjmie ją z całą swoją gigantyczną radością i szalonością! Co jeszcze? Za patykami gania. "Problem" taki jest, że tylko w jedną stronę. Chyba nie załapała jeszcze, że to można jednak przynieść. Ojeny, czy to takie ważne??

Równie radosny, ale bardziej grzeczny jest Poker:


Poker jest dla każdego super ekstra! Radość się z niego wyleeewaaaaa! Jest ciutkę mniej szalony, ale też mu niczego nie brakuje, jeśli chodzi o radość życia i zmianę każdego dnia na najbardziej pozytywny pod słońcem. Zresztą jak za oknem go mało, to wystarczy się spojrzeć na Pokera, kolor odpowiada! Ilość ciepła, jakie wydziela też pewnie nie jest mniejsza. Pies - ideał! Bawić się lubi i nie można się wtedy nie uśmiechnąć...


Poker nie tylko wie, co to zabawa, ale nie zapomina o dwunożnym, bo jak ten  go woła, to zaraz przybiega! ...chyba, że ma coś ważniejszego do zrobienia, ale to przecież oczywiste. I zabawki oddaje! ...no chyba, że akurat ma chęć je trochę podziamlać, ale to przecież też zupełnie zrozumiałe! Ech, tylko brać takiego słonecznego Pokera, z którym nie będzie nudno, samotnie, pochmurno, pesystymiczne i w ogóle ŹLE. Z takim psem może być tylko psiuper!

Nordi też się umie cieszyć tak, że aż ogonka nie widać!


Umie się też cieszyć tak, że nie widać głowy! 


Za to jakie ma zgrabne girki! Nordi da się pokroić za chrupka i za tarmoszenie po zadku! Drapanie po pleckach łączy się z mruczeniem godnym niejednego niedźwiadka, kto nie słyszał, ten niech żałuje! Tylko przez te chrupeczki wolontariusze mają problem z wyszukaniem szelek w odpowiednim rozmiarze... Żeby nie było - już jest lepiej i psiak bardziej przypomina psa niż kulkę! Nordi prócz tego, że potrafi zniknąć ogonek, kiedy się cieszy czy stracić głowę na widok chrupka, to jeszcze potrafi tak się wgapiać w dwunożnych:


I własnie że ten dwunożny wcale nie miał smaczka w ręku! Kiedyś już było o Nordim i jego dwóch psiumplach, z którymi był bardzo związany. Odlecieli niestety za Majką... Potem miał kolejnego psiumpla i psiumpelkę. Niestety Paryż też niedawno odszedł, a Nordi się spłakał po pachy... Żal było słuchać.... Dobrze, że została mu Wagnerka (o której za chwilę), a od niedawna ma nowego kolegę, całkiem też szalonego i młodego. Zobaczymy, jak to będzie między nimi. Może Runer go trochę rozrusza, chociaż towarzystwo starszych, statecznych, większych psich kolegów też jest dla niego idealnym towarzystwem.

Na końcu o Wagnerce, która też umie się bardzo się cieszyć, chociaż może nie rzuca się z miłością jak Szakira. Jest bardziej poważna. Na początku, kiedy Wagnerka do nas trafiła wyglądała tak...


...i to były jej plecy....


Tak ją załatwiła jej właścicielka..... Tak o nią "zadbała".... Niedawno w sądzie było takie spotkanie specjalne, na którym debatowano, czy to, co Wagnerce zrobiono trzeba ukarać, czy też nie. Na szczęście okazało się, że takie potraktowanie tej psiolaski zasługuje na karę! To ekstrasuper! Zajepsiście po prostu, że ktoś zauważył, że to był dramat, a nie jakieś "nie ma znamion przestępstwa" albo "ten i tamten nie dopuścili się czynu zabronionego". OCZYWIŚCIE, że Wagnerce zrobili krzywdę! Do dzisiaj jej plecki nie mogą się z tego pozbierać, chociaż wygląda już dużo lepiej, patrzcie:


Wagnerka nadal bardzo lubi ludzi i jest jej potrzebny najlepszy dom... Jej grzbiet nie może całkiem zarosnąć, trzeba by ja smarować jakimiś smarowidłami i kąpać, ale w zimie w schronisku to przecież niemożliwe... Zaraz by się zaziębiła psiolaska! Trzeba by jej domu, takiego ciepłego, opiekuńczego, w którym dwunożni by o nią zadbali... Ona się codziennie będzie wpatrywać tymi superaśnymi oczami, będzie kłaść głowę na kolanach i wzdychać, że nigdy nie śniła nawet o takim domu...

Podsumowując - nie ma co płakać, trzeba działać! Czekamy wszyscy na spacerowanko, mizianko, głaskanko, czesanko i chrupanko! Daj nam dom albo chociaż fajny dzień, super chwile, żebyśmy wiedzieli, że jesteśmy najfantastyczniejsi! ...bo jesteśmy, prawda...?

Przyjdź i pociesz się z nami nawet kiedy zimno, kiedy wieje, przecież my tak czekamy i wypatrujemy, wgapiamy te ślipia z drzwi, furtki, chodniki, zza-zakręty, żebyś się tak w końcu pojawił i dał nam trochę siebie...

Przyjdziesz, prawda...?


niedziela, 20 listopada 2016

...jakie będzie ostatnie zdanie naszej historii...?

...czy to będzie "Odszedł wśród swojej rodziny", czy "Przepraszamy, nie udało się znaleźć ci domu"...?

Tak mnie natchło. Taki tydzień mamy. Straszny. Czarny. Smutny. Bo znów nie tak miało być. Taka kolej jest, to akurat wiem, nie jestem szczeniak. Tylko za każdym razem Dżokej, Nax i Aron wgapiali się we mnie wielkimi oczami... Nie muszą pytać. Ja nie muszę odpowiadać.

W powietrzu wisi nieme "Jak będzie z nami...?"...

...nie wiem...

Był super psem. Urodę miał, styl, grację... sierść jak biszkopt. Cierpliwy, ułożony, spokojny. Dwunożni lubili jego i jego współpsiolokatorów brać na spacery, bo wiedzieli, czego można się spodziewać. Że będzie super, wiedzieli. Sama przyjemność była z nim spacerować... Nagle rano nasi go znaleźli, jak leżał i się trząsł... Obok stała Wagnerka i Nordi, patrzyli przerażonymi, wielkimi oczami, a w powietrzu wisiało "Będzie dobrze, prawda?? MUSI! ...będzie...?". Szybko pojechał do lecznicy, nic nie było lepiej... Ociupinę się zrobiło i psioweci zrobili takie badanie, co to widać głowę od środka. Powiedzieli, że się coś mu narobiło, coś wyrosło, co nie powinno... Już Tabletkowa jechała do niego, już pędziła... Nie zdążyła... postanowił, że nie będzie łzawych pożegnań... Później zrobiło się łzawo, a Nordiego było słychać na drugim końcu miasta... Chłopak się przywiązał...



Żegnaj, Paryż... Nie udało się znaleźć ci domu, razem z naszymi muszę przeprosić... Bo na blogu też bywałeś, może nie reklamowaliśmy, jak trzeba... Może za mało przekonywająco pisaliśmy, że jesteś... byłeś świetnym psem...

Ten też był super... Nie ma u nas nie-super psów... Spokojny, nikomu nie wadził, cichutki, wpatrujący się wielkimi, mądrymi oczami, wdzięczny za każdy spacer, kontakt, głask... Nasi widzieli, że coś nie tak, że coś marnieje w oczach. Psioweci zrobili operację, okazało się, że ledwo-ledwo zdążyli. Że jeszcze chwila, a wielkie guzidło by pękło. Udało się, guza wycięli, poskładali psiaka... tylko coś nie szło mu to dochodzenie do siebie... Słabowity taki, łapki się trzęsły ciągle... Zabrakło domu, zabrakło oczu i rąk tego jednego, jedynego człowieka... Nasi widzieli, że nie ma szans, że to nie w tę stronę miało iść i chociaż doglądali, i stawali na rzęsach, czuli na plecach oddech Majki... to ona podszepnęła, że już wystarczy, że ma gotowe miejsce, że czeka...



...do zobaczenia, Timon... Przepraszam, że się nie udało, że nie doczekałeś ciepłej wiosny...... Tam, gdzie teraz jesteś, wiosna zmienia się z latem na okrągło...

To nie koniec...

Ten był inny. Świetny kumpel, to na pewno, ale trzeba było pamiętać, że zna swoją siłę. Odebrany z miejsca, gdzie ktoś już nie chciał o niego dbać. Siedział w brudnym kojcu, z breją do picia i zgniłymi resztkami mięsa. W schronisku miał spacery, a wolontariusze pokazali mu, że się go nie boją wcale. Bo oni są super i wiedzą, jak dogadać się z psem... Miał nawet dom! ...na niedługo... nie udało się, coś tam nie poszło, nie dociekam już co, już nieważne... Wrócił do schroniskowego kojca, a kilka dni później... coś mu się poskręcało w środku i mimo że nasi pędzili, ile sił w kółkach, nie udało się, było za późno...



Nie zdążyliśmy się pożegnać, Ramzes... Miałeś u nas spacery, których brakowało ci w poprzednim miejscu... Wspominaj naszych dobrze, wcale nie uznali cię jako "złego psa", wręcz przeciwnie... Przykro, że twoja historia kończy się właśnie tak...

Jej historia kończy się inaczej. I tak naszym policzki podmokły, ale jednak już było inaczej w sercach. Ta psiolaska mieszkała najpierw na wiatach, potem w biurze z nami i wszyscy śmy ją polubili baardzo! Potem zaczęła przychodzić do niej pewna rodzina, która za którymś razem wyszła z nią na zawsze. Co za radość! Wieści też mieliśmy, że jest fajnie i że psiolaska ma teraz psiostrę! Tyle wygrała... Tylko dla niej był inny plan... Wielkie szczęście zmieniło się w wielką tragedię, kiedy psioweci znaleźli 12... DWANAŚCIE guzów..... Jeden na zewnącz, ale dwa we środku... Rozpoczęła się wielka bitwa, już nie tyle o zdrowie, co o życie... Kilka razy już psiolaska odrywała się dwiema czy trzema łapami od ziemi, ale psioweci ubierali się w zbroje, brali szczykawki i kroplówki, i szli na prawdziwą wojnę! Udawało się! ...tylko w końcu oderwała od ziemi wszystkie cztery łapy... Majka nawet próbowała ją wracać, ale...



Delfina, czuwaj nad twoimi dwunożnymi... Walczyli u ciebie jak lwy! Dobrze to wiesz... Odeszłaś w otoczeniu ludzi, którzy cię kochali, dali ci najlepszy dom... Byłaś ich i zostaniesz ich na zawsze.... 

A z nim.... Z nim tak ciężko.... Tyle walki, tyle starań... Nie napiszę, że na próżno, bo wcale nie. I chociaż jego były opiekun dziwi się, że nasi tyle monetek wydali na leczenie tego psa, bo przecież w schroniskach się tak nie robi i czymże sobie akurat ten czterołap zasłużył, to nasi nie chcą odpowiadać na takie bzdury........ Leczony kiedyś byle jak, albo wcale, "bo się nie da, bo pies do uśpienia"... Nasi zawalczyli. Były wyjazdy daleeeko, daleeko, były kuracje, operacje, konsultacje, udało się. Miał spacery, miał kontakt z dwunożnymi, miał wreszcie niesamotne życie... Tyle miesięcy... Tyle radości, obwąchanych drzew, kilometrów w lesie... O każdego psa tak samo walczą. I tu nie chodzi o to, czym się wyróżniło akurat to psisko. KAŻDE jest wyjątkowe i każde zasługuje na to, żeby żyć bez bólu, bez cierpienia, żeby w ogóle ŻYĆ. ....tylko co zrobić, kiedy rak jest uparty...? Kiedy wcale nie zamierza się wynieść...? Kiedy decyduje się ukryć w łapie, a zaraz potem odnowić się pod ogonem...? Wyjścia były dwa. Kolejne operacje, usunięcie łapy i znów grzebanie na zadzie, czyli tygodnie bólu, nauki chodzenia na trzech girkach i nie wiadomo, na ile by to wystarczyło, bo przecież szanowne raczyło musiało się poprzeprowadzać w różne miejsca... Drugim wyjściem... które nasi wybrali... ech... Tak było lepiej...



Do zobaczenia, Żarku... Byłeś wyjątkowy, jak wszyscy my jesteśmy. Nasi tak mówią. Nie musiałeś umieć podrzucać piłkę nosem ani być rasowy, ani umieć przynosić miskę w zębach. Byłeś tak samo szczególny i jedyny w swoim rodzaju jak my wszyscy i dlatego nasi tak walczyli o ciebie... Dali ci tyle miesięcy spacerów i tulenia, tyle miłości na ciebie przelali, tyle miłości ty wlałeś w ich serca... Tylko wiesz... była niedawno rozprawa, ale znów nie było wyroku, nie doczekałeś go... Obiecuję, że jak trzeba będzie, to osobiście pojadę i wyszczekam tamtemu dwunożnemu wszystko! Choćby mnie mieli wyprowadzać z sali siłą, to te najbardziej niecenzuralne mu wyszczekam! I opowiem, jak u nas jest, i o spacerach powiem, bo on chyba nie wie, co to takiego, i o psiowetach opowiem, bo on chyba też nie wie, jak wygląda taki prawdziwy... Wszystko wyszczekam i zapowiem, że jak on nie odszczeka tego, że schroniska nie wydają tyle monetek na psy i że "czym ten pies się wyróżnił, żeby go operować" i że "on miał 13 lat, takich psów się nie operuje", to nie wyjdzie z sali na dwóch nogach, a już na pewno nie na własnych...................... Tysona zabiorę, zobaczysz! ...Żarku, przepraszamy, że tak to wszystko... 

...i co ja mam teraz napisać...? Paryż, Timon, Ramzes, Delfina, Żarek. Nie myślcie, że to jakiś ostatni miesiąc był czy pół roku. To był tydzień. Jeden mały, krótki, czarny... czarnożniwny... Ja to już miałem tak dosyć, że się rozkleiłem wieczorem zupełnie... przyznam się, pies jestem, nie żadna psiolaska, ale po prostu zasmarkałem się po same pazury, bo to wszystko takie niesprawiedliwe, bo nie tak miało być... bo co będzie z nami, skoro los ma gdzieś nasze szczęście...? 

Może to zabrzmieć asburdalnie, ale Delfinie mimo wszystko "się udało". I tak miałaby te guzy... Ale zdążyła poznać znaczenie słów "dom" i "własne miejsce". Znalazła swoje miejsce na świecie, jej się to marzenie spełniło, pewnie nawet zdążyła o nas zapomnieć, oby... 

Pewne jest, że poliki zamokną jeszcze nie raz. Niepewne, czy to będą łzy pomieszane chociaż trochę z ulgą, czy będą się składać z samych wyrzutów, a serce wypełni się czarną rozpaczą...

Jedna z naszych powiedziała niedawno tak ładnie...

"Nigdy nie przestaniemy płakać. Bo wtedy będziemy do niczego. Lepiej ryczeć ale czuć."

Tego się będę czymać, jak znów oczy mi się tak solidnie spocą... 

Jak się skończy historia Górnika z rakiem, Moko z dusznościami, Babela z chłoniakiem, moja...? Jakie będzie ostatnie zdanie opowieści o Piniu czy Wagnerce z łysymi pleckami, niewidomej Pikli czy Kucyka...?

Nie chcę słyszeć odpowiedzi..........

środa, 16 listopada 2016

"Czeeeść, masz japko??"

Metamorfozujemy się dzięki naszym. Nasi nam pokazują, że łagodność jest lepszą drogą niż warkolenie. Coś o tym wiem, sam rozwiązywałem sprawy zębami. Wszystko przez jednego dwunożnego, z którym nie mogłem się dogadać daaaaawno dawno temu.... Wyszkolił mnie może, ale takich dziwnych metod używał do tego, że zrozumiałem co znaczy "siad" i "daj łapę", ale ni w ząb nie wiedziałem, kiedy mną szarpnie, a kiedy pogłaszcze, o ile w ogóle. Potem trafiłem do schroniska, dali mi na imię całkiem po psiejsku - Ares i dłuugo pokazywali, że nie ma co się spinać. Durny byłem, przyznaję.... Teraz czasami na wiatach robię pogadanki o byciu fajnym psem! 

Dzisiaj będzie też o takim agresorze, co to już można się z nim zaprzyjaźniać. Może bez szczególnych przytulasków, ale jakoś nie wszystkie psy skaczą od razu z miłością i się im wybacza, to po co wypominać to Agriemu??

Po kolei. Agri przyjechał zzzz....... a, właściwie to z tego samego miasta, gdzie mieszkamy. I nikt się po niego nie zgłosił! Widocznie nie brakowało komuś takiego niedźwiedzia grizli, który zdecydowanie ma swoje zdanie i zazwyczaj odmiennie niż inni mają... Przyjechał z kawałkiem łańcucha, rozwalonym nosem i solidnym buntem.


Darł się na każdego kto przechodził. I to tak się darł, że kałuża ze śliny się robiła przed kratami! Nasz behapsiorysta miał co robić... Na początku tylko on wychodził z nim na spacery, potem zaczął szukać chętnych, którzy dadzą się Agriemu poznać, żeby chłopak zaczął też z innymi spacerować, bo to niedobrze, jak zwierz zna tylko jednego dwunożnego... 

Powooooli, powoli Agri się zapoznawał. Skubaniec doskonale wiedział, z kim się zna, a z kim nie! Bywało też tak, że jak przed kojcem stawał znajomy i obcy, to dwa zdania pełne nienadających się do zapisania szczeknięć niecenzuralnych kierował w stronę tego nieznajomego, a zaraz potem pełen rozanielonego wzroku i merdoląc ogonkiem patrzył się maślanymi ślipkami na tego wolontariusza, co to już byli na spacerze razem! Po chwili znów pienił się do obcego i maślił do znajomego iiii tak w kółko. 

Na spacerach okazywał się całkiem kontaktowym psem!

(tutaj muszę nadmienić, że Agri jest całkiem słusznej postury, to ten wolontariuszy wysoooooki jak sosna, dlatego owczar do kolana sięga...)

Chętny do nauki, do kontaktu, siadania, podawania łapy... Taki psiumpel! Bo i na inne zwierzaki uwagi wcale zwracać nie musi, i węszenie niezbyt leży w jego interesie i też pasją by tego nie nazwał... 

A jak już jesteśmy przy siadaniu i podawaniu łapy...... 


Agri głupi nie jest. Wręcz inteligentnym bym go nazwał. W końcu owczarek. On DOSKONALE zapamiętał sobie, że "siad" plus "łapa" równa się SMACZEK. Czuje je w kieszeniach, kurtkach, a kiedy tylko widzi, że jest szansa, to zaraz stały zestaw i już jest Agri-Słodki-Miś:


...dla każdego bez wyjątku....


Widzicie? Siad i łapa. Cały Agri. Jakby teraz go nazywać, to by był jakiś Siałapa albo Łapasiad. 

Na zdjęciu jest z Misią, swoją współpsiolokatorką z jednego kojca. Ale budy mają dwie.


Może to też Miśka go zmieniła... Chociaż w niej jest więcej szaleństwa na pewno. Ona jest właśnie z tych, którzy się rzucają z łapami na szyję z radością, bo spacer, bo ktoś przyszedł, bo smycz, bo szelki... Agri się cieszy tak bardziej statecznie. Od środka... Może w głębi swojej misiowatości jest jednak nieśmiały... 

Tylko jak mu froliki zapachną.........


Właśnie. 

Staje się wtedy bardziej śmiały i umie też wepchnąć nos po smakołyka! Dalej sobie wybiera, z kim wyjdzie, ale test jest prosty. Wystarczy iść pod jego kojec i pokazać, że jest się fajnym i się chce go zabrać na spacer. Magia powinna zadziałać! 

Przypomniało mi się jak kiedyś Agri, bardziej na początku swojej "kariery" schroniskowej, wracał ze spaceru z jednym z baaaaaardzo nielicznych, którzy z nim wtedy wychodzili, i po drodze spotkali naszą fotopsiografkę. I ona owczara wytarmosiła, podrapała po pleckach, pogadała, że pies taki fajny i taki miś, a na końcu dopiero pyta - właściwie kto to jest?? ...jak usłyszała, że Agri, to jej nogi zmiękły! Agri był jednak wtedy w wyśmienitym humorze, albo też został z zaskoczenia wzięty... Nie zareagował. Chociaż może tak naprawdę cieszył się, że taki z niego pies na medal!

Bo ten łaposiadowy owczar, jak ma dobry humor, to można więcej. I wyczesać bardziej, i kudełki troszkę tarmosznąć, i wogóle wesoły Agri to ekstra psiumpel! Jak ma gorszy dzień to szybciej pokazuje zniecierpliwienie... Rąk nie odgryzie, ale widać po nim, kiedy ma dość. Inteligentny taki! Nie że bez ostrzeżenia coś, tylko normalnie sygnał da i wiadomo, że wystarczy. Mówiłem, że mądry! ...może nie mówiłem, ale mówię teraz. Piszę znaczy.

Szkoda, że tyle lat już czeka na swoich dwunożnych... Może w domu by się otworzył bardziej... Może wciąż jeszcze nie wierzy, że może zyskać świetnego kumpla i być czyimś przyjacielem, dlatego ciągle się broni... 

Może to właśnie ten jedyny dwunożny w tym jedynym domu mógłby w pełni odkryć tą wyjątkową agriową zajepsistość, która jest schowana głęboko pod kudełkami... 

Byłbym zapomniał! Agri ma jeszcze jedną słabość. Lubi japka! Serce można mu ukraść za kawalątek!  
...to jak...? Chcesz sprawdzić, czy Cię polubi...? 


"Czeeeeść, masz japko? A dasz?? ...a dom też...?"

niedziela, 13 listopada 2016

Ucięta łapa... to nie koniec świata, kiedy wygrało się w psiolotka!

Schronisko jest ogrodzone siatką. Zwykle piszemy o zwierzakach, które mieszkają po jednej jej stronie, tej zamkniętej... Czasami jednak piszemy o tej drugiej. Bo warto. Bo trzeba. Bo jak my wszyscy się uśmiechamy do monitorów, a czasem nawet oczy się spocą, to chcemy się tym podzielić. Bo warto. Bo sama w sobie historia ma morał i nie trzeba nawet go wynikać na końcu.

Kiedyś ten zwierzak też mieszkał w środku schroniskowego ogrodzenia, ale mu się poszczęściło. Orajuśku, jeszcze jak mu się poszczęściło...........

Zacznijmy od tego, że lat temu ponad dwa przywieziono do nas całkiem niemałego psa. Kremowy, kudłaty z ciemnym pyskiem, całkiem ładny! I dwie nasze poszły robić mu zdjęcia. Wyszło im dość nieszczególne, bo takie:


...ale lepsze takie niż żadne. Zwierz dostał na imię Linek. Chyba był przywiązany gdzieś linką, ale nie dam sobie głowy za to urwać.... W każdym razie pomieszkał sobie u nas kilka tygodni raptem i dał się poznać jako całkiem fajny pies.

Pewnego dnia pojechał do pewnego domu z pewnymi dwunożnymi... Wkrótce dostaliśmy wieści i wiedzieliśmy wszyscy, że to było TO.


.....tylko taka sprawa jedna wyszła.... NIE WIEM, jak ci nasi tego nie zauważyli tyle czasu, NIE WIEM, jak mogli w ogóle nie poznać z samego pyska, że Linek jest... LINKĄ! Wstyd jak stąd do końca wybiegu! Cóż, dwunożni, którzy adoptowali LinkĘ mieli dodatkową niespodziankę, ale właściwie się okazało, że nawet dla nich to lepiej.

Linka została przechszczhsz... przeszchszcz.... przechszczszczona na Raya i już było całkiem pięknie! Szybko się psiolaska wkupiła w nową rodzinę, a chwaleniu w wieściach nie było końca! Że nie brudzi, że inteligentna, że już reaguje na imię, że umie szukać zabawek i przynosić na komendę i bez, że i siada, i łapę podaje, że taka łagodna, że każdy patyk w lesie jest jej i każda pusta, plastikowa butelka w domu... Psi ideał! Znaczy psiolaskowy...

Kiedy dostaliśmy wieści kolejne, to nasi mieli ochotę wszędzie je poudostępniać i każdemu pokazywać, że DA SIĘ wakacjować z psem! Zdaje się, że nawet było zdjęcie na blogu kiedyś wrzucone... Bo tylko spójrzcie, Raya jeździła pociągiem...


...samochodem...


...a nawet takim jeździdłem bez kół, ale umiejącym po wodzie się poruszać! Magiczne takie... i Raya na tym też była!


Psiolaska światowa się zrobiła i udowadniała ze swoimi dwunożnymi, że SIĘ DA, jak się chce! Raya wygrała w psiolotka...

....aż tu nagle ostatnio się okazało... Dostaliśmy kolejne wieści... że jest źle... że do psiolaski się przyplątał ten, co do tyłu chodzi. Raczydło chole.....przebrzydłe.... Zaczęło się od utykania, leczenia stanów zapalnych, braku poprawy, badaniach i konlustacjach daleko-daleko..... I BACH, diagnoza - rak w łapie, który się jeszcze na płucka chyba rzuca...

...i ci rayowi dwunożni pisali, że decyzję muszą podjąć, czy zostawiają, jak jest, podają leki, żeby nie bolało i kiedy będzie już źle bardzo - się żegnają, żeby jak najmniej cierpieć... czy może lepiej podjąć walkę, która się wiąże z operacją i późniejszym długim leczeniem... Aż mi się oczy spociły, kiedy to przeczytałem! Jeszcze dostaliśmy z tym tyle fantastycznych zdjęć i wspomnień...


Raya pozwiedzała nie tylko okolicę, ale i kawałek świata, i nad wodą była, i w górach, tak fantastyczne życie, taka rodzina... i rak... Taka niesprawiedliwa niesprawiedliwość...



Trzymaliśmy kciuki i czekaliśmy na kolejne wieści. Pazury se obgryzłem tak, że teraz mogę się skradać po pozostawione w kuchni kanapki, bo wcale nie stukam, jak chodzę!

Aż tu nagle przyszły! Drżącą łapą otwierałem.... A tam......


I wiecie, że zryczałem się znowu!?

"Uznaliśmy, że psiak musi chociaż raz w życiu zobaczyć morze, więc z samego rana wsiedliśmy w samochód i obraliśmy kierunek - Międzyzdroje. Trafiliśmy świetną pogodę, a psiak wybiegał się za wszystkie czasy"


Czyli decyzja podjęta i już po operacji! Jeszcze w opatrunkach, jeszcze w fartuszku... Mogła zapomnieć o chorobie i o tym, że cokolwiek ją bolało kiedykolwiek... Z takimi dwunożnymi można iść na koniec świata... Nawet na trzech łapach!

Co będzie dalej? Jak to mawiają dwunożni - czas pokaże. Jeszcze nie wiadomo, co dokładnie w łapie psiolaski siedziało. Czy trzeba się bać, czy aż tak bardzo nie, jak będzie wyglądać dalsze leczenie... Na razie trzeba czekać. Na razie jest dobrze. 

"Tak czy tak, zdajemy sobie sprawę że sunia żyje trochę na kredyt, dlatego każdą dłuższą wolną chwilę spędzamy na czymś fajnym."

Jedno jest pewne - rodzina Rayi nie pozwoli, żeby jakiekolwiek złe chwile się przydarzały... Przede wszystkim myślą o niej, żeby jej nie bolało, żeby ona była szczęśliwa, żeby ona nie cierpiała... Wszystko robią, żeby ONA zapamiętała swoje życie jako coś najpiękniejszego, jak pełną przygód bajkę... Raya jest ich częścią i zawsze będzie, cokolwiek by się nie działo. Są jej Aniołami Stróżami, ona będzie już na zawsze ich... Co by się nie działo.


Teraz wszyscy trzymamy kciuki, żeby się działo jak najwięcej dobrego. Z tego złego snu Raya obudziła się na trzech łapach, ale wkrótce będzie przekonana, że nigdy nie miała czwartej. O ile już nie jest tego pewna...

Wszystkie zwierzaki mieszkające po tej samej stronie ogrodzenia schroniska, co ja, czekają na taką wygraną... Na takich dwunożnych, z którymi scalą się w taką właśnie rodzinę, w której KAŻDY jest ważny i o każdym myśli się tak, jak o sobie samym...

...może czekają na Ciebie...?

środa, 9 listopada 2016

Któż to taki rozkoszny?

Będę pisać cicho, żeby Aron nie usłyszał... Żeby mi tu nie przylazł i znów nie zechciał pisać... Piszę cicho, ale Wy możecie na głos czytać, bo im więcej osób o nas słyszy, tym przyjemniej! Przynajmniej dla nas...

Jakby się kto zastanawiał, co z Dżokejem, albo jakby się kto stęsknił za nim - informuję, że ma się dobrze, tylko odpoczywa od denerwowania się... Zrobi sobie przerwę i może do pisania wróci... Jak będzie chciał. Kto czytał o kurdupsielkach albo sierściuchach, ten wie, o co mi chodzi...

Zatem będę dalej ja jeszcze przez jakiś czas. Najchętniej bym jakąś ankietę stworzył z pytaniem, kto jest najlepsiejszym redaktorem, ale przecież jak wygram, to się może obrazi, a wiadomo, że bym wygrał...

Dzisiaj będzie o tych uroczych psiakach, co to nie można się nie uśmiechnąć, kiedy się na nie patrzy. Nieee, o mnie dzisiaj nie, bo nie wypada... Ale będzie o innych tak samo fajnych!

Na przykład Belgus:


Wie, jak się przypodobać! Każdy dwunożny zachwyca się psem z ozorem na bok. Belgus do tego jest inteligentny, czujny, mądry i wogóle same achy i ochy lecą w jego kierunku na spacerach...


Taki owczarek trochę z niego, napisałbym, że nawet jak już, to trochę belgowijski, ale nie będziemy zaraz rasami szczelać... Poza tym Belgus nie ma stojących, owczarkowatych uszek i może to go też trochę skreśla w oczach owczarkolubów...? Niepotrzebnie! On ma taki środek owczarkowy, że hej! Komendy zna, uczy się chętnie, czujny jest, uwagę ma podzielną, pies ideał! Z takim na wycieczkach i raźniej, i bezpieczniej, i wogóle lepiej! Jest jeszcze w tym młodszym średnim wieku, jeszcze drugie tyle życia przed nim. Aż żal, żeby taki super uroczy mieszkał w schroniskowym kojcu...

Drugi... znaczy druga taka urocza - Lidka.


Ta to się umie przymilić! Zanim przyjechała do nas, mieszkała w takim miejscu, co się nazywa "przytulisko". Dziwna nazwa, bo w bardzo wielu takich miejscach wcale się nie przytula zwierzaków... Lidzia miała to szczęście, że miała duuużo przytulania i hasania po polach! Musiała przyjechać do nas, bo jakieś guzioły się do niej przyczepiły, o ile pamiętam... Chyba... W każdym razie Lidka teraz mieszka u nas i niecierpliwie czeka na każdy spacer. Niektórzy też wołają na nią "Miśka", co nie powinno dziwić...


Taki z niej miś! W dodatku niezwykle uroczy, kochany i miziasty. Lidka uwielbia spacery i przeuwielbia dwunożnych! Będzie czyimś misiem do przytulania i do przemierzania leśnych ścieżek... Marzy o tym każdej nocy, kiedy zasypia w swojej budzie...

Majek też potrafi być rozkoszny!


Zwłaszcza, kiedy zabiera się do dziamlania piłeczki! Łatwo go zaczarować, wystarczy mu pokazać coś gumowato-okrągłego i już siedzi bez ruchu!


Piękne ma to futro... Nie ma jednak obaw, czesać się daje bez problemu. Przecież czesanie to też czas spędzony z dwunożnym, a póki czesadło w garści, to tak to będzie trwaaać i trwaaaać... Byle dłużej. Wygląda może na niesfornego łobuziaka, ale potrafi być grzeczny, tylko trzeba go nauczyć kultury względem innych psów... Poza tą jedną malutechną wadą, to pies na medal! I raptem kilkuletni, to powinno mu ułatwić znalezienie domu...

Tyle o Majku, a ja już słyszę te wzdechy, kiedy zobaczycie... Pocztusia!


Prawda??? 200% zawartości cukru w cukrze! Pocztuś ma cały łeb w bliznach... Nie chciałem go pytać, co go spotkało, bo to nie mogło być przyjemne, to lepiej, żeby zapomniał... Ale normalnie, jakby ktoś chciał go oskalpować... Albo pożreć... Ech, nie ma co. Najważniejsze, że się zagoiło. I najważniejsze, że Pocztusia nie opuściła radość! Jest tak pocieszny i tak fantapsiotyczny, że do każdego bez pytania by podbiegał i na bezczela domagał się głaskania! Umie się chłopak sprzedać i to superaśnie! Może nie będzie długo czekał na nowy dom... Oby nikogo ten pychol nie przeraził,  oby właśnie pomyślał, że tym bardziej należy mu się dom.

Wielu dwunożnych myśli, że w schronisku zwierzaki są smutne, zrezygnowane, patrzące ze strachem, opierając łapki na kratach...

Wszystko się zgadza... One są takie, kiedy odchodzisz. Kiedy przyjdziesz, przejdziesz się, pokażesz młodszej wersji siebie te wszystkie biedne pieski (naprawdę niektórzy przyprowadzają do schroniska dzieci, żeby tylko popatrzyły.....................) i nie weźmiesz żadnego chociażby na spacer... Nie poświęcisz mu uwagi, chociaż pół godzinki spaceru z daleka od schroniskowego kojca....

Przekonaj się, że na te zwierzaki nie tylko się patrzy. One czekają na dotyk, uśmiech, dobre słowo, pozytywną energię. Chętnie oddadzą swoją właśnie Tobie! Tylko pokaż im, że jest Ci to potrzebne, że one są Ci potrzebne... 

One się starają ze wszystkich psich sił, żeby właśnie Tobie udowodnić, że będą dla Ciebie idealnym psim dopełnieniem. Bo będą. Tylko daj im tę szansę...