Oczami Bezdomnego Psa

środa, 30 kwietnia 2014

Piękny, słoneczny... smutny dzień.

Smutno w biurze było pewnego dnia. Dzień piękny - tylko na spacery chodzić, tylko się cieszyć i dawać radość. Jednak, kiedy jedna nasza kochana pani Opiekunka weszła do biura - czułam, że coś się stało. Przywitała się, ale tak jakoś... smutno, głos jej się łamał... Wiadomość najgorsza z możliwych. Pożegnała jednego z czworonogów. Takiego, co był najbardziej jej niż kogokolwiek innego...
Był jednym z tych psów, do których ludzie podchodzili na zasadzie "o, jakie dziwne stworzonko, zobacz, takie pocieszne! ale nieee, nie wziąłbym do domu...".
Był jednym z tych stworzeń, które w lustrze widziały siebie zupełnie inaczej i uparcie twierdziły, że odbicie jest prawdziwe.

Lustro przedstawiało co najmniej dobermana. Duży, silny, dostojny, dumny.
Przed lustrem stał na chwiejnych cieniutkich nóżkach, z rozwianą siwą grzywką, z krzywym ogonkiem - Czaruś.



Przyjechał jako starszy, schorowany psi gentelman, od właściciela, który nie chciał się nim dłużej opiekować. Bo brzydki? Stary? Z guzem? Ludzie naprawdę czasami mają dziwne powody przez które pozbywają się zwierzaka, a jeszcze kiedy ten czworonóg był z nimi tyle lat! Tyle lat, to jest niepojęte, to się w psiej i  chyba w żadnej głowie nie mieści!

Podpytałam i Hedara i Kotencję i moich najmilejszych pracowników wzięło też na wspominki, stąd wiem co nie co. Czaruś jakiś czas mieszkał w biurze. Jak ja teraz. Przez jakiś czas miał nawet swoje zadanie - był opiekunem Wika. Wik był poważnie chory, nie bardzo wiedział co się dzieje wokół, ale ten doberman w skórze pinczerka dzielnie i cierpliwie go pilnował, nie odstępował na krok. Jaki Czaruś był, taki był, na przykład potrafił też ostro zbesztać inne psy - bo deptały mu schroniskowy chodnik, bo machały ogonami w lewo zamiast w prawo czy ziajały po spacerze zabierając mu tlen (to nic, że były 3 metry od niego); ale Wika pilnował jak nikt...

Pewnej nocy Wik odleciał jednak za Tęczowy Most. Natomiast pewnego dnia, nasza ukochana (chociaż jak się upiera, że trzeba koniecznie zjeść jakąś okropną tabletkę, to jest nie do zniesienia...) Opiekunka zdecydowała, że znajdzie się u niej malutki kącik dla malutkiego schorowanego Czarusia.

Od tamtej pory Czaruś w Schronisku tylko bywał (zazwyczaj śpiąc) i razem ze swoją osobistą Pielęgniarką jeździł do prawdziwego domu. Czasami się śmiały z niego psy, że już się zrobił tak stary, że musi mieć stałą opiekę medyczną i że burżuj jeden, ale on tylko powarkiwał pod wąsem i jakby mógł, to by piąstką poodgrażał. Psu jednak bardzo ciężko łapę w pięść złożyć a często by się przydało!


Z Zenonem bardzo się też polubili, Czarek chyba przypomniał sobie Wika i Zenka też na krok nie odstępował. Niestety znów przyszło odlecieć za Tęczowy Most i tym razem przekroczył go ten mały, dzielny staruszek z dobermanem upchniętym w środku...

Często ludzie przychodzą po szczeniaczki. Tymczasem może nie wiedzą, nie zdają sobie sprawy ile miłości i oddania kryje się w doświadczonym przez los czworonogu. Nikt sam zostać nie chce a niektórym zostało tak mało czasu, żeby znaleźć swojego osobistego opiekuna.

Czaruś trafił na najlepszą Opiekunkę z możliwych.

niedziela, 27 kwietnia 2014

Mały Wielki Stróż

Khem, no to ja. JA. Bulba!


Przywieźli mnie któregoś dnia do Schroniska. Troszkę posiedziałam tu, troszkę tam... Ale w końcu poznali się na mnie, a jakże! Pilnowałam bramy, miałam swoją portiernię, elegancko, osobny boks przy furtce. Nikt nie mógł przejść niepostrzeżenie. I poznali się! Zobaczyli, że tam się marnuję, że muszę wyższe stanowisko mieć! I teraz nie pilnuję bramy, ale BIURA! Bo tam sami ważni siedzą! Jest Kierowniczka... kierowniczkę to lubię bardzo. Może to czyta, to niech wie, że ją kocham! Kierowniczkę trzeba kochać, bo przecież jeszcze zarządzi, że dostanę pół kolacji albo więcej nie zobaczę gotowanego kurczaka... Jeszcze jest taka lokowana  paanii... Ja ją uwieeelbiaaam, bo ona jest taka fajna dla mnie! I te loki ma... nie mam takich i tych loków to jej zazdroszczę...  i taka jeszcze jedna co biega od komputera do psów i zdjęcia robi i znów do komputera... Jeszcze się trochę doprzymilam i może mnie zabierze na jaką sesję!

- pfff, ale powiedz, żeby trawę skosili, bo ci nóg nie będzie widać hłe hłe...

- Hedar! No bezczelność! Idź lepiej sprawdź czy bratki rosną! O czym to ja miałam... aa wiem:

Takie biuro to nie w kostkę dmuchał! Takie poważne miejsce! Już ja im przypilnuję! Pierwszego i drugiego dnia to przychodził jakiś facet nocami, chciałam przepędzić! Niby mówili, że to stróż, ale po co drugi, skoro jestem JA!? Ale potłumaczyli, że nocami muszę spać, bo w dzień trzeba mieć siłę... No to niech sobie stróżuje w nocy. Ale jak tylko wstaję to go wyganiam, dwóch jest niepotrzebnych! Aaa, a jak trzeba to i szatni popilnuję. Lepiej nie podpadać tym, którzy miski roznoszą, to stara życiowa prawda...

- Bulbaaa, ale tak w ogóle co ty tu piszesz, Majka była przecież, i Tyson się wymykał do pisania, czemu tutaj tłuścisz tymi paluchami!

- Hedziu, bo to było tak... Ja spać nie mogłam jak mi ciągle coś stukało nocami. No jakże tak można nocami nie dawać spać, ja przecież całe dnie nie mogę sobie pozwolić na zamknięcie choćby oka! A ta dwójka mi klepała nocami, znaczy widziałam jednego psa a klepało jakby dwóch, no maasaakra... No to chodziłam i chodziłam i stukałam w ścianę "CISZEJ! PSIA KOSTKA!". W końcu przestało stukać, błoga cisza! Potem pojawił się problem, bo Kierowniczka jakaś zgaszona, tej lokowanej już się loki ze zgryzoty prostowały (piękne te loczki ma...), na papierosa chodzili częściej. Coś mówili, że jakaś Majka pestków czy postów nie przysyła i że jak to tak pusto... No to jak tak namieszałam... Koszmarnie się przyznać do błędu, ale jak wspominałam, Kierowniczki nie można denerwować... Którejś nocy poprawiłam obrożę, próbowałam naślinić trochę grzywkę i polokować, ale ostatecznie nie wyszło; i poszłam do Tysona. Tyson mnie obszczekał, że nie mam szacunku dla starszych, że Majka, że Duch, że Patron Schroniska, że jak to tak, że mi coś skądś powyrywa jak zaraz nie przeproszę...


Dłuuugo to trwało i Majka dała się przeprosić i nawet jak tak troszkę porozmawiałyśmy PO BABSKU, to nawet odetchnęła, że zostawia Schronisko pod dobrą opieką. Ona ponoć mieszka w takim fajnym miejscu co się nazywa "Za Tęczowym Mostem" często jednak tutaj bywała, bo się obawiała jak sobie poradzimy. Tyson mi potem powiedział, że Majka nad ranem jak odlatywała to tak szybko i tak lekko jakby jej ktoś przed nosem 5kg kiełbasy trzymał! Wreszcie może zając się sprawami zamostowymi, tam przecież też jest potrzebna. Z takim doświadczeniem!
- i co, Tyson nie chce pisać sam?
- nie, Hedi, Tyson bez Majki nie chce, a poza tym wiesz... on ma taką paszczę jakąś taką..... no nie czułabym się komfortowo, wiesz... "a dlaczego masz takie wielkie zęby...?", te sprawy, rozumiesz...

Poradzimy sobie, jeszcze zagadam Kotencję, może przyniesie czasami jakieś wieści z kuchni. Bo w końcu u nas dużo się dzieje! Co rusz jakiś zwierzak przychodzi, z historią smutną albo bardzo smutną... I co jakiś czas wychodzi ze swoim nowym człowiekiem i historia ma szczęśliwy koniec. Albo wolontariusze mają szkolenia, czasami z psami, jak ostatnie zawody O-Rally. Jeszcze o nich napiszę, tylko się dowiem od psów które się tam uczyły. Mnie nie wzięli, zbyt zajęta byłam akurat...
- pff, Buuulbaa, przecież jak ciebie szkolić skoro nie widać czy stoisz czy siedzisz hłe hłe hłe... a przeszkody? Chyba dołem byś przeszła z podniesioną gło...
- HEDARZE, IDŹ ZOBACZ CZY NIE MA CIĘ NA PLACU!! Co za psisko.... Zazdrości, że się na każdym posłaniu mieszczę..... Bo Hedarowi wszystko straszne urosło, ale on nie chce się w lustrze przejrzeć i chyba o tym nie wie...

ekhem... nooo iii mamy też różne akcje i zbiórki i trochę się dzieje! Ja WIEM, bo przecież biura pilnuję, to słyszę. Tymczasem muszę już skończyć  pisanie,to bo już grubo po północy a przecież rano muszę wstać wcześnie, stróża zmienić...