Oczami Bezdomnego Psa

środa, 30 grudnia 2015

Sara z gracją i Albinosem w kropki walczyła o punkty!

- Aaalee ci, Larsi, wyszedł tytuł... Jak Albinos może być w kropki!

- HA! A ten był! Chodzą ploty, że jak się urodził, to był biały, ale jakbyś go teraz zobaczył, to w życiu byś nie uwierzył, tyle kropek ma teraz!

- Coś pleciesz, Larsi... Może nie pisz tego posta dzisiaj jednak... Ja napiszę, a ty sobie odpocznij...

- Nie plotę! I oczywiście, że nie ja będę pisać, tylko ty, bo masz przed tym zadanie. Pójdziesz do Sary na wywiad. Sara była w niedzielę na takim dłuuugim, specjalnym spacerze, co to go nasi organizowali do później nocy drukując, tnąc i wypisując różne rzeczy na karteluszkach. 

- Do Sa..Sary...? Mo..może jednak ty?

- Ona psiolasek nie lubi, a ty się nie jąkaj, bo i tak siatka będzie między wami, więc nawet, jak cię obwarczy na początku, to potem już rozmowna będzie. Tylko nie pokazuj, żeś takie ciepłe kluchy!

- Ja nie ciepłe kluchy! Tylko Sara taka misiasta i omnieśmielająca... Ale dobra. Dziennikarstwo wymaga poświęceń. Idę.

(dreptu dreptu dreptu do kojca Sary i Tobiego...)

- Saaaraaaa! Chodź, poopowiadasz mi! Nie boję się ciebie wcaaa...wcaaale a wcale!

- Wrr... aa to ty, Dżokej. Co ci się tak łapy telepią? Zimno pewnie? Co poopowiadać?

- Larsi mówiła, że byłaś na jakimś spacerze specjalnym. Plotła też jakieś niestworzone historie o albinosie w kropki....

- Byłam! Pewnie, że byłam! I uważaj, bo Albinos w kropki istnieje! I to nie żadne ploty, ale on naprawdę był biały! Tak jakby... zardzewiał... Teraz słuchaj i oglądaj...

Nasi co jakiś czas organizują takie zawody, że dwunożny zabiera psa, swojego albo ze schroniska, dostają mapkę z kółkami i wyruszają w miasto szukać tych kółek. Znaczy w mieście nie ma kółek, ale takie miejsca, w których dwunożni coś majstrują i potem idziemy dalej. Pies do tego też potrzebny! Bez psa się idzie zdecydowanie wolniej, a są też takie punkty, gdzie właśnie musi coś zrobić czterołap! Czyli nie ma szans, żeby to przejść tak samemu. 

Najpierw zaczęło się od tego, że przyjechali po mnie nasi. Ostatnio często mnie odwiedzają, akurat ci konkretni... Nawet szeleczki mi nowe całkiem założyli! Jeszcze metkę odgryzali przy mnie!

Potem się przywitałam z Albinosem, zrobiłam co trzeba w lesie i nas zapakowali do samochodu. O:


...właśnie, że Albinos miał dużo miejsca! Sam powiedział, że mogę zająć tyle siedzenia, ile chcę!

Na miejscu jeszcze rozkładali najważniejszą rzecz - START i METĘ. Bez tego przecież byśmy nie ruszyli...


O, czekałam ja...


...i Albinos też! Chyba smaczki wtedy rozdawali... Ta nadzieja w oczach!

 

Jak już był METOSTART nadmuchany, wszyscy dostali numerki, dwunożni sobie przykleili na kurtki, pochowali smaczki do kieszeni, psy się napiły porządnie (tyle terenu do oznaczenia!!); mapy zostały rozdane, zasady objaśnione... i można było ruszyć w miasto! 

Tutaj Albinos ze swoją pańcią, ale tak naprawdę to JA z nią szłam:


  Od razu zadbałam o odpowiednie tempo. Ze mną dyskusji nie ma, jak zawody, to zawody! Niby mówili, że czas się nie liczy, ale kto ich tam wiedział!


Po kilku punktach miastowych nadszedł czas na uzupełnienie baku. Mieliśmy nawet taką sprytną szmacianą michę! Magia - szmaciana, a woda nie wylewała się dołem... 


Albinos niewzruszony był, ale ja z szoku wyjść nie mogłam! W schronisku tylko metalowe są...


Później z gracją weszliśmy w las.


...w lesie drzew dużo, a wiadomo, na każdym są arcyciekawe informacje! Wszystkie drzewa mam w okolicy schroniska przeczytane, a na tych były całkiem nowe plotki!


Po kilku punktach leśnych był kolejny odpoczynek. Tym razem były jeszcze smaczki, nie tylko zaczarowana, szmaciana micha z wodą! O, tutaj albinosowy pańciu otwiera cały worek zdrowych psich ciastek (nie mogę niezdrowych, więc nasi wzięli takie specjalne specjalnie dla mnie...), a ja pilnuję, żeby nic nie wypadło...



My, schroniskowce doskonale wiemy, że zanim dostaniemy smaka, to trzeba zad posadzić. Prawie wszystkie zwierzaki się tego uczą! Znaczy sierściuchy nie... Przysiadłam więc i była nagroda!


Albinos wtedy się zrobił w balona, bo kiedy JA doskonale wiedziałam, że postój równa się mizianie i torebka ze smaczkami, to Albinos szpanował, że jest w stanie przytargać kawał drzewa...


Niestety ostatecznie się zorientował i też przybiegł na żebry... musiałam się podzielić...


Potem jeszcze tylko magiczna szmaciana micha...


...i w drogę! Te zawody to nie tylko chodzenie po lesie, wąchanie drzew, szamanie smaków i chłeptanie wody. Trzeba było szukać miejsc oznaczonych na mapie, jak wspomniałam. Trzeba było czasami być odważnym, żeby nie bać się przy takich podejrzanych miejscach, jak tutaj:


...czasami trzeba było się solidnie rozglądać...


...ale co cztery psie i cztery człowiekowe oczy to nie dwa, więc udawało się wypatrzeć większość pomarańczowych namiotków, o:


Widzicie? Tam między nami ciut wyżej jest taki punkcik. To ten namiotek, przy którym było specjalne urządzonko do robienia dziur na specjalnej kartce. Żeby potem nikt nie zarzucił, że nas tam nie było!

Dobrą orientację w terenie trzeba było mieć i dobrze pilnować, żeby się nie zgubić...


Było też kilka zadań dodatkowych. Na przykład, w związku z niedawnymi odwiedzinami starszego gościa z białą brodą, w czerwonych spodniach i kubraku, były miejsca, w których trzeba było szukać Mikołajów. Pomagałam! Na przykład tutaj. Widzicie? Wytropiłam idealnie i nawet żadnego nie pożarłam, chociaż były czekoladowe... Nie wolno mi, ech... Na tym zdjęciu Mikołaj jest na środku u góry. To duże, czarne, to JA.


Nasi mieli też na kartce kilka zdjęć i musieli szukać w mieście i parkach tego, co na zdjęciach było. O, tutaj albinosowy pańciu znalazł takie miejsce i też musiał uwiecznić to na fotencji, żeby dostać dodatkowe punkty. Widzicie dumę na brodziatej twarzy?? Też byłam dumna, bo taka zgrana ekipa była z nas!


Potem już mogliśmy wracać... O, tutaj wracam JA z albinosową pańcią (ale wolała iść ze mną! HA!)


...a tutaj pełen gracji (ode mnie się nauczył!) wraca albinosowy pańcio z Albinosem:


Tak było! Tylko ten cały spacer nie trwał tyle, ile ja to dzisiaj opowiadam. Spacer był dłuuuuugiiiiiii, ale każdy mógł iść na tyle, na ile miał siły. Ja na przykład byłam pierwszy raz, więc się nasi przyglądali mi uważnie, czy daję radę, bo jakbym nie dawała, to by się wrócili ze mną i wcale nie mieliby za złe! 

Nie ma na zdjęciach tych psich konkurencji, byłam zajęta wtedy zadaniem i nie myślałam o zdjęciach. Poszły mi za to całkiem dobrze! Przez taki specjalny tunel przelazłam, przez płotek przeskoczyłam z gracją (a jakże!), ale w obręcz wcisnąć się nie dałam. Jakoś się obawiałam, czy nie utknę, a iść z tym całą drogę nie byłoby wygodne... Potem na komendach też idealnie zrobiłam siad, kłaść się nie chciałam, ta ziemia taka zimna... Za to slalom między kijkami zrobiłam (a mówią niby, żem czołg jest! Czołg nie jest tak zwrotny!) i obkręciłam się wokół siebie. Może i z pomocą, ale nikt nie widział, że wspomaganie było...

Takie zawody są fajne! Słyszałam, że nawet, jak ktoś wrócił zmęczony i wiedział, że i tak nie wygra, to wystarczyło, że spojrzał na wyszczerzone w uśmiechu zębiska psa i już wiedział, po co szedł taki kawał! Czy zwierz był szkolony, czy własny, czy pożyczony schroniskowy, czy był kolejny raz, czy pierwszy, to było widać, że ten czas spędzony na dworze, kiedy mógł iść przed siebie łapa w nogę z dwunożnym był najlepiej wykorzystanym czasem! A wiecie jak się potem dobrze śpi??

Wam mówię, rozglądajcie się za kolejnymi zawodami i przybywajcie! Tu się wygrana nie liczy, ale ta radość na naszych pyskach, krew płynąca w łapach, mokre nosy i czujne oczy!

Ja, jak wróciłam do schroniska, to tylko powiedziałam Tobiemu, że wszystko było super i poszłam w kimę... 

Zasypiając zastanawiałam się, czy ci nasi przyjdą jeszcze do mnie z Albinosem w kropki... Tak często ostatnio przychodzą... Do mnie specjalnie... To nie może być przypadek... 

niedziela, 27 grudnia 2015

Ruszcie się po świętach! Zapraszamy do nas!

Mamy nadzieję, że święta minęły Wam w dobrych atfo... matmo... a t m o s f e r a c h! Było ciepło, rodzinnie, blisko iiii pewnie stoły puste nie były... Jak to mówią: święta, święta i po... 

Bardzo byśmy chcieli z Dżokejem zaprosić Was, Drodzy Czytaciele, do nas, żeby spalić kilka pierogów albo kawałek serniczka... I spełnić dobry uczynek! Prawda, Dżokej?

- Prawda, praaawda! Zapraszamy, bo czterołapom już łapy same chodzą w kojcach w oczekiwaniu na spacery!

Jak się ktoś z Was zapisał na DogTrekking, to pewnie się szykuje od rana do maszerowania, ale jak kto nie, bo trasa za długa, albo nie zdążył, to prędziuchem do nas może się przetransportować i pouprzyjemniać zwierzom czas.

Na przykład taki Kalib czeka...


Kalib wrócił do nas kolejny raz. Wcześniej był odbierany przez właściciela, ale teraz opiekunowi spieszno nie było, zresztą nasi sami nie chcą, żeby odbierał! Psisko trafiło do nas z solidnym otarciem na szyi, czyli uwiązany był. A nie mógł, bo jak wychodzą od nas to w umowie jest, że nie można. Zresztą nawet jak zwierz jest przypięty do budy (bo nie jest od nas adoptowany na przykład), to nie ma prawa mieć nigdzie żadnych otarć! Bo jak ma, znaczy niezadbany jest! 

Wracając do Kaliba - ma ledwo 4 lata, a to wcale niedużo jest! To taki wiek, że odwiedzający dwunożni jeszcze kwalifikują do tych "młodszych". Bo jakby miał 6 to już często jest za dużo... No i Kalib jest pełen energii i lubi się bawić, a to ważne przecież! Czyli idealny kawał psa!

Daaalej mamy Pitagorasa.


- O! ten to w typie labradora!

- ...tak, na zdjęciach owszem... Tylko sięga dwunożnym do kolana... Ten też ma masę energii w sobie, którą musi rozładowywać, wtedy jest najszcześliwiejszy. W jego przypadku nie można lecieć na wygląd i wielkość, bo to nie jest taki pieseczek do poleżenia na kanapie. Znaczy owszem - jest, jak mu pozwolą, ale wcześniej trzeba go solidnie zmęczyć na długim spacerze!

Za to wyglądający na małego na zdjęciu Kratus...


...wcale nie jest taki mały, nie dajcie się zwieść! Kratus jest całkiem spory! Nie trzeba jednak się obawiać, agresji w nim nie ma nic a nic! Na spacerach grzeczny, nie ciągnie wcale, a kiedy tylko zechce się przytulić, po prostu na bezczela się domaga. Mieszka u nas od października, już chyba właściciel się po niego nie zgłosi... Znaczy ten poprzedni. Bo nowy to musi się znaleźć! Kto by nie chciał takiego Kratusa?? Elegancki, z białą muchą pod szyją (na krawat to to za małe...), dostojny, będzie się pięknie prezentował przy każdym!

- Dżokej, trzech psiofacetów opisałeś, a psiolaski to co!? Gorsze? Nie czekają?? Też czekają! Odsuń się, teraz ja!

- ...ale ja przecież też chciałem...

- Akurat! Ale jak już i tak tu usiadłam, to już napiszę. O Bandzie napiszę.

- Laaarsii.. nie mamy całej nocy, o jednej psiolasce napisz, nie całej bandzie...

- Eeee, to Banda przez duże Be! To jest Banda:


Banda jest porządna, bo ma i żabot i skarpetki! Z tyłu stopki, z przodu podnadgarstkówki, Francja-Elegancja! Już słyszałam, że niektórzy wolontariusze się w niej podkochują, bo taka jest superaśna! Wesoła taka i na kolana włazi, do zabawy zachęca... Banda nie zapyta, jak dzień mija, czy zdarzyło się coś dobrego, czy nie. Ona po prostu sprawi, że będzie tak fantapsiotycznie, że nigdy nie było lepiej i weselej! Wielka szkoda, że się tak zgubiła, że ani do domu nie umiała wrócić, ani nikt nie przychodzi po nią... 

To tylko cztery czterołapy. Jest ich u nas ooohooohoooooo iiilee jeeeszczeee.... Przyjdźcie, wyprowadźcie chociaż ze dwa. Chociaż jednego... Będziemy Was wypatrywać, będziemy czekać. Nie musicie wcale od razu adoptować, nie musicie wcale deklarować, że przyjdziecie za dwa dni, czy za tydzień na kolejny spacer. Chociaż może jednak doda się Wam jakieś nowe postanowienie noworoczne...

Czekamy!
.....

A jeśli się wahacie, bo nie dacie rady, bo u nas niby smutno, bo te zwierzaki taaaakiee bieeedne... Obejrzycie film. Film nakręcony przez redaktorów z takiego radia Kompas, z naszego miasta. Obejrzyjcie oczy pełne oczekiwania na dwunożnych, obejrzycie radość i wylewającą się miłość w kontakcie z ludźmi... Tam taka dwunożna laska z grzywkiem, rzucająca piłeczki i miziająca sierściuchy i psy w kojcach to nasza behapsiokociorystka!

Obejrzyjcie. Może to natchnie Was do podarowania kawałka siebie...


...to najlepsze, co możecie nam dać...

środa, 23 grudnia 2015

AresowoLarsiowoDżokejowe życzenia!

- Hoooł hoooł hoooł!

- Głupi! Szczekać zapomniałeś?? HAU się szczeka!

- Sama głupia, Larsi!! Ja po Mikołajowemu mówię! Mikołaj zwykle mówi hooł-hooł-hooł-mery-krismes czy jakoś tak. Jutro wieczorem dwunożni zaczynają święta. W domu ubierają drzewka, ale nie wolno na nie sikać... za to koty wspinają się chętnie i bez pytania. Wieczorem kładą tam prezenty, na stoły stawiają duuużo jedzenia i życzą sobie dużo różnych rzeczy. My też dzisiaj będziemy życzyć! Wszyscy czworo, a co!

Ares! Ty piewszy!


- Ares wie, co szczeka, on się bardzo zmienił na lepsze dzięki naszym! 

Teraz ja, teraz ja!


- Larsi też wie, co życzyć... Jej to zdrowie szwankuje, ale oby jak najdłużej było jak najlepiej, czego również ci życzę, moja nowa współpsiolaskolokatorko!

- Och, dziękuję, Dżokej... A czego życzysz ty?

- A ja...



- Dżokej też wie, co szczeka... Nieśmiały on. Nie jest z tych, co to lecą do dwunożnych na mizianie i przytulanki. Szczeknie czasem, pysk ma taki pokerowy, nie wiadomo czasem, co by chciał powiedzieć albo niepowiedzieć, nie raz ja się też zastanawiałam! Taki już jest... 

Czemu Szorti nie życzy? Bo się chłopakowi poszczęściło i pojechał DO DOMU!!! Chociaż tyle trąbimy, żeby psa pod choinkę nie dawać, a Szorti akurat pojechał do domu w tym czasie... Ale z drugiej strony życzymy domów naszym psiokolegom i psiolaskoleżankom i od święta, i na codzień, więęęęc cieszymy się! Bo oczywiście wierzymy bardzo, że to taki dom odpowiedzialny na zawsze... I że to dom był dla niego prezentem, a nie odwrotnie!

Każdemu psu i każdemu kotu, i każdemu zwierzakowi razem, i z osobna życzymy najwspanialsiejszych, najodpowiedzialniejszych Opiekunów i bezpiecznych domów!

Dżokej, coś dodasz?

- Ja pożyczę Czytacielom raz jeszcze!

Życzymy Wam, Drodzy Czytaciele spokojnego czasu spędzonego z rodziną. Niech będzie zresztą tak, jak lubicie - może spokojniej, może bardziej szaleńczo, może w mniejszym gronie, może w większym... ale życzymy tego czasu rodzinnego i ciepłego. Pomyślcie też o nas ciepło, może przyjdziecie nas poznać, może nie wyjdziecie od nas sami, a z dodatkowymi czterema nogami... I każdy dzień również dla nas będzie spokojny (albo całkiem zwiariowanie wesoły!) i rodzinny. 

Ciepła życzę wszystkim!

----

Pssst! To jeszcze raz ja, Larsi... Jeszcze Wam zareklamuję coś. Jeśli po świętach już będziecie pełni jedzenia - w niedzielę, 27 grudnia będą takie zawody dla dwunożnych i czterołapów. Nasi organizują i wymyślili hasło: Rusz się po świętach. Całość wygląda tak, że przychodzicie z psem (jak nie macie, to jakiegoś naszego można wziąć!), dostajecie mapkę i wyruszacie na miasto i do lasu! Odnajdujecie punkty, odhaczacie się tam i lecicie dalej. Rezerwujcie sobie czas i rezerwujcie miejsca, nie ma ich dla wszystkich!



niedziela, 20 grudnia 2015

Guziki niech będą na swetrze! Nie u nas...

Jeżu kolczasty, ale nam współpsiolokatorów dali! Prawie się zląkłem! Ale tylko prawie, postanowiłem, że nie pędę taki strachajło... Poszedłem i powiedziałem, że jestem Szorti i jestem fajny, a oni powiedzieli, że są Aresem...


i Larsi...


Niemałe są, więc na razie nie mówiliśmy z Dżokejem, że pisać pędziemy dzisiaj, przecież tak tłoczno nie może pyć przed klawiaturą, jeszcze pyśmy coś zwalili... 

Ares ma lat 10 i mieszka w schronisku już... ponad 5! To znaczy, że pół życia! To znaczy, że kiedyś miał większe szanse, a mimo to nikt się nie zdecydował go adoptować... Fakt, że kiedyś to on nie był tak fajny, ale to nie jego wina! To dwunożni go tak urządzili, że Ares nie rozumiał, co się od niego chce, więc na wszelki wypadek czasami zęby szczerzył... Z dawnego Aresa został tylko urok osopisty, łatwość uczenia się i niemała radocha ze współpracy z dwunożnymi! 

Larsi ma lat 8 i mieszka u nas nieco ponad pół roku. Mordkę ma posiwiałą i kropeczek czarnych dużo... Dwunożnych luuuupiii, czemu nie? Dwunożni wyprowadzają na spacery! Kiedy Larsi idzie na spacer, to każdy o tym wie, kto słuchu ma chociaż kawałek. Bo ona drzeeee sięęę na całe schronisko, że UWAGA, WYCHODZI DO LASU. Jak wraca, to znów jest OPWIESZCZENIE arcyważne, że właśnie WRACA. Poza tym pardzo spokojna z niej psiopani (może nie wypada o niej mówić "laska"...) i może dlatego mieszka teraz z nami wypatrując przyszłego dwunożnego przyjaciela...

- Dopra... TFU! Dobra, Szorti, teraz ja. Z tematem trzeba lecieć, a ty się coś guzdrasz z tym wstępem... Czas leci, a ranek coraz bliżej!

- Oooraany, Dżoookej, chciałem przedstawić kulturalnie naszych nowych współmieszkaczy piura!

- Bardzo ładnie z twojej strony, ale teraz idź i stróża trochę zagadaj zanim znów nie wyjdzie na obchód... Żeby to nasze stukanie nie wydało mu się podejrzane i żeby nie wszedł!

Jak już Szorti wspomniał o Larsi... Jednego nie powiedział. U Larsi jakiś czas temu wykryli guzy na wątrobie... Na razie jej nie dokuczają, oby wcale nie zaczęły! Ale cóż, jak już są to same nie znikną. Na razie nasi i psioweci obserwują.

Nie tylko Larsi ma guziki... U Hepi też wyrosły bezczelnie! Psiolaska to kilkuletnia, nie jakaś przesadnie stara! Zresztą to nie znaczy, że u starszych mają prawo się pojawiać... Mają się trzymać z daleka od każdego! Wracając do Hepi...


Hepi jest nieduża, ale drzemią w niej ogromne pokłady miłooości do dwunożnych! Energii też drzemie w niej dużo, chociaż czasami psica nie czuje się najlepiej i wtedy wcale nie jest taka chętna do szaleństw... Cholipcia, muszę jakoś podsłuchać, jak będzie psiowet rozmawiał z Tabletkową o niej, bo za wiele nie wiem! Na pewno ją leczą tak, jak trzeba, bo u nas nie ma żartów z tymi sprawami i kiedy psiowet mówi, że trzeba podawać to i to, to bez dwóch zdań - Tabletkowa już ma zapisane i już biega z tabletkowymi torcikami tyle, ile trzeba!

Wątróbka to takie coś, bez czego nie da się żyć. Różne rzeczy ma się w środku i niektóre można wycinać, skracać, zamieniać, ale akurat z wątrobą to taka kiepska sprawa... Jak guziki są w takim kiepściejszym miejscu albo są za duże - operacja może być ryzykowna albo wręcz niemożliwa...

Guzy wyrosły też Butelce. Butelka jest bardzo fajną psiolaską! Śmieszna taka, bo niby poważna i groźnie wygląda, ale kiedy jej się zamacha smyczą, to ona skacze i cieszy się całkiem szczeniacko! Szkoda, że jeszcze nikt w niej nie zobaczył przyjaciółki... Sprawdziłaby się idealnie!


Butelce guzy wyrosły na śledzionie... Bez śledziony można żyć, tu jest sprawa łatwiejsza. Przed Butlą wizyta kilkugodzinna u psiowetów... Po niej wróci już bez guzików, ale i bez śledziony... Psioweci są tak mądrzy i mają tak niesamowite oczy, że mogą przyłożyć takie specjalne COŚ do zwierza i na ekranie im się pokazuje to, co zwierz ma w środku. Zwykle każdy tam widzi jedynie jakieś maziaje czarno-białe, ale psioweci na tym rozmazanych obrazkach widzą wszystko. Magia! I oni mówili, że właśnie przez to, co widzą, trzeba będzie jeszcze wysłać guzy na takie specjalne badania, żeby określili, czy guziki są bezczelne. Jak guz jest bezczelny to znaczy, że mógł gdzieś już napluć w środku i tam będą wyrastać kolejne paskudztwa, chociaż teraz może ich nie być widać.

Butla ma operację zaraz przed świętami. Trzeba będzie kciuki trzymać! Psom łatwo nie jest, żeby same sobie trzymały, więc musicie nam w tym pomóc i trzymać mocno też własne!

Tak to się narobiło, widzicie... Guziki, zamiast trzymać się spodni, płaszczy czy koszul - wciskają się zwierzom (i nie tylko) pod skórę, czasami głęboko... Bezczelnieją czasem, odbierają siły... Chociaż pół biedy, kiedy można coś z nimi zrobić, wyciąć czy coś! Nie zawsze tak się da... Oby Butli się udało, oby wszystko poszło sprawnie, oby wyniki badań były dobre, a będzie mogła zapomnieć o całej przygodzie. Czy znajdzie się jednak opiekun gotowy przygarnąć Larsi czy Hepi? Guzioły trzeba będzie obserwować i wszelkie polecenia psioweta wykonywać, patrzeć z ogromną uwagą na psiolaskę, czy aby nie dzieje się nic niedobrego, bo przecież sama nie może powiedzieć w sposób zrozumiały dla dwunoga...

Czy ktoś przygarnie psa z guzikami...?

środa, 16 grudnia 2015

Do zakochania jeden spacer! ...Bidek miał pisać... ale nie będzie!

- No i masz! Wrócić miał Bidowski i co? Już po niego jechali! Już go wieźli z powrotem po tej operacji! Już byli w naszym mieście! Już zbliżali się do schroniska!

- I co, i co??

- No i skręcili za wcześnie, Bidka wsadzili do windy, powieźli z tym drugim czterołapem na górę... I tyle było z powrotu Bidka.

- Ooooraaany! Porwali?? POLIIICJAAA!!!

- Cicho, durny! Żadna policja... Okazało się, że to taka niespodziewana niespodzianka była, ale żeby Bidek nie wiedział, to nikomu nie powiedzieli, żebyśmy mu nie chlapnęli przypadkiem, jak to wsypaliśmy już o operacji.

- Czyli Pidek w domu! W DOOOMUUU! Ale co ty, Dżokej, nie cieszysz się?

- Oczywiście, że się CIESZĘ, że ten bezuszaty przerośnięty labek drzemie sobie teraz w spokoju świętym w domu! Toż to wydarzenie niemałe!


- To czemu się tak ciskasz i dreptasz w lewo-prawo?

- Post trzeba napisać! Żeby napisać, trzeba mieć pomysł....

- Ja mam! Wiesz co, mnie tak ciągle mówią, żem taki wspaniały i do zakochania, to napiszmy o tych, którzy też tacy są do zakochania, a ich nie widać. Mnie widać, po się szwędam po biurze, ale ci na wiatach nie mogą się sami szwędać...

- Ooo wiidziiisz, przydajesz się! O kim byśmy napisali?

- O Misiuni! Od niedawna u nas mieszka, a jest się kim zachwycić... Futerko ma takie mięciuchne... Nie macałem, ale tak wygląda. 


- Fakt. Też nie macałem, ale tak mówią nasi, że mięciuchne. Nieśmiała jest, chyba niezbyt o nią dbano w jej poprzednim miejscu... Jedna z naszych, co ją miała na spacerze mówiła, że jak ręce do góry podniosła, bo się smycz zaplątała, to Miśka już na ziemi była! Ojjj jakbym dorwał tego z ciężkimi rękami... Na szczeście psiolaska błyskawicznie łapie, że u nas nikt jej nic nie zrobi! Szybko zaczęła ufać i reagować merdaniem puchatego ogona na widok wolontariuszy ze smyczą. Szybko też uczy się, co to jest spacer, bo widać było, że to dla niej nowość. Zdaje się, że schronisko to dla niej lepsze miejsce niż jej poprzedni dom... Do tego, jak przystało na owczarka, inteligentna jest i na pewno będzie super kumpelką swojego przyszłego człowieka! Oby jej nie dał długo na siebie czekać...

- Kogo tam masz jeszcze, Szorti?

- Pader! 

- Pader...? Nie ma nikogo takiego...

- Jest Pader! Kiedyś nieśmiały taki, do tego wygląda groźnie, ale się okazało, że jest całkiem fajny! Jak go nasi poznali to już niejeden wolontariusz się zakochał! Jak możesz go nie znać! Jest średniej wielkości i tak fajnie umaszczony - czarny, ale ma też trochę piałego i prązowego. O, to jest on:


- BADER! Jeżu kolczasty, nie mogę z tą twoją wadą wymowy...

Bader faktycznie wygląda dość groźnie, w kojcu szaleje, jakby chciał całym sobą pokazać, że akurat jego trzeba wybrać, ale jak się już wejdzie, to się uspokaja i całkiem grzecznie stoi i czeka na ubranie w szelki. Bardzo mądrze, bo wtedy przecież szybciej wyjdzie! Na spacerze jak Misiunia - byle bliżej dwunożnego, byle głowę wtulić, na kolana wleźć, to jest przecież takie przyjemne! Znaczy ja nie wiem, bo ja się do tulenia nie pcham, ja tak nie z każdym bym chciał... Ale Bader nie ma tego problemu, on po prostu potrzebuje człowieka i musi wiedzieć, że ten jest cały dla niego i koniec! Po spacerze też trzeba tulenie zaliczyć. Bader siada na budzie i daaawaaj, człowieku! Stój, a ja będę ładował od ciebie baterie! Taki to pies i tak bardzo tęskni...

- Szorti, dawaj trzeciego psa!

- Psiolaskę mam! Nuśkę! Nuśka jest ruda, młoda (dwa lata ma raptem), nos ma wielgachny i szaleństwa w niej za pięciu! Co nie znaczy, że jest jakaś niegrzeczna, czy coś. Przeciwnie!


- Nie mam pojęcia, dlaczego Nuśka nie znalazła jeszcze swoich ludzi. Ma w sobie dużo energii, ale potrafi też usiedzieć spokojnie. Uwielbia smaczki, ale potrafi też grzecznie na nie poczekać. Uwielbia szaleć, ale przybiega na zawołanie. Do tego uczy się chętnie nowych rzeczy, z kolegą z kojca bawi się świetnie... Jakie wady ma? Nie mam pojęcia! Nie za duża, nie za mała, w sam raz. Z Rudą sierścią, rudym nosem i rudymi oczami. Urody nie brak, ogłady też... Nie zrozumiem... Marnuje dziewczyna młodość!

Przyjedź do schroniska, poznaj te zwierzaki, może naprawdę zakochasz się w którymś z nich..? Jeśli nie od pierwszego wejrzenia, to może od pierwszego spaceru? Jak nie od pierwszego, ale czujesz, że to może być to - wyprowadź na drugi spacer, na trzeci... Popatrz, jak te zwierzaki się zmieniają, jak zaczynają Cię poznawać, jak ogon zaczyna merdać mocniej, jak INACZEJ, bo tylko dla Ciebie...

Zobacz w nich to, co one widzą w Tobie od pierwszego spojrzenia - szansę na Szczęście...

niedziela, 13 grudnia 2015

To się narobiło... Ich trzech, a miedzy nimi wielkie low!


- Szorti! Chodźże tu! Pora najwyzsza się przywitać! Tutaj siadaj, dawaj łapki na klawiaturę i się witaj!

- Tuuu?

- Tak, tu. Witaj się.

- No dopra... Dzień Dopry Czytacielom, jestem Szorti. Tak ładnie?

- Ładnie. A teraz cię pokażemy.


- I powiedz coś o sobie...

- Ale co... Ja nie umiem o sopie... Mam krótkie łapki, sierść mam za to dłuższą trochę, mówią, że ładną, taką szarą z czarnymi maziajkami. Cieszę się, że tu jestem, zawsze to lepiej niż chodzenie po mieście, tu mnie żaden samochód nie potrąci... Od jakiegoś czasu mieszkam z Dżokejem i Pidkiem w piurze...


- Z BIDKIEM w BIURZE...

- No piszę przecież. Z Pitkiem w piurze. Merdam do każdego, tęskno mi do ludzi... Wgapiam się w nich, wciskam czasem pod pachę, ale nienahalnie, nie umiem tak pezczelnie... Dżokej, a to juuuż? Mówiłeś, że wieczorem pędziemy ważny komunikat krzyczeć. To tutaj?

- Tutaj i teraz! Dawaj, wspólnie napiszemy dużymi literami, to będzie znaczyło, że krzyczymy:

BIDEK PO OPERACJI!!! OPERACJA SIĘ UDAŁA!!! W NIEDZIELĘ DO NAS WRACA!!!

Operacja była w piątek. Już w piątek wiedzieliśmy, że poszło dobrze, ale jeszcze ostrożnie ten psiowet tam mówił. W sobotę jednak nasz Kiero zadzwonił iiii widać było, jak zęby pokazuje od ucha do ucha! Znaczy wszystko dobrze! Jutro (my to piszemy w nocy, a Czytaciel czyta w niedzielę, więc dla Czytaciela już dzisiaj) po niego jedzie i znów będziemy wszyscy razem. Szortiego nauczę migowego, więc jak ja nie przełożę, to on to zrobi i Bidek będzie wszystko wiedział, co u nas się dzieje.

Przejdźmy jednak do dzisiejszego tematu. Blisko bramy stoi budynek ogrzewany, w którym miejsce do spania ma 9 psów. Są połączone w dwójki i trójki, do budynku są przyklejone cztery kojce, więc każda ekipa ma swoją miejscówkę ciepłą z wybiegiem. Fajna miejscówka! Głównie dla tych czterołapów, co im już stawy wysiadają... Dla nich ciepełko jest bardzo ważne.

Najbliżej bramy mieszka Łatek.


Zwierz to niemały, ale za to agresji zero! W maskę czarną matka natura go ubrała i przez to się niektórym wydaje, że groźny jest, a to bzdura przecież! Łatek może nie jest wylewny i nie merda ogonem na każdego, tylko tak nieśmiało merdnie i poczeka na zapięcie smyczy... Za to wystarczy poświęcić mu trochę czasu, postać chwilę i zaraz się okazuje, że to tylko poza taka obojętna i nieśmiałość! Łatek sam podchodzi i niby po nic... ale jak tylko zacznie się go drapać po grzbiecie, głaskać, to wiiidaaać, że sprawia mu to przyjemność i chce jeszcze! Kręgosłup mu się posypał i jeździ na rehabilitację razem z Bajerem. Wolontariusze nie mogą się go nachwalić!


Łatek zasypia jak tylko się położy i niech robią z nim co chcą, byle mógł być blisko i byle ten czas się nie kończył... Przylepa wielkości cielęcia, tak można Łatka opisać... Nawet się zgadzają kolory!

Z Łatkiem od dłuższego czasu mieszka Magus.


Ten to jest urodziwy! Czarrrny, ale pysk biały, łapeczki brązowe i te brwi śmieszne! Magus jest łagodny jak baranek i kiedyś był też całkiem zdrowy! Mimo to nikt nie zechciał go wziąć na zawsze do domu... Może gdyby od początku mieszkał w domowym ciepełku, to stawy by mu aż tak nie dokuczały, albo nawet wcale...? Niestety teraz jest jak jest, kręgosłup w rozsypce, Magus wciąż tak kochany jak dawniej. Nasi jego też wożą na rehabilitację.


Dzielny jest bardzo! Już mu się znacznie poprawiło i teraz tylko patrzy, gdzie jakaś psiolaska idzie! Zaraz za nią chce dreptać... jakby mu tylko pozwolili hyhyhy! 

A teraz ich współpsiolokator z kojca! I to właściwie dzięki niemu miałem pomysł na temat! 

Nordi. 


Nordi zamieszkał z Magusem i Łatkiem kilka miesięcy temu. Psiak nie jest wcale stary ani nic też o problemach ze zdrowiem nie wiem, ale miejsce dla niego się tam znalazło, nikomu nie zawadza, a za to rozbawia towarzystwo! Jest strasznie wesoły iiiii pilnuje swoich większych, starszych kolegów pięknie!

Jak tylko Magus albo Łatek są szykowani na rehabilitację, Nordi musi dopilnować, czy aby na pewno wszystko jest jak trzeba, czy kubraczek dobrze zapięty, czy szeleczki nie cisną, dodaje otuchy i dopinguje... Aż go nasi muszą zamykać czasami w tym domku ich, żeby nie plątał się pod nogami!

Co rano też jak wchodzą nasi na obchód, to nie mogą się nie uśmiechnąć na widok Nordiego wtulonego w któregoś z Dziadków... 

Ostatnio też było zabawnie, kiedy przyszli państwo i wzięli całą trójkę na spacer. Magus z Łatkiem mogą wychodzić na krótkie spacery, żeby nie nadwyrężać stawów. Dwunożni poprowadzili wielkopsy i małego przez las, malutkie kółeczko zrobili, wrócili, odprowadzili owczara i łaciatego i stwierdzili, że Nordi mógłby jeszcze pospacerować, bo co to taki krótki spacerek dla takiego młodziaka pełnego werwy!? Zabrali więc go z powrotem za bramkę, przeszli pierwszą prostą, już, już prawie zakręcają... aaaleee Nordi się obraca i yyyy... nie ma kolegów! GDZIE SĄ JEGO KOLEDZY?! Nie ma... Nooo to on nigdzie nie idzie! Dwunożni musieli wrócić, Nordi wleciał do kojca, sprawdził, czy staruszki na miejscu... uffff, wszystko w porządku... 

Widzicie, taka miłość też wśród psów! Pewnie, że po adopcji Nordi będzie tęsknił, pewnie, że na spacerach się rozejrzy, ale nie sugerujcie się tym. Nordi potrzebuje dobrego domu, w którym będzie miał swoje posłanie, będzie miał swoją rodzinę, codzienne spacery, spokój do spania i trochę szaleństwa przy zabawie... Pokocha swoich dwunożnych na zabój! 

Magus z Łatkiem też potrzebują domu... Bardzo potrzebują... Takiego z odpowiedzialnymi dwunożnymi, którzy będą pamiętać o tym, że staruszki muszą grzać stawy, a od czasu do czasu muszą podjechać na ćwiczenia...

Wszyscy czekają na miłość i ciepło, serca im się wyrywają... Dobrze, że mogą chociaż do siebie nawzajem się przywiązać...

Pozdrowionka! Następny post na pewno już napisze Bidziu!
Dżokej.
I Szorti!

środa, 9 grudnia 2015

Ciemno w sierści, głucho u Bidka, co to będzie...?

To ja. Dżokej. Bidek nie pisze chwilowo, zasnął... Niech śpi... Nie będę go budził, jest wystarczająco zestresowany, trochę to moja wina, ale tak mnie błagał, żebym mu powiedział w psiomigowym, o co chodzi... Wcale mnie nie przygniótł swoim cielskiem! Przypadkiem stanął mi na stopie i musiałem powiedzieć...

Co musiałem powiedzieć, o tym zaraz... Na razie jak już wspomniałem, że ciemno w sierści, to przedstawię, kogo to nie można zgubić w nocy, bo inaczej będzie trzeba czekać do rana na znalezienie! Wogóle to się mówi, że czarne zwierzaki mają gorzej. Że niby psy są agresywniejsze czy coś... A koty przynoszą pecha, jak przebiegną drogę. Ech.

Na przykład Nowa. Imię ma śmieszne, bo jak była nowa, to można było mówić, że nowa jest Nowa, ha! Ale teraz jak się ktoś pyta, czy wie, gdzie jest Nowa, to można się kłócić, czy Nowa to imię, czy nowa, bo nowo przyjęta... W każdym razie Nowa nie jest już nowa, ale jest coraz fajniejsza.


Na początku nie była taka fajna, bo się bała, ale teeeraaaz to pies do rany przyłóż! Znaczy ja nie życzę żadnych ran! Ale dwunożni tak mówią, to ja chcę być też taki uczony... Nowa jest całkiem psiejska, bo i na spacer można wziąć i poprzytulać się, i pobawić... Tak po prostu jest do wzięcia i pokochania od zaraz... Poza tym patrzajcie, jak jej się sierść błyszczy! Czy ktoś by powiedział, że ona schroniskowa!?

Albo Moira.


Moira uwielbia siedzieć na kolanach, a jak się na kolanach siedzi, to przecież się nie przebiega drogi nikomu, prawda!? Tak jak Nowa jest psiejska całkiem, tak Moira jest całkiem kociejska! Wie, co to pojemnik ze żwirkiem, wie też, o co chodzi, kiedy pokaże się jej jakąś myszkę ze sznurka czy coś... Musiała kiedyś mieszkać w domu, tak nasi podejrzewają. Szkoda, że nikt się po nią nie zgłasza, czy nowy opiekun, czy ten poprzedni...

A teraz, co chciałem powiedzieć... Znaczy nie chciałem, ale tak mi Bidek przydusił stopę mą zgrabną tym wielkim łapskiem i nie chciał zejść, aż mu musiałem obiecać, że jak mnie puści, to mu powiem, znaczy wymigam, dlaczego nasi tacy zmartwieni i dlaczego Kiero tak jeszcze bardziej smutnieje, kiedy się zamyśla głaszcząc Bidka... Bo Bidziu to jest jego, taki JEGO-JEGO. Wlazł mu w serce i rozepchał się obok jego prywatnego psa i co poradzić! No tak ma!

Jeśli zaś chodzi o tego naszego ośmioletniego szczeniaka... Bidek miał operację... To wiecie... Chyba, że nie wiecie, to może zacznę od początku.

Bidek do nas trafił z jakimś koszmarnym bałaganem w uszach. Takim bardzo koszmarnym. Nasi próbowali różnymi specyfikami się tego pozbyć i się trochę udawało, ale trochę nie. Próbowali z zewnątrz i od środka działać, ale cholipcia, no uparte to było. Psioweci podpowiedzieli, żeby nasi pojechali z Bidkiem do dalekiego miasta, żeby mu porobić kilka zdjęć takich od środka. Tamtejszy psiowet stwierdził, że bidkowe uszka się zatykają i cośtam się w środku zrobiło twarde, a powinno być miękkie, więc konieczna jest operacja, która sprawi, że będzie wszystko cacy i uszka zaczną działać sprawniej, a przede wszystkim uda się pozbyć tego bałaganu na stałe! Duża była szansa...


Operacja się odbyła, wszystko szło jak trzeba, Bidziu zaczął nawet ociupinę słyszeć!

...aaaż tu dnia pewnego nasi podczas codziennego czyszczenia nieco zbledli... Coś nie było jak trzeba. Nie poddawali się, szorowali i szorowali, ale nic nie szło... Wizyta pooperacyjna u psioweta w dalekim mieście była wyznaczona niebawem iiii niestety nie rozwiała obaw. Bidkowi się w uchu wszystko zepsuło i zatkało na amen... Niczyja wina, bo i psiowet, i nasi zrobili wszystko jak trzeba... Się stało tak i juz...

I teraz były dwa wyjścia... Albo zostawić wszystko, czekać... Ale wtedy na pewno by się to dla Bidzia dobrze nie skończyło. Bardzo niedobrze by było za kilka miesięcy. Tak, że nawet nie napiszę jak...

Albo jest szansa - zrobić Bidkowi operację. Operacja jest BARDZO ciężka. Nasi mówili, że BARDZO i że CIĘŻKA. Wszystko dużymi literami. Bidziowi usuną całe uszka... Caluśkie, caluteńkie... Bo ucho to nie tylko to, co na zewnątrz. W środku jest duuużo dużo kanalików, rurek, ponoć są jeszcze bębenki! I to wszystko Bidkowi muszą usunąć...


Czuł Bidek, że coś jest nie tak, że inaczej się na niego patrzą... No i cóż, on nie słyszy, ja słyszę i obaj umiemy psiomigowy... Powiedziałem mu co i jak, że operacja, że uszka, że przecież i tak nie słyszy, że inaczej za kilka miesięcy nie dość, że by nie słyszał, to jeszcze nie widział, nie czuł i wogóle nie żył...

Operacja Bidka w piątek o godzinie 12. Jak duża wskazówka i mała spotkają się u góry. Trzymajcie kciuki za Bidzia... Żeby wszystko się udało i żeby nic niespodziewanego się nie stało...

Pozdrawiam!
Dżokej.

niedziela, 6 grudnia 2015

Gratulacje! (...umiem sarkazm...)

Dzisiaj będę gratulował. Będę gratulował odwagi, umiejętności spania spokojnie z tak brudnym sumieniem, umiejętności szybkiego zapominania i wyrzucania sobie z głowy takich wspomnień.

Chyba tylko dwunożni są do tego zdolni. Innych stworzeń niż psiaste, kociaste i ludziaste nie znam... A psy i koty tego nie robią. Nooo dooobra, sierściuchy bywają wredne (chociaż nasza behapsiokociowiorystka twierdzi, że wcale nie), ale na pewno nie robią aż takich rzeczy i z aż takim rozmyślunkiem.

Gratuluję na przykład osobie, której gdzieś kiedyś serce wypadło i ten ktoś go nie poszukał, i teraz go najwidoczniej nie ma. Gratuluję, że jak chciał się wyżyć, to nie znalazł równego sobie, tylko wyżył się na kocie. Gizmo trafił do nas z taką cieniuśką skarpetą na szyi, ranami przy głowie, a paazuuury to miał w tak opłakanym stanie, jakby dwa dni rozszarpywał myszki ze sznurka! ...tylko on pewnie próbował się wydostać skądś...


Poza tym dwunożni mówią, że ktoś jego uszy wytatuażował... Jakoś tak się to mówi. Chyba... W każdym razie chodzi o to, że jak ktoś chce mieć na rękach czy nogach, czy gdzieś indziej takie obrazki na skórze na stałe - to sobie idzie to tatuażystatora i on dziabie skórę igłami (FU!) i tam mazia tuszem. Tusz się dostaje pod skórę, skóra zarasta, tusz zostaje. Jak ktoś chce, to sobie robi... SOBIE. Ale żeby kotu!? 

To nie cały pech, jaki go spotkał, bo u nas nagle zaczęła mu skóra odpadać... Się mnie nie pytajcie JAK, bo ja nie wiem, ale naprawdę kocurzysko miało poważny problem...


Jest leczony i jeździ nawet na lasery, żeby się to tam pogoiło wreszcie. A wiecie, co jest niesamowite? Że zwierz to zwykle się w sobie zamknie, jak coś go złego spotka. W sobie się zamknie, w budzie się pupą wypnie, czy zacznie pazurzastą łapą machać. Gizmo nie. Gizmo nadal kocha ludzi i jest miziasty... Taka to cena za zaufanie...

Gratuluję też osobom, które tak potrafią zapanować nad własnymi snami, że nocami nie wraca do nich ich własny czterołap zostawiony przywiązany do drzewa. Bo przecież gdyby się śnił, to może i sumienie by ruszyło, i by jednak szukali pieseczka, i odbierali nawet ściemniając nieco, że uciekł, że to nie oni się pozbyli i takie tam...

Jak Adi...


Świeżak znaleziony przywiązany na działkach w kagańcu...

...Tyska...


Przywiązana do drzewa koło wielgachnego sklepu pod miastem...

...albo Mona...


...i Monis...


Oboje przywiązani w lesie w mieście naszym. 

Adi, Monis, Mona i Tyska są przerażone. Przecież mieli po nie wrócić! Na pewno mieli! ...coś długo nie wracali, ale przecież WRÓCĄ! Mona z Monisem mają siebie. Trzyma się jeden drugiej, z oczu nie spuszcza. Tyska z Adim zostali całkiem sami wśród dwustu szczekaczy... Jeden wyrósł za duży? Druga zrobiła się za stara...? Ktoś przeszkadzał w wakacjach? A żeby się Wam, właściciele przez najmniejsze WU, śnili co noc i wgapiali się wielkimi, przerażonymi oczami!

Teraz największe gratulacje. Dla kogoś, kto miał w sobie tyle siły i u którego próżno szukać śladów sumienia. Dla kogoś, kto teraz być może patrzy się na psiolaskę i to, co wisi jej pod brzuchem i ciąży, patrzy na jej oczy, widzi tęsknotę ogromnie niewyobrażalną, ale go to nie rusza... wcale, a wcale... Bo jakby ruszało, to by nie zrobił tego, co zrobił...

Pewnego wieczoru jedna z naszych przeczytała świeżą wiadomość: Mój pies wyrwał się na spacerze i znalazł... karton z czwórką malutkich szczeniaków owiniętych w kocyk.


Ech... Psiolaska powinna być upilnowana, takie kluski wcale nie powinny się urodzić, ale jak już są... Ruszył maszyna. Ta nasza odezwała się do drugiej, druga do trzeciej, jeszcze jedna, czwarta kombinowała, piąty dumał... Ciemna noc już była, nie wiadomo było, czy maluchy mogą doczekać do rana i rano zostać odebrane, czy jednak konieczne jest wzięcie ich już, teraz, natychmiast. Nie wiadomo było, kiedy ostatnio jadły i czy nie zmarzły... Nasi jednak stwierdzili, że nie ma co. Pojechali i na miejscu ocenili fachowo, że kluski dopiero zaczynają ślipka otwierać, czyli potrzebują jeszcze matki, mleka, ciepła... Na szczęście cudownym zbiegiem okoliczności u jednej z naszych jest karmiąca psiolaska! Cud! Zawieźli maluchy prędko do niej, teraz było tylko pytanie, czy je przyjmie, czy będzie matkować...Tam jednak stał się kolejny cud:


Wzorowa psiomama przyjęła wszystkie cztery kluski jak własne! Spędzą z nią trochę czasu, ta nasza dwunożna, u której teraz wszyscy mieszkają będzie miała jeszcze weselej!

Z całego psiego serca gratuluję tym dwunożnym lekkomyślności... To inni będą się za Was przejmować losem tych zwierzaków. Inni zapewnią im dobre domy. Inni będą ich opiekunami do końca ich dni. Wy może też kiedyś na kogoś będziecie tak bardzo liczyć, a zostaniecie sami... Ja tego nie życzę, ja jestem na wskroś dobrym psem...

...ale może tak być... niech Wam się potem przypomni, dlaczego tak się stało...