Oczami Bezdomnego Psa

niedziela, 29 maja 2016

Kiedy nam fajnie, kładziemy się na plecki!

Dzisiaj o beztrosce. Beztrosce, której nie czują wszystkie zwierzaki, a u tych, u których się pojawia w sercach - też nie występuje zawsze...

Kiedy nam, psom, jest tak psiuper i psiekstra, i psiefajnie, kiedy czujemy się bezpiecznie, to bywa, że wykładamy się girkami do góry. Wtedy od razu dwunożny wie, że czujemy się przy nim, i tak w ogóle, błogo, a jeszcze jak dajemy mu się głaskać po brzuszku, to już w ogóle może być dumny sam z siebie! (Oczywiście, że bywa, że po prostu chcemy się podrapać po grzbiecie czy wytarzać w piachu albo trawie, ale to też robimy z przyjemności czystej!)

Lecimy z tymi dogórygirowymi!

Borce mija już kolejna wiosna w schronisku...


I w ogóle nie wiem, jak to się stało, ale jeszcze nigdy o niej nic nie było na blogu! Niedopatrzenie straszne, ale już nadrabiam. Borka nie od razu zrozumiała, że nic jej u nas nie grozi. Na początku nie chciała wychodzić z budy, ani myślała wychodzić na spacery, Kiedy wreszcie wolontariuszom udało się ją przekonać, że nikt jej nie będzie bił, nie będzie krzyczał, że miseczka pełna, żarełko dobre, spacerki codziennie, to się psiolaska postanowiła jednak dać poznać. Okazało się, że uwielbia ruch wszelki! Jak ruch, to i biegi, a jak to, to i za zabawkami też chętnie poleci. Duży z niej zwierz, więc i siłę ma, pociągnąć potrafi, ale z drugiej strony potrafi się posłuchać i opanować. Wszystko ją ciekawi i może z dwunożnymi zwiedzać świat! I żeby nie było, że niezgodnie z tematem - bardzo proszę, oto podwozie Borki:


Z gumowym kółkiem, a jakże! Jeszcze by ktoś zabrał!

Borka miała mniej więcej 2 lata, kiedy przyjechała do schroniska. Była młoda... Teraz ma lat 5. Dalej jest młoda, ale chyba tylko dla nas... Dla większości odwiedzających już wchodzi w wiek średni. Czy to ma skreślić jej szanse na dom...? 

Jeszcze starszy jest Moko. Patyczkowy chłopak jest już w dwucyfrowym wieku...


Powoli Moko staruszkowieje. Nikt młodszy się nie robi, jego też jesień nie omija... Uwielbiający spacery, pogadanki międzykojcowe czy leśne, tarzanie w mchu... Niezauważalny przez dwa lata już... A przecież wystarczy go zabrać na spacer i przekonać się, że jest naprawdę psiantastyczny! Powoli już stawy mu się odzywają i bynajmniej nic dobrego nie mówią. Musi Moko znaleźć dom zanim zacznie niedomagać bardziej. Wiadomo, że dom ma właściwości lecznicze i na pewno wygrzewanie na posłanku w cieple by pomogło!

Zgodnie z tematem, bardzo proszę - patyczkowy chłopak tarzający się w mchu:


Prawda, że rozkoszny? A mógłby tak częściej czuć się beztrosko, nie tylko na spacerach co kilka dni... Tylko do tego potrzebuje DOMU...

O kolejnej psiolasce było oooohooohooohoooooo ile razy! Co ja poradzę, że pasuje do wielu tematów? Na pewno sami przypomnicie sobie jej imię:


Tak! Dobrze myślicie, to Azera we własnej psiosobie! Wciąż jest tak samo psiuper, jak wcześniej i właściwie nie ma co dodawać o niej, może prócz przypomnienia, że w schronisku przesiedziała już dwie i pół jesieni... Wcale nie musi doczekać do trzeciej... A tak potrafi być psiepiękna i psiurocza:


Tak bezwstydnie się po prostu wyłożyła na plecy w całości oddając się dwunożnemu... Ktoś ma wątpliwości, że będzie najlepszą psiumpelką...? 

Na koniec, taki bonus. Było o niej kilka wpisów wcześniej, to się powtarzać nie będę, więc tylko dorzucę jakże cudowne zdjęcie pasujące do tematu! Oto Mana:


Leżąco-tarzająca radość w czystej postaci... O ile tarzający się pies może być czysty, ale wiecie, o co chodzi....

I film!


Mana tutaj jest z Grafitem. Jeśli Grafit się tarzał i mógł się tak dobrze poczuć, to naprawdę wyczyn! Grafit jest psem takim szczególnym, bo wielki jest, ale się wielu rzeczy bał, a jak się bał, to stwierdzał, że to groźne i z tym walczyć trzeba... Jest coraz lepiej, ale idzie to poowoooliii... Dlatego to naprawdę super, że sobie tak z Maną na wybiegu hasa! 

To, że te zwierzaki nie czują się w schronisku źle, to naprawdę nie znaczy, że nie mają iść do domów... Na pewno nie do takich, w których nie będą miały ochoty na takie leżenie na plecach! Bo jak taki dom ma stresować (na początku to wiadomo, że stres, ale on powinien minąć!), to niech lepiej u nas mieszkają. Na pewno jednak są tacy dwunożni, którzy mogą podarować taki najbeztrościejszy....eee.... najbardziej beztroski dom, w którym wszystkie zwierzaki prędzej czy później będą nadstawiać klatę do głaskania. Jestem pewna, że takie domy gdzieś są i że istnieją, tylko jeszcze nie są zdecydowane na przygarnięcie czworonoga, albo mają już komplet... 

To jak? U kogo można się wyłożyć na pleckach i zostać na zawsze??

środa, 25 maja 2016

Budujesz tamę? Robisz przycinki?? Chętnie pomogę!

Uf. Już mi się po operacji polepszyło, więc Larsi może się dzisiaj wyspać. Jakby się kto pytał - jest w porzo, chociaż jeszcze czekam na wynik badania historypotycznego. Tak, właśnie na taki wynik czekam...

Zbiórka na ten mój zabieg się nie zakończyła, ale ja prosić nie mam śmiałości... Chociaż jakby tak niektórzy z Was chociaż złotówkę małą wrzucili, to miałbym koniec...

Przejdźmy jednak do tematu. Niektórzy odkryli w sobie talent!

Tobi jest solidnym psem na solidnych łapach. Wie wszystko o patykach! Tutaj mamy przykład, jak sprawdza wytrzymałość gałęzi:


...a tutaj sprawdza, czy aby ten patolek nadaje się do wygodnego leżenia i czy dobrze się układa pod łapą:


Wszelkie testy robi sam, a jak trzeba, to i przygryźć potrafi.


Taki pomocnik ogrodnika to skarb! Wystarczy wskazać krzaczek, pomerdać listkami i Tobi już wie, co ma robić. Na koniec pełna micha i ze dwieście głasków, i można powiedzieć, że będziecie rozliczeni.

Tobi był już raz adoptowany, nawet dość szczęśliwie! Do czasu, kiedy się okazało, że właścicielka będzie szczęśliwsza z kimś innym... Z kimś, komu za kilka miesięcy wyrosną dwie nogi, a za kilka kolejnych wydostanie się na świat... Dla Tobiego miejsca nie było, chociaż po adopcji było wielkie ajlawiu. Trudno. Nie wie, co straciła, albo wie i teraz żałuje... Najważniejsze, że Tobi już zapomniał. Nie pytałem, ale oby tak było. Pocieszny on jest i łagodny, energiczny przy tym. Idealny dla aktywnego dwunożnego! Na długie spacery, przebieżki, przechadzki po lesie, ogródkowanie... Kilka osób się o niego pytało, ale na pytaniach się kończy... Szkoda...

Kolejnym, któremu niestraszne wszelkie patole to Andek. Niepozorny jest bardzo i wygląda dość nieśmiało i mało okazale...


Kieeedyy jeeednak przychodzi co do czego i trzeba się wykazać, bardzo proszę!


Nie tylko z takimi grubymi konarami sobie radzi, ale całkiem sprawnie też nosi te dłuuugaaaśneee i cienkie!


Jedyny minus to to, że je po drodze gubi...... Nie szkodzi! To na pewno kwestia odpowiedniego wyszkolenia! Andek kocha wszystko i wszystkich! Spacery, a w szczególności spacery z dwunożnymi też niezmiernie! On nie z tych, co to by się miały do budy chować, czy nieśmiało, boczkiem, boczkiem podchodzić po głaski. Jak Andek się za coś zabiera, to na całego! Widać po patykach zresztą...

Ja wiem, że są dwunożni, którzy lubią sobie posiedzieć przed telewizorem, którzy nie mają tyle siły, żeby godzinami spacerować po lesie. Dla takich tych czterołapów, co wyżej opisałem, jednak nie polecam. Aaaleee przecież są tacy, co chcą kondycję poprawić, co nie lubią w domu siedzieć, tylko skoczą to w górki, to nad jeziorka iii dla taaakich to już Tobi czy Andek byliby idalni! Wiecie, jak fajnie potem łapy wyłożyć przy swoich i drzemać nad głowami mając obłoczki, kiedy wiaterek sobie lekutko wieje, a słonko przyjemnie przygrzewa od czasu do czasu...? Sielanka...

Czy ktoś pozwoli się tak nam posielankować...?

---------

Tak przy okazji - taka piękna pogoda, a nas kaszelek dopadł... Się po schronisku idzie i tylko EKHU EKHU i na lewo EKHU EKHU i na prawo EKHU EKHU... Nasi zarządzili, że dwunożni nie będą nas odwiedzać. Tak, jakby to oni nas zarażali! ...chociaż podobno jak jeden na nich nakaszle, to sami tego nie złapią, ale do sąsiedniego kojca mogą przenieść... Tak więc wolontariusze mają przymusowe urlopy, a niewolontariusze mają wolne od pomagania... Szkoda... Oby to tylko teraz, oby zaraz było otwarte, bo niektórych poroznosi w kojcach!

Zaraz polecę i każdemu naszczekam, że jak kaszlą, to mają w siano kaszleć albo czekać aż reszta zacznie szczekać, żeby nikt nie słyszał i się nie zorientował, bo inaczej przedłużą kwarantannę...


niedziela, 22 maja 2016

...oczy takie smutne...

...dni temu kilka, wieczorową porą w schronisku nie było spokojnie. Samochodu jednego brakowało, stróż wyglądał co jakiś czas, czy już wraca. Długo nie wracał.

W końcu światła zaświeciły się na początku lasku - jedzie. Powoli jeździdło toczyło się do bramy, stróż wyszedł, żeby otworzyć, co by nie trzeba było wysiadać, bo to i szybciej. A przecież wracali z interwencji! Różnie mogło być!

Zajechali, wysiedli, zanieśli zawiniętego w kocyk psiaka w przygotowane dla niego miejsce... Zobaczyli, że stoję w drzwiach biura, więc zaczęli iść w moim kierunku, żeby poczochrać mnie po łbie i podrapać po plecach... ale zamiast tego tylko pogładzili mnie po policzkach, minęli i powiedzieli "Chodź, Larsi, opowiemy ci... komuś musimy...".

.....opowiadali, a ja widziałam coraz mniej. Jakiś czas siedział z nami Ares, ale w połowie wyszedł, Aro z Dżokejem poprowadzili Noskę na spacer, Hepi na szczęście spała. Kiedy skończyli historię, mogłam tylko się w ich oczy patrzeć, nie powiedziałam nic, nie było co tutaj powiedzieć... Położyłam im łeb na rękach, mam nadzieję, że zrozumieli, że nie było w tej chwili wdzięczniejszej ode mnie istoty na ziemi...

...a było to tak...

Nasi się dowiedzieli, że kawałek od nas mieszka sobie pies. Nie sam, bo dwunożnego też ma. Ten czterołap miał wypadek jakiś czas temu i od tamtej pory nikt nie widział, żeby się ruszał. Widać go od czasu do czasu leżącego w coraz wyższej trawie... Zdaje się, że psioweta u niego nie było, a i on od wypadku go nie odwiedził.

Jeszcze tego samego dnia pojechała ekipa! Zatrzymali się u kogoś, kto właśnie w tej sprawie dzwonił. Ten ktoś powiedział, że to, że będzie wiadomo, kto zgłosił ma tak głęboko gdzieś schowane, że naprawdę go to nie interesuje. Nie wiem, gdzie sobie to schował, ale takie stwierdzenie jest tak rzadkie, że najwidoczniej faktycznie to dobry schowek.

Kiedy nasi poszli pod wskazany adres... Kiedy zapytali o psa po wypadku... i wreszcie, kiedy weszli do tego budynku, gdzie leżał... Musieli się bardzo mocno w sobie zebrać... BARDZO mocno... Wiecie, żeby nagle im ręce nie zaczęły na około machać, czy coś... W takich sytuacjach bywa różnie, a tu trzymać się trzeba...



Podchodzili bliżej, i bliżej, a ciałko na brudnym (chociaż to zbyt kurtulalne.. kulturalne określenie!), materacu się nie ruszało. Tylko łepek się podniósł na chwilę..


...oczy były takie smutne...

Nasi słuchali właściciela i musieli bardzo ręce wciskać w kieszenie... Zaciskali też mocno zęby i dużo myśleli, zanim powiedzieli cokolwiek...

Psiaczkowi na imię Dżeki. Leży tak, bo faktycznie po tym wypadku bardzo zaniemógł. Łapa się mu złamała, a potem też chodzić przestał. Misek nie miał w pobliżu, ale właściciel w ręcznikowych szeleczkach go wynosił na dwór i tam dawał mu jeść i pić. Raz dziennie. Nie był u weterynarza, bo przecież na pewno by psa uśpił, a to przecież jego zwierzak i ma go już 16 lat!

Kiedy był wypadek...?
......
jakby tak policzyć...
...
.....
..
ze dwa lata temu.....
..
DWA LATA.


Dżeki był pokryty pchłami i kleszczami jakby to one miały sprawiać, że będzie mu ciepło. Mimo to zwierzak cały się trząsł. Może go tak swędziało też wszystko... Wyobraźcie sobie, że coś nagle zaczyna Was swędzieć. Jak się o pchłach wspomni, to zazwyczaj samo z siebie zaczyna. I wyobraźcie sobie, że nie możecie się podrapać. Ani ręką, ani nogą, ani widelcem, patykiem, pisadełkiem, niczym... A to swędzi dalej. N i e w y o b r a ż a l n i e.

Nasi nie dyskutowali nawet. Popisali w papierach, w samochodzie rozłożyli kocyk, na kocyk położyli psa i pognali do lecznicy przy akompaniamencie psich śpiewów... Wiedział, że coś się dzieje...


Kiedy psiowet zwierzaka zobaczył... To najpierw zatkał mu uszy, żeby ten nie usłyszał tych wszystkich nieładnych zdań pod adresem właściciela. Potem badał, oglądał, macał... Nasi głaskali Dżekusia po łebku, a kiedy przestawali, ten wyciągał go ile tylko dawał radę, patrzył wielkimi oczami, jakby chciał wykrzyczeć, żeby go nie opuszczać teraz, że jeszcze chwileczkę, małą, malusią, żeby jednak głaskać, nawet jednym palcem, najmniejszym, żeby BYĆ przy nim.... Tak bardzo potrzebował kontaktu, tak bardzo, tak długo się natęsknił... Tylko oczami mógł prosić o uwagę i prosił tak, że nasi musieli ukradkiem swoje policzki wycierać...

...oczy miał takie smutne...

....Dżekiego trzeba było pożegnać....
Był tak wyniszczony, w jego łapkach nie było żadnego życia... Ani pół mięśnia... Psiowet stukał, pukał w nie i nic, ani na sekundę nie było reakcji... Tylne łapki w małych guzikach, bezwładne jakby były ze szmatek uszyte i wcale nie należały do żywego stworzenia... Przednie za to sztywne, połamane kiedyś, to się zrosły tak, jak leżały... Kilogramów też mu brakowało... jeszcze drugie tyle powinno go być, ale nawet tysiące pcheł i obżartych kleszczy nie mogły wagi podnieść...


...do schroniska przyjechało już tylko zmęczone ciałko...

Ciężko przeżyć taką historię. Mnie tam nie było, tylko nasi mi opowiedzieli, ale do dzisiaj mam nie chce mi to ze łba wyjść. Tak bardzo niesprawiedliwe, tak bardzo za późno ktoś zareagował... Tak bardzo nie można przestać o tym myśleć, wwierca się to w myśli, a kiedy oczy się zamyka, to widzi się te powykręcane łapki...

...Dżeki już biega beztrosko, tarza się w trawie, kąpie w stawie, potem w pięknym słońcu suszy futerko obgryzając kość... Majka z Hedarem pilnują, żeby zapomniał o ostatnich dwóch latach, zabierają go na długie przeloty omijając miejsce, w którym każdy z ostatnich kilkuset dni był męką i czekaniem... Nie będę pisać głośno, na co pewnie w końcu zaczął czekać, ale nawet to... nawet ona nie chciała po niego przyjść... Tam, gdzie teraz jest, nie ma samochodów, nie ma pcheł, kleszczy ani brudnych materacy... Jest beztroska, ciepło i radość.

...już po wszystkim...

środa, 18 maja 2016

Rusz się, Aro, zaraz lato!

Dwunożni zaczynają więcej biegać. Ciepełko już na dworze, Teraz to takie mądre hasło, żeby być FIT. Jak wyszukałam, co to znaczy, to wyszło, że ja jestem. Z każdej strony! Bo i mam wcięcie i talię, i wogólę zgrabniocha ze mnie! 

Ostatnio mieszka w biurze nowa psiolaska. Szkoda gadać właściwie o tym, co ją spotkało, a przecież raptem kilka miesięcy po świecie drepta... Pisał o niej Dżokej kilka postów temu. Ta śmieszna czterołapa trafiła do nas jako kluska mała. Szybko znalazła nowy dom, jak większość takich maluchów. Nawet wieści przychodziły, że jest tak super... Ale jakby było tak cudownie do dzisiaj, to bym teraz nie pisała, nie? Naszym się wydaje, że tej dwunożnej, co to Noskę wzięła, zaczęła się kluć taka kluska dwunożna w brzuchu... Dla Noski już nagle miejsca nie było w mieszkaniu, więc trafiła do drugiej rodziny. 

...aaale jakby tam też było wszystko w porządalu, to bym tego nie pisała, prawda...? Noska przyjechała do schroniska kilka dni później. Szczekała w nocy. Hmmm.... To przecież jeszcze psieciuch... Dwunożne maluchy też w nocy potrafią płakać i nikt ich za to nie oddaje... 

Podrośnięta Noska zamieszkała z nami.


Wkrótce jednak ktoś się w niej zakochał! Ekstra! Długie rozmowy, bo przecież dwa razy już oddana. Nasi się nagadaaaliii, że to dzieciak, że trzeba wychować, że ułożyć, że może lać i nie tylko gdzie popadnie, że gryźć, że wogóle wszystko... Tak, wszystko wiadomo, jedzie! 

......ale jakby było super, to bym tego nie pisała.... nieprawdaż...? Co tym razem? Zbyt często wypadało jej spod ogona to i owo.... Ja nie wiem, czy ci dwunożni byli kiedykolwiek na spacerze z jakimkolwiek psem schroniskowym, ale na tej pierwszej prostej od schroniska w las to potrafimy polecieć pod krzaczek psiliard razy! I to całkiem normalne jest, bo wiecie, łaaaaał spaaacer, las, wychodzimy, jak fajnie! I może Noska też się tak cieszyła z tego, że ma dom... Teraz jej domem znów jest biuro, a rodziną my. JA na przykład, o:


Opiekujemy się nią, jak najlepiej potrafimy. Tłumaczymy, uczymy mowy psiej i zachowania, wbijamy do głowy, że żebrać trzeba dyskretnie, a głaski same przyjdą, jak się odpowiednio długo będzie wpatrywać. 

Od kogo się przecież lepiej nauczy??

Ona nie jest dłużna. Dzięki niej mamy w biurze wesoooołoooo, że hej! Czasami nie daje nam pospać, czasami nie możemy się opędzić, ale mimo wszystko wszyscy zasypiamy z zaciśniętymi kciukami, bardzo chcemy, że znalazła wreszcie odpowiedzialny dom... Super, jakby tam był też drugi pies, nie byłoby jej nudno, ale jak jej dwunożny by z nią często wychodził na spacery i coś robił, szkolił, biegał, bawił się, to też by miała ekstra życie!

Najzabawniej, jak się Aro uczepi! Kto nie widział Aro, niech sobie wyobrazi walenia z nogami i sterczącymi uszkami... 


Waleń to takie wielgachne zwierzę, co w morzu żyje. Nie widziałam nigdy na żywo, ale oczytana jestem, więc po prostu WIEM, że walenie istnieją. Aro nie wie, co to, więc się nie obraża. Noska uwielbia Aro! Można na niego włazić, atakować go z każdej strony i przeskakiwać to na lewo, to na prawo, a on i tak tylko łbem macha, bo się okręcić nie może, HA!

Nasi codziennie mogą się zrelaksować podczas oglądania walki na żywo pchły i walenia:



Para idealna! 

...a tak na serio, to i jedno, i drugie mogłoby już ruszyć zady do domów. Aro już ma swoje lata i miał dom, ale Noska już pewnie zaczyna zapominać, jak to było. Wiecie, jak strasznie się patrzy na dorastającego w schronisku psa? Kiedy widzi się, że takie życie tak po prostu staje się dla niego normalne, kiedy oczami wodzi tęsknie za ludźmi i właściwie sam się zastanawia, skąd ta tęsknota się bierze, bo przecież nie pamięta czasów, kiedy miał tego człowieka prawie cały dzień przy sobie... Serce pamięta. Tam zostaje gdzieś na dnie ta potrzeba bycia kochanym, bycia czyimś przyjacielem i kompanem...

...i wiecie co, jeszcze jeden mam apel... Nie na temat, więc oddzielę kreską. Potem jeszcze drugi temat mam, więc kreski będą dwie.

----------------------------------

MUSZĘ przypomnieć o Hepi...

...nie jest dobrze... Ma te guziki w środku i wiecie... one nie maleją... Wszyscy stwierdziliśmy w biurze, że niech tam, nie idziemy do domów, dopóki Hepi nie pójdzie. A musi iść, i to szybko... Bardzo szybko............ Bo już niedługo może być... no wiecie... 


Nieduża, grzeczna, kochana, nie zajmie dużo miejsca, dużo nie zje, spacerów długich mieć nie musi... Niech tylko zapamięta dom... i Ciebie...

----------------------------------

Może się ktoś zastanawia, dlaczego znów ja piszę. Dżokej chciał, ale powiedziałam, żeby jeszcze się nie przemęczał. Po operacji jest... Groźna było, oooooj jak groźna! I wiecie co... Bo zbiórka dalej się nie zakończyła... Czy Czytaciel mógłby jeszcze coś dorzucić Dżokejowi...? Dużo nie musi być, ale jakby tak od każdego po troszkę, to by wystarczyło na pewno...

Kliknij O TUTAJ. 

Proszę...
Dziękuję.

Pięknie jestem wychowana, prawda??

Wasza Larsi.

niedziela, 15 maja 2016

Piątek trzynastego był! Na odczynianie pecha dzisiaj będą...

...czarne sierściuchy! Nazbierały się na kociarni, a przy okazji tego dnia, co to był nie dzień, ale dwa dni temu, przedstawiamy! Bo to jest tak, że od tego dnia, co to dużo wybuchów jest, do tego dnia, co dużo wybuchów jest, to jest tyle czasu, że nazywa się rok. I ten rok to jest podzielony na 12 miesięcy. I każdy taki miesiąc ma ze 30 dni. Połowa ma więcej, a jeden miej. I w każdym takim miesiącu dzień pod numerkiem 13 jest pechowy podobno. Dziwne to, ale dwunożni się upierają, że tak jest, to niech będzie... Kłócić się nie będę, byle przerw w głaskaniu i dokarmianiu przy stole nie robili.

Sprawa się komplikuje jeszcze bardziej, kiedy ten 13 dzień miesiąca wypada w piątek... Piątek jest dwa dni po środzie (w środy są posty!) i dwa dni przed niedzielą (w niedzielę też są posty!). Łatwo się połapać, prawda?

...to nie koniec komplikacji... booo kieeedy jest 13 dzień miesiąca i do tego piątek, a jeszcze drogę przebiegnie czarny kot, to już pech gwarantowany! ...tak dwunożni mówią, ja się nie znam, ale skoro mówią...

Teraz już nie będzie pecha, bo już będzie 15 dzień maja, a nie 13, więc spokojnie przejdźcie dalej, nic nie grozi!

Naliczyłam 7 sierściuchów czarnych u nas, a dwunożni mówią, że 7 to liczba szczęśliwa... Chociaż może zakończę już z tymi przesądami, bo będę musiała zmienić nazwę bloga na Oczami Przesądnego Psa, a już dość znani jesteśmy jednak pod obecną nazwą...

Od kogo by tutaj zacząć... Czy od najdłuższego stażu, czy może alfabetycznie, czy może miszmaszowo........ Podejmowanie decyzji nie jest moją najmocniejszą stroną... cóż... Napiszę więc imiona, zasłonię oczy i będę wskazywać palcem! Tak właśnie zrobię!

Na początek Rimi. 



Rimi sama sobie pecha przynosi. Znaleziona była z rozpapranym brzuchem... Miała jakiegoś bąbla tam i on pękł, i wyglądało to wszystko dość nieładnie... Że tak napiszę kulturalnie. Rimi przyjechała do nas, wkrótce miała jedną operację, doszła do siebie, a potem nasi wymacali kolejnego bąbelka, którego być nie powinno. Rimi musiała znów pod stół trafić i jej tam tym razem sporo wycięli. Na szczęście sierściucha jest całkiem silna, więc zniosła jedną i drugą wizytę na stole całkiem nieźle. Już jest na chodzie, więc tylko czekać, aż wreszcie znajdzie dom! 

Dalej moja losująca łapa wskazała na Platona. 



Wcale nie wygląda, jak Rimi, prawda? Wcale... Niewygolony jest po operacji, więc pod ogon zaglądać nie trzeba, rozróżnić się da. Platon miał się niezbyt dobrze, jak przyjechał do nas, ale po odwiedzinach kocioweta i potem kilku wizytach Tabletkowej jest już całkiem fajnie! Tylko nieśmiały taki jest, nieufny... To częste u sierściuchów. Jakieś takie mało odporne na stres są... 

Czas leci, a przed nami jeszcze kilka czarnosierściuchów! 

Zamykam ślipia iiii teeeraaaaz Daru!



Ze wszystkich kotów Daru mieszka u nas najdłużej. Od kocięctwa... Właściwie to nie wiem, czy kiedykolwiek był miziastym sierściuszkiem pakującym się na kolanka, a nie mam kogo zapytać, bo wszyscy są krócej od niego. Daru nie pcha się do ludzi od razu, woli sobie własnymi ścieżkami po kociarni podreptać. Jak ktoś dłużej by tam posiedział, to pewnie by przyszedł zaciekawiony wytrwałością dwunożnego, dałby się pogłaskać, zwłaszcza, jakby wyczuł coś smakowitego do pochrupania! 

Teraz przed Wami Sadza!



Sadzę za to łatwo z Platonem pomylić... O Sadzy było niedawno, więc się rozpisywać nie będę. Miała już dwa domy, raz opiekunowie znaleźli się w okropniaście trudnej sytuacji i musieli ją oddać, a innym razem... tak się jakoś zadziało, że jednak nie było dla niej miejsca, taka dziwna sytuacja... Sadza się zamknęła w sobie i straciła wiarę w to, że znajdzie dla siebie miejsce...

Teraz zgrabny i w pięknej, sierściuchowej pozie Milek!


Piękne czarne futro i żółte oczydła. Coś ekstra, nie?? To nic, że większość kotów dzisiaj ma takie żółte gały, ale Milek przebija ich wszystkich! Kocur jest niezwykle przyjacielski, bo i do zabaw pierwszy, i do głaskania się pcha bezczelnie sam, jeszcze się drze, jak ktoś jest nieczuły na te jego wdzięki. Dwunożni mówią, że to urocze.... Co się tam kłócić będę, byle się ktoś zakochał w tym uroku i wziął na zawsze...

Kolejnym czarnym sierściuchem na liście dzisiaj jest Misiu! 



Jest taki prawdziwie kocurzasty, wielkopolikowy, uwielbiający grzanie futra w pełnym słońcu, potrafiący zawadiacko przekrzywić ucho i przymilić się tak, że dwunożnym kolana miękną i już wyciągają ręce do obgłaskania Misia z każdej strony! Taki urok ma jakiś w sobie, niech go licho! Oczy ma zielone. Tutaj nie widać, pozostaje mi uwierzyć, ha!

Ostatnia w zestawieniu została sierściucha Łapcia. 



Łapcia, bo miała łapę krzywą, jeździdło ją potrąciło i zaraz potem do nas trafiła. Z girą dalej nie jest dobrze... Niedługo się wybiera do kocioweta, który będzie dumać, co tu dalej z nią robić... oby coś się dało! Tymczasem Łapcia czeka na miejsce, w którym będzie mogła zdrowieć, a ona dużo miejsca nie zajmie, ot się wyłoży to na parapecie, to na fotelu, czasem na podłodze... Miseczki też dużo miejsca nie zajmą, kuwetkę w jakimś kącie wystarczy postawić, na spacery chodzić nie trzeba... Łapcia będzie szczęśliwa, będzie mogła sobie przy kimś pomruczeć.

Ostatnio w większości czarne te nasze sierściuchy, nie przynoszą jednak pecha. To akurat dwunożny im przyniósł nieszczęście... Potrącił jeździdłem, nie pomógł, porzucił, nie umiał się zająć.... Teraz u nas czekają (nie)cierpliwie na dom głośno domagając się uwagi albo cicho gasnąc...

Szczęście w postaci czarnego kota? Dlaczego nie?! 

środa, 11 maja 2016

Jedno ucho się rozleniwiło!

Uszy, jakie są, każdy wie. U owczarków stoją, u jamników kłapciatę są, czasami takie pół-na-pół. Ogólnie to jednak powinny być takie same po obu stronach. Znaczy... powinny-nie powinny, bo u kundelków to żadnych zasad nie ma, jeśli chodzi o wygląd! W schronisku mamy nawet kilku przedstawicieli pół-zwisłouchych i co ciekawe - wszystkie mają tylko jedną stronę klapciatą! Jakby się zmówili! Zawsze to jest praww......llleeee....nie, jednak prawww.....eeee.....zależy jak spojrzeć jednak.....ale jakby jednak się zdecydować tooo... prawe! Znaczy lewe!

...psiolaski nie muszą się znać! Właśnie... Wiele z nich ma problem i co, i się nie wstydzą, to i ja nie będę! 

Nie przedłużając... Na początek dwa owczarki! Najpierw Karol. Owczarek z długimi kudełkami... Aż zazdroszczę, ale tylko trochę, bo by mi kropeczki na pewno zniknęły...



Piękny Karol, piękne kudełki ma i jedno ucho leniwe. Lewe! Znaczy pra..nie, jednak lewe. Nasi podejrzewają, że ktoś go wyrzucił z jeździdła. Na bezczela tak, otworzył drzwi, psa HYC z siedzenia, drzwi zamknął i odjechał. Karol może pędził i pędził, i pędził za jeździdłem... ale w końcu sił w łapach braknie, choćby nie wiadomo, jaka kondycja była. Pobłąkał się to tu, to tam, wychudł, sierść mu się zmatowiła... Aż do nas przyjechał pomieszkać. Nieśmiały taki, chociaż ani nie warknie na nikogo! Na widok piłeczek mu się oko zaświeci, jak kto drapnie za uchem, to też zaczyna się relaksować... Ale cóż, skoro potem i tak do kojca schroniskowego trzeba wracać... Karol czeka na dobrego dwunożnego, kto polubi to jego kłapciate ucho i nie stwierdzi, że to wybrakowany owczar przez to...

Tak samo piękny, tak samo jednostronnie oklapły iiii nie tak samo nieśmiały jest Torel.



Prawda, że jest na kim oko zawiesić....? Cudo! Tylko charakterny i jak się nie zmieni... nie ma opcji, musi mu ktoś nagadać, żeby tak się nie stawiał, tylko zmienił się, jak Ares, w przymilnego piesia. Torel wybiera sobie dwunożnych do lubienia. Nie z każdym na spacer pójdzie, nie każdy może rękę wyciągnąć, żeby wyczochrać czuprynę bujną. Trzeba najpierw przyjść, przywitać się, dać się obwąchać z każdej strony, przedstawić propozycję spaceru i rozrywek wszelakich... Za to jak już spełni się oczekiwania i Torel stwierdzi "okej! idziemy!", to potem można już tylko się delektować spędzaniem czasu z inteligentnym owczarkiem! I niby taki poważny, a za sznurkiem poleeeeciiii, jak niejeden u nas szaleniec!



Pięęękne ma te kudełki.... Sporo czesania na pewno wymagają, a do tego też trzeba go przekonać... Torel jest u nas nieco ponad miesiąc, więc może jeszcze zmądrz...eee....znaczy on mądry jest, ale wiecie, o co mi chodzi... Musi zrozumieć, że u nas wszyscy chcą dla niego jak najlepiej i nikt tu jego krzywdy nie chce!

Koniec o pięknych, długokudłych owczarkach! Teraz czas na mniejszy kaliber. Oto Kumpel...


Kumpel jest taki wystraszony, bo pierwszy raz od kilku ładnych lat jest tyle czasu na świeżym powietrzu i jest tak jasno! Chociaż jego oczy już chyba tak nie działają, jak trzeba, ale widzi, kiedy jest ciemno, a kiedy słońce świeci. To dla Kumpla bardzo dużo. Kumpel i jego psiumpelka Kama mieszkały w takim pomieszczeniu, w jakim mieszka na przykład Tajfun czy Gogol. Tylko te nasze owczary mają wielkie okna, mają zamontowane takie świecące kulki na górze i codziennie, kilka razy przychodzi do nich dwunożny! A to dać jedzonko, a to posprzątać, a to Tabletkowa z torcikiem, a to wolontariusz, żeby wyprowadzić... Mieszkanie Kumpla i Tajfuna łączy tylko to, że miało cztery ściany, podłogę i drzwi..... Ten mały, niedowidzący psiak właściwie od prawie małego siedział w komórce z oknem zabitym dechami, z dziurawym dachem, a w środku nie miał żadnego posłanka... Beton, śmieci, a potem dywan z.... tego, co się zjadło kiedyś... Żeby nie było mu smutno, to po jakimś czasie dwunożny dokolegował mu Kamę. Razem raźniej w ciemnościach... Czasami ktoś je wypuścił, ale zbyt dobrej rupu...tej...reputacji nie miały na dzielni. Wiadomo, że jak raz kiedyś się wyskoczy z komórki, to szoook, bo tyle światła! I się gania na oślep, potem się dzieci bały, czy coś...

Kiedy przyjechały do nas, to się okazało, że bać się nie było czego! I z jednej, i z drugiej strony, bo nasi jak podeszli na spokojnie do tych małych, przerażonych światłem kurdupsielków to się okazało, że nie taki diabełek jeden z drugim straszny.... I Kumpel z Kamą, kiedy zobaczyły, że nikt ich nie goni, że głaski takie łagodne, że nikt nie krzyczy, to też zluzowały i dały się pogłaskać, a to było takie przyjemne...

Wracając do tematu - Kumpel ma też jedno ucho leniwe! Chociaż jakby tak się przyjrzeć, to u niego jedno jest za bardzo ambitne i stoi, chociaż chyba wygodniej mu by było oklapnąć. To jednak tylko uroku dodaje, nieprawdaż? Jedni mają piękne kropeczki, a drudzy ucho z różnych bajek!

Nieważne, czy ucho z prawej...LEWEJ jest zbyt leniwe, czy to jednak to prawe jest zbyt ambitne i nastawione na nasłuch - najważniejsze, żeby dobrze wpadały do nich dźwięki zawołania wykrzyczanego przez TEGO, specjalnego dwunożnego... 

Zawołasz...?

-------------------
Na koniec jeszcze mam prośbę... Taką tyci-tyci... Bo wiecie co, ja się przyznam, dlaczego ja piszę, a nie Dżokej.... Dżokej palce gryzie ze strachu, bo mu coś urosło i samo nie wylezie, musi do psiowetów... I zbiórka dla niego jest, bo niby Dżokej nieduży, a jednak dużo monetek trzeba na nią...

Jakby kto mógł, cooo....?

Zbiórka jest TUTAJ.

Proszę... psiebardzo... Jakby każdy czytaciel wrzucił chociaż jedną monetkę...

 

niedziela, 8 maja 2016

Sezon strumykowy otwarty!

Dawno nie pisałam, więc dziś JA. Larsi.
Ciepło się robi coraz częściej i co prawda nie wiem, jak będzie rano, ale wczoraj do wieczora pogoda była piękna! Już raz napisaliśmy (chyba Dżokej...) o smażeniu się w słońcu i akurat tego dnia było pochmurno... I wychodzi, że niewiarygodni jesteśmy! ...i wstyd...

Zatem uprzedzam, że mnie natchło na ten wpis, bo było ładnie, pięknie, cudownie i jutro nawet, jak tak nie będzie, to trudno, wczoraj było.

Wracając do tematu, którego jeszcze w sumie nie podałam, ale co-nie-co już widać po tytule - dzisiaj będzie o najsuperowszym miejscu dla niektórych psów schroniskowych i pewnie nie tylko! To miejsce zwykle się odwiedza już pod koniec spaceru, bo tak akurat wychodzi na trasie. To takie miejsce, gdzie można poskakać, przeskakiwać, taplać się, pływać, moczyć brzuchy, łapy, nosy, grzbiety, chlapać! Zgadliście - chodzi o strumyk! Czyste szaleństwo się tam zwykle odbywa, bo wolontariusze dobrze wiedzą, który zwierz lubi zamoczyć łapeczki, a którego tylko spróbuj chlapnąć kropelką, to się spojrzy z odrazą...

Moris zdecydowanie należy do tych szalonych strumyczkolubnych! Właściwie to nie wiem, czego on nie lubi, bo gdzie by się nie pojawił, to wszędzie wszyscy się zaczynają uśmiechać! ...tylko nikt między tymi uśmiechami nie powiedział jeszcze "Zabieram cię na zawsze!"... Może to będzie jutro...? Oto Moris!


Było o nim na blogu nie raz i nie dwa, bo do wielu tematów pasuje. Za patyczkami pogoni, do kurdupsielków się zalicza, złego humoru to chyba nigdy nie miał. Z nim nie można się smucić. Dużo miejsca też w domu nie zajmie, ale serce wypełni w całości! To już jego trzecia wiosna w schronisku... Zdecydowanie za długo już u nas mieszka... I wcale nie widać po nim, że ma osiem lat, może pyszczek siwiutki ma, ale w środku wciąż ma 2 lata, nie więcej. Jak Moris czuje się w strumyczkowym otoczeniu?


Psiantastycznie! Razem z nim jest na filmie Graba, która też czeka nadal na dom...

Kto marzy o owczarku, ale miejsca nie ma tyle? Elisza będzie idealna!


Taka buro-brązowo-owczarkowa, aaaleee sięga nieco powyżej kolana. Czyli nie tak wysoko. Ogonka niestety nie ma, ale taka już do nas przyjechała, musi merdać tym, co ma... Elisza ma energii za pięciu, więc chętnie ją wybieguje i wyszalejuje na wybiegu. Za patykami pogania, pluszaki potarga, czasami na spacerach też pobiega, jak jaki wolontariusz jest biegający. To też będzie trzecia wiosna Eliszy w schronisku, ale już ja wiem, że jest jej lepiej u nas niż tam, skąd przyjechała... Nie oznacza to, że ma tutaj mieszkać do... nooo dooo... do starości! Przecież ma dopiero 5 lat, czyli jest jeszcze właściwie młoda. Ludzi uwielbia wszystkich, każdego polubia właściwie od razu, bo jaki miałaby powód, żeby ich nie lubić? 

Co Elisza lubi w strumyczkach?


Kręcenie zadkiem! Można ogonkiem pomachać i otrzepywać się, co jest całkiem śmieszne!

Dalej mamy Dadka, który bardzo nieśmiało zawitał do nas...


...ale jak widać, już jest lepiej! A przynajmniej na spacerkach. Zadbany się taki błąkał, więc pewnie miał właścicieli, ale gdzieś mu się zgubili. Szkoda, że jeszcze się nie znaleźli, bo Dadek czeka i wypatruje niecierpliwie... Na spacerkach jest całkiem fajny, chociaż może do wielkiej wylewności trochę brakuje. Jeszcze będzie lepiej... Chociaż ja tam osobiście bym wolała, żeby jednak zanim do schroniska przywyknie - znalazł dobry dom...

Dadek ma swój sposób na strumyk:


Taki trochę "Szybko przelecę, to nikt nie zauważy, a potem powiem, że to nie ja robię te ślady, bo mnie przecież nikt nie widział!". Całkiem jest śmieszny, prawda?? ...i nikomu taki pocieszny Dadek nie jest potrzebny...?

Na koniec bonus! Bonus, bo o tej psiolasce było niedawno, więc nie będę za dużo o niej pisać. Chociaż w sumie... Hepi potrzeba domu szybciej niż później...


Hepi jest nieduża, szczuplutka, bo się do niej choróbsko przyplątało... Zwykle wygląda na smutną, ale pcha się dwunożnym pod ręce, aż wstyd! Ja się na przykład nie pcham, ja staję i się przypatruję, kto sam wpadnie na to, żeby głaskać... Ale wtedy to wiecie, sam dwunożny mnie po polikach drapie, jego wybór!

Hepi w strumyku pracuje ciężko...


Widzicie? Za malirorację się wzięła! Ma...melinorację... meeeliooraaacjęęę.... o, tak dobrze. Dba bardzo, żeby zwierzaki mogły też po łokcie się taplać, nie po same nadgarstki. I usuwa wszelkie przeszkody, żeby nikt nie złamał girki. Porządna z niej psiolaska! A to wszystko za jeden psismak!

Jak ktoś chce mieć super psa, któremu smutki niestraszne, bo nawet tego słowa nie zna, to niech przyjedzie do nas poznać któregoś strumyczkoluba, co to ich wyżej opisałam! Zakocha się na pewno, a potem podpisanie umowy to już tylko momencik! ...wszyscy czekamy... niektórzy od dawna...

środa, 4 maja 2016

Są szalone, mówię Wam!

Dzisiaj obalamy mity! Znaczy w naszym schronisku to one są obalane właściwie codziennie, ale kto jeszcze u nas nie był i ogólnie się boi, że wejdzie i natrafi na setki smutnych i zrezygnowanych oczu i nie będzie w stanie zabrać żadnego psa na spacer... to się zaraz przekona, że nie ma się czego obawiać i wręcz TRZEBA do nas przyjść, bo nawet, jeśli nie wyjdzie się ze zwierzakiem na zawsze, to chociaż tę godzinkę (co najmniej!) w tym dniu zwierzak będzie miał inną niż resztę.

Bo o to chodzi w spacerach, żeby radością się dzielić!

Dzisiaj pokażę radość wybiegową. Na wybiegu można hasać bez smyczy, linki i w ogóle bez żadnej krępacji. To jest Mana:


Mana została znaleziona z koleżanką Helfą w miejscowości niedaleko naszej. Leżały w rowie... Może zostały tam wyrzucone i czekały na właściciela...? A może same wyszły na przechadzkę i nie znalazły drogi do domu? Nie wiem, a jak poszedłem się dowiedzieć, to Mana mi tylko pomruczała jakieś dziwne rzeczy przez sen, to już nie chciałem budzić. Obie psiolaski były bardzo ze sobą zżyte, ale Helfa pojechała niedawno do nowego domu. Mana obgryza pazury, bo by chciała bardzo wiedzieć, czy u Helfy wszystko w porządalu... Mam nadzieję, że niedługo coś przyślą, to wydrukuję jej zdjęcia i zaniosę, niech powiesi w budzie i odetchnie. Te jaśniejsze miejsca na Many grzbiecie to chyba ślady po pogryzieniach. Coś tak nasi mówili, że na to to wygląda... Zagoi się i odrośnie pięknie!

Wracając do szaleństwa... Mana jest niezwykle pozytywna i w sumie bym nawet nie powiedział, że ona taka szalona!


Mana jest kochana! BraćBraćBraćBrać do domu!

Teraz będzie o kolejnej psiolasce. Psiolaska to taka, że woli chyba towarzystwo psiumpli niż dwunożnych... Dwunożni ją onieśmielają, czy jak... Jest o wiele lepiej niż kiedyś, ale coś mi się zdaje, że musiałaby znaleźć dom, w którym byłby drugi pies, którego polubi i to on będzie jej pokazywać świat. Oto Janka:



Bardzo ładna jest. Bardzo ładna i bardzo nieśmiała niestety... Inaczej już by dawno dom znalazła! Trzeba do niej właśnie tak boczkiem-boczkiem i najlepiej jakiś kawałek boczku mieć w ręku, chociaż i to nie gwarantuje, że Janka się przekona. Kto ją dłużej zna, temu na pewno łatwiej, ale i tak do wylewności daleko...


...za to na wybiegu... o tym zaraz. Najpierw przedstawimy psiumpla Janki. Oto Połomek:


Taki śmieszny trochę jest. Chociaż, jak się go pozna, to całkiem śmieszny się robi, nie tylko trochę! Bo z jednej strony to on taki ułożony jest, że komendy zna. I usiądzie, i łapę poda, nawet się położy, jak dwunożny wie, jak poprosić! Czarny jest, elegancki taki, pod krawatem... Wzrok ma maślany taki, ludzi przeuwielbia wręcz! Zgubił się komuś pewnie... Kolorową, ładną obróżkę miał... Od przedświąt czeka u nas na swoich... Nie przyjeżdżają... Szkoda Połomka.

Pisałem, że Połomek z jednej strony taki ułożony. I że Janka taka nieśmiała psiolaska... Bardzo proszę, a tak się dzieje, kiedy jedno z drugim na wybieg trafi!


Całkiem zwariowane i niczym nieskrępowane szaleństwo! 

Okazuje się, że Jance właśnie taki Połomek potrzebny, a i Połomkowi potrzebna taka Janka. Bo on jest baaardzo biegolubny, a ona zapomina, że czegokolwiek się boi. Czy to by nie była idealna para do wzięcia? Ona sama to pewnie jeszcze długo, długo będzie przekonywać się do ludzi... Zwłaszcza w schronisku to jeszcze potrwa, bo do tego dom potrzebny... A jakby miała takiego Połomka obok, to brałaby przykład.

Widzicie? W schronisku też jest dzika radość i szalone gonitwy! ...ale bez Was ich nie będzie... Kto nas wyprowadzi na wybieg? Kto pójdzie z nami do lasu? Same się nie przejdziemy, nie założymy sobie szelek, nie przypniemy smyczki... Do szczęścia potrzebujemy właśnie Ciebie. 

Nawet, jeśli to szczęście potrwa tylko godzinę, czy dwie, czy pół. Lepiej jednak mieć co wspominać dobrego przed snem i mieć nadzieję na dobre jutro, czy myśleć tylko o tym, że nawet odwiedzić nikt nas nie chce...?

No właśnie!

niedziela, 1 maja 2016

Może Cię nie dowidzi, ale poczuje, czy jesteś dobry...

Dwunożnym jest szkoda tych czterołapów, co mają oczy niesprawne. Bo takie biedne, bo obijają się o kraty, o budę, o drzewa, o nogi... ale co ciekawe, boją się też adoptować... Boją się, że sobie nie poradzą z opieką nad takim zwierzakiem. A przecież szybciej nauczy się mapy domu niż przyzwyczai do hałasu i pozna drogę przez wiaty na spacer do lasu...

Mamy w schronisku kilka takich psów, które musiały się nauczyć patrzeć nosem. Na przykład Kasztan.


Oczy Kasztana nie są takie białe, ale wiadomo, że nie działają, jak trzeba. Widać to też po psiaku, po tym, jak się patrzy i jak łypie z ukosa... Bo gdzieś coś słychać, ale widać jakoś bardzo przez mgłę. Nie przeszkadza mu to wcale, po wybiegu sobie Kasztan drepta całkiem dziarsko, najważniejsze, żeby człowieka słyszał! ...i smakołyki czuł, bo przecież nos mu działa geniaaalnieee...


Pocieszny ten Kasztan. Lubi ludzi, wie, że są fajni. Lubi się bawić, zwykle ma dobry humor i z psami też nie ma problemu, o ile mają pokojowe zamiary i dadzą się poznać...

Dalej mamy Romeo.


Oczy ma takie szukające... Był zabrany do schroniska na leczenie i został do dzisiaj. Warunki u właścicieli nie były takie super, właściwie to były żadne... więc nasi stwierdzili, że zostanie u nas, gdzie ma ciepłą budę, sianko, pełne miseczki i regularne spacerki. Przyzwyczaił się już do schroniskowego życia, ale niedowidzące oczy ciągle szukają i bywają smutne...


Romeo jest grzeczny na spacerach, wcale nie ciągnie i lubi czuć kontakt z człowiekiem, bardzo go potrzebuje... Trochę mu jeszcze dolegliwości zostało, ale te kilka tabletek dziennie to w paszteciku na pewno da się wcisnąć. Kto nie lubi paszteciku...?

- Że jak?? PASZTET??? Gdzie pasztet? Daj pasztet???

- Aro! Sio!

- Ale pasztet!

- Żaden pasztet, bierz mi to cielsko stąd! Pisałem tylko o tym, NIE MAM! Zachoruj, będziesz dostawać tabletki w torcikach.

- TORCIKI!? Gdzie torciki?? Daj!

- IDŹ MI STĄD!!! NIE MA PASZTETU, NIE MA TORTU, za to jest PÓŹNO. Nie mam czasu, IDŹ!!!

- Oooojeeenyyy.... focham i idę. Dreptu-dreptu-dreptu...

No przecież z tym nienażartym to jakaś masakra... Mors jeden... Waleń... A ja czasu nie mam... Wracając do tematu!

Romeo już zostawmy, teraz przypomnijmy Kucyka!


Niemały jest, ale już wiadomo, skąd ma imię. Tylko nie widziałem nigdy takiego puchatego kucyka, ale czy ja kiedykolwiek jakiegoś widziałem...? Kucyk dobrze się kryje z tym, że średnio widzi. oczy ma właściwie normalne... Tylko tak dziwnie nos wyciągał od samego początku... Nie patrzył się na dwunożnych, bardziej szukał ich zapachu... I potem wyszło, że faktycznie kiepścizna z tymi oczami. 


Wiadomo jednak, że Kucyk dobrego człowieka wyniucha z daleka. Spacery uwielbia, bo z dwunożnymi się spaceruje. Mizianko też, bo to też dwunożni miziają! Potrafi się wyłooożyyyć łapami do góry i poddawać relaksowi... Nie jest mały, ale nawet pluszowe misie bywają niemałe... A Kucyk jest takim właśnie pluszowym misiowym kucykiem z tą różnicą, że żyje, szczeka, je i potem... wiecie co potem się dzieje...

Naprawdę nie ma co się bać takich niedowidzących piesełów. One sobie świetnie radzą i często są odważniejsze od ich opiekunów. One idą przed siebie, obiją się nosem od ściany, ale zmienią kierunek i idą dalej bez marudzenia. Jak szkoda Ci, że muszą obijać się od krat kojca... to weź je do domu, niech przez tydzień poobijają się od ścian i mebli, ale potem już nie będą. Nauczą się. W głowie narysują sobie mapę domu, a na niej czerwony, mrygający punkt - miseczki!

Chcesz adoptować psa i nawet poznałeś takiego ślepaczka albo prawie ślepaczka i już wiesz, że jest super, ale się boisz? Napiszę Ci coś. NIE BÓJ SIĘ. One się nie boją, więc Ty tym bardziej się nie obawiaj. One sobie poradzą. Czasami tylko bądź ich oczami, ale przekonaj się, jak Cię zadziwią.

Naprawdę lepiej zderzyć się z fotelem niż prętami kojca...