Rozniosło się szybko po schronisku i spowodowało, że sierściuchy w kociarni wściekły się, a
psy też wpadły w złość!
Pisałam kiedyś
o starszej bezogoniastej karmicielce kotów w mieście, która poszła do szpitala,
a jej brat postanowił pozbyć się bezdomnych kotów, którymi się opiekowała! Nasi
tłumaczyli mu, że ich miejsce jest na wolności tam, gdzie żyją, że do
schroniska takich kotów się nie bierze. Załatwili, że mieszkająca niezbyt
daleko inna karmicielka zaopiekuje się tymi zwierzętami. I tak się stało. A wtedy
ktoś, pewnie właśnie ten brat, połapał koty i wywiózł je gdzieś…
Jak się
okazało, chyba niedaleko, bo minęło parę tygodni i koty wróciły! Może nie
wszystkie, ale wróciły! Ta zastępcza karmicielka czuła, że tak może się stać,
więc od czasu do czasu zachodziła na tę ulicę, gdzie wcześniej żyły. I
doczekała się powrotu sierściuchów. I znów zaczęła je dokarmiać.
Tylko że po
jakimś czasie koty znów zaczęły znikać. Tym razem po jednym…
A pewnego
dnia, gdy karmicielka przyszła do swoich podopiecznych, z bramy wyszło paru
bezogoniastych, zrobiło jej awanturę i na końcu pobiło! A potem bandyci wsiedli
do samochodu i zwiali!
Sprawa,
oczywiście, trafiła na policję i do mediów. Poczekamy i zobaczymy, co będzie…
Ale
póki co, widząc, co się dzieje, znajome karmicielki postanowiły wkroczyć do
akcji. Jedna z nich zawarła jakąś umowę ze spółdzielnią mieszkaniową i wydębiła
od niej pomieszczenie w piwnicy któregoś z bloków. Trzyma tam koty szczególnie
słabe czy poranione. Do tego pomieszczenia postanowiła teraz pozabierać te,
które tak bardzo przeszkadzają mieszkańcom i panu braciszkowi, że aż do bicia
karmicielek się biorą! W tym pomieszczeniu koty zostaną przez jakiś czas, póki
nie wróci ze szpitala ich właściwa karmicielka. Ona już wie, co się dzieje, a
ze zdrowiem u niej coraz lepiej. (Cóż, nie chciałabym być w skórze tego
braciszka, gdy ona wróci do domu!)
I
niedawno karmicielki wraz z jednym naszym bezogoniastym pojechały, by wyłapać
te biedne sierściuchy z ulicy. Po kilka, powoli – wyłapali.
No
i teraz mlekopije są bezpieczne.
A
u nas w schronisku zrobił się problem z Karym, którego nazywają też Omen[1].
Trafił do schroniska latem. Ktoś zadzwonił, że na peryferiach, przy drodze,
leży pies i nie rusza się. No to nasi pojechali i znaleźli Karego.
Rzeczywiście! Próbował wiać, ale ledwo się ruszał, więc złapali go bez trudu.
To
owczarek niemiecki, ma już z dziesięć lat. I duże problemy ze zdrowiem. Jak go
zobaczyłam, to szczęka mi opadła. Wyciągnięty z samochodu ledwo stał na łapach,
wykrzywiony jakiś, poskręcany, z mocno przechylonym na bok łbem… No i łapa za
łapą, które mu się plątały…
Oczywiście
zaraz trafił do zjaw, które za głowy się połapały: zapalenie ucha, stare,
paskudne, które przerzuciło się i na szczęki. Zapalenie kręgosłupa i stawów –
no więc ani stać, ani siedzieć, ani chodzić dobrze… A po jakimś czasie okazało
się, że ma w dodatku kłopoty z błędnikiem, więc czasem traci równowagę!
Gdy
wrócił od zjaw, wszedł do budy i okopał się w niej. Nie wyłaził. Nawet robił
pod siebie. Coś strasznego. Musiał brać często zastrzyki, a nie chciał wyjść z
budy. No to podnosili dach i kłuli go od góry! Od góry też smarowali mu i
zakrapiali ucho. I jakieś maści wcierali mu w dziąsła!... Tygodniami to trwało!
Kary
początkowo boczył się, powarkiwał, ale za gryzienie się nie brał. Wiedział, że
bezogoniaści chcą dobrze. No i powoli oswajał się. Stanął na nogi. No i wylazł
wreszcie z budy. I na spacery zaczął chodzić, chociaż z problemami, bo się
zataczał… I jakoś nie chce jeść z miski – woli, jak się go karmi z ręki (długo
tak jadł siedząc w budzie; wtedy zresztą nie mógł sam żreć suchej karmy, bo
zęby go paskudnie bolały i był na miękkim podawanym z ręki – no i przywykł!).
A
ten problem, o którym pisałam na początku? Ano taki to problem: jak już Kary
wyszedł z budy, to przebywał cały czas na zewnątrz, nawet spał przed budą. Nikt
na to nie zwrócił uwagi, bo długo było ciepło mi wiele psów spało na zewnątrz.
Ale teraz zaczęły się chłody. Zwierzaki chowają się więc wieczorami do
ciepłych, pełnych siana czy koców bud, a Kary nie! Dalej śpi przed budą…
Chyba
się zraził w czasie, gdy robiono mu w budzie zastrzyki. Trochę na siłę, bolesne
zresztą… Czyszczenie dziąseł i uszu też się tam odbywało i nie zawsze przyjemne
było. Więc buda źle mu się kojarzy! No i co robić? Do zimy niedaleko – stary
pies musi mieć ciepło!
Bezogoniaści
zmienili mu budę – może zaaprobuje nową? Ale nic z tego! Na razie więc
zabierają go na noce do szpitalika, pod dach… Ale tam tłok coraz większy,
niedługo nie będzie miejsca i co wtedy?... Wsadzają mu do budy co raz to inne
smakołyki – może się przekona, może wejdzie, choćby po to, by dorwać się do
cymesów. Ale i to go nie wzrusza…
Oj,
kłopot! Ciekawe, czy znajdzie się sposób na uprzedzenia Karego.
Pora
na historię ze szczęśliwym zakończeniem. W kolejnym odcinku naszego serialu
„Zdarzyło się psu…”
aby powiększyć kliknij na obrazek lub najlepiej otwórz w nowej zakładce
[1]
Fajnie ma! Ma dwa imiona! Też bym tak chciała. Żebym była i zwyczajna Majka, i
jakoś tak piękniej, szlachetniej – na przykład… Świeżawątróbka… Albo chociaż
Pedigri…