Paru naszych bezogoniastych, zanim zacznie z rana pracę, łazi sobie po lesie dokoła
schroniska. Gdy wracają, to mają w siatkach takie małe roślinki z brązowymi
łebkami, które nazywają grzyby. Ponoć to dobre do żarcia! Widziałam takie
nieraz na spacerach, obwąchałam, spróbowałam nawet… Ale to paskudztwo! Niekiedy
z robakami! Te robaki to jeszcze, ale reszta?! Jak ci bezogoniaści mogą to brać
do paszcz? Zawsze wiedziałam, że to dziwaki! No, ale niech im pójdzie na
zdrowie!
Jak przywieźli
– niedawno – Barneya do schroniska, to pomyślałam, że długo tu miejsca nie
zagrzeje. To taki dojrzały kundelek, pewno pięcioletni. Śliczny: nieduży, o
kremowej sierści z dodatkiem pieprzu… Wesoły w dodatku i kontaktowy, jak
rzadko. I często się uśmiecha…
No właśnie – i
tu feler! Zęby ma wystające i kamienia na nich pełno, aż brązowe! I to psuje
cały efekt.
Bezogoniaści
odwiedzający schronisko zaraz zwracali na niego uwagę, ale potem wpadały im w
oczy te zęby… I odchodzili do innych psów.
Mimo wszystko
parę dni temu znaleźli się młodzi bezogoniaści, którzy tymi kłami Barneya nie
zrazili się. Powiedzieli, ze dadzą sobie z tym radę – nie ma róży bez kolców i
barneyów bez wad! A on jest kapitalny! I wzięli go sobie. Kapitalnie!
Trochę
wcześniej nasza główna bezogoniasta odwiedzała psy w trzeciej wiacie. Polazłam
za nią, bo i tak nie miałam co robić. Ale pod dach nie wchodziłam, tylko
położyłam się na rogu, skąd wszystko widać. Pod dachem cień, a ja chciałam
powygrzewać się na słońcu, póki świeci.
Zwykle psy na
widok tej bezogoniastej szału dostają, bo ją lubią. Ale tym razem panowała
cisza. Nawet na nią nie patrzyły, tylko wgapiały się gdzieś za nią… W pierwszej
chwili nie zauważyła tego, dopiero gdy zagadała do któregoś psiaka, a on nic,
zorientowała się, że coś jest nie tak. Ja to wiedziałam i widziałam już od
pierwszej chwili, bo poczułam!
Ta wiata
przylega do ogrodzenia, za którym jest las. I pod to ogrodzenie podeszły trzy
sarny. Stały sobie, żuły jakąś trawę i popatrywały na psy, a one na nie gapiły
się jak zaklęte. Zawsze tak się gapią, gdy sarny podchodzą pod ogrodzenie.
Prawie się oswoiły, widzą, że zamknięte psy nic im nie mogą zrobić, co
najwyżej, gdy znudzą się patrzeniem, zaczną szczekać – a to niegroźne.
Bezogoniasta
odwróciła się w końcu i zauważyła sarny. I wszystkie istoty stały długą chwilę
nieruchomo. Bezogoniasta powiedziała coś cicho i dopiero wtedy sarny bez
pospiechu odeszły sobie w las. A psy zaczęły się witać z bezogoniastą tak, jak
to zwykle czynią.
Tak się nimi
zajęła, że nie doszła do ostatnich kojców kolejnej wiaty, bo ją odwołali do
biura. A tam siedzi właśnie jedna nowa suczka. Jennis ma na imię.
Powiadam wam,
wielka jak jałówka. Niestara – i śliczna po swojemu: sierść krótka, gładka,
biała, z takimi grafitowymi łatami. Rzadkie umaszczenie. I obwisłe uszy. I
bardzo przyjazna, przynajmniej na pierwszy rzut oka.
Jakaś niejasna
sprawa z nią była. Najpierw zadzwoniła bezogoniasta z nieodległej wsi:
przybłąkał się do nas pies, duży taki (i tu dokładnie psa opisała) – zabierzcie
go! Nasi wytłumaczyli jej, że z terenu, gdzie ona mieszka, psów nie zabierają,
bo gmina nie podpisała umowy ze schroniskiem. I poradzili, by bezogoniasta
zgłosiła psa do gminnych urzędników – niech coś ze zwierzakiem zrobią; może
podpisali umowę z innym schroniskiem… Bezogoniasta podziękowała i rozłączyła
się.
Minęło parę
godzin i w schronisku pojawił się młody, energiczny bezogoniasty. I gada:
przyjechał z wioski w odwiedziny do ciotki, która mieszka w domku w naszym
mieście. No i do tej ciotki przyszedł wielki pies, a ciotka psów się boi i ich
nie chce. No to on psa przyprowadza.
Nasza
bezogoniasta była akurat mocno zapracowana – zawsze zresztą siedzi w jakichś
papierzyskach – zawołała więc pracownika, żeby odebrał psa. Ten pracownik
wrócił po jakimś czasie i zdał sprawę z przyjęcia. Gdy zaczął opisywać psa,
postawiłam uszy, a nasza bezogoniasta też. Bo co się okazało? Przyjęto właśnie
do schroniska suczkę, wypisz, wymaluj taką, o jakiej opowiadała tamta
bezogoniasta z nieodległej wioski!
I w ten sposób
niedaleka gmina pozbyła się niechcianego psa, a nam przybyła nowa lokatorka.
Niezłe, co?
Między psami a
bezogoniastymi jest jedna zasadnicza różnica: psy nie potrafią kłamać!
A teraz
następna opowieść wolontariusza – o wolontariuszach
Opowieści Wolontariuszy
aby powiększyć kliknij na obrazek lub najlepiej otwórz w nowej zakładce
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz