Siedzę sobie z tyłu, za biurowcem, łeb zadarłam, gapię się…
Tam dalej, nad
magazynem rozkłada gałęzie wielki dąb. I o tej porze zaczynają z niego lecieć
żołędzie. Pewnie dlatego dziki czasem podchodzą pod ogrodzenie. Na wyżerkę chcą
się załapać. Do tej pory ogrodzenia jeszcze nie rozwaliły, siatka trzyma, ale
kto wie, jak długo…
Gdy tak
słucham tego stukania żołędzi o blaszany dach magazynu, to wiem, że jesień
rozpoczęła się na dobre! I że niedługo mnie poskręca w stawach. Ech…
Właściwie to
już dziś mnie skręca, chociaż słonko jeszcze przygrzewa. Dlatego pisać mi
trudno. Zrobię więc inaczej… Będzie bardziej do patrzenia, niż do czytania…
Niedawno
pisałam coś o rekordach. No to zobaczcie, jak to wygląda na co dzień. W ciągu
trzech pierwszych dni października stało się, że:
Nowy dom
znalazł sobie Duzers.
Do swoich
własnych bezogoniastych poszła Krakusia.
Marcel także
już jest na swoim.
A Serna i
Weronę odnaleźli w schronisku właściciele, którym psy zginęły.
Ktoś
jeszcze?... Aha, Piórka!
Drugiego
październikowego dnia było dużo gorzej, bo tylko Barney opuścił schronisko. Ale fotki nie mam.
A trzeciego
października też kiepsko, bo pożegnał się z nami i odszedł na swoje jedynie kot
Morelek.
No
to tyle zwierząt poszło w trzy dni ze schroniska. Przeciętny wynik – bywa dużo
lepiej. Tym razem na żaden rekord się nie zanosi… Bo i pogoda zaczyna się psuć.
Jak jest słota, to bezogoniaści wolą siedzieć w domu i ani im w głowie branie
zwierząt do domu…
Za
to do schroniska przyszedł zjawa, a ja zwiałam aż za trzecią wiatę, bo tak na
mnie patrzył, że od razu wiedziałam, że chce mi dawać zastrzyk!... Ale chyba
nie o to mu chodziło, bo nikt mnie potem nie szukał. No to odczekałam i
wróciłam do biura. Scenariusz poprawić przed zamieszczeniem go na blogu. Ten o:
aby powiększyć kliknij na obrazek lub najlepiej otwórz w nowej zakładce
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz