Oczami Bezdomnego Psa

środa, 29 marca 2017

Nie ma co udawać. I tak widać.

Cieszymy się, ile mamy sił w ogonach i płuckach. Serioserio się cieszymy, zwłaszcza kiedy widzimy dwunożnych naszych. Niektórzy się zaczynają cieszyć dopiero na tych najbardziej im znanych, a niektórzy na wszystkich, a jeszcze inni cieszą się na wszystko zawsze, a są też tacy, którzy na nic nigdy...

Zdarza się nam stresować. Świeżo po przyjściu najczęściej chyba. Wtedy to chyba każdy! ...Chociaż są też tacy, którzy dopiero w schronisku oddychają piersią pełną.

Jak na przykład Aza, co została u nas nazwana Sabą. Wyglądała tak...


...i żyła tu...


...więc teraz przy świeżym powietrzu i pełnym brzuszku jest dość jednak zadowolona!


...co nie znaczy, że dom nie jest jej potrzebny! 

Sporo zwierzów odreagowywuje stresy na różne sposoby. Niektóre duszą w sobie, a że gdzieś ten stres wyjść musi, to wychodzi na pysku... Jak u Łabka. Taki był kiedyś:


...teraz jakoś kolory zaczął tracić...


Nie daje po sobie nic poznać, bo i ogonem merdnie, i uśmiechnie się, chociaż trochę blado... Na spacer wyjdzie chętnie też. Tak spokojnie wszystko i zwykle niespiesznie, byle chwila trwała... I ta nadzieja w oczach, bo może jednak spacer w schronisku się nie skończy...? Tam za głośno, za bardzo nie-u-siebie, a on by jednak chciał ciągle przy kimś być... Sierść matowieje, chociaż nasi czeszą i pilnują, żeby była ładna, ale w budzie to zaraz siano w kudełki wlezie i tyle z tej całej pielęgnacji. Dla niego nieważne jest, jaka rodzina go przygarnie. Czy duża, czy jednoosobowa, czy wesoła, czy taka, którą trzeba będzie rozweselić, to nieważne. Byle była dobra i cała JEGO...

...wspomniałem, że stres ze zwierzaka wychodzi...? Jakby to napisać... wychodzi różnie, a chyba najczęściej... tyłem jednak... Psy to może zwykle wszystko prosto z mostu mówią, a ja się jakoś muszę dostosować do Was i nie mogę po prostu tak o, napisać, że w stresie paskudzą kuwety i podłogi bardziej niż w nie-stresie... Jakoś to musi ze zwierza wyjść... ten stres...

I to niezależnie od gatunku! Tak, tak, sierściuchy też mają ten problem...

Jak na przykład Fajf.


...już skończyliście się zachwycać...? ...dobra, poczekam.........

....już? Ja wiem, że czarny, że poliki, że wzrok, że wąsy, wszystko wiem. Tak, że oczy zielone też wiem. Zmężniał...eee...skociężniał w schronisku, bo już kilka miesięcy mieszka, a trafił tu za kociaka. Oczywiście, że był chory! Dalej trochę jest, ale psioweci się nie poddają. Fajf jest tak przymilasty, nakolanowy, prodwunożny i wogóle najnajnaj, że się dziwię, że wciąż z nami... Nasi mu teraz zbierają na taką karmę specjalną, bo przecież kocur w tej kuwecie zostawia takie niespodzianki, że... no... Psioweci go badali ze strony każdej, i krwi toczyli też... A to może się okazać, że stresuje się chłopak i stąd to tak potem... Bo wiecie, że jak sierściuch się źle na duszy poczuje, to dramat na pięć aktów co najmniej! Fajf więc je delikatną karmę, wieczorami medytuje i... czeka na dom...

Tak samo Łatka!


Na tym zdjęciu Łatka się nudzi się, a tu się pokazuje bardziej w całości:


...ile można siedzieć w klatce? Ona już tak ponad pół roku... Bo choroba, bo badania, bo infekcja i to tak w kółko. Pewnie, że wychodzi na przechadzki po pomieszczeniu, ale jakieś przesadnie długie nie są... Wygląda sierściucha swoich ludzi, nie-swoich też, byle pomiziać przyszli i nie było tak przeraźliwie nudno! Drapak jest, jakąś kulkę dadzą, ale ile można samemu się bawić... Łatka chce do domu, chce mieć z kim szaleć, z kim się bawić, na kim spać i przy kim się relaksować... Jej też z tego wszystkiego może nie działać ten żołądek jak trzeba... To wszystko może minąć, jak już znajdzie dom, jak poczuje się bezpiecznie, jak zrozumie, że jest u siebie... W schronisku się tak nie da, schronisko to nigdy nie będzie dom...

Nie tylko sierściuchy tak reagują na stres. Owal też musi szamać coś na delikatne jelitka...


Niby taki pouśmiechany, ale też na dobre mu nie wychodzi to mieszkanie z dala od domu. A co nasi mają poradzić na to, skoro się błąkał i nikt się zgłosić po niego nie chce...? Jakby dom się znalazł, jakby właściciel zgłosił, jakby Owal miał być szczęśliwy, to by nasi bardzo chętnie umowę podpisali i pomachali na dowidzenia, na szczęscie, na powodzenia... A jemu źle bez dwunożnych, bez spacerów, bez swojego miejsca... I się stresuje chłopak, co poradzić? Może to też i być od jakichś niedoborów, ale nasi zdaje się, że robili jakieś badanka... Musieli robić, zawsze robią! Prawda też taka, że nawet jak tam coś brakuje, czy za dużo jest, to żeby wyleczyć, to też spokój i szczęście potrzebne... 

Choćby schroniskowe życie było nie wiem jak wypełnione głaskami, miłością, spacerami, czułością, to zawsze będzie się miało wokół kilkadziesiąt innych zwierzaków, które mają nadzieję na taką samą porcję dobra, które zawsze mają coś do powiedzenia, które nie dają zapomnieć o sobie i o tym, gdzie się jest... Potrzebny nam spokój, to miejsce jedyne na ziemi i te serca jedyne na świecie, żeby poczuć, że nie jesteśmy tylko jednymi z wielu...

...bo co będzie pierwsze...? My się przyzwyczaimy, czy stres zeżre nas całkiem...?
...i wcale tej pierwszej odpowiedzi tak bardzo pewny nie jestem...

niedziela, 26 marca 2017

Fajnie jest się przejść się!

...znaczy mi nie, ja się tam już nachodziłem w życiu. Ale inni czemu nie - niech chodzą, pokazują się na mieście, niech przypominają, że jesteśmy tam kawalątek od centrum, w lesie, niech wszyscy wiedzą, że takie fajne psiolaski i psiechłopy tylko czekają, żeby się stać tylko ich na zawszezawsze!

W mieście reklamowali się...

Hagi i Borka:


Borce to się trafił kawaler na współpsiolokatora! Włosy blond, a oczy takie ciemne! Niejedna jej zazdrości...

Chyba-Ulf musiał akurat opowiadać coś niezwykle istotnego...


Przyznam się, bo przecież mnie nie było, że nie jestem do końca przekonany, czy to był Ulf. Stawiam jeszcze na Etera, ale on nie jest tak kłaczasty, więc to pewnie Ulf. Nie polezę się zapytać, bo późno już...

Rufek z Berią zmachali się solidnie!


Beria musi popracować nad formą, bo coś jej się chyba przybrało tu i ówdzie... Jak pójdzie do domu, to na pewno regularne spacery pomogą...

Belgus też się zmęczył!


Aż mu uszy zwiędły! ...mam nadzieję, że ktoś na mieście zwrócił na niego uwagę... Pies idealny!

Leroj i Szakira za to trzymają linię!


Smukłe, lśniące, stworzone do długich spacerów i gonitw! 

Iiii najpiękniejsze kropki w okolicy! Ahmed.


Z przodu rude, z góry czarne. Jeden z fajniejszych umaszczeniowo zwierzaków w schronisku! Jakoś nikt tego nie widzi, czy jak? U Ahmeda to idzie w parze z fajnością charakteru w dodatku!

Badzia też była!


Badzia na zdjęciach zawsze udaje owczarka... a w rzeczywistości jest połowę mniejsza ode mnie! Za to tak samo urocza!

Była też Sonia i Łabek.


Idealna, spokojna, zrównoważona para z nutką szaleństwa we łbach.

 Nie mogło zabraknąć Agriego i Miśki! 


Co go widzę, to z podziwu wyjść nie mogę, jak się bardzo zmienił... Może i będę nudny ale kto go widział na początku schroniskowej "kariery", ten zrozumie!

A już najbardziej ŁAŁ, że poszedł Jankiel! Nie mam jego zdjęcia tak w całości, ale możecie zobaczyć go tutaj:


Lecąc od lew...prrr........leeewee......le...PRAWEJ strony, macie Drąga, a zaraz dalej, przy drugiej żółtej miseczce jest Jankiel!

..............a zaraz... mam zdjęcie!


Jankiel znów przypomina tego dawnego Jankiela sprzed operacji wciśnięcia dysku w kręgosłup na miejsce! Psioweci i nasi stanęli na tak wysokiej wysokości zadania, że bym ozłocił każdego, ale że nie mam nic prócz szczerego serca, to mogę jedynie patrzeć się na nich z uwielbieniem i miłością najczystszą...

Fajne takie wyprawy są w miasto! I nasi od razu zdrowsi, i zwierzaki szczęśliwsze i pokazane szerszej publiczności. Zawsze to dzień inny niż wszystkie, zapachy nowe, inne, miastowe takie, podłoże niepiaszczyste, widoki mniej zielone... 

Aż się chyba wybiorę następnym razem! Kto idzie ze mną??

środa, 22 marca 2017

Jeśli Puszka mają za nic, lepiej być Guciem!

Daaawno daaawno teeemuuu, kiedy jeszcze nie wiedzieli, że jestem chory (albo nie byłem...), do schroniska ktoś przyniósł sierściucha z połową uszek...


Nie jakaś specjalna odmiana... Tak mu je zeżarło coś... Poza tym sierściuch był biały jak śnieg i wielki jak... no duży był. Na imię dali mu Gucio, kotoweci zaraz leczenie obmyślili, a sierściuch się dawał, bo to taki typ był i kuracja trwała w najlepsze. Po jakimś czasie zgłosili się właściciele, że to ich Puszek jest, nie żaden Gucio, że im gdzieś się zapodział i te uszka to takie straszne, ale oni leczyć będą, a przynajmniej Puszek będzie w domu! Nasi nawet sprawdzili potem i faktycznie Guc... Puszek miał się lepiej.

....za jakiś czas ktoś przyniósł do schroniska.... białego sierściucha z ćwiartką uszek...........

Oszczędzę Wam zdjęć, bo to nic ładnego nie było i bolało od samego patrzenia... Nasi tylko pod nosem powiedzieli coś, czego też mi nie wypada publikować i wzięli się ponownie za leczenie Puszk.... TFU! Gucia! Skoro bycie Puszkiem sierściuchowi nie służyło, to imię Gucio było zdecydowanie lepszym rozwiązaniem. W głowie mi się nie mieści, jak można było patrzeć na cierpienie swojego przyjaciela i zupełnie nic z tym nie robić! Był zeżerany żywcem przez świerzba i... NIC! Nic ich to nie wzruszało! Se nie będę łap odgniatać na pisanie o nich, nie warto......

Wracając... Gucio u nas odpoczywał i zdrowiał....


...leniwie przeciągając się na wszystkie strony, zachwycając gracją...


.....i wdziękiem.....


Po wyleczeniu sierściuch się przeniósł na główną kociarnię, gdzie przesiedział całkiem sporo czasu. Kolor i wielkość wskazywały na to, że powinien całkiem szybko dom znaleźć, ale chore nerki niestety przekreślały dużo szans...

...aż tu pewnego dnia ktoś postanowił, że ta biel go zachwyca, kocurowatość urzeka, a nerki... nie straszą! Wkrótce Gucio wyjechał w siną dal...

Co dziś u chłopaka słychać? Popatrzcie i poczytajcie. To doprawdy okropne!

...koszmarne!

...straszne!!

...że musiał tyle czekać na taki dom i tyle lat żyć jako nic nie warty jakiś Puszek.... 

"Witam.
Pamiętacie Gucia – kotka z chorymi nerkami?
Od kiedy adoptowaliśmy go w maju 2016 r. minęło już trochę czasu, ale wiadomo jak to jest – brak czasu na wszystko J


Zostaliśmy przy imieniu Gucio, które dały mu panie podczas pobytu w schronisku :) bo uważaliśmy, że nie ma sensu przyzwyczajać go do innego, mieszać mu w głowie mając na uwadze jego życiowe doświadczenia i chorobę. Poza tym Gucio jest bardzo upartym kotkiem i pewnie nie reagowałby na nowe J Jego upór będzie widać na poniższych zdjęciach J

Kilka lat wcześniej adoptowaliśmy z waszego schroniska Lenkę – wcześniej nazywała się Lindi. Lenka jest przecudownym kotem. Wiem, bo miałam już w życiu trochę kotów. Uwielbiam jej towarzystwo. Jak siada mi na kolana, kiedy siedzę przy komputerze. Kiedy przychodzi do mnie, kiedy mam złe dni, nawet kiedy płaczę z bezsilności. Potrafi mnie pocieszyć swoim towarzystwem i cudownym mruczeniem. Jest grzeczna, nie drapie gdy ktoś ją zaczepia, tylko ucieka. Nie drapie mebli, bo ma do tego drapak, którego męczy kilka razy dziennie.

Ale wracając do Gucia…

Kiedy Gucio pojawił się u nas w domu, Lena niechętnie podeszła do nowego członka rodziny. Przez długi czas warczała i syczała na Gucia, kiedy do niej podchodził i chciał ją powąchać. Pewnie uważała, że to tylko jej dom, to ona tu była pierwsza i Gucio jej się nie podoba. Z czasem przestała na niego warczeć i syczeć, i pojawiła się między nimi nić przyjaźni. Kiedy ona je w kuchni, a Gucio przychodzi też zjeść, to zawsze mu ustępuje miejsca. Chciałabym, aby kiedyś leżały obok siebie tak blisko, że będą się przytulały. Wiem, że potrzebują na to czasu. A mają go wiele, kiedy są sam na sam w domu, kiedy my jesteśmy w pracy.

Gucio bardzo szybko zaaklimatyzował się u nas - po 3 dniach już wylegiwał się na podłodze w słońcu.



Jego choroba nie jest dla nas przeszkodą. Jeździ z nami co miesiąc do weterynarza na kontrolę. Teraz jeździmy z nim co 3 miesiące, bo jego wyniki są w normie jak na kotka z chorymi nerkami. Chyba już przyzwyczaił się do tego, że dajemy mu tabletki, choć czasami się broni pazurkami. Nawet mój synek chętnie bierze udział i trzyma go, kiedy ja mu daję leki.

Gucio lubi nam robić psikusy rano kiedy kręcimy się nerwowo po domu J albo jak oglądamy telewizor wieczorem w sypialni J kładzie się pod telewizorem i zasłania dekoder (i wtedy nie można przełączyć już na żaden kanał).



 Albo kładzie na pilota, wtedy też się nie da J 



Lena i Gucio mają swoje własne miseczki, choć i tak każde woli zjeść z obcej, nie swojej miseczki J dlatego musimy je pilnować, żeby nie zjadały sobie nawzajem, tym bardziej, że Gucio ma specjalną karmę dla kotów z chorymi nerkami, a Lena ma zwykłą.



Co do karmy, to Gucio jest wybredny. Ponoć jak każdy „nerkowiec”. Wybrzydza. Nie lubi karmy w postaci pasztetów. Woli karmę z kawałkami mięsa i sosu lub galaretki. Ale za to trafiłam w jego gust z suchą karmą. Uwielbia ją. Lena też J i niestety czasami mu wyjada. A jak postawię Gucia miskę na szafkę w kuchni, żeby mu nie zjadła, to wskoczy na szafkę i tam zje. Cwaniara J

Gucio uwielbia się kłaść na mnie. Dokładnie to na moją klatkę piersiową. Zaczął tak przychodzić niedługo po tym jak się pojawił w naszym domu. Jest bardzo uparty. Jak chcę żeby leżał obok mnie, to zaraz uparcie wraca z powrotem i siada na mnie. Jak bumerang! 

 Ten jego ciągle obecny język J J suszy go non stop J ha ha ha


 Jego ulubione pozycje?







 Wygina się jak sprężyna J

Mój synek go uwielbia. Uwielbia się z nim bawić, uwielbia go głaskać i leżeć przy nim.


 A ja uwielbiam go za wszystko.

A najbardziej uwielbiam robić mu zdjęcia. Ten jego śliczny pyszczek i bielusieńka sierść – jak śnieg. Moi znajomi się nim zachwycają.


 A to kolejny jego sposób na kładzenie się na mnie J i bliski kontakt ze mną


 Natomiast po tylu miesiącach bycia razem – Gucia i Lenki – ich relację są takie jak na zdjęciu niżej.
To jest jedyna najbliższa odległość pomiędzy nimi, na którą pozwala mu Lenka J 



 Spanie w naszej pościeli jak widać to norma J małe cwaniaczki chowają się pod łóżkiem, żeby później wyjść spod niego i leżeć na naszej pościeli.


Mamy nadzieję, że choć trochę dowiedzieliście się co u nas słychać i co słychać u Gucia.

Mam też nadzieję, że Gucio będzie z nami dłuuuugo, pomimo swojej choroby.
Ale gdyby nastał ten dzień, że już go z nami nie będzie L, to bądźcie pewni, że przyjedziemy do Was i adoptujemy kolejnego kotka.

Pozdrawiają
Agnieszka, Waldemar i Wiktorek"

...aż mi się oczy spociły... Czy to nie fantastyczne wieści!? I już nigdy nic nie będzie Gucia żarło, już nigdy nikt nie da mu się zgubić, już zawsze będzie pod czujnym okiem swoich jedynych dwunożnych razem z kociostrą Lenką...

Z chorymi nerkami, z tymi resztkami uszek, został pokochany i zyskał nowe życie. Oby jak najdłużej się nim cieszył, oby to szczęście końca nie miało, oby każdego dnia pamiętał coraz mniej to, co działo się kiedyś...

Szczęścia, sierściuszki! 

niedziela, 19 marca 2017

Nie znam cię, idź sobie... ale zostaw pasztet!

Od pasztetu do miłości. Tak to się czasami robi, jak nie ma innego wyjścia! Pies to takie zwierzę, które za pachnącą kulkę zrobi więcej niż czasami mu się wydaje... Potrafi wespiąć się na wyżyny własnych możliwości i mimo strachu, obaw i sobie tylko znanych powodów, żeby normalnie czegoś nie robić - czując smaczka potrafi sam siebie przekonać, że jednak to nie będzie aż tak straszne, żeby nie skorzystać.

I żeby nie było, bo faktycznie trąbimy, że nie wolno dawać niczego poza tymi czerwonawymi smaczkami z dziurką w środku. Nie można, bo jak wszyscy na wiatach są przyzwyczajeni do jednej karmy i jednego smaczka, to wszystkie inne wywołują.... nadzwyczajnie brudną podłogę..... Aaa teee paasztety, o których wspominam, to rozdaje bardzo niektórym psom Tabletkowa razem ze zdrową wkładką w środku. Jakoś te leczące kulki trzeba zjeść, a one same dobre nie są... Większość dostaje w torcikach z puszkowego żarełka dla psów, a bardzo wybrani w tych pasztetach, jak już wyjątkowo są uparte.

Idealnym przykładem, że pasztet potrafi przekonać, jest Bakoma.


Bakoma trafiła do nas razem z całą dzieciarnią. Czwórką chyba... Aż nie wspomnę, co chciał z tymi dzieciuchami zrobić poprzedni właściciel........... Na szczęście zostały uratowane przez dwunożnych w niebieskich wdziankach i trafiły do nas całe i zdrowe razem z psiomatką. Bakoma nie chce się przyznać, jak była traktowana, ale chyba nie musi... Sam widzę, jak reaguje... Na nią jest sposób właśnie pasztetowy. Jak dwunożny wchodzi do niej, to ona się zaraz chowa i ucieka, aaaaleeee wystarczy kucnąć z kulką pasztetu na dłoni i już widać wyściubolony z kryjówki nos Bakomy... Potem jedna łapa, druga, grzbieeeeet wychooodziii...... i potem tuptuptuptup, pasztet delikatnie wyżarty i z powrotem! Można tak w kółko, aż w końcu Bakoma przestaje się chować, tylko czeka. Sprytna jest. Skoro był pasztet trzy razy, to i czwarty być musi. Trochę to zajmie, zanim zaufa... Na razie nie wierzy, że nikt jej nie chce skrzywdzić, na razie jeśli czuje się zagrożona, to potrafi kłapnąć. Nie wie, że nic jej nie grozi. Nie wie, że można inaczej, łagodniej... Inaczej była traktowana...

Od długiego czasu mieszka u nas też Janka.


Psiolaska o niepodważalnej urodzie! Serioserio, to połączenie kremu z czernią jest ekstra! Dom to by znalazła oohoohoooooo jak dawno temu! .....gdyby nie była taka "niezbyt mi potrzebnyś, człowieku"... Jak Janka kogoś nie zna, to ani myśli pomagać w nawiązaniu kontaktu. Można się męczyć, pokazywać smaczki, a ona będzie się czaić i zastanawiać... W końcu jednak daje się zwykle przekonać, a im bardziej kolejny spacer, tym ona krócej daje się namawiać na wyjście. W końcu zaczyna się nawet cieszyć na widok tych dwunożnych, których już widziała nie raz. Potem w lesie jest już łatwiej, bo nawet do tej wyciągniętej ręki ze smaczkiem może podejść i nawet z niej zjeść! Bywa, że i się kapkę rozluźni i można ją pogłaskać.... ale to bardziej dwunożnemu na tym zależy chyba, albo się Janka maskuje wyjątkowo, że jej to może i nie przeszkadza, ale też przesadnie jej nie zachwyca. ...może to jeszcze nie ten czas...

Na koniec niełatwy przypadek... Lechia.


Z Lechią to nie będzie takie proste. Mistrzyni wypełzania z szelek, broniąca się przed kontaktem, a im bardziej ktoś obcy, tym mniej ma chęć na cokolwiek. Podsłyszałem dzisiaj, jak nasz behapsiorysta mówił, że Lechia musi mieć drugiego psa obok siebie zawsze, bo inaczej się pogubi w świecie. Ona jakoś nie rozumie dwunożnych i bez psiumpla będzie jej za ciężko... Baaardzo powoli się przekonuje do kogokolwiek, u niej nawet żaden smaczek niewiele pomoże, chociaż jak się rzuci w jej stronę, to że niby czemu ma nie zjeść?? Bardzo chętnie zszamie! Żeby jednak zjadła z ręki, potrzeba czasu dużo... Żeby na spacer chciała wyjść z kimś, potrzeba jeszcze więcej... Można ją wynieść na rękach, a ona i tak ma jeden cel - własny kojec. Znaczy własny i psiumpla, bo sama nie mieszka. Przy obcych to nawet ten kolega psi nie jest jej w stanie przetłumaczyć, że przecież są razem i nie ma się czego bać... Wolontariusze jednak u nas mają w sobie takie morze cierpliwości, że Lechię umieli do siebie przekonać i niektórzy już potrafią przekonać psiolaskę do spaceru... Trzeba jeszcze jedno Lechii przyznać - mimo tego wielkiego strachu, ani pół raza nie kłapnęła na nikogo paszczą. ...chyba że na smaczka.....

Takie to mamy u nas przypadki..... i one mają szansę na dom, pewnie, że tak! Tylko to takie psiolaski, że nikt ot tak ich nie adoptuje. Nie ma szans, żeby ktoś po prostu przyszedł i powiedział - BIORĘ! ...i tego samego dnia zapakował do samochodu i pojechał. Potem to przecież w takim obcym miejscu i z obcym dwunożnym to stres razy miliard! Lechia kiedyś się wysmyknęła z szelek, wiedziała, gdzie jest jej dom, wróciła do schroniska. Jak się ją wywiezie gdzieś dalekodaleko, a ona nie będzie znać ani dwunożnych, ani okolicy, to jak wróci i gdzie...? Trzeba będzie pokazać nam, ale przede wszystkim tym czworonogom, że jest się wartym ich zaufania, trzeba będzie je zdobyć, wywołać to merdanie ogonka na sam widok, trzeba będzie znaleźć ten błysk w oku, ten zalążek psiej miłości do tego jedynego wkrótce dwunożnego.... Da się, niejedni już to udowadniali przy innych psach. Akurat przypadek chyba, że też w psiolaskach, ale opisywałem historię Lucynki czy Pragi. 

...da się... tylko chcieć trzeba i się nie zniechęcać, i przede wszystkim trzeba mieć na uwadzę tego psa i jego przerażenie i może przykre doświadczenia. Nie ma co przyspieszać, bo tu się nie da nic szybciej. Szybciej to potem można zwiać, kiedy się nie zbudowało porządnie zaufania.

...ale się da... 

...to kiedy przychodzisz z tymi czerwonawymi smakolami okrągłymi z dziurką...?

środa, 15 marca 2017

Owca na wypasie, Cichy jest...cichy, a Dares się bawi się!

Dzisiaj nie będę temacił konkretnie. Czasami mi wolno, a co. Dzisiaj będzie miszmasz. Nikt mi pisać nie będzie, że historie się muszą trzymać siebie jak ogony psie rzepów!

Zatem najpierw będzie o Owcy. Owcu... Ow...cowi... Owcu jednak chyba. To był Owiec:


Taki zabiedzony był, wyliniały nieco, w oczach miał przestrach i zdezorientację. Żal było każdemu...


Uszka podwiędłe takie, łapki chuderlawe, nie wspomnę o ogonie, który wygląda, jakby był ofiarą szalonego fryzjera. Miał Owiec jakieś zmiany na skórze, musiało go swędzieć niemożliwie! Nasi się od razu za niego wzięli i teraz mamy Owcę... Owca na wypasie! Patrzajcie:


Może jedno ucho bardziej ma, ale już mniej zwiędłe! I ta grzywa na szyi... I cały odrósł!


Prawda, że teraz to szał? Znaczy ja nie wiem, ale psiolaski tak mówią. Poza tym dwunożne laski też się zachwycają, bo jak pójdą do Owca, a ten zacznie się wdzięczyć, grubymi łapami pomacha, na kraty zarzuci, łeb ogromny zacznie wciskać w kraty... I jak taka laska wtopi palce w grzywę owcową, to jej żadnym traktorem nie idzie oderwać od tego! Owcy...Owcowi... Owcowi w to graj! On zaraz ślipia maślane zrobi, będzie mówić, że on malutki i biedny... No, malutki tak, że na dwóch łapach ma głowę, gdzie sama dwunożna, ale niech mu tam będzie... Młody jeszcze, rok ma raptem... I kocha wszystko i wszystkich. Taki owczarek z niego, a to zobowiązuje. Będą mieli z niego pociechę i przyjaciela największego, najbardziej puchatego, miętkiego, uroczego pod słońcem! Tylko szansę niech dadzą i wypatrzą, i nie przejmują się, że on duży... Owiec tak wewnętrznie jest jeszcze malutkim psiaczkiem. Zresztą, jak przystało na owczarka, na zawsze już taki zostanie. Od środka oczywiście...

Co można napisać o Cichym? .....nooo teeego... że cichy jest.


Na początku ani do zdjęć nie chciał pozować, ani gadać za bardzo. Taki był. I z sierści miał wielki kołtun. Ale się nie skarżył, imię mu idealnie dobrali. Mijały tygodnie, on się moooże trochę bardziej otwierał na dwunożnych, chociaż jakoś tak bez większego entuzjazmu. Na spacer się ucieszy, z dwunożnymi chętnie się miziaście trochę pozaznajamia, ale żeby się rozlewał od razu, to nie. Taki jest... cichy. Co się rozwlekać będę. Jak ktoś szuka takiego ułożonego zwierzaka, który obdarza miłością bezgraniczną tylko wybranych, a innych tylko lubi, to Cichy się poleca! Aaaaa i psisko ma już całkiem rozczesane kudełki! ...też miętkie. Podobno, nie macałem.

A na koniec - Dares! 


O nim było całkiem niedawno, ledwie miesiąc minął, więc się rozpisywać przesadnie nie będę. Wystarczy, że napiszę, że psisko ma lat już ze dwanaście, nie widać po nim tego zupełnie, bo sił ma tyle, że czasami cherlawi dwunożni mają problem, kiedy Dares zdecyduje iść akurat KONIECZNIE TAM, a nie gdzie indziej. I duży jest przy tym. Dodam jeszcze, że był psem łańcuchowym. Takim krótkołańcuchowym... i wioskowym przy tym bardzo. Kto by pomyślał, że w schronisku znajdzie w sobie rozbrykanego szczeniaka? Patrzcie tylko:


Czaderskie, prawda?? Nasi się napatrzeć nie mogą na tę beztroskę. I kto powiedział, że stary, podwórkowy łańcuchowiec już niewiele z życia czerpać będzie? Że zdrewniały pewnie?? Że tylko leżeć będzie? Dares w sile (oj tak!) wieku, ze szczeniactwem w głowie wciąż czeka na dobry dom... Taki na zawsze, taki, o którym nie śnił i którego nie jest w stanie sobie nawet wyobrazić... Taki, który zna tylko z opowieści...

W związku z tym, że dzisiaj takie trzy opowiastki ni z tego ni z owego mi się zebrały, to również ni z tego ni z owego pozwolę sobie zakończyć. 

Płenta będzie krótka i uniwersalna - ADOPTUJ ZWIERZAKA, dużo nas czeka! Przemyśl dobrze sprawę, napisz ZA i PRZECIW trzymania zwierzaka w Twoim domu, skonlustuntuj się z resztą domowników, a jak wszelkie znaki na ziemi i niebie będą wskazywać, że życie ze zwierzakiem jest Ci pisane - zapraszamy psierdecznie!

Dobrej nocy się z państwem! (bo ja napisałem i spać idę...)
Ares.

niedziela, 12 marca 2017

Jesteś psiolaską! Zachowuj się!

Tak, jak bycie owczarkiem zobowiązuje, tak samo bycie psiolaską zobowiązuje. Może nie do tego samego (chyba że jest się i psiolaską, i owczarkiem...), ale jednak. Nie wypada się brudzić, nie wypada szaleć aż tak przesadnie... Wypada być miłym, uroczym, ułożonym, grzecznym i uroczym (tak, podwójnie!)! ...a nie tak...

...jak Tolka na przykład...


Nie jest to najłatwiejsza psiolaska, nie ma co się oszukiwać... Znaczy umówmy się - jak kogoś zna dobrze, to i cieszy się na sam widok, i zachwycona jest jak tylko się smycz wyciągnie i kochana może być, o, taka o:


...ale jak kogoś nie zna i dobrze wie, że może sobie pozwolić na pokazanie charakterku... To korzysta, nie ma co kryć. Na początku fajna i pocieszna, ale bywają chwilę, kiedy własne zdanie wypowie i się przekonać do innego nie da. Raz nawet była adoptowana! Tylko jednak się okazało, że nie po drodze im, a przecież to nie była taka adopcja - jestem pierwszy raz, ta mi się podoba, to bierę. Przemyślane to było i kilka spacerów było przed... Taka to psiolaska... Musi się znaleźć ktoś, kto będzie na tyle przekonany, że z Tolką stworzy duet idealny, że to po prostu się uda... I ona pokaże się z tej najlepszej strony (a ma taką!) i ktoś ją przekona, że warto zaufać na zawsze-zawsze i do końca. Tak się pewnie stanie któregoś pięknego dnia...

Kolejna w kategorii... Trufla.


Trufla jest nieduża (dobra, ledwo od ziemi odrosła, pod moim brzuchem mogłaby przejść tylko letko zahaczając uszami), młoda, czarna, trochę włochata, niezwykle pocieszna i.... zwykle brudna. Lubi, co poradzić, wytarzać się w piachu, nos w dziurę wsadzić, przez błotko przejść (a że podwozie niskie, to od razu zachlapana po same pachy). Uroku jej odmówić nie można w żadnym wypadku... U niej nie ma problemu z akceptacją dwunożnych, ona merdoli do każdego bez wyjątku, uśmiecha się pięknie i że jeszcze nikt jej nie wypatrzył i nie zabrał, to się dziwię, doprawdy!

Refa też z tych brudzących... ale u niej to akurat widać nie będzie.


Z takim kolorem futra to może leżeć, gdzie jej się podoba i włazić, gdzie tylko sobie zamarzy, i tak nie będzie widać w burej sierści. Może tylko jak się wyłoży gdzieś na jakimś dywanie, pościeli czy kanapie, to potem będzie dość trwały ślad po jej obecności...... Ale przecież jak się kocha, to się wybacza, prawda...? Przecież zwierz szczęśliwy być musi i nawet, jak coś zbroi, to uśmiechem przeprosi tak, że wystarczy na kolejne kilka występków! Przecież wiem, jestem w tym miszczem... Regularnie wyciągam z kosza, co popadnie, a potem się kłócę, że mi się należy, a oni i tak mi wybaczają. Refa o zawadiackim wyglądzie i uwielbieniu dla dwunożnych na pewno znajdzie swoje miejsce na ziemi, gdzie będzie mogła się poczuć tak szczęśliwie, jak jeszcze nigdy dotąd...

Iiii chyba pierwsze miejsce w zestawieniu! Kinoko! 


Całkiem normalna psiolaska, nie? Na pierwszy rzut oka nie da się przeczuć, że czekają nas same niespodzianki?? Na tym zdjęciu już jakby bardziej widać...


Kinoko jest mała. Coś jak Trufla. Pod brzuchem by mi przelazła. U niej akurat wielkość nijak nie współgra z ilością energii i szalonych pomysłów, jakie ma w sobie. Opowiadałem, jak to było na psialentynkach. Szelki zapięte tak mocno, jak tylko można, żeby jeszcze przy okazji Kinoko mogła oddychać, a ona i tak na drugiej prostej koncertowo się z nich wypięła i dawaaaaaj ganiać po lesie! Dwunożni jej szukali, samochodami po lesie jeździli, a ona poszukała sobie idealnego kandydata jako podwózki, czy raczej ponieski do schroniska. Nie można było odmówić, no jak?? Jak jeszcze łapeczki sobie zdarła przy tym hasaniu po twardym śniegu... 

Więęęęc nagroda Najbardziej Niesfornej Psiolaski idzie do....


 Taaaak, Kinokooooo!

Dobrze, że są takie domy, w których dwunożni też mają własne zdanie na wiele spraw i nie zamierzają się uginać, tylko trwają przy swoim. Zrozumieją Tolkę... Dobrze, że są dwunożni, którzy lubią tarzać się w błocie, biegać przełajowo, jeździć na rowerach po najbardziej niewyjeżdżonych ścieżkach albo lubią w glinie porzeźbić czy inne takie babrające rzeczy... Tacy będą wybaczać Trufli i Refie, jak już postanowią którąś z nich adoptować! 

...a Kinoko? Przecież tacy ludzie też są! Sam znam takiego niejednego, a ilu naszych wolontariuszy ma tyle energii, że czasami się dziwię sam, skąd znajdują siłę na czwarty godzinny spacer z pociągowcami, których trzeba porządnie wybiegać...

Musi trafić swój na swego. Nie raz już myśleliśmy, że szanse małe jak Czili naszej Tabletkowej, a się okazywało pewnego pięknego dnia, że oto znalazły się dwie idealne połówki...

Trzymam więc kciuki za te nasze psiolaski, co to nie mają najmniejszego zamiaru być damami!