Oczami Bezdomnego Psa

środa, 28 października 2015

Spacerki i kocyki, czyli Udany Dzień Otwarty!

Się narobiło. Miał dzisiaj posta pisać Dżokej. Ja miałem się kuracjować po operacji. Tak, tak! Miałem mieć prawdziwą operację! Miałem prawdziwie spać na stole i mieli mi grzebać w uszach! ...ale nie wyszło. Już byłem w tej puszce na kołach, już jechałem z Kiero... i prawie pod tym miastem, co tam ten psiowet operujący jest okazało się, że jednak psiowet musiał pilnie wyjechać i klops! Przynajmniej mieliśmy taką męską przygodę. Ja pilnowałem raz z przodu, raz z tyłu, innym razem przełaziłem do bagażnika, żeby sprawdzać, co tam w tylnej szybie widać; ostrzegałem dzielnie przed takimi innymi puszkami na kołach, ale takimi ogromniastyyymiii! Głośno ostrzegałem! Kiero ruszał przy tym ustami, ale nie wiem, czy też mi odkrzykiwał, czy chwalił... ale na pewno chwalił! Nie wiem, przecież głuchy jestem... Miałem przygodę tylko jedną, jak mi żołądek nie wytrzymał... Kiero musiał znaleźć parking, żeby wszystko wypucować, przecież na upapranym siedzieć nie będę! Z wdzięczności za wyczyszczenie mi siedzenia zapewniłem mu zabawę w ganianego na parkingu, było rewelacyjnie!

Taaak... Ten przydługi wstęp miał wyjaśnić, dlaczego Dżokej miał pisać, ale nie pisze. A skoro nie pisze, to teraz JA.

W niedzielę było święto. Ogromniaste, psiaste święto! Dzień Kundelka! Nasi zrobili nam święto dzień wcześniej, w sobotę. Mam dla Was duuużo zdjęć! To nie wszystkie, ale tak czy siak jest ich caaałaa maaasaa.... Lecimy!

Wszystko zaczęło się o 10, znaczy nasi o tej godzinie się spotkali. Chętnych na spacerki zaprosili na 11, żeby przyszli już na gotowe. Trzeba było rozłożyć stolik, namiot, przygotować listę psów, smycze, szelki, obróżki...


Kolejka właściwie zaczęła się tworzyć od razu!



...szybko też zaczęła rosnąć góra koców, ręczników, posłanek, wszystkiego, w co można zapakować psa czy kota, żeby było mu ciepło.



Booo prócz takiego Dnia Otwartego ze spacerami, nasi wymyślili też akcję Opatul Kundelka i krzyczeli wszędzie głośno, że zbieramy wszystko, w co można zwierza opatulić!

Jak już ktoś się wpisał na listę, wolontariusze prędko biegli do tablicy, zaznaczali, który psiak idzie na spacer, potem biegli na wiatę, zapinali szczęśliwca iiiiii pooszłooo....

Tutaj biegnie Raca i Łabek:



...dalej Bolek i Rufek:


...Roxia chciała bliżej poznać się z aparatem, ale potem i tak pobiegła w las! Na lince, więc mogła sobie pohasać swobodniej!


Na spacer pędził też Dinuś! Dinusia wyprowadzała ekipa młodszego i starszego dwunożnego. Super, że tak rodzinnie!


Czasami ekipy były większe, jak Bandżi i Fila...



...Dino i Leśka...



...Garba i Sorto...


Czasami ekipy były tylko sześcionożne! Jak ta pani z Blefikiem:



...ten pan z Lotto:




i ten dwunożny z Baronem!



Nawet sporo było młodszych ludzi! Strrrrasznie nas to cieszyło wszystkich, bo przecież trzeba od najmłodszych lat się uczyć, że pomagać trzeba, o!

Tutaj idę JA, Bidek, dla przyjaciół (czyli WSZYSTKICH) - Bidziu.



A tu jest Dżokej:



Nasi byli dumni z Dżokeja, bo jak przychodzili po niego na spacery, to on się nie chował w szatni, ale zadowolony całkiem sam z niej wychodził, sam się witał z dwunożnymi, nadstawiał obrożę do zapięcia...

Z młodszymi dwunożnymi wyszedł też Fresko:



...i Moko:



...i Twix z Jesią!



Twix nie jest dużym psem, ale przy tym małym krasnoludku w niebieskiej czapeczce i przy Jesi okazał się niezłym mastifem!

...tymczasem na placu schroniska rosła kolejka do stosu z posłankami i kocami...



...rosła kolejka do wyprowadzania piesów...



...nie było końca!



Po lesie spacerował Kacper...



...Kinia, za Kinią Tobi...



...Tobi bardzo dokładnie czytał każdy krzaczek:


...a Diana i Aron szły całkiem zgodnie, łapa w łapę. Aron taki niepodobny do siebie, bo akurat mu uszka podskoczyły, zwykle nie ma takich stojących:


Nie uwierzycie, kto jeszcze przyszedł do nas... Nie uwierzycie, bo ja sam nie wierzyłem, aaale była... prawdziwa sierściucha!!! Na smyczy! Wiem, że byście nie uwierzyli, gdybym nie miał zdjęcia, aaale mam! O:


Ni z tego ni z owego, po prostu z lasu wyszli dwunożni ze smyczką, jak wszyscy, tylko na drugim końcu mieli dziarsko idącą kitkę, ha! Wszystko było w porządku, dopóki nie doszli do psiej autostrady. Tam kocie oczy zrobiły się nagle wwieEEEELLKieee...


Już słyszę (gdybym nie był głuchy...), jak w głowie się pojawia "oookoocieee, co to wogóle jest! Miały być kulturalne życzenia z okazji dnia kundelka, a nie bliskie spotkanie z całą watahą świętujących! Widzicie to, pańcie, widzicie??? Świata koniec się szykuje, uciekaaajjjmyyy... tylko cicho, żeby się nie zorientowali, że sierściuch na horyzoncie..."... Dzielny był jednak i trzymał się w całości i w pionie. Nie zemdlał, tylko po krótkiej wizycie podreptał z powrotem do domu. Mimo wszystko miłe to było, w końcu żeby sierściuch psom życzenia składał... Muszę pamiętać na Dzień Kota, podreptam na kociarnię. Tak zrobię...

Wracając do psiurów. Spacerował jeszcze Kłusek:



...Larsi i Ares... Z Aresa widać tylko nadgarstek, nos i jedno oko... ale jest!



Miła z Herbim też dzielnie maszerowali!



Do świątecznego spaceru przyłączył się też Tajfun. Założył na ten dzień eleganckie butki!


Żart, cały czas je nosi, żeby mu ładnie się stópki układały!

Poszła też silna trójca, Zandi, Flora i Misiak:


Zandi pojechała do domu akurat przedprzedwczoraj! Hura!

A tutaj jest Krati, który na dom jeszcze czeka... 


I Piesso idzie z dwunożną. Jak Czerwony Kapturek i Wilk!


Na placu schroniska wciąż się coś działo! Koców wciąż przybywało, a ludzi nie ubywało...


A tutaj wychodzi już gotowy do marszu Pyzio: 


Po lesie natomiast śmigał wesoło Rabik:


...Robik...


...Sepia z Azorem...


...Uno...


...i Wlad!


Ufffff...... Mam więcej zdjęć, ale chyba starczy na dziś...

Na koniec jeszcze tablica:


Tak wygląda tablica w domku wolontariusza, gdzie wypisane są wszyyyyystkie psy i przy nich są daty z ostatnimi spacerami. I musicie mi wierzyć, bo może nie do końca super widać, że przy każdym psie jest napisane "24.10". Cudowny widok! Takie rzeczy zdarzają się tylko w takie dni otwarte! Nawet jak jest sobota-niedziela, to zwykle wychodzą wszystkie psy, ale się to rozkłada na dwa dni, a z okazji Dnia Kundelka poszły wszystkie w kilka godzin!

Niektóre psy szły na spacer dwa razy, niektóre trzy, niektórzy dwunożni też wychodzili, wracali i znów się ustawiali w kolejce... Są wielcy no... I ja im dziękuję psieBAAARDZO!

Akcja "Opatul Kundelka" też udała się super psiekstra! Patrzcie tylko:


 To nasz magazyn na kocyki i ręczniki. NIESAMOWITY widok! Aż mnie łapeczki zaswędziały, żeby popróbować, czy aby na pewno miękkie i wygodne te wszystkie kocyki i posłanka... Ale kiedyś już próbowałem wyciągnąć jeden kocyk z całego stosu kocyków. Jakoś nasi nie byli zadowoleni, bo tylko kątem oka widziałem, jak bieegną w moją stronę machając rękami jakoś nerwowo...

Jeśli chodzi o kocyki to mam jeszcze jedno podziękowanie. Dla dwunożnej, która ma na imię Agata... Zorganizowała zbiórkę zupełnie prywatnie! Stała pół dnia na boisku w środku miasta i czekała na dary, które potem miały przyjechać do schroniska. Udało się jej też!


 Tyyyle kolejnych kocyków! To takie cudowne, że tyle osób zareagowało na apel, że potrzebujemy podkładek pod zadki...

Na koniec - JA - zmęczony po całym dniu maszerowania. Sam byłem na trzech spacerach! Nie wspomnę o zabawianiu, dawaniu się głaskać, uśmiechaniu się, merdaniu ogonem, och, jestem niezastąpiony!



Dziękuję wszystkim. Po prostu Wam dziękuję. Za spacery, za ciepło, za miłość, za zabawę, za radość, za kocyki, za nieobojętność, za empatię, za pokazywanie dzieciakom, że warto pomagać...

Do zobaczenia w kolejny Dzień Otwarty!

niedziela, 25 października 2015

Tysiu... to nigdy nie ma się tak kończyć...

Tu Bidek. Poznaliście mnie ostatnio, napisałem trochę o rehabilitacji chłopaków naszych, jak mnie Tysiak do klawiatury puścił...

Przykro mi, że to ja muszę to napisać... Ale Tyś, który od kilku miesięcy opisywał Wam życie schroniska... odleciał z Majką do PsioRaju......

Było to tak, że rano do biura wbiegła jedna z naszych i przyniosła Tysiaka na rękach. Już to było bardzo podejrzane, bo Tysiaka można było przynieść jedynie wczepionego zębami w rękaw, czy w but, a tutaj leżał na rękach i było mu wszystko jedno...

Pojechał do lecznicy od razu, pomacali, porobili zdjęcia, okazało się, że w tysiowym brzuchu nic nie widać, tylko kulka taka duża... No to go psioweci wzięli zaraz na stół... Wycięli mu dwa wielkie guzy, jeden ze śledźmionki, drugi z czustki, czy jakoś tak... Został jeden malutki na wątrobiance, ale nie mogli go już wyciąć.... Tysia pozszywali... Musieli operować, bo i tak było źle... I zrobili wszystko, jak trzeba, i wszyscy trzymaliśmy kciuki, żeby się wybudził, znaczy ja trzymałem Dżokejowi, a Dżokej mi, bo samemu to się nie da...

Tysiak już się nie wybudził... Tylko okno się otworzyło nagle, zawiało... Nie wiedzieli czemu, ja wiem - to Majka przyleciała po Tysia... Przypięła Tysiowi skrzydełka, nakazała machać prawo-lewo, góra-dół i odlecieli oboje... ciałko małe zostało...

Żegnaj, Tysiu, byłeś wredny, trzeba to przyznać, ale byłeś stałym elementem wystroju kuchni, szwędałeś się po placu, po prostu byłeś. Zawsze. A teraz nagle posłanko Tobą pachnące, ale puste... i wołać nie ma kogo...


To nigdy nie ma się tak kończyć. Schronisko, chociaż byłoby takie super, jak nasze, gdzie nas kochają, prowadzają na spacerki, rehabilitują, leczą, operują, to nigdy nie będzie miejsce na ostatni etap psio-kociej życiowej przygody....

Zawsze powinien być jeszcze gdzieś przystanek o nazwie Dobry Dom. I nawet, jak będzie na krótko, nawet, jak to będzie rok, dwa tygodnie czy cztery dni, to zawsze to jest coś, co warto pamiętać, co często zamaże wszystko, co było przed tym... Jeden powód do merdnięcia ogonem, jedne kolana, na których można zawsze położyć głowę, jedna para oczu, w które można się wgapiać w sposób maślany i wielbiony.

Mówią czasami dwunożni, że "eee, taki stary już"... Mówią tak, a bo ja nie wiem? A bo nie powiedzieli tego o mnie raz czy dwa, czy pięć? A bo nie pojechałem do domu pełen radości i nadziei, że oto jestem u siebie?? Oczywiście, że pojechałem! Wiecie, jak to jest, kiedy przy całej tej uldze, że nareszcie jest DOM, dostrzeże się ten zawód w oczach, bo mi kolano zadrżało na trzecim piętrze...? Bo w zęby zajrzeli i tak strasznie - kamienia trochę! Przecież to stare psisko! A przecież wiedzieli o tym, sam słyszałem (jak jeszcze nie byłem tak bardzo-bardzo głuchy, ale trochę), jak nasi podkreślali to tyle razy, żem nie młody już... I co, i wróciłem... Moje serce rozpadło się na psiliard kawalątków, ale zaraz tylu dwunożnych przychodziło mnie rozweselać... Mówili, że nie warto, bo to nie był ten odpowiedni przystanek dla mnie, że jeszcze nie...

Jeszcze nie... a ja coraz młodszy się robię...? A Magus?


A Tajfun?


A Płotek...?


Wiecie, że Płotkowi też wyrosły takie piłki w środku...? Przy tych workach do oddychania - płuckach. Nie może ich w żaden sposób wykaszlnąć, psioweci nie mogą tego wyciąć, zbyt ryzykowne... A wyszło to przypadkiem - Płotek chodził krzywo, więc go wzięli na takie badanie głowy. Żeby zrobić badanie, musieli mu w gardziołko włożyć taką rurkę. I jak wyjmowali, to rurka nie miała takiego przezroczystego koloru, jak powinna mieć, tylko inny, taki, co ma nie być. Zrobili mu więc zdjęcie, co nie widać, jaki pies jest ładny, tylko jaki jest w środku i tam to wyszło... Płotek nie narzeka, nie marudzi, tylko taki się robi coraz mniejszy, w sobie się zapada, chodzi bardziej krzywo, blasku w oczach mało...

Myślicie, że nie wiemy... Myślicie, że nie wiemy, co pojawia się w Waszych głowach, kiedy się stanie taka straszna rzecz, kiedy Majka przyleci sama, a odlatuje już na dwie pary skrzydeł... Zwykle wtedy w myślach wymieniacie te czterołapy, którym czasu coraz mniej, a domy coraz dalej... Kto przygarnie psa z guzem? Z chorymi stawami? Z problemami z chodzeniem...? Albo ja?? Głuchy jak pień, a jeszcze ostatnio się okazało, że mi coś zarasta w uszach i też problem...

Nasi szukają nawet takich domów, które nie będą musiały się martwić o jedzenie dla zwierza, o opłacenie psioweta, to zapewni schronisko. Tylko niechże czyjś dom stanie się tym przystankiem o nazwie Dobry Dom i niech tam będzie ten Najlepszy, Jedyny Człowiek....

Zanim będzie za późno...

Czasami nie wiadomo, że będzie za późno, jak u Tysia, a czasami wiadomo, że może być, jak u Płotka...

A my chcemy tylko kawałka posłanka, powodów do merdania ogonkiem, głasknięć w miarę możliwości jak najczęstszych, kolan do położenia głowy, spojrzeń maślanych... Przepraszamy, że nie znaliście nas jak jeszcze byliśmy słodkimi szczeniaczkami... Przepraszamy, że będziemy Waszymi psimi przyjaciółmi tylko kilka lat czy miesięcy... Ale będziemy tymi przyjaciółmi dogzo... godzo... D O Z G O N N I E... To za mało? Za mała jest nasza wierność i uwielbienie od ogona, przez łapy, po czubek nosa? Za mało przelejemy miłości? Wierz nam, nadrobimy... Myślicie, że inaczej jest się pożegnać po 15 latach znajomości, a inaczej po 5 miesiącach? Macie rację - inaczej, ale nie czas ma tutaj znaczenie. Pokochacie nas tak samo, pokochamy Was i tak bardziej. Będzie Wam żal, że to była tak krótka przygoda? Czy będzie Wam żal mniej, jeśli odejdziemy niczyi...? Jeśli będą za nami płakać wszyscy wolontariusze i pracownicy, ale akurat nie ci, którzy mogliby nas adoptować, ale woleli młodszego psa tylko dlatego, że jest młodszy...?

Pewnie, chcecie biegać z psem, chodzić po górach - nie wybierzecie wtedy starszego psa, wiadomo. Ale jeśli i tak nie macie czasu czy możliwości na długie spacery pamiętajcie - my nie mamy na to tyle sił. Jeśli lubisz leżeć przed telewizorem albo z książką, pamiętaj - nam zależy jedynie na Twojej obecności, kiedy od czas do czasu położysz rękę na naszych pleckach - uruchomimy ogon i wystawimy do głaskania jeszcze klatę! Żebyś nie miał wątpliwości, że kochamy na zabój...

Nie liczy się czas... Liczy się ilość miłości, jaką można przelać, ilość dobra, jakie do Was wróci, ilość wdzięczności, jaka Was zaleje każdego dnia...

Nie patrz w kalendarz, po co...? Dla nas liczy się każdy dzień i każdego dnia cieszymy się tak, jakby więcej miało ich nie być. Zrób to samo... I czy to będzie kilka tygodni czy lat, jakie to ma znaczenie, skoro i tak zostaniemy na zawsze...?