Oczami Bezdomnego Psa

niedziela, 26 lutego 2017

...kiedy monetki empatię zasłaniają...

Chcesz zarobić? Długopisy skręcaj, ubrania szyj, samochody myj, pomidory hoduj, gazetę kup i przejrzyj ogłoszenia w dziale "PRACA". Jak chcesz zarabiać kosztem zwierząt, to niech Ci się każda monetka stopi i każdy banknotek spali, żeby Cię pokręciło i żebyś nigdy spokoju nie zaznał! ....za dużo tego oglądamy, żebym spokojnie o tym pisał... ....ostatnio trafiły do nas takie biedaki z fabryki...

Nie miały być psami do towarzystwa. Nie miały cieszyć miłośnika rasy. Nie miały być najlepszymi przyjaciółmi. Nie miały być kompanami na długich spacerach. Miały wytwarzać swoje klony, miały dostarczać jak najwięcej, żeby jeden dwunożny mógł zgarniać monetki... A żeby mu wszystkie wyparowały!

W sumie przyjechały cztery czworonogi. Cztery chowające się ogony, szesnaście zgrabnych gir i szesnaście smutnych oczu...

Pajson był przywódcą haremu...


...że tak to ujmę, ale był sam na tyle psiolasek. Żadnych przywilejów poza tym nie miał - mieszkał na łańcuchu przy budzie tak samo, jak one. Co jakiś czas miał tylko zadbać, żeby za kilka miesięcy pojawiły się nowe czterołapki i tyle było z jego rasowego życia. Kawał mięśnia z niego jest, młody do tego, to nic dziwnego, że siła w nim drzemie niamała i wcale nie szczędzi ruchu dwunożnym. Za innymi czworonogami tylko nie przepada... Pewnie nawet go nie zapoznawali za bardzo z innymi (się to nazywa socjazilacja), więc teraz się nie umie chłopak dogadać. Do dwunożnych jest za to super!

Maja wygląda jak pajsonowa siostra...


Też ma dwa lata i widać po niej, że już wydanie na świat klusek ma za sobą... Tak, ona też mieszkała przy budzie na łańcuchu, też nie była kochana. Chwalono ją pewnie, jak można było dużo monetek dostać za dużo psieciaków, które urodziła, poza tym nic... Maja potrafi się przymilić, na kolana włazi, policzki ślini zaraz każdemu. Uroku jej odmówić nie sposób! ....nie chce się przyznać do końca, jak tam było, ale widziałem, jak się kuli na sam widok podniesionej ręki...

Czarna jest najmłodsza i najzgrabniejsza. Ona "pracowała" najkrócej, chociaż właściwie to żadnego dochodu jeszcze nie przyniosła... Nie zdążyła, ma dopiero rok.


I właśnie przez to, że taka młoda, że smukła, że nic jej nie dynda pod brzuchem - już są o nią pytania. Tylko o nią... Zasługuje na najlepszy dom, to jest jasne, ale tak samo ona, jak i pozostali "pracownicy", którzy dłużej pracowali dla kogoś, kto nie dzielił się z nimi tymi monetkami... Czarna też się kuli przy gwałtowniejszych ruchach... Może ma doświadczenia przykre, a może nie ma żadnych tych ciepłych i dobrych, tylko same nijakie...? Nie kłóci się z dwunożnymi, grzeczna taka jest, na spacer chętnie pójdzie, z tego czasu razem się ucieszy na pewno...

I teraz spójrzcie na Czarną. Jest smutna na zdjęciu, ale poza tym całkiem ładna, z gładką sierścią, szczeniakowym jeszcze trochę wyglądem, smukłym brzuchem... I teraz spójrzcie, jak wyglądałaby za kilka lat, a jak teraz wygląda jej koleżanka z fabryki... Oto Tequilla:



....prawda...? Przerażenie, pytanie w oczach, blizny, wiszące butelki, które zapełniają się regularnie mlekiem dla klusek, i które się już nawet nie nadążają ściągać... Ile zarobiła dla tego dwunożnego? Pewnie nikt jej nawet zestawień nie pokazywał, ona nie od tego była... Tequilla wpatruje się w dwunożnego tak, jakby chciała go zaczarować, jakby chciała wymusić na nim powiedzenie, że wszystko będzie dobrze, że już nigdy nie wróci tam, skąd przyszła, że stanie się takim samym kawałkiem rodziny, jak inni w domu... Co prawda musi być jedynym czworonogiem w mieszkanku, ale będzie się starać, żeby nie robić wstydu na spacerach. Już właściwie jest nieźle, bo nie ciągnie, grzecznie idzie, cieszy się tak nieśmiało i po cichu, żeby nie pękła ta bańka wypełniona taką przyjemną chwilą...

Cztery budy, cztery łańcuchy, cztery michy z wodą, cztery michy z czymś do jedzenia, garść słomy w budach. Taniocha... Cztery amstaffy nijak nie pasujące, a jednak dopełniały całości. Zresztą żadne zwierzaki nie pasują do takiego obrazka, nigdy i nigdzie... Koszt taki niski, zysk jednak całkiem pokaźny, kto nie chce małego amstaffiątka...? Kto nie chce się pokazywać na dzielni z takim szerokim, masywnym, umięśnionym, z paszczą jak szuflada, ze zgryzem buldożera i siłą traktora? Kto nie chce poudawać, że to takie groźne, że trzeba się bać, że agresor, że kolce na szyi nosić musi, bo taka bestia, że to tak dla bezpieczeństwa! Wielu z Was nie chce, ja wiem, ale jest wielu takich, którzy chcą i zrobią wszystko, żeby z takim psem się prowadzać tylko dla szpanu...

A one delikatne są... Nie wyglądają, ale są... Łatwo je skrzywdzić, łatwo źle wychować, łatwo zranić... i niektórym tak łatwo potem powiedzieć - "charakter ma zły, oddaję albo do psioweta zaprowadzę, niech coś z nim zrobi, żeby problemu nie było!". A one mają te charaktery takie niełatwe właśnie po złym wychowaniu, bo przecież po czym innym... Się wychowuje na agresora, a potem się dziwią, że agresor... Gdzie logika!?

Chcesz mieć amstaffa dla szpanu, żeby dowyglądał, skoro Twój wygląd Ci się nie podoba sam w sobie? Głupiś i tyle. Ale jak szukasz takiego super przyjaciela i zawsze Cię ciągnęło do takich amstaffowatych i znasz ich charaktery, i wiesz, jak je wychować dobrze i jak nie zranić i sprawić, żebyście byli najlepszą i najszczęśliwszą amstaffo-dwunożną rodziną - przyjdź i poznaj Czarną, Tequillę, Pajsona i Maję... One wszystkie, bez wyjątku, czekają na dobre domy. DOBRE. Zły już miały. Już raz ktoś je traktował jak przedmiot, który się miał po prostu rozpączkowywać. Już wystarczy...

środa, 22 lutego 2017

uhuhuuuu chłopaki!

Się spaźniam jeden dzień z postem! Moi fajni na pewno mdleją ze strachu, że coś się stało! Tyle się stało, że Dżokej łazi i łazi, i łazi ostatnio, i nie mogłem pisać przez niego wczoraj... do połowy się udało i potem nie dałem już rady. Dżokejowi coś dolega... Psioweci się mu przyjrzą...

Tymczasem do tematu!

Ale się nam zachłopaczyło! Jakby tak policzyć, to mamy duuuuuużo chłopaków i dużo mniej psiolasek. Tak to jakoś falami jest, że najpierw wszyscy chcą psy, bo nie przyniosą dzieciaków do domu (a przecież nasze psiolaski też nie przyniosą, bo albo u nas abo potem tracą możliwości)... A teraz jest za to odwrotnie! Każdy chce psią panienkę mieć w domu! Może grzeczniejsze niby albo nie muszą każdego drzewka, krzaczka, murku, drzewka, pieńka, kępki trawy, znaku, kamienia... oznaczyć (chociaż znam takie, co jednak muszą)... a u nas takie fajne chłopaki mieszkają!

Pomelo na przykład:


Ten średni psiurek się zgubił komuś chyba i nie umiał znaleźć drogi do domu. No chyba, że... ale przecież niemożliwe, że ktoś specjalnie tak... Pomelek się błąkał przy jednym z takich wieeelkich sklepów i już zdążył solidnie zmarznąć, zanim ktoś się nad nim zlitował... Na szczęście ostatecznie Pomelo mógł się ogrzać i posilić u nas i rozpoczęło się jego oczekiwanie na dom. To było w sumie niedawno, może jeszcze jego dwunożni wpadną na to, że on tu tęskni... Pomelek niestety nie jest okazem zdrowia, bolą go tylne łapki. Psioweci mu robili badania i zalecili już wspomagacze, więc do psiaka będzie przychodzić Tabletkowa z tortem z wkładką. Ech... Ciepłość mu potrzebna i dom...

Moku się nie zgubił....


Dwunożny, u którego Moku mieszkał stwierdził, że psa pożegna... tak na zawsze... sam sobie tak postanowił, że niby pies agresywny jest i on takiego psa nie chce.... A przecież czyja to wina?? Przecież Moku sam się tak nie wychował... Ktoś mu nie pokazał, co wolno, a czego nie i co jest dobre... Niektórzy dwunożni chcą mieć takiego psa, który będzie groźny, więc tym bardziej nie korygują złych zachowań, a potem zdziwienie, że czterołap warkoli w nie tych sytuacjach, co trzeba! Też coś... Moku nie rozumie zupełnie, co się stało... Wolontariusze mu pomagają, wyprowadzają na spacery, pokazują, co jest dobre, a co niebardzo, pozwalają mu hasać na spacerach na dłuuuuugiej lince i z piłką. Teraz nasi naprawiają coś, co nie powinno zostać nigdy zepsute...

Ten postawny chłopies też się zgubił:


Owal biegał sobie radośnie po mieście, ale ktoś w końcu stwierdził, że nie powinno tak być i zadzwonił do naszych. Budzi respekt, nie ma co oszukiwać... Zwłaszcza, że towarzyski jest i lubi głośno wołać dwunożnych, co nie każdy rozumie, ale wystarczy podejść, a ten grzbiet nadstawia do czochrania i uśmiechać się zaczyna! Psiolaski mdleją od tego perlistego uśmiechu! Bliznę ma na nosie, więc wygląda na takiego zawadiakę, to tym bardziej dziewczyny przyciąga... Stresuje się Owal w schronisku, co widać w jego kojcu... ale na wszelki wypadek, żeby wykluczyć jakieś choróbska, psioweci mu pozaglądają w wyniki też... najlepszy na takie rewelacje żołądkowe jest dom...

Nie tylko takie średniaki i dużaki mamy. Jest też Jędrek!


Małe to, a pocieeeeszneeeee, że nie można się nie uśmiechnąć, kiedy się go widzi! Zlitowała się nad nim pewna dwunożna, która go znalazła telepiącego się z zimna niedaleko miejsca swojej pracy. Mogła go na chwilę przygarnąć, żeby się ogrzał, ale nikt się o niego nie pytał, a ona nie mogła go zabrać ze sobą do domu, to go przywiozła do nas. Jędrek nie opuszczałby człowieka na krok! Biega za każdym, czaruje oczami i ogonem, wciska się w kraty, byle ktoś przy nim posiedział, pogłaskał, pomiział za uchem, a najlepiej zabrał do domu na zawsze... Tęskni Jędrek, a smutek przy każdym pożegnaniu wylewa się z niego tak samo, jak radość przy powitaniu...

Takich mamy chłopaków! Jest ich duuuuuuużo, duuuuuuuuuużo więcej, to tylko taka mała garstka, która jednak powinna zachęcić Was do odwiedzenia nas i do zakochania się niezależnie od wszystkiego, nawet od pci! Kto by tam pod brzuch zaglądał, skoro najważniejsze jest i tak to, co w środku każdy z nas ma. Znaczy nie bebeszki, ale wiecie - wierne serducho, dwa wiadra radości i wanna tęsknoty...

...musisz zdążyć, bo niektórzy już trochę się za bardzo w niej zanurzają....

niedziela, 19 lutego 2017

...nie zimno Ci czasem? Nie nudno? Nie za cicho...?

Po sierściucha przyjdź! No dooobraaa, dwa dni temu miały swoje święto, więc niech będzie, że nazwę je... kotami... Są nimi, ale zwykle się nie lubimy międzygatunkowo, dlatego na blogu najczęściej są sierściuchami. Jakbyście zapytali Kiarę, to powie, że je baardzo lubi, ale nie doda, że najbardziej wtedy, kiedy chrupią w zębach... 

...a one tak czekają...


Przykrzy im się w klatkach. Bananowi też. To jest Banan:


Nie jest żółty i nie obiera się go skórki, nie wiem też, jak smakuje i Kiara z pewnością się nie dowie... Banana podrzucili do schroniska razem z innymi owocowymi sierściucha...eee...kotami. Zakatarzone były tak, że kichanie było słuchać aż u Tysona, a musicie wiedzieć, że on kawałek od nich mieszka. Na szczęście nasi nie z takimi katarami mieli do czynienia i udało się je wyleczyć. Banan nie jest przesadnie wylewny na dzień dobry, ale nie trzeba go długo przekonywać, żeby się przekonał. Jak już wyląduje na rękach, to już tylko chwila od zamruczenia "cały jestem tfuj!". ...i spędza kocurzątko najlepsze miesiące w schronisku, bo żyje raptem dziewięć, a od jakichś pięciu u nas mieszka...

...i nudno im...


...a Czaruś tak lubi sobie pogadać...


Może nie wygląda jakoś szczególnie, ale w chorobie nie każdy jest idealny. Ja też wyglądałem ledwo, jakbym miał trzy łapy już oderwane od ziemi. A może Czaruś tak wygląda zawsze, kto wie? Nie mniej jednak jest niezwykle towarzyski, na ręce się pcha, dzień zaczyna opowiadać zaraz i pyta, jak komuś minął, ale słuchać nie zamierza, bo już snuje opowieść, co będzie robić jutro. Ktoś z nim będzie miał klawe życie!

...i chciałyby mieć coś więcej niż ten kawałek podłogi i człowieka tylko z miseczką, tabletką i nowym żwirkiem do kuwety...


 Ciem też o tym marzy...


Ten się chyba urodził na czyichś kolanach, bo przecież by z nich nie złaził! Jak już wlezie, to przebiera girkami, depta, ugniata, żeby potem było mu wygodniej, jak już zapadnie w sen głęboki i będzie śnić o niebieskich myszkach i o tym, że jutro też mu tak samo, leniwie minie dzień... Kolejny idealny sierściu...eee...kot dla każdego, dla całej rodziny, bo im więcej kolan, tym większe prawdopodobieństwo, że któreś będą wolne!

I co z tego, że są miziane, że zabawki mają, że kuwety czyste, że pomiałczeć mogą z innymi, za łapy potrzymać... Co z tego, skoro nie ma tego człowieka, na którego się czeka godzin kilka, żeby potem mieć go przez resztę dnia dla siebie... skoro nie ma do kogo się przytulić, na kim położyć, z kimś stworzyć jedną całość w kawałku futrzastą... skoro nie można monirotować deszczowego podwórka zza szyby siedząc na parapecie w ciepełku... skoro nie można udawać, że za kanapą jest fort, a podłoga to lawa i można poruszać się jedynie po fotelach, krzesłach i stołach...

Dwa dni temu był Dzień Kota. I z tej okazji życzę, żeby każdy dzień ich nowych żyć był takim szczególnym i żeby był w całości takim, o jakim marzą za schroniskowymi kratami...

środa, 15 lutego 2017

Gorsi my??

Taką to wiadomość nasi dostali:



Jak komu się maże takie małe, to przepiszę: "Szukam do adopcji szczeniaka owczarka niemieckiego, wiek 4-6 miesięcy, może być z rodowodem, najlepiej niekastrowany samiec..."

....

....właśnie....

Znaczy ja rozumiem takie pytanie wysłane do hodowli, takiej porządnej, z rodendowodami, bo ktoś chce może się wystawiać z takim psem przed sędziami czy coś, chce mieć 100% owczarka niemieckiego w owczarku, bo tak mu się marzyło zawsze. Ale żeby do nas pisać, że wiek plus minus 5 miesięcy (a czy u nas którykolwiek się przyzna, kiedy go psiomatka na świat wydała??), że może mieć dowód, że jest owczarkiem (konia z całą karawaną temu, kto znajdzie u nas w budzie u któregoś papier!), noooo i jeszcze ma być najlepiej z kulkami pod ogonem... Po pierwsze psieciuchów się kulek nie pozbawia, po drugie, i tak się pozbawia, jak dorosną (no i jak są ze schroniska naszego), a po trzecie - ale że po co kulki u psa bez rodendowodu?? Mało nas tu? Mało owczarków? Do zliczenia owczarków to mi palców nie starczy, a Arona budzić nie będę, żeby na jego jeszcze doliczać... 

A niech będzie - policzył żem. Letko licząc wyszło dwadzieścia sześć! I to same te podniemieckie i niemieckie zliczyłem, o belgijskich i innych nie wspominam. I po kiego grzyba kolejne...? 

Dooobra, wieeem, wcale nie jest napisane, że ktoś chce się przyczynić do wyklucia się kolejnych czworonogów na świat. Ale tak mnie to śmierdzi....

My, schroniskowce, kiedy większość nie pamięta, kim była matka, a już zdecydowanie zdecydowana większa większość nie ma pojęcia o ojcu, kiedy nie rozumiemy, co jest ważnego w tym, czy nasza sierść pochodzi od teriera czy pudla, kiedy mało nas interesuje, czy stojące uszy to od owczarka czy bullteriera, kiedy naprawdę nie czujemy, czy nasze fałdy na nosie są po dziadku buldogu czy matce mopsie... kiedy jesteśmy po prostu SOBĄ, czytamy ze smutkiem takie wymagania... Zresztą nie tylko to jedno, bo przecież nie są tak rzadkie.

...było przecież pytanie, kiedy się nasi spodziewają szczeniaków buldożka francuskiego. Żebym kulek nie dostał na śniadanie, tak było!

...było też pytanie, czy są jorki, a jak nie ma, to może suszi. Nie, to nie moje przekręcenie, naprawdę ktoś chciał albo psa albo ryż w wodorostach. Może lubi prowadzać na spacery, nie wiem....

A to przecież schronisko jest... Tutaj trafiają chude...


...zmarnowane...

(Czili ma 128 lat. Raptem rok czy dwa temu szła najbardziej ruchliwą drogą w mieście, mniejsza od samochodowego koła...)

...chore...


...ale z nadzieją w oczach...


...ufnie wpatrzone w człowieka...


...marzące o kochającym domu...


...kundelki mniejsze...

...większe...


...kudłaciejsze bardziej...


...i mniej...


...u których najmniej ważna jest szorstkość sierści, kolor ślipek, kłapciatość uszu czy odległość pięt od kolan...

...więc proszę, nie pytaj o rasę, albo czy mamy może włosy, czy sierść. Zapytaj, czy potrzebujemy troski, miłości, spokoju albo szaleństwa, albo czy mamy siłę na spacery dłuższe czy też wolimy podrzemać przy Waszych nogach... Zapytaj, czy są wśród nas tacy, którzy potrzebują tego domu bardziej, bo mają coraz mniej czasu po tej stronie mostu... Zapytaj, którzy są najbardziej niewidzialni i spraw, że każdy dopatrzy się w nich tego radosnego blasku, ale on będzie już świecił tylko dla Ciebie...

Pewnie, że są tacy, którzy pytają o to wszystko. Są też tacy, którzy specjalnie wybierają sierściucha, który może być niemiziasty, bo nie ma być do miziania, tylko ma nie mieszkać w schronisku, bo go szkoda. Są tacy, którzy tygodniami leżą na deskach i przekonują psa, żeby spojrzał chociaż raz... Są tacy, którzy biorą szczeniaki i tworzą im najlepsze domy na całe ich życie. Są tacy, którzy biorą starsze psiaki i jeszcze szukają razem z nimi tej radości i beztroski... Dziękujemy wszystkim, dla których najważniejsi jesteśmy po prostu MY, zwierzaki, a nie to, jak nas opisać z wierzchu...

Mieszkamy w schronisku, jesteśmy często takimi wyrzutkami, których nikt nie chciał, których nikt nie szukał... I czasami nikt nas nie szuka i nie chce aż do naszej przeprowadzki na drugą stronę mostu... 

....naprawdę nam ciężko z tą świadomością, że nie odpowiadamy żadnemu opisowi...

niedziela, 12 lutego 2017

Śmy psialentynkowali!

AAAALE SIĘ DZIAŁO! Wam piszę, tyle to się nie działo u nas dawno. Znaczy od Mikołajek. Chociaż wtedy to chyba nie aż tak się działo, ale też, ale nie tyle... Dzień miłości za dni kilka, a tu dwunożni przyszli się nią podzielić z nami... Z nami, bezdomniakami dwunożni przyszli się prowadzać po lesie i to było tak superaśne!

Znaczy ja nie mogłem wyjść, gdyż albowiem ponieważ pilnowałem biura, o:


Za to nasi się od rana uwijali, żeby było wszystko przygotowane! I brama była psialentynkowa...


I wogóle co się da!


I smycze były przygotowane, i laski różniste dwunożne...


Się wkrótce zaczęły kolejki...


...i było ciasto, i herbatka, i można było dorzucić nieco do puszki, a nasi zapisywali i biegali po psiaki!


 Działo się dużo, kolejka była ciągle i wciąż nooowa fala napływała do lasu...

O, szedł Będek i Sasza...


 I szalona Kania pędziła...


I Luger! Chłopak na spacerze zachowuje się wzorowo, nawet przyjaźnie przychodzi się przywitać. Tylko w kojcu udaje groźnego takiego do większości...


Wiza popędziła do przodu i niecierpliwiła się, że Dusia i Łorm się taaak wleeeką....


 Dwaj psiumple, Jędrek i Kumpel też zgodnie na spacer biegły:


Sparoł miał dziś wyśmienity humor, co widać. Na szczeście Huska czuła się lepiej i też skorzystała z wyjścia:


Purik czuje się różnie, te girki mu drżą... Taki mały kudłatek, powoluśku szedł sobie na spacer, musiał iść najkrótszą drogą, bo i ślisko i ziomp taki. Ale poszedł i spędził czas z ludźmi!


Frupi skorzystała ze spaceru nie raz! Stworzona do przechadzek, a już wypiękniała całkiem.


Tupet oczywiście zamienił się w psa pociągowego...


 Admin za to grzecznie szedł, ani nie ciągnął, ani nie wariował...


...ale jeśli chodzi o Kinoko.... Ta to musi ciągle odwinąć numer i zaczynamy podejrzewać, że chyba planuje to... Na spacer założyli jej porządne szelki, specjalnie ciasne tak bardzo, jak było można. ...bo każdy już zna Kinoko z tej strony wysmykowej... W każdym razie poleciała z Radenem na spacer.


Bardzo poleciała ochoczo:


Widać, jak to to małe leeeciii... Tylko co z tego, skoro znowu Raden spacerował sobie SAM, bo ona oczywiście znowu zagrała w "Kto dzisiaj mnie niesie do schroniska??". ...Wygrał ten pan:


Widzicie dziką satysfakcję na psiolaskowym pysku?! Głowę dam sobie uciąć, że ona to planuje! Skubana jedna....... Nasi szelki dobierają, potem po lesie jeżdżą i jej wypatrują, a ona w międzyczasie szuka kogoś, kto ją poniesie do kojca....

Za to Moko nie w głowie ma ucieczki. On grzecznie na spacery chodzi. Coraz grzeczniej...


Widzicie, że każdy ma serduszko?! Nasi tak obmyślili, że każdy dostawał takie z imieniem psa, żeby wątpliwości żadnych nie było i żeby wiadomo było, jak się zwracać przy rozmowie kulturalnej.

Ten dwunożny na pewno miał serduszko z napisem ALMO, bo też to Almo szedł na spacer w jego towarzystwie:


...ech, a to Kostuś... Tak średnio mu szły spacery, dlatego chodził na najkrótsze...


Razem z nim mieszka Pimpol i ten mimo wieku ma w sobie energii za siebie i za psiumpla, więęęęc pożytkował ją, jak umiał najlepiej...


Jak tylko mu coś zaszeleściło, to od razu zamieniał się w żebrzącego, wygłodniałego, zabiedzonego psiaczka...


Twix szedł z Mirą, ale zaraz za nim pędzili Falubaz i Miron!


Nawet Agri z Miśką wyszły! Taki się Agri zrobił grzeczny!


I Belgus też, ale on zawsze był akurat prodwunożny. Bycie owczarkiem zobowiązuje!


Jedno zjawisko też było dziwne w lesie... Patrzcie...


Dwie dwunożne laski idą, z kijami w dodatku, ale ani jednego psa z nimi nie ma! Kto to widział, prawda? Zupełnie nie rozumiem, jak tak można, a przecież to był rzut piłką od bramy schroniska! Takie marnotrawstwo spaceru...

Na niezwykle interesujący spacer wybrał się Dżekuś... 


Taaak, on tak "szedł" przez cały spacer. No dobra, trzy kroki sam przeszedł. Moooże cztery. Ale potem e-e, on człapać sam nie będzie. No i ta dwunożna miała przechadzkę z obciążeniem...

Aron za to szedł sam! Mało zresztą napisane, że szedł...


Panki i Refa też zupełnie samodzielnie machały łapami i kudełkami na wszystkie strony!


Za to Moku miał poważniejsze zadania. Pilnowanie piłki...


Piłkę miał do dziamlania, żeby się bardziej na niej skupiał, a nie na czymkolwiek innym. W jego przypadku działa świetnie. 

Ktoś jeszcze nie miał specjalnej ochoty na spacery.... Jak się ma takie krótkie łapeczki...


Tak, to Nana. Za to miała niezwykle stylowy sweterek!


W takim zima niestraszna, ale jednak Nana jest zbyt ciepłolubna na takie wyprawy, dlatego też poszła na taki króciutki spacereczek...

Naszym odmarzały nogi, ręce grabiały, ale dzielnie kolejnym chętnym wydawali czworonogi na spacery. Zwierzakom temperatura średnio przeszkadzała, chociaż niektóre czterołapy oszukiwały, to fakt... I zebrali nasi prezenty dla nas! Dużo nam przynieśli ohohohohoho!


Fajnie było i wszystko się udało. I bardzo dziękujemy wszystkim, którzy przybyli i dali nam tyyyyle miłości! I Psiolontariusze tak się namarzli, ale rozgrzewała ich myśl, że to wszystko dla nas... I jak się tu nie wzruszać...

----------

A na koniec pokażę, jak się rozmnaża u nas zwierzaki.... Takie cudo jedna z naszych przywiozła...


Jakby nie język, to nie wiadomo by było, gdzie przód, a gdzie tył... Się zaraz nasi wzięli za wydobywanie z tej góry sierści jakiegoś zwierzaka.


Właściwie to zanim nie obcięli brzucha, to nijak nie można było się dopatrzeć, czy to psiumpel czy psiolaska! I chude takie tooo....


Małom nie zemdlał, jak nasi obcięli mu ucho!!!


....ale się okazało, że to tylko jeden z wielu takich płatów z sierści.......

W sumie to faktycznie z uszami był największy problem, bo nie wiadomo było, gdzie się kończą i trzeba było na czuja maszynką jeździć.


Za to po caaałej operacji nasi mogli poskładać sobie drugiego psa....


Z góry posklejanego futra wyłonił się niewątpliwie PAN psiumpel, z oczami już zbielonymi, z brakami w zębach i kilogramach i z całymi pchlimi miastami wydrążonymi w sfilcowanej sierści (sam widziałem na własne oczy!).... Może nie wyszedł z tego wszystkiego salonowy piękniś, ale czy wygląd ważniejszy jest od tego, żeby wreszcie móc spać spokojnie...?


....i na koniec mała prośba od nas wszystkich, wyhaftowana przez takich zdolnosprytnych specjalnie dla nas..........


...to jak, da się zrobić...?