Oczami Bezdomnego Psa

niedziela, 30 kwietnia 2017

Biuti and de Bist!

Biuti and de Bist. Piękna i Bestia po naszemu. Znaczy po Waszemu, bo po naszemu by było jakoś... hauwrrwrmrhau. Ale że po naszemu Wy nie bardzo byście zrozumieli, to ja dostosuję...

Wyobraźcie sobie, że trafiła taka para do nas psiolaskowo-psiumpelska, do której nasi dopasowali imiona przeidealnie! Bajkowo tak! ...może lepiej by było, jakby trafiły takie, do których by pasowało bardziej "ChodzącaRadość" i "OgonWiecznieMerdający" (to jakaś o Indianach by musiała być chyba...), ale trafiła Piękna i... noo... Bestia.

Najpierw o Biuti... Wiecie co... się zakochałem od pierwszego kroku, od pierwszego powiewu kudełków na wietrze, od pierwszego uśmiechu posłanego DO MNIE. Oczywiście, że DO MNIE i właśnie, że do innych uśmiecha się inaczej! ...jest po prostu.... sami popatrzcie:


Poszedłem do biura i zrobiłem takie maślane oczy, jakie tylko ja potrafię najpiękniej i mi wydrukowali takie zdjęcie... Powiesiłem sobie na ścianie i będę wzdychać. Ktoś zaraz zarzuci, że ona uszek nie ma. Bzdura! MA:


...i to futerko, jak już ktoś pięknie wyczesze, wymoczy, w szamponie wyczochra (dla urody trzeba się poświęcić, trudno), a potem dbać będzie, to będzie Biuti robiła furorę na mieście! I jak ją adoptują, to będę zbierać podpisy pod najważniejszą na świecie petycją, żeby ten dwunożny mnie też adoptował... Obiecuję nie grzebać po śmietnikach... ewentualnie rzadko...

Nie, nie zapomniałem, że mamy jeszcze jednego bohatera opowieści. Bist. Prawdziwa Bestia. Zupełnie nie wiem, co on robił przy Biuti (znaczy wiem, ale zaraz), ale... w sumie to nie wiem, co taka psiolaska robiła z takim gburem!

To jest Bist...





Gbur, Wam piszę. Ani zagadać, ani chociażby się przywitać, bo zaraz się drze! NIE - nie szczeknie "cześć", NIE- nie będzie się przedstawiać, NIE - nie poszczeka chociażby o pogodzie, która i tak jest koszmarna i w ogóle IDŹ i nie oddychaj tym samym powietrzem! Dramat, Wam piszę...

Skąd one tak razem? Tak się szwędały kawał od nas, ale na terenie, skąd do nas przywożą zwierzaki. ...z tego, co mi ptaszki wyćwierkały... tak trochę bardzo jednak możliwie prawdopodobne jest, że była sobie kiedyś firma, na terenie której miały swoje mieszkanko i miały pilnować terenu. Nie ma co, Bist idealny... Biuti miała chyba czarować klientów, czy jak... W każdym razie służyły sobie dzielnie. Potem, według wersji, którą podsłyszałem tu i ówdzie, ale nie wiem, czy prawdziwa, chociaż trochę jednak bardzo prawdopodobne, że tak - firmę zamknięto, czy się wyniosła, czy jak... w każdym razie już jej nie ma. To i mieszkanka już nie było dla Biuti i Bista, już miseczek nie miał kto napełniać, zostały psy zwolnione. Tak z dnia na dzień, bez uprzedzenia, bez odprawy, bez niczego. Brama otwarta - żegnamy się, do widzenia, do nigdy. 

No i poszły, co miały robić innego. Ktoś je zauważył, zadzwonił, gdzie trzeba i tak znalazły się u nas.

Nie wiem, co będzie z Bistem. Albo się przekona do dwunożnych, zaufa i zrozumie, że nikt tutaj tego kłapania zębami nie potrzebuje i potrzebować nie będzie, i tym nie sprawi, że dostanie drugą szansę... albo nie zrozumie i będzie tak sobie mieszkał w schronisku obrażony na cały świat... Ech, będę próbował mu coś szczeknąć tam do rozumu.

Biuti się pokaże od tej najpiękniejszej strony, chociaż w sumie każda jest piękna! I ta środkowa, i ta najzewnętrzniejsza! Dwunożnych to ona kocha całym sercem wielkim i dobrym. Może mało jeszcze umie, ale się nie miała gdzie nauczyć, to wszystko przed nią. Wiecie, spacerki, zachowanie, grzeczność, ułożoność... W schronisku nie nauczą niezalewania podłogi, bo nie ma jak, ale w sumie nie pytałem, może ona tak po prostu samo przez się to rozumie, że się nie moczy miejsca, gdzie się mieszka? To bardzo możliwe, ale nawet, jakby akurat na to nie wpadła, to z pewnością szybko załapie w domu.

...i mam nadzieję, że jeśli to prawda o tej firmie, to że im, tym dwunożnym, się śni co noc, że Bist im się dobiera do zadów... ...i że budzą się zlani potem... 

Mam nadzieję, że ta bajka, chociaż pewnie się rozdzieli na dwie, to że będzie jednak jeszcze piękna i wszystko się odmieni... 

środa, 26 kwietnia 2017

...a przecież jesteśmy niczyi... Najlepsiego, Drodzy Psio-i-Kocioweci!

Takich mamy psio-i-kociowetów, że niejeden dwunożny chciałby być leczony przez takich! Na pewno nam zazdraszczają takiej opieki fachowej, takich badań od ręki i walki jak o własne zwierzaki... Kto czyta dzisiaj, ten wie, że jest 26 kwietnia, aaaaa dwudziesteeego siódmeeegooo jest Światowy Dzień Lekarzy Weterynarii! I tym naszym, i tym innym fajnym - życzymy samych szczepień i obcinań pazurów!

...i to też tylko u tych łagodniejszych, a nie tych, co się boją i zaraz warkolą.

Nie będę owijać w pasztet, jak Tabletkowa, ja tam bez ogródka napiszę na przykładach.

Takie dwa zostały znalezione w lesie... Dwunożni, którzy po lesie chodzili się natkli na nie... Ja nie wiem, gorąco było, czy coś, ale się... tego... rozpływały powoli... Nie wiem, jak to możliwe, ale może sierściuchy tak potrafią, o:


Ten to mniej, ale ten tutaj niżej...



Na zdjęciach są w wiaderku, bo leśni dwunożni akurat zbierali grzyby, to nie mieli akurat przy sobie wiklinowego koszyczka z mięciutkim kocykiem. Sierściuchy trafiły do lecznicy i się tam od razu nimi zmartwili i zajęli, jak trzeba! ...chociaż niczyje były... Nikt nie powiedział, że bueeee, że strach tknąć palcem. Nikt. Tylko od razu zaszczyki, przemywanie i te inne tam wszystkie, co to kocioweci wiedzą... Jakby ktoś pomyślał, że z takiego stanu na pewno nie wyszły, toooo niech się zastanowi raz jeszcze. Nie dość, że wyszły, to jeszcze wyrosły, dorosły, wygładziły się i już się nie rozpuszczają! Patrzcie:


....a żebym miał więcej kulek nie dostać, jak to nie te same kociolaski! I jak kto myśli, że o oczach jednak trzeba było zapomnieć, bo się wzięły i roztopiły, teeeen niech się jednak zastanowi raz jeszcze... Oczy są! Dwa! Znaczy... nie PO DWA, ale w sumie dwa. Dwa koty, to i dwa oka, o jeny. Sprawiedliwie, po jednym.


Ha! Widzicie, warto było!

Inne sierściuchy też leczą, czy to mniej dzikie, jak Mandi...


U niego musieli aż szczękę drutować, bo się mu gdzieś połamała i to wcale nie było tak niedawno przed złapaniem... Musiało go solidnie łupać, ale dzielny był. Wiedział, że pomóc mu chcą... Oni każdemu chcą!

I nawet, jak się złapał taki sierściuch całkiem-całkiem dziki, to też się nie zlękli! Temu przytrafiło się coś koszmarnego...


...bo ktoś go nadział na działkach na pręt... Sam się na pewno nie, tylko ktoś jego... I ci nasi bohaterscy weci wyjęli ten kawał metalowego kija i wyleczyli! Co prawda sierściuch ani na moment nie okazał wdzięczności, ale cóż... tak to z nimi jest, szkoda szczekać. 

I żeby nie było - nie tylko kociowetów dzisiaj wspominamy! Psiowetów też! 

- oooo, ja coś mogę poszczekać o tym! 

- Kiara? Ciebie na blogu jeszcze nie było!

- Nie było i uważam to za krzywdzące! A ja byłam w lecznicy i się nadaję do tematu! Bo byłam! I mogę się wypowiedzieć!!! 

- ....matko suczko... ale ja też byłem!

- ALE JA BYŁAM NIEDAWNO!

- Masz, pisz, bo przecież nie wytrzymię...

- Właśnie. No więc byłam. Bo mi się słabo zrobiło ostatnio... Zrobiło mi się tak bardzo słabo, że ani mi się nie chciało na tą psiowetkę jedną powarkolić... Bo na jedną to trochę kłapię. Ja lubię, ona wie i wszyscyśmy zadowoleni! Może i bardziej ja niż reszta, ale przecież komu ma być lepiej?! Wiadomo, że mi!

No więc zrobiło mi się słabo tak jakoś. I w czapie mi się kręciło i jakieś giry miałam miętkie... To mnie powieźli do lecznicy aż! Taka byłam biedna!


Złego słowa nie szczeknę! żarełko pod nos podtykali, na trawkę prowadzili... Tylko jak wtykli mi tą rurkę i kapało do łapy, to tak mi się mniej podobało, ale powiedzieli, że jestem dzielna, to tak wiecie... nie wypadało się za długo gniewać, zresztą sił nie miałam. Jak mi się polepszyło, to nawet chciałam jeszcze trochę poudawać, że głowa ciężka, ale... ychm... no ta psiowetka, co na nią kłapnę czasem, przeszła raz z prawa na lewo... i się wtedy powstrzymałam, ale potem... jak z lewa na prawo przekopytkowała, to mnie tak to wzięło z zaskoczenia... no i zobaczyli, żem się poderwała ochoczo... I klops! Wyszło, że już mi lepiej i zaraz jedna z naszych mnie odwiozła do schroniskowego biura.

- Uf, Ares, już koniec! Napisałam.

- Niemożliwe! I nie pchasz się pisać dalej??

- ...aaaa... jakoś... nniieeee, się nie nadaję chyba jednak. Pójdę pomemłać piłkę przy stróżu, może się pobawi ze mną.

I poszła! Co za porządna psiolaska! Inni to się pchają do pisania! ....sam się wepchłem Dżokejowi przecież...

Kiara to sobie może wspominać, ale ja Wam napiszę, że ta jej przygoda to taka bieda.... Ledwo jej się słabo zrobiło, ledwo tam ze dwa worki tego przezroczystego jej w łapę nakapali i wielkie halo. JA to byłem chory! Pół internetu kciuki trzymało! Taki byłem biedny, że aż przesiadywali ze mną, CZUWALI, można napisać, w razie, jakbym miał na drugą stronę odlecieć! O:


Ta dwunożna laska to nasza fotopsiografka. Na razie jej nie ma, bo się wzięła i rozpączkowała.... Wam piszę, taka zawsze ledwo cień dawała, aż tu nagle jak jej nie spuchło w jednym miejscu! Myślałem, że pęknie! ...no i teraz siedzi w domu z taką dwunożną, małą kluską... Znaczy kluskiem...

...o czym to ja miałem... aaahaaaa, i taki byłem BIEDNY, że aż siedzieli ze mną! Szelki mi nawet przynosili, bo nie byłem w stanie sam chodzić! Psioweci jednak się nie poddali, wiadomo. Zresztą, co tu udowadniać, przecież wciąż piszę Wam tutaj... Światełko w tunelu jednak widziałem...

...za światełkiem zresztą poszło kilka psiumpli, psiumpelek, sierściuchów trochę... I moja Larsi też...


...ale o każdego walczyli, jakby był kimś najważniejszym na świecie.... I razem z naszymi żegnają tych, którzy muszą przejść na drugą stronę, bo już czas... I zawsze im szkoda też...

...a przecież my jesteśmy tacy niczyi... I jak przyjeżdżają do lecznicy znienacka zwierzaki, czasami brudne, czasami złe na cały świat, czasami nie wiadomo, co z czym i jak składać, co badać najpierw... a Oni po prostu rękawy podwijają, rękawiczki nadziewają na ręce i już słuchają, oglądają, macają, już włączają te wszystkie aparaty, już maziają tym obrzydliwym żelem (jak ciężko zlizać ten klej!) czy robią zdjęcia, do których nie ma co się uśmiechać, bo i tak nie widać, tylko kości same... I zmartwią się też o nas, a wiecie, że nawet słyszałem nie raz, jak siorbią tam trochę w kącie... bo przecież jesteśmy tacy niczyi...  A te wszystkie chude do granic, poranione od środka i na zewnątrz, te zagrzybiałe, zaświerzbione, skołtunione, zapchlone, te połamane, z guzami ledwo trzymającymi się w całości i tymi, które już się wzięły i rozpękły... te wszystkie zwierzaki mogą liczyć na dobre słowo, uśmiech, ciepełko takie... 

...a jesteśmy przecież niczyi... A oni ani razu nam tego nie powiedzieli...

Drodzy, nasi psio-i-kocioweci, 
z tego miejsca właśnie JA życzę Wam wszystkiego, co najlepSIEjsze, samych cierpliwych pancjentów, którzy sami będą pokazywać, co ich boli, i żebyście zawsze mieli dużo sił i uśmiechu dla każdego, i żebyście nigdy nie musieli mówić, że nic się nie da zrobić... i żeby tak poszła medyPSIna do przodu, żeby na wszystko było łatwo dostępna tabletka w pasztecie, żebyśmy wszyscy mogli długo, szczęsliwie sobie kopytkować po ziemi DZIĘKI WAM właśnie...

Dziękujemy, że z nami jesteście! 



...a na tym zdjęciu wyżej jest nasza kocio-i-psiowetka (w lecznicy jest ich więcej, i to w dodatku różnej pci!) razem z Raszynem, jednym z większych sukcesów medyPSIny! Takie to chucherko było, bez skóry na plecach, ledwo chodzące... 


 ...a Oni zaczarowali plecki, zaczarowali łapki i z największego biedaka stał się Raszyn walecznym rycerzkiem...


...a przecież był niczyj... 

DZIĘKUJEMY!

niedziela, 23 kwietnia 2017

Pan(i) ma relaks!

Wygoda to ważna rzecz. Rzekłbym, że niezwykle, ale dla każdego to co innego znaczy. Dziwacznie tak, kiedy każdy jest inny, ale u nas się nikomu nie wymawia niczego! Jeden lubi, jak mu w sierściuchowe pupsko gorąc się wbija, a drugi chłodne, piaszczyste grajdołki ceni sobie bardziej po stokroć. Jeden woli samotnie, drugi szuka współwylegującego się, co by przy okazji omówić ostatnio podsłyszane pod drzwiami plotki...

Leg i Torro tak byli ostatnio przyłapani:


One to takie wiecie, ciche wody, jak to mówią dwunożni (chociaż ni w ząb nie rozumiem, jak woda może być cicha, skoro ja tam wiem, że ciurka albo kapie...). Legowi co prawda ciągle się w głowie kręci, a Torro jest owczarkowacie stonowany, grzeczny i spokojny i w życiu nikt by może nie uwierzył, że za plotki się biorą, aaaaleeeeee..... kto ich tam wie.......

Rewcia za to jest mistrzem w jak najszerszym (i to idealne słowo!) wykorzystaniu karofyrelowego ciepełka!


Tu może nie aż tak widać, ale przedstawię nieco z góry....


Nie śmiać się! Rewcia tak naprawdę jest bardzo smukła! ...pod tym tłuszcze...eeeeee.....znaczy pod tą sierścią! Z pewnością jest najszczuplejszym sierściuchem w całej kociarni! 
...właśnie...
A w ogóle to Rewcia ciągle czeka na dom! ...najlepiej z szerokim kaforylerem....

Sierściuchy prócz grzania piętek lubią też pudełka. I w sumie nieważne, czy to pudełko jest plastikowe, czy z kartonu, czy puste, czy też jednak....



...wydaje Wam się, to cale nie jest... ekhkhkeeem... kuweta... i tam nie ma tego trocinowego peletu wcale... Pudełko, to pudełko. Cztery ścianki wypełnione sierściuchem - idealnie! Ładniak też czeka na dom, choooociaaaż.... coooś słyyszaałeeemm..... a, może zamilknę jednak...

Jeśli jeszcze chodzi o idealne dopasowanie legowiska.... To jest Beria, która postanowiła... czyżby znaleźć skarb...?


Nieee, to i tak nie pasuje do tematu... Po kilku szurnięciach już był pierwszy dołek zrobiony. Należało potem sprawdzić, ocenić, dokopać jeszcze, znów sprawdzić, znów dokopać iiii za ostatnim sprawdzeniem... 


Beria uznała, że jest IDEALNIE... 


Dopasowane z każdej strony, nie za luźno, nie za ciasno, cały zadek się mieści. Tak, to grajdoł pierwsza klasa. Najpierwsza! Beria była dumna!


Bardzo.
Dumna.

...tylko co z tego, skoro z najidealniej skrojonego piaszczatego dołu musiała przez ten nasz piękny las przejść i tak do schroniskowego kojca... Ale Beria obiecuje, że u siebie w ogródku żadnych legowisk kopać nie będzie! 

Jak myślicie, że teraz nie adoptujecie tej bandy, co wyżej napisałem, bo nie zapewnicie takich relaksowych warunków, to zaraz Was gryznę w zady za głupie myślenie! Każdy jeden zamieni to, co ma teraz na nawet najzwyklejsze posłanko i kawałek kocyka przy Was... 

----------------------
Taką wiadomość mam jeszcze na koniec, żeby zdziwienia jakiego nie było, czy coś... Otóż... PRZEPROWADZAM SIĘ! Opanujcie radość, nie wyjeżdżam do żadnego domu...... Chociaż, mooooże... W końcu u nas dnia ani godziny zwykle się nie zna, to może w tej chwili właśnie ktoś po mnie jedzie i jednak ta przeprowadzka nie będzie taka... wirtualna...?

W każdym razie - przenoszę się. I się, i nie się tylko, bo i innych. Dużo tego wszystkiego... dlatego piszę, że to TRWA, a nie że już. Jakby było już, to bym Was zaprosił. Na razie nie zapraszam, bo jeszcze wszystkiego tam nie zaniosłem. A jest tego tyyyyyleeeee, że ohohohoooooo............ ...a ile wspomnień.... ile wzruszeń przy tym... i tych radosnych, i tych mniej, i tych całkiem nieradosnych...

Ach, bo za dużo zdradzę, chociaż może i niektórzy wiedzą już. W każdym razie Kiara mi pomaga z tym swoim psiolaskowym zwysłem, bo ja to bym może i wcale się nie przeprowadzał, ale ona szczekła, że czas. No to czas...

...ale to "za chwilę"!

środa, 19 kwietnia 2017

Tak chodzili przez dzień długi, jedna chciała, nie chciał drugi!

Jak w bajce! W wierszu znaczy... Bo ja uczony jestem i wiem, że taki wiersz był. O czurawiu i żapli. ...jakoś tak... Tam chodziło o to, że czuraw chciał się żapli oświadczyć, znaczy chciał ją za żonę brać, ale żapla nie chciała, a potem jednak stwierdzała, że w zasadzie, to czemu nie... i szła do czurawia, a ten z kolei się obrażał, że on już nie chce, więc żapla szła do siebie... a potem czuraw jednak chciał.... iiii taaak w kóóółkooo.

I tak to u nas też bywa. Na szczęście nie do końca, widocznie u nas mądrzejsze zwierzaki są! Całe szczęście, bo by się zanudziły na śmierć!

Przejdę może jednak do rzeczy. W przedszkolu mieszka Kirbi z Daresem. I z Robikiem, ale ten akurat udziału w historii dziś nie bierze. Kirbi to taka przystojna psiolaska:



Nieśmiała (myślałby kto!), chociaż jest ciutkę lepiej, ale jakoś dalej szału nie ma. Nie rzuca się z miłością na dwunożnych.

Dares to z kolei taki spory kundello:


Naprawdę jest spory, wagowo słuszny i niby wiek ma dwucyfrowy, ale kto z nim na spacer idzie, ten zaraz chce do biura lecieć i zgłaszać, że chyba się ktoś pomylił, bo więcej jak 6, no mooooożeeeeee 8 nie ma!

Kirbi z Daresem mieszkają sobie w jednej miejscówce. Mają ogrzewany pokój i własny wybieg. Prawdziwy apartament! Dywany, materace, kocyki, do bramy blisko, więc i one każdego widzą i każdy... no... każdy ma możliwość ich zobaczyć, ale pewnie nie każdy widzi... Bo inaczej już by może dawno wyjechały. W każdym razie miejscówka do pozazdroszczenia!

Dares mimo nieciekawej przeszłości (nie będę już przypominać, że jego pańciostwo najpierw go specjalnie zgubiło, potem przyjęli go z powrotem, bo miał czipa, ale niespecjalnie się ucieszyli na jego widok, więc naszych coś tknęło i jak zajechali na miejsce, to właściwie go uratowali od pewnej... no... no nie byłoby kogo ratować, jakby przyjechali jakiś czas później...) ....w każdym razie Dares mimo nieciekawej przeszłości bawić się lubi, o:


Michy są zbierane, więc Dares nie ma czym sobie szurać. Ma inne zabawki, ale micha to micha! Nudzi się wtedy, więc pewnego dnia w przypływie nadzwyczajnie dobrego humoru (bo i czym ma się martwić, tutaj nikt go nie przywiązuje na półmetrowym sznurku bez możliwości położenia się i bez jedzenia, o wodzie nie wspominając!) zaczął Kirbi do zabawy zachęcać!


Kirbi jednak.... jakoś tak... nooo z Dareesem.... niebardzo tak... Niezbyt jej się to podobało, bo on taki wielki i tak ją podgryzał jeszcze jak ostatni bezczel, i czy jej wogóle wypada z takim starszym, jak ona taka panienka.... Może też nienajmłodsza, ale... Przecież zawsze zgrywała taką nieśmiałą! I teraz cały jej imidż pójdzie w krzaki! 

Podumała jednak... W sumie przecież każdego dnia to samo - micha, obchód, sprzątanie, micha, spać... Rozmowy o pogodzie, o pani w żółtej kurtce, co przeszła, o panu w krótkich spodniach, co niósł reklamówkę, o wycieczce, która akurat była... Tak sobie jeszcze Kirbi mówiła, że w sumie to zgrywanie poważnej żadnego domu jej nie przyniosło, a i nasi nigdy nikomu złego słowa nie powiedzieli, więc i śmiać się z niej nie będą!

...nie pamięta, kiedy ostatni raz się bawiła, i czy wogóle... ale stwierdziła, że spróbuje! 



...Dares zgłupiał... O co chodzi tej psiolasce? Co to ma być? Skoki takie, podrygiwania... Nigdy nie widział czegoś takiego, się wygłupiać nie będzie, kto to widział!

...podumał jednak... W sumie to każdy się bawi jak umie... a może nie miała gdzie się nauczyć inaczej? ...a może to właśnie on nie umie? I w zasadzie to co za różnica? Bawić się każdy może, trochę lepiej, niektórzy trochę gorzej, a że ma do wyboru Kirbi, która się bawi "na pchłę" i Robika, z którym strach, bo jeszcze by człowiek małą kluskę podeptał przypadkiem, to w sumie niech będzie już ta kirbiowa pchła!

I się zaczęło!


Miło było patrzeć! 

Zawsze miło patrzeć, kiedy ktoś zapomina o tym, gdzie mieszka i że nie ma tak naprawdę z kim się cieszyć tą radością... Wiecie, jaki to widok, kiedy sierściuch czy psiak zaczyna bawić i się zapomina w tej beztrosce, a potem podnosi głowę i.... taka derozjentacja... bo nikt się na nich nie patrzy, nikt się nie cieszy z nimi, nie ma do kogo rzucić zabawki... są sami... To, co widać wtedy w oczach... ...przecież wiem jak to jest, a bo to raz tak widziałem...? A bo to raz sam to poczułem...? Taka pustka...

Superaśnie, kiedy zwierzaki mogą się cieszyć ze sobą. Bo kiedy podnoszą głowy, widzą siebie nawzajem, widzą ucieszone oczy i szereg wyszczerzonych w uśmiechu zębów.

...nie czują tej przeraźliwej samotności, nie czują, jak radość ucieka jak powietrze z balonika....

niedziela, 16 kwietnia 2017

Uszaście!

Tradycja jest... tradycyjna taka. Się musi powtarzać. Co roku w pewną niedzielę połowie schroniska wyrastają USZY. Nie byle jakie uszy! Uszy zajęcze, bo i dzień taki szczególny. Podobno do niektórych w ten dzień przychodzi Zajączek z prezentami. My możemy być takim prezentem dla każdego! Uszy już mamy!

Patrzcie na Wirę!


Tej to wyrosły kudłate! Może nimi teraz trzepotać na prawo i lewo, może kogoś oczaruje... Taka półbura i półkropiasta jest Wira. Półufna i pół na luzie też. Taka w połowie, bo mieszka od niedawna i jeszcze niebardzo może się odnaleźć w tej schroniskowej rzeczywistości. Pomaluśku, powoluśku poznaje nasz świat, który już od niedawna jest też jej światem. Psiolaska z niej w dechę, bo taka do spacerowania i do przytulania, i dla każdego!

Ahmedowi też wyrosły imponujące!


Ahmed niedawno zapozował do porządniejszych zdjęć, to go wreszcie mogę przedstawić. Już jakiś czas temu, kiedy go zobaczyłem na placu to mnie zaścianowało..ee... to nie tak chyba... zamurowało! O, dobre słowo. Zamurowało mnie, bo w życiu nie wiedziałem, że mieszka u nas taki kropiasty zwierz! Dziwi mnie, że z takim wyglądem jeszcze nie znalazł dwunożnego. Nikt nie powinien patrzeć na wygląd, wiadomo, ale nie ukrywajmy, że ma on jednak wpływ... Wolontariusze Ahmeda chwalą! Że w kojcu grzeczny, że szeleczki można zapiąć, że smycz też, że na spacerze usłuchany i całkiem przyjemnie się spaceruje z nim. Tym bardziej z takim charakterem trzeba brać! Na miejscu dwunożnego bym się niespecjalnie zastanawiał...

Każdemu pasujące uszydła do sierści, więc Kuskusowi wyrosły czarne!


Czadowe! Kuskus trafił do nas zadbany całkiem. Musiał się gdzieś komuś zapodziać. Nie pilnował się, jak należy! ...bo przecież nie uwierzę, że ktoś się celowo pozbył tak fajnego Kuskusa! Wygląda tutaj na dużego psa, ale kto czytał poprzedni post ten widział porównanie do małej dwunożnej i już wie, że to taki wielkościowy średniak. Kolejny zwierz dla każdego! Dla starszych i młodszych, i na wycieczki, i do leżenia z książką na kanapie! ...nawet jak Kuskus nie będzie miał wstępu na leżankę, to poleży na podłodze obok, wcale mu to nie przeszkodzi! ...byle razem... Byle być czyjś...

Żeby nie było, mnie też uszy wyrosły!


Nie wiem, czy czytacie mnie przed świątecznym śniadaniem czy po, a może wcale nie jest u Was świątecznie (nie każdy musi obchodzić, nikt zmuszać nie będzie! Każdy według uznania!), ale tak czy siak życzę Wam tego i jutrzejszego dnia takiego relaksującego, odprężającego, rodzinnego, smacznego, czy jaki by Wam się wydawał najidealniejszy. 

Jeszcze od nas wszystkich (nie uszaści, bo sesja była wcześniej, a wyrosły dopiero dziś!)


---------

...i trzymajcie kciuki za Kiarę... Niech szybko do nas wraca!


(...w szpitalu musiała zamieszkać i jej w łapę coś kapie...)

środa, 12 kwietnia 2017

Ona uczy nas, a my Ją! ...czyli dziś o Dwunóżce.

Przychodzą do nas dwunożni na wolontariat. Wysocy, niscy, niektórzy jak szczypiorki, inni bardziej jak cebulki, ale wszyscy mają serca sierścią porośnięte. Psiolontariuszem (i kocio!) można zostać, jak się 16 wiosen na świecie przeżyło, wcześniej nie da rady, aaaaleeee można to obejść tak trochę i przychodzić z kimś, kto te wiosny już przeżył. Tak czy siak nie można wtedy samemu prowadzić zwierzaków, ale można towarzyszyć, można uczyć, można smaczki dawać, można nam pokazywać, że nie trzeba się obawiać dwunóżków. I dziś o pewnej takiej właśnie będzie...

...a na początku był... nieee, nie było chaosu! Historia zaczęła się od chęci i uporu. Zaczęło się od jednego takiego naszego pikniku Z Psami Pod Palmami, gdzie Weronika (bo tak na imię Dwunóżce, a lat ma dziewięć) wolontariowała przy stoisku z kotami. Zagadała o psy, usłyszała, że można przychodzić na spacery z psami, i... cóż, w domu spokoju już nie było... Bo psy, bo schronisko, bo może jednak, bo można, bo zapraszali, a tam psy, bo same, bo na spacery by poszły, bo do lasu, bo może jednak...... Aż pewnego pięknego dnia Weronika z rodzicami przyszła do nas i... stała się stałym gościem.

Co prawda z lekkimi obawami przyszli... i na wstępie zapowiedzieli, że chcą wyprowadzić zwierzaka, co to nic Dwunóżce nie zrobi, więęęęc... dostali malusiego, przekochanego, do którego za sam wygląd każdy nabiera zaufania, bo kto by miał jakiekolwiek wątpliwości stają naprzeciw.... bernardyna...


Kto poznał Beethovena, ten wiedział od razu, że to jedno wielkie, cieplusie, milusie serce merdające ogonem, zarzucający łapy na kolana, ramiona i cokolwiek, byle sobie dwunożnego przytrzymać. Benio wyjechał już daleeeeko, daleko, mieszka ze stadkiem takich innych, też wielkich i łaciatych!

I tym sposobem wątpliwości zostały rozwiane, miłość do zwierzaków umocniona na mur-beton i tak rozpoczęła się przygoda. Co prawda najpierw nieśmiało przychodziła Weronika z Mamą-Olą na spacery ot tak, jeszcze nie jako psiolontariuszki. Potem czuły się coraz pewniej, a inni ich tylko utwierdzali w tym, bo świetnie sobie radziły! Jak Mama-Ola czegoś nie pamiętała, to Weronika zaraz wynajdywała w głowie zasady!

Szybko wśród nas znalazła zwierzaka, którego postanowiła adoptować, ale że nie może tak na stałe go wziąć do domu, to go zabiera na spacery i adoptowała wirtualnie. Kto taki szczęśliwiec? Aron!

(smyczki przypięte dwie, żeby Dwunóżka też mogła spacerować ze zwierzakiem, taki patent nasi wymyślili!) 

Nawet klasa Weroniki adoptowała też psa! Wybrali niewidomego Kucyka i co prawda ten niebardzo chciał pozować, ale Aron zawsze chętnie. Tu jest cała zwierzolubna klasa!


W końcu Dwunożna Ola dojrzała do psiolontariactwa... Takiego prawdziwego, nie tylko "odebrać psa i oddać po spacerze". Napisała do nas dodając wprost - "Gdyby udało się i zostałabym przyjęta w szeregi Wolontariuszy mielibyście Państwo w pakiecie 9-latkę :-)" NO PRZECIEŻ! 

Po szkoleniu Dwunożna z Dwunóżką zostały już pełnoprawnymi psiolontariuszami! Weronika wszystko pamięta i wszelkie zasady czy regułki zaraz wklepuje sobie w pamięć, czy te o wodzie, o miskach, o obróżce, szelkach, o dacie, o zeszycie w domku wolontariusza...  a Mama-Ola wszystko może, i psa wyprowadzić, i odprowadzić, i na spacerze trzymać tak bardziej i pewniej. "Pakiet" idealny!

I tak rozpoczęła się piękna przygoda, w której nas nie brakuje!

Tupet sobie bardzo chwali...


Kuskus się uczy, że głaski małoręczne są też przyjemne!



Bolesław poznał, co mogą kryć małe piąstki po rozwinięciu...


I o nas, biurownikach, Dwunóżka też nie zapomina!

(tyłem ja stoję, to rude to Kiara, a głowę pod pachę bezczelnie Aron wciska)

I to nie jest tylko tak, że Weronika uczy nas.... tak jak tutaj Tiktaka, który oczywiście dalej nie załapał, jak się robi zwykłe SIAD....


...ale i my uczymy Ją! Nasi podpowiadają, jak do psa podejść, gdzie głaskać, na co uwagę zwracać, co lubimy, a co nie... My też pokazujemy, gdzie fajniej podrapać, w które krzaki warto wleźć, a ona nam, że nie zawsze skakanie jest przyjemne na dwunożnego, bo tym bardziej na mniejszego to nie wypada... Taka symbioza, wiecie?

O, patrzajcie - podchodzić trzeba do nas z boczku, głaskać po polikach, wtedy jest w dechę! Drągu potwierdza:

(Drągu to zresztą pierwszy samodzielnie wyprowadzony przez Mamę-Olę i Dwunóżkę Weronikę pies, więc tym bardziej słabość jest!)

I chociaż były obawy o to, czy będą przychodzić zimą, to mogliśmy odetchnąć... Kiara potwierdza, spacery były!


...zresztą daleko nie trzeba szukać....


...taaaak, to ja we własnej psioosobie. Nie, nie jestem niezadowolony, ja tak zwykle wyglądam na zdjęciach, co ja poradzę. Nie lubię... Ja jestem skromny, mnie focić nie ma potrzeby... Ale tutaj muszę podkreślić, że BYŁEM na spacerze! Kto ze mną wychodził, te wie, że to zupełnie nie jest proste... Więc szacun!

...ale żeby nie było, Psiolontariuszka Ola nie ma tylko jednego zdjęcia, tego z cielęciem... Tylko ona ma jakoś tak... inaczej zapozowane...Nie ten wdzięk, no...:


...i kiedyś wspominałem o mistrzyni ucieczek i wszelkich innych dziwnych pomysłów... Na hasło "robimy zdjęcie!" Kinoko umie pokazać się od najlepszej strony przy okazji w najlepszym świetle przedstawiając Wolontariusza...

(tak, to też Mama-Ola)

 Dwunóżka była też na ostatnim marszu! Wzięła (z Mamą!) oczywiście Drąga:


I biegała między grupami psio-dwunożnymi rozdając niezbędne psielektrolity (sama tak mówiła! Umie po naszemu!)


Nie ma co się bać. Jak się chce pomagać, to trzeba się uprzeć! I pomagać! Bo to sprawia, że uśmiech jest na paszczy, i to niejednej, czy to z kłami, czy bez!

(a tu z Dwunóżką jest Max)

Weronika to nie jedyna Dwunóżka, która do nas przychodzi i pokazuje nam, że mniejsi ludzie niekoniecznie muszą ciągać za uszy albo za fafle, szarpać za futro i ciągnąć za ogony. Przekonujemy się, że nie trzeba się bać, że po ciasnych kieszeniach też są poupychane fajne smaczki, że małe ręce tak fajnie pasują do naszych policzków i małe palce tak przyjemnie przeczesują nam sierście... 

Gdyby nie upartość Weroniki, nasze zwierzaki nie miałyby dwóch pozytywnych i wiecznie uśmiechniętych psiolontariuszek, które na spacerach przelewają na każdego zwierzaka hektolitry miłości...

(To Rula się tak bezczelnie wykłada!)

Widzicie? I warto, i bać się nie ma czego, i wymienia się smutki na radość, a niechęć do życia na chęć do latania, i zyskuje się siłę, żeby góry przenosić i satysfakcja zalewa od stóp do głów! 

...i nie można mówić - mógłbym, ale w sumie to teraz jest zimno, a potem będzie za gorąco, a w sumie to zaraz film w telewizji, a przecież zawsze ktośtam wyjdzie z jednym czy drugim psem... Ta Dwunóżka potrafi zarazić zwierzakami wszystkich na około i może rzucić komputer, telewizor i wszelkie inne zajęcia! ...bo rozumie, że jak nie Ona, to może te psy dzisiaj nie wyjdą...

...da się!

niedziela, 9 kwietnia 2017

Czarny gang łaciatego

Tak się narobiło, że znów kolekcja czarrrrnych jak noc oczożółtych siersciuchów sie nazbierała! Niektóre pewnie oczozielone, ale to zaraz będziemy patrzeć... Część z tej czarnej bandy mieszka na kociarni razem z innymi, dlatego czasami można zobaczyć taki obrazek....


Mocna ekipa! Kto patrzy tam 12 oczów ten miszcz! Najłatwiej jest z tym biało-czarnym - to Winki.


Szkoda chłopaka, bo prawie rok ma iiii prawie rok u nas mieszka. Chory był, a jak się wyleczył, to już przestał być taki puchaty i cóż... A on dwunożnych lubi, bawić się lubi, na kolanach siedzieć... też lubi! Jak komuś kocur potrzebny do wyglądania przez okno i towarzystwa, oglądania telewizji, czytania książek, mruczenia, to Winki będzie idealnym wyborem! 

...teraz będzie trudniej. Wydaje mnie się, że ten pierwszy od leee...pr...nie, jednak od lewej, to Zaki.


Dostojne bydlę! Zaki razem z siostrą i bratem za maleńkości zostały znalezione na chodniku, jak usiłowały przejść przez ulicę. Nie bardzo sobie radziły, matki nie było, więc musiały do schroniska przyjechać, bo inaczej to by po nich tylko taka czarna plama na asfalcie została... Nieufne na początku wszystkie trzy były. Zaki niby był odważny przy kratach, ale po otwarciu to pierwszy był przy ścianie po drugiej stronie klatki! Teraz sobie mieszka na kociarni i przynajmniej ma więcej miejsca do dostojnego przechadzania się. 

Lecąc dalej... drugi od prawej to będzie chyyyyybaaaaa............ Kart...? Może i Kart... Niech będzie, że on!


Kart też jest młody, a do tego ma swoje zdanie. Arystokrata taki, resztę kotów ma tak trochę za poddanych... Chociaż krzywdy nie robi, jakośtam się dogada, byle nie podważali jego królowania i tego, że ON ma najczarniejsze futro, najżółciejsze oczy i ładniej miałczy niż reszta! Dwunożni też poczują, jak się Kartowi coś nie będzie podobać... Cóż, wyjątkowy to sierściuch dla najwyjątkowszych opiekunów... Może i się go utemperować trochę, ale czy ktoś oczekiwałby od kota, że się zmieni...? 

ychm.... no to tam na zdjęciu to jeszcze będzie pewnie Zaro.... brat Zakiego.


Historię ma taką samą, w końcu razem znalezione... Zaro jest bardzo ciekawski, interesuje go wszystko i wszyscy, chociaż dwunożni muszą mu poświęcić chwilę, nie tak od razu będzie chciał się zaprzyjaźniać. Zabawki mogą pomóc, bo to zabawowy chłopak jest! Jak się niepewnie poczuje, to po prostu włazi na najwyższe półki i stamtąd jest już odważniejszy.

W gangu może być też Platon...


Platon się dobrze kryje... Może to jakaś prawa ręka...eeee...znaczy łapa szefa. Dlatego niewiele o nim wiem. Tylko tyle, że nie tak od razu chce z dwunożnymi gadać, bratać się nie chce, za to czystość potrafi zachować perfekcyjnie, no i jak każdy szanujący się sierściuch - słońce jego przyjacielem! A ostatnio jak na złość jest go mało dość, to się wylegiwać nie ma jak... Chociaż w kociarni okno jedno, to niełatwe jest znaleźć kawałek wolnej, ogrzanej słonecznie podłogi...

Z pewnością jest tam też Rukola! Musi być jakaś kociolaska, bo przecież one nie gorsze! Też je do gangu przyjmują!


Rukola jest taka bardziej kudłaciasta, ale nieprzesadnie. Połamana do nas przyjechała, bo zaatakowało ją jeździdło zupełnie bezczelnie... Po kiciastą nikt się nie zgłosił, a ona już zdrowa jest i nawet jak do "starego" domu iść nie może, to może do nowego iść, a tu nic... W odróżnieniu od Platona, to ta do dwunożnych pierwsza jest! I do zabawy, i do miziania, ona to wie, jak się pokazać, żeby same ochy i achy leciały w jej stronę! I cóż, nikt czarnej kociolaski nie chce, nie zauważa rukolowych wdzięków...

Chooociaż Rukola to nie jedyna kociolaska w gangu, ale nie wiem, czy ona jest na zdjęciu... Może i ją pomyliłem z Kartem czy innym Zaro... Jest jeszcze siostra właśnie Zaro i Zakiego, Zinia!


Historia... w sumie ją znacie, bo jak to siostra tamtych dwóch braci, to znaleziona razem z nimi, jakby oczywiste. I jest też inna niż jej bracia. Zinia potrafi się wdzięczyć do dwunożnych, ale oczywiście z daleka. Z bliska mniej, ale potrafi jednak się przemóc i poddać mizianiu. Wie, że to przyjemne jest! ...jakby tak do domu poszła, to by pewnie za jakiś czas wylegiwała się na kolanach zupełnie spokojnie i swobodnie... ...jakby poszła...

...Za dużo mi tych sierściuchów wyszło do jednego zdjęcia, ale jak uważacie, że mi nie poszło, to śmiało! Zapraszamy na kociarnię, gdzie mieszka tych czarnych sierściuchów KILKA i zobaczymy, jak łatwo przyjdzie dopasowywanie imion! 

....a wiecie, że to jeszcze nie wszystkie czarne mruczydła w schronisku...? Tak, tak, jeszcze mamy ich kilka pochowanych po klatkach i w kociarni...

Jest lubiący sobie pogadać, niezwykle czarujący Czaruś:


Jest dostojna i nieśmiała Traka:


Jest lubiący zwracać na siebie uwagę Marko:


Jest grzeczna i łakomczuchowa Kiszka:


Jest niezwykle wyluzowana i miziasta Agra:


Jest dumny i ciutkę leniwy Misio:


Jest mądra, ale trochę niepewna Klamka:


Jest "chciałbym, ale się boję, ale bym chciał" Bigos:


Jest ciekawski i bardzo prodwunożny Fajf, brat Bigosa:


Jest lubiący głaski, chociaż mający własne zdanie i lubiący decydować o sobie Bambo:


Ufff..... Ale się nazbierało! Szesnaście! ...chyba... o ile się nie omyliłem w rachunkach, to będzie tyle. Niektóre nieśmiałe, niektóre miziaste do granic, niektóre cierpliwe, a niektóre mające własne zdanie, które lubią pokazywać. Każdy sierściuch jest inny od środka, chociaż na wierzchu prawie taki sam! Czasami jedynie wprawne oko wyłapie te drobniuśkie różnice, jeden będzie mieć trzy białe włoski na szyi, drugi będzie mieć grube poliki albo cienkie łapki... 

Każdy z nich chce mieć swoje miejsce na ziemi, kawałek podłogi, na której będzie się wylegiwać w promieniach słońca, kawałek parapetu, na którym będzie monitorować podwórko, kawałek kolan, na których będzie drzemać, kawałek książki/pilota/klawiatury, którą akurat ktoś będzie chciał użyć, a one idealnie w tym czasie będą odczuwać potrzebę się na nich wyłożyć...

Odczaruj klątwę czarnego kota...