Dzisiaj opowieść o małej szansie. Właściwie dwóch małych szansach, które zamieniły się w spełnione marzenie... O dwóch małych zwierzakach, które jak na sierściuchy były już rekordzistami stażowymi, a ich podejście do dwunożnych nie wróżyło, że tytuły komuś oddadzą...
...a jednak... a jednak marzenia się spełniły... a jednak zdarzyło się...
Nie uprzedzajmy jednak! I zacznijmy historię jak trzeba.
Daaaawnoooo, daaaawnooooo teeeemuuuu... w pewnym domu mieszkała pewna dwunożna, która miała... kilkanaście sierściuchów. Lekko licząc... Dwunożna nie do końca sobie ze stadem radziła, z taką ilością to się nie ma co dziwić. Ja to tam było - nie pamiętam dokładnie, a ściemniać nie chcę, ale ostatecznie kicury trafiły do schroniska. Większość znalazła domy prędzej czy później, ale niestety dwa z nich nie miały tyle szczęścia, a im dłużej były schroniskowe, tym szanse jakoś je opuszczały.
Daru był całkiem młodym kotem! Miał kilka miesięcy raptem, kiedy przyjechał do nas. Szczyl taki. Nikt jednak nie chciał przygarnąć czarnego kota, potem Daru przeprowadził się na kociarnię, gdzie tylko utwierdził się w przekonaniu, że nieufność to dobra droga w schroniskowym życiu.... Zupełnie bez sensu!
Można było mu zrobić zdjęcie, ale z daleka, żeby do niego podejść to chyba trzeba by być nindżą! Chyba, że humor dobry miał tego dnia, to i się udawało bliżej...
...tylko co z tego, skoro ani pogłaskać, ani na ręce wziąć. Daru indywidulalista.
Razem z tym czarnym sierściuchem z tego samego miejsca, tego samego dnia przyjechała Junia.
Piękna, z jeszcze piękniejszymi zielonymi oczami, białym krawatkiem i palcami. Niejeden się zachwycał, bo było kim!
...tylko co z tego, skoro Junia najlepiej się czuła z dala od ludzi, najlepiej wysoko, skąd mogła obserwować świat. Znaczy kociarnię. Znaczy w sumie jej cały świat... Junia nawet załapała się do kalendarza! Ona i jej przepięęęękne oczydła!
...i tak minęły prawie 4 lata, odkąd Daru i Junia zostały przywiezione do schroniska. Dłuuuugie miesiące w tej samej kociarni. Dwunożni nie zwracali na nie uwagi, bo przecież prawie każdy chce mieć mruczka nakolanowego, do miziania, mruczącego wieczorami, przychodzącego rano upomnieć się o napełnienie michy... One nie pasowały zupełnie do tej wizji...
Dnia pewnego jednak do schroniska przyszła wiadomość...
"Zależy nam na Juni ,chcemy ją adoptować po feriach. (...) Nie chcemy wziąć kotka do głaskania, tylko żeby miała swój dom bo za długo już jest w schronisku. Może z czasem jak poczuje się bezpiecznie i że jest kochana otworzy się."
Ooooojejkujejkujejku! Nasi się ucieszyli, pewnie, że tak! Co prawda nieśmiało, jak zawsze, bo wiecie, różnie bywa, czasami ktoś pisze coś takiego, a potem jednak wątpi, czy podoła i rezygnuje... Ta dwunożna jednak nie zrezygnowała...... Tak, naprawdę przyszła dwunożna z taką małą dwunóżką też i powiedziały, że Junię zabierają do domu! Bo już wystarczająco długo mieszka w schronisku i nie ma problemu, niech się chowa, niech dalej nie chce kontaktu, ale już U SIEBIE, z nimi znaczy!
Czy to nie cudowne?! Umowa została podpisana, Junia wpakowała się do transporterka i pojeechaaałaaaa.... Po ponad 3 latach zmieniła miejsce zamieszkania z kociarni na przytulne mieszkanko...
....ale napiszę Wam...
...że to jeszcze nie wszystko...
....bo przecież nieprzypadkowo napisałem wyżej o Daru...
.........bo te dwunożne wkrótce po adopcji Juni zadzwoniły... i powiedziały, że przecież Daru siedzi tak samo długo i jeszcze mniej szans ma pewnie, żeby znaleźć dom... I że one w takim razie po niego jadą, tylko niech go nasi złapią do kontenerka, przygotują umowę, żeby to trwało jak najkrócej i było jak najbardziej sprawne i mało stresujące dla kocurka!
....i tak Daru wyjechał w siną dal, a daarł się przy tyyyym.... Pewnie nie pamiętał życia przed schroniskiem, bo był młody całkiem, więc cały jego świat to była ta kociarnia...
Dalej historii nie napiszę. Przeczytajcie po prostu, co napisała nam junio-darowa pańcia:
"Witam! Od pewnego czasu interesowałyśmy się razem z córką tym co dzieje się w schronisku. Cała nasza rodzina bardzo kocha psy, koty i wszystkie inne zwierzęta. Mamy owczarka 16 lat i był moment, że już zegnaliśmy się z nim, był bardzo chory. Chcieliśmy wziąć innego starego pieska. Na szczęście Sajgon został podleczony i zostanie z nami jeszcze trochę, a on niestety nie toleruje innych zwierząt. Zaczęłyśmy przeglądać ogłoszenia z kotkami. W listopadzie 2015r odeszła od nas kotka Deizi. Inne kotki znajdowały swój dom, a Junia nie. Doszłam do wniosku, że jak przez 3,5 roku nikt nie zainteresował się kotką, to pewnie zostanie już na zawsze w schronisku, a ona taka piękna. Dziwie się że nikt nie zwrócił na nią uwagi. Jeszcze w styczniu obiecałam, że jak nikt nie adoptuje Juni to po feriach damy jej dom. Dowiedziałyśmy się również że jest tam Daru, nieodłączny towarzysz Juni. Panie ostrzegały nas ze Junia jest kotką niedotykalską, nie lubi głaskania, jest wycofana i ......tym bardziej nie miałam wątpliwości, kto jak nie my? 14.lutego pojechałyśmy po Junię do schroniska. Jadąc do nowego domu płakała całą drogę. Pierwsza noc też była przepłakana. Pomału kicia zaczęła się uspokajać. Nie miała problemu z jedzeniem, załatwiała się do kuwety, i była i jest przecudowna.
W międzyczasie byłyśmy z córka (10 lat) na dniach kota w centrum przyrodniczym. Dowiedziałyśmy się o Daru, który był bardzo związany z naszą Junią. To było w sobotę. W niedzielę 19.lutego wróciłyśmy do schroniska i zabrałyśmy Daru do nowego domu i starej przyjaciółki Juni. Droga też była dla kocurka przerażająca, ale kiedy dotarliśmy do domu i Daru zobaczył Junię, szczęścia i miłości nie był końca. Przytulały się, lizały, były bardzo szczęśliwe. Stwierdziliśmy, że to było najlepsze co mogłyśmy zrobić. Adaptacja do nowego miejsca nastąpiła dosyć szybko, do ludzi jeszcze trwa.
Junia jest dostojną matroną która człowieka trzyma do siebie na dystans, nie pozwala się dotknąć, nie wskakuje na kolana, nie jest typowym kotem do miziania, ale jest przecudowna. Już odważyła się brać od człowieka z ręki smakołyki. Daru jest zwariowanym trzpiotem, też niezbyt chętnym do głaskania.Uprzywilejowana jest tylko moja córka. W tej chwili, mam nadzieję, czują się już dobrze w SWOIM nowym domu. Jak ktoś jest w kuchni Junia i Daru stoją na baczność i czekają, i jak tu nie otworzyć lodówki!
Pozdrawiamy wszyscy razem (Ja, Oliwka, Sajgon, Junia i Daru (i wszyscy z osobna. A Sajgon musi tolerować nowych domowników, nie ma wyjścia.)"
Być może Junia i Daru kiedyś przekonają się do głaskania. Być może nigdy nie będzie im to potrzebne. Są jednak u siebie, mają swoje stado, w którym odnajdą (o ile już nie odnalazły!) spokój i poczucie bezpieczeństwa. Coś, co dla sierściucha jest niezwykle ważne. I nikt nie będzie ich ganiał, żeby sobie posadzić na kolanach, nikt ich nie będzie wyciągać z kryjówek, żeby były na widoku zawsze. Znalazły dom, w którym sierściuch ma swoje sierściuchowe prawa i jakie by te "dziwactwa" i potrzeby były - są szanowane.
Pamiętajcie - sierściuch to sierściuch. Czy miziasty, czy nie, zawsze potrzebuje swojego miejsca na świecie, a schronisko to nie jest dobre rozwiązanie dla żadnego z nich. Nawet, jeśli kot nie będzie wskakiwał na kolana, będzie się odsuwać od chociażby tknięcia go palcem - będzie wdzięczny za miejsce u Waszego boku. Możecie podarować to poczucie bezpieczeństwa i spokój.
...i będziecie dla tych sierściuchów najwyjątkowsi na świecie... Tylko pozwólcie im żyć w zgodzie ze sobą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz