Hyc – frrruuu – klap…
I już jestem na wierzchołku! Czego? A tego
wielkiego komina, co stoi zaraz przy wejściu do schroniska. Zawsze chciałam się
tam dostać, ale jaki pies wdrapie się na komin? Dopiero teraz, jak już jestem
po drugiej stronie tego Mostu, to mogę. Bez problemu….
No i co stąd widać? Popatrzmy. Na zachód –
korony drzew, a za nimi parę dachów domków jednorodzinnych, w których mieszkają
bezogoniaści. Na północ – las. Na wschód – to samo, tylko gęściej. Na południe
– nic innego… No, jeszcze trochę schroniskowych wiat. Ee, nuda… Właściwie po co
ja tu… Aha, zobaczyć, gdzie się schował Tyson. Wracał akurat ze spaceru, kiedy
się pojawiłam obok niego.
- No, Tyson, zaraz po spacerze siadamy i
piszesz, pod moje dyktando, nowy post!
Ślepia wybałuszył, szczęka mu opadła, wyrwał
się bezogoniastej, co go prowadziła i chodu!
– całkiem jakby zobaczył ducha! No dobra, zobaczył, ale przecież psy
duchów się nie boją, nie? Leń paskudny, pisać mu się nie chce i tyle! I
zadekował się gdzieś. Ale ja go znajdę, prędzej niż bezogoniaści…
O, tam! Buda się trzęsie! Tam się biedne
Tysiątko ukryło! No to frrruuu…
-Tysoooon! Nie trzęś się, tylko wyłaź!...
Pies, żeby był
zdrowy i szczęśliwy, potrzebuje ruchu! Z tymi, które żyją na swobodzie – nie ma
problemu. Gorzej z tymi, które mają swoich bezogoniastych, bo są często od nich
zależne. Ale załóżmy, że bezogoniaści są sensowni. Więc o określonej porze
obróżka, smycz – i hajda na skwer, do parku czy do lasu – zależy, gdzie kto
mieszka! I ruch, ruch, ruch, do zziajania i błogiego zmęczenia! Czasem pod
krzaczek czy latarnię na małe tego – i pies szczęśliwy!
Bezogoniaści
też ruchu potrzebują. U nich wiec podobnie, tylko bez obróżki i smyczy. No i
bez krzaczków po drodze po nie wiadomo, dlaczego. No i niektórzy, zamiast na
dwór, wolą pójść do jakiejś sali, a tam muzyka, że łeb urywa od hałasu – i tam
się ruszają. Prawie jednakowo! Raz wolniej, raz szybciej, noga w tę, noga we w
tę… Górne łapy im latają jakoś tak dziwacznie do góry i na dół, oczy w słup… I
nazywają to taniec, czy jakoś tak… Ale potem też są zziajani i szczęśliwi.
Niech im będzie. Zwłaszcza, jeśli to wszystko robią w dobrym celu, na przykład
– by pomagać zwierzętom w schronisku.
Niedawno tacy
tancerze się zebrali w jednym urzędzie, który się nazywa wojewódzki. I tam, na
dużej sali, skakali dziko i to się nazywało zumba! Byli tam tacy, którzy się
tej zumby uczyli i tacy, którzy jej uczą – całkiem sporo bezogoniastych. A
biletem wstępu na to tańcowanie była albo karma dla zwierząt, albo zabawki,
albo koce i inne potrzebne nam tutaj rzeczy. Bezogoniastych dużo, więc i tych
darów dużo. Dziękujemy!
A wy sobie
popatrzcie, jak to wyglądało!
Natomiast
teraz będzie o Sopelku. Sporo już o nim było na tym blogu, to tylko dla
przypomnienia: nieduży, stary i autystyczny, dysfunkcjonalny taki[1]. Sam
ledwo łaził, chociaż powoli mu się poprawiało.
No i tego psa
postanowiła wziąć pewna bezogoniasta z dalekiego miasta, ze stolicy. Tylko nie
miała jak po niego przyjechać. Więc nasi bezogoniaści ogłosili, że potrzebują
transportu dla Sopelka. Zgłosiło się trochę chętnych. Część pewnie miała jakieś
interesy w tej stolicy, więc chcieli skorzystać z okazji i pojechać tam za
darmo, bo życzyli sobie zwrotu kosztów (i to jakiego zwrotu!). Ale znaleźli się
i tacy, którzy postanowili odwieźć Sopelka za darmo. Jeden zwłaszcza spodobał
się naszym bezogoniastym (i psom też).
No i
wyprawiliśmy go w drogę.
Teraz mieszka
w tej stolicy w miłym domu, razem z innymi psami. Ma więc w tym domu swój
kojec, żeby któryś z psów go nie skrzywdził przypadkiem. I wynoszony jest na
spacery. I łazi coraz więcej i chętniej. Zaczął nawet szczekać! A jedna z
tamtych suczek zaopiekowała się nim i wylizuje mu pyszczek!
Sopelek ma
apetyt, pojada przysmaki, ale z jego zdrowiem kiepsko. Przerośnięta prostata,
jedna nerka nie pracuje, druga – ledwo, ledwo. Trzeba by operację robić, ale
stary pies może jej nie przeżyć. Pozostają więc leki – i czekanie. Ale czekanie
w komfortowych warunkach. I w doborowym towarzystwie.
Przynajmniej
pod koniec życia mu się poszczęściło!
[1] Autystyczny, dysfunkcjonalny – ależ ja
słowa znam, nie? Ale tutaj, po drugiej stronie Mostu, znam wszystkie słowa.
Proszę bardzo: reorganizacja, koegzystencja, bitumit, odpierdulżesięodemnie…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz