Oczami Bezdomnego Psa

niedziela, 31 marca 2013

SOPELEK – WRESZCIE!



Hyc – frrruuu – klap…
I już jestem na wierzchołku! Czego? A tego wielkiego komina, co stoi zaraz przy wejściu do schroniska. Zawsze chciałam się tam dostać, ale jaki pies wdrapie się na komin? Dopiero teraz, jak już jestem po drugiej stronie tego Mostu, to mogę. Bez problemu….
No i co stąd widać? Popatrzmy. Na zachód – korony drzew, a za nimi parę dachów domków jednorodzinnych, w których mieszkają bezogoniaści. Na północ – las. Na wschód – to samo, tylko gęściej. Na południe – nic innego… No, jeszcze trochę schroniskowych wiat. Ee, nuda… Właściwie po co ja tu… Aha, zobaczyć, gdzie się schował Tyson. Wracał akurat ze spaceru, kiedy się pojawiłam obok niego.
- No, Tyson, zaraz po spacerze siadamy i piszesz, pod moje dyktando, nowy post!
Ślepia wybałuszył, szczęka mu opadła, wyrwał się bezogoniastej, co go prowadziła i chodu!  – całkiem jakby zobaczył ducha! No dobra, zobaczył, ale przecież psy duchów się nie boją, nie? Leń paskudny, pisać mu się nie chce i tyle! I zadekował się gdzieś. Ale ja go znajdę, prędzej niż bezogoniaści…
O, tam! Buda się trzęsie! Tam się biedne Tysiątko ukryło! No to frrruuu…
-Tysoooon! Nie trzęś się, tylko wyłaź!...

Pies, żeby był zdrowy i szczęśliwy, potrzebuje ruchu! Z tymi, które żyją na swobodzie – nie ma problemu. Gorzej z tymi, które mają swoich bezogoniastych, bo są często od nich zależne. Ale załóżmy, że bezogoniaści są sensowni. Więc o określonej porze obróżka, smycz – i hajda na skwer, do parku czy do lasu – zależy, gdzie kto mieszka! I ruch, ruch, ruch, do zziajania i błogiego zmęczenia! Czasem pod krzaczek czy latarnię na małe tego – i pies szczęśliwy!
Bezogoniaści też ruchu potrzebują. U nich wiec podobnie, tylko bez obróżki i smyczy. No i bez krzaczków po drodze po nie wiadomo, dlaczego. No i niektórzy, zamiast na dwór, wolą pójść do jakiejś sali, a tam muzyka, że łeb urywa od hałasu – i tam się ruszają. Prawie jednakowo! Raz wolniej, raz szybciej, noga w tę, noga we w tę… Górne łapy im latają jakoś tak dziwacznie do góry i na dół, oczy w słup… I nazywają to taniec, czy jakoś tak… Ale potem też są zziajani i szczęśliwi. Niech im będzie. Zwłaszcza, jeśli to wszystko robią w dobrym celu, na przykład – by pomagać zwierzętom w schronisku.
Niedawno tacy tancerze się zebrali w jednym urzędzie, który się nazywa wojewódzki. I tam, na dużej sali, skakali dziko i to się nazywało zumba! Byli tam tacy, którzy się tej zumby uczyli i tacy, którzy jej uczą – całkiem sporo bezogoniastych. A biletem wstępu na to tańcowanie była albo karma dla zwierząt, albo zabawki, albo koce i inne potrzebne nam tutaj rzeczy. Bezogoniastych dużo, więc i tych darów dużo. Dziękujemy!
A wy sobie popatrzcie, jak to wyglądało!
           
 
Natomiast teraz będzie o Sopelku. Sporo już o nim było na tym blogu, to tylko dla przypomnienia: nieduży, stary i autystyczny, dysfunkcjonalny taki[1]. Sam ledwo łaził, chociaż powoli mu się poprawiało.
No i tego psa postanowiła wziąć pewna bezogoniasta z dalekiego miasta, ze stolicy. Tylko nie miała jak po niego przyjechać. Więc nasi bezogoniaści ogłosili, że potrzebują transportu dla Sopelka. Zgłosiło się trochę chętnych. Część pewnie miała jakieś interesy w tej stolicy, więc chcieli skorzystać z okazji i pojechać tam za darmo, bo życzyli sobie zwrotu kosztów (i to jakiego zwrotu!). Ale znaleźli się i tacy, którzy postanowili odwieźć Sopelka za darmo. Jeden zwłaszcza spodobał się naszym bezogoniastym (i psom też).
No i wyprawiliśmy go w drogę.
          



Teraz mieszka w tej stolicy w miłym domu, razem z innymi psami. Ma więc w tym domu swój kojec, żeby któryś z psów go nie skrzywdził przypadkiem. I wynoszony jest na spacery. I łazi coraz więcej i chętniej. Zaczął nawet szczekać! A jedna z tamtych suczek zaopiekowała się nim i wylizuje mu pyszczek!
Sopelek ma apetyt, pojada przysmaki, ale z jego zdrowiem kiepsko. Przerośnięta prostata, jedna nerka nie pracuje, druga – ledwo, ledwo. Trzeba by operację robić, ale stary pies może jej nie przeżyć. Pozostają więc leki – i czekanie. Ale czekanie w komfortowych warunkach. I w doborowym towarzystwie.
Przynajmniej pod koniec życia mu się poszczęściło!




[1] Autystyczny, dysfunkcjonalny – ależ ja słowa znam, nie? Ale tutaj, po drugiej stronie Mostu, znam wszystkie słowa. Proszę bardzo: reorganizacja, koegzystencja, bitumit, odpierdulżesięodemnie…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz