Oczami Bezdomnego Psa

środa, 20 marca 2013

COŚ SIĘ STAŁO…


Co się dzieje z psem, gdy już ogryzie swoją ostatnią kość?
Dobre pytanie. Nasze mity – a trochę ich przypomnieliśmy tu w schronisku, pamiętacie? -  niewiele mówią na ten temat. No, ale teraz już to wiem.
Przede wszystkim pies otrzepuje się dokładnie, żeby wytrząsnąć z sierści kurz i pchły, jeśli je, oczywiście, ma a następnie drałuje na ten kolorowy most. On tylko wydaje się długi. W rzeczywistości to zaledwie parę kroków – i już się jest po drugiej stronie. Tam trzeba szczeknąć parę razy, ogłosić, że się jest, że się przybyło, a potem rozejrzeć się uważnie dokoła, bo tam tłoczno - i poszukać znajomych. Zwykle są, bo już wiedzą, że przybywa ktoś oczekiwany. Kornik, Mamka, Saba, Micha – to ci, którzy za most trafili niedawno. Ale jest też Igar, Łatka, Lisek, Omen, Luna, Hades… Takie same, jak w schronisku, nic się nie zmieniły. Tak samo chętne do poszczekania i do zabawy…
No to można się nawzajem obwąchać, sprawdzić, czy ogony pracują jak należy...
I poganiać trochę po łące bez obaw, że coś zaboli. A potem leżeć i ziać… Ciepło, nie pada…
Tylko za michą nie ma się co rozglądać, bo tu mich nie ma. Pewnie trudno się przyzwyczaić, ale wszyscy twierdzą, że da się. Że tu się wszyscy obchodzą bez żarcia.
Jak ktoś chce, może tu zostać na zawsze. Ale może też wrócić za most, tam, gdzie żył do tej pory. Na przykład do schroniska… Dla psów w kojcach to żadna nowina, kiedy widzą takiego, co wrócił zza mostu. Tylko bezogoniaści takiego nie widzą… Ale niektórzy czują, że jest w pobliżu i zatrzymują się wtedy, i rozglądają się, i niektórzy uśmiechają się, a inni są trochę smutni. A później idą dalej, karmią psy w wiatach, albo sprzątają, albo dają leki, albo jadą na interwencję, albo palą papierosy za domkiem wolontariuszy… A taki pies zza mostu chodzi sobie za nimi, patrzy i też uśmiecha się po swojemu. I późną nocą wraca za Tęczowy Most pospać trochę na łące.
Postanowiłam sobie posiedzieć na tej łące parę dni, zobaczyć wszystko, co tu jest do zobaczenia, ze znajomymi poplotkować. Ale potem wracam do schroniska. Ktoś musi dalej prowadzić tego bloga. Co prawda nie poradzę sobie z pisaniem na kompie, bo po tej stronie mostu łapy mi się gdzieś zapodziały, tak jak i reszta ciała. Myślałam, że mi Agia pomoże: ja będę dyktować, a ona będzie pisać, bo już nauczyła się trochę. Ale ona poszła parę dni temu do domu. No to może Tyson, tak jak dziś… Albo jakiś inny starszy pies. Jakoś to będzie.
Szkoda trochę, że już mnie żaden nasz bezogoniasty nie poczochra po karku ani nie wyprowadzi na spacer. Ale niektórzy będą ze mną dalej gadać. Już to robią zresztą. Mogą to robić nawet szeptem, po cichutku. Usłyszę. Ja teraz wszystko słyszę.

2 komentarze:

  1. No poryczałam się po ostatnim akapicie...

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie ma powodu... każdemu w końcu coś się stanie, nie tylko psu... Poza tym stale jestem, tylko trochę mnie nie widać. No i szczekam też tak bardziej do środka niż na zewnątrz.I cały czas będę opowiadać o moim schronisku. No więc nie rycz, tylko czytaj dalej. Odezwę się znów w niedzielę. A może wcześniej Ci się przyśnię?...

    OdpowiedzUsuń