Oczami Bezdomnego Psa

niedziela, 29 stycznia 2017

RRRRRR!

Dzisiaj o Rrrrrokersie, Rrrrruli, Rrrrrregonie i Rrrrrrufku! To takie imiona, co nam najłatwiej wymówić, bo każdy pies RRRRR mówi pięknie i to od maleńkości! Nie przedłużając zatem, bo mam nadzieję, że niedziela będzie pięęękna i przyjdziecie tłumnie na spacery, zaczynam...

Rrrrrrrokers jest duży, misiasty i czasami mu się to RRRR wymsknie niestety...


Chłopak ma swoje zdanie i nie czai się, czasami je po prostu wypowie. Lubi postraszyć, zwłaszcza jak widzi, że ktoś się go obawia. A jest czego! Znaczy tak na pierwszy rzut ślipia... Bo Rokers jest duży, nasi wklepali na stronę, że nawet BARDZO i jeszcze przez tą misiastość i poważny wygląd sprawia wrażenie psa, co to sobie nie daję wyżerać z michy! Potrzebuje takiego dwunożnego, kto będzie jego też traktować poważnie i nie będzie się bać. Bo pokazać trzęsące portki przy nim to dla niego tylko sygnał, że można z takim dwunożnym wszystko zrobić! Mamy nadzieję, że wolontariusze go przekonają, że nie warto się tak spinać... Albo że znajdzie się dla niego odpowiednie miejsce na ziemi...

Czas na psiolaskę RRRRRulę!


Kolejna misiasta, tylko ta przy okazji jeszcze miziasta. Sierść puchata, ślipia w pięknym kolorze, musiała być czyjaś i to jeszcze do niedawna. Stara się też nie paskudzić w kojcu, więc może w domu mieszkała...? Z domowych pieleszy do schroniskowego kojca to niefajna zamiana...  Dobrze, że jest ciepło porośnięta... Musiała się zgubić, czy jak... W miejscowości, gdzie się błąkała, próbowała się przykolegować do kilku domów, ale nigdzie nie było JEJ dwunożnych.  Już miesiąc czeka na swoich. 

Rrrrregon przyjechał do nas w ten sam dzień, co Rrrrula.  


Chociaż z innej miejscowości. Regon przylazł na teren jakiejś firmy i postanowił, że się nie wyprowadza. Nie mógł tam zostać, więc go do nas przywieźli. Jest wielki jak Rokers, ale nie w głowie mu jakieś warkolenia! Uwielbia ludzi, spacery, mizianie, głaski i drapanie za uchem, w dodatku kopytkuje z gracją i wdziękiem:


Dobrze, że śnieg leży, to widać, gdzie biega... Inaczej to tylko czarna plama! Mam nadzieję, że nie spotka go ta klątwa czarnych psów i że wymaszeruje do superaśnego domu...

I na koniec, chociaż wcale nie jest pod żadnym względem ostatni - Rrrrrufek!


U Rufka nie da się znaleźć jakichś rasowych powiązań... Niby to oko niebieskie jedno mogłoby coś podpowiadać, ale reszta...? Zresztą, czy to ważne? Ważne, że Rufek jest przyjacielski niezwykle i kocha wszystko i wszystkich! I pojętny do tego, paczcie:


I grzeczny, i inteligentny, i ten wygląd oryginalno-zawadiacki... Do nas trafił chudy jakiś taki i zaniedbany, ale już jest super-psiekstra i tylko brać takiego Rufka! On i dzień rozjaśni, i na spacerze zachowa się na medal, i łapę poda pomocną, jak będzie jakiś problem... Czeka od wakacji, i to nie od tych, co teraz były, ale jeszcze wcześniejszych... Długo...

To nie wszystkie psiurki na RRRRR. Jeszcze ich kilka jest, ale o większości już było, a tu trzeba uzormaicać przecież! Psy wciąż różne, ale pytania wciąż podobne... Czy ktoś zechce miziać taką piękną sierść Ruli dnie całe do końca świata...? Czy ktoś pokocha takiego kundla nad kundle w postaci Rufka...? Czy ktoś odpowiednio silny pod każdym względem zechce dać dom Rokersowi...? Czy wielki i czarny jak smoła Regon znajdzie dla siebie miejsce, gdzie znajdzie miłość, przywiązanie i dluuugie spacery...?

Pytania wciąż te same. Jaka będzie odpowiedź...?

środa, 25 stycznia 2017

Jej magnesik!

Aaaaallleee mam historię! Takiej jeszcze tutaj nie było! Żaden, powtarzam - ŻADEN wrrredaktor bloga nie miał powodu do napisania takiej opowieści! Ach, to po prostu nniiieeesaaamoowiiite.... Ale o tym zaraz, ohohohoho!

Pewneeego dnia, we wrześniu 2015 roku do naszego schroniska przyjechał kudłacz. Nie taki kudłacz-kudłacz, ale trochę jednak. Ładny taki, grzeczny, wesoły. Nasi mu Majek dali na imię, a prezentował się tak:


Psiolaski się za nim oglądaaałyyy. aż dostawały skrętu szyi! Jak szedł przez wiatę, włos mu się rozwiewał, sierść lśniła w słońcu... Majek pokazał, że jest do spacerowańca i przytulańca! I dwunożnych nauczył, jak mają mu mówić 'siad', żeby usiadł i takie tam. Taki to pies.

Którejś nocy... kiedy to było, niechże znajdę...

......

.....widzę. To było 8 listopada, bo post się ukazał dzień później... W każdym razie postanowiłem wtedy, że Majek będzie mi pasował do tematu o rozkoszniakach, bo jak zobaczyłem, jak się pręży do piłeczek, to po prostu musiałem go wrzucić do zestawienia! Wstawiłem rozkoszne zdjęcia i opisałem najlepiej, jak potrafię Majka, jego kudełkowatość całą i rozkoszność.


...i wiecie co...?

...Wy nie wiecie, a ja wiem, co się potem stało z psem..... Ale o tym zaraz ohohohohoho!

Napisała do mnie pewna dwunożna laska (DO MNIE! Żebym się nie nazywał Ares, jak ściemniam!), że przeczytała o Majku i że chciałaby go poznać.... U MNIE ZOBACZYŁA!!! U MNIE!!! NA BLOGU!!! JA NAPISAŁEM!!!!

ekhem... no dobrze, bo mi się słabo aż zrobiło z nadmiaru emocji... W każdym razie pewna dwunożna laska, jak co niedziele i co środę, siadła sobie z herbatką i żarełkiem i zaczęła czytać... MNIE czytać... I nagle BUM! Majek ją uderzył po oczach! Serce mocniej zabiło, rzęsy trzepotać zaczęły na jego widok i postanowiła, że musi się o nim dowiedzieć więcej!

Szczekłem jej, żeby się zgłosiła do jednej z naszych, która o Majku może więcej powiedzieć i się laski najwidoczniej zgadały, bo potem ta dwunożna przyjechała do nas, a musicie wiedzieć, że nie mieszka ot tak, rzut piłką od schroniska, żeby się zapoznać z kudłaczem. Jeszcze nie mogli go zabrać, ale na zapoznanie chociaż chcieli przyjechać, żeby się upewnić, że to TEN...

Nie było wątpliwości. Znaczy ja nie miałem. Dało się wyczuć, jak tylko stanęła przy kojcu, że serce już ma całkiem w majkowej sierści opanierowane... Potem poszli na spacer i nic a nic się nie zmieniło, to był jednak ten jedyny...


Majek nie wyglądał na takiego, który załapał, że właśnie oto otrzymuje szansę na odmianę życia, ale widział w schroniskowym życiu tylu różnych dwunożnych, że wolał podejść do tego na luzie.

Po spacerze trzeba było się rozstać... Nie mogli jeszcze tego dnia razem wyjechać do domu... Za drugim razem też nie mogli. Ale już było wiadomo, że przyciąganie było solidne, bo pewnego pięknego dnia...

Majek wyjechał do domu!!!! Czekał na niego ponad rok, ale najwidoczniej tak musiało być! Czekał akurat na nich......... 

(I DZIĘKI KOMU?!)

To nie koniec historii, bo przecież urwałaby się w połowie.... Czas na foty, fotki, fotencje z Majkiem w roli głównej! Gdyż albowiem ponieważ otrzymałem wieści z majkowego, nowego życia... 

Majek okazał się.... psem idealnym. Po prostu. Takim, co to w domu ani łapy nie podniesie do sikania, za to na dworze każde drzewo obleci. 

Czesanie uwielbia, co przy jego sierści jest niezwykle przydatną cechą. Paczajcie, jaki relaks:


...może czasami powciera smaczki w dywan...


...ale sztukę "widzieliście kiedyś grzeczniejszego psa...?" opanował do perfekcji...


Psioweta już odwiedził i każdy się nachwalić nie może, że po roku w schronisku to taki zadbany kudłacz z ślniącym futrem! HA!

...i chodzi za pańciostwem wszędzie, jak cień... Chociaż umówimy się, Pańcia jednak wygrywa. To przy jej stronie łóżka kładzie się w nocy... To na nią czeka najbardziej, kiedy wychodzą...


...to jej wypatruje w oknie...


Taki jej magnes. Przyciągnął ją kawał drogi do siebie, bo przecież jego ograniczały kraty kojca. Teraz przyciąga się sam, najbardziej po długiej (dwie minuty to wieczność!) nieobecności - jest ośliniona od skarpetek po okulary! Pańcia potem z pieśnią na ustach je myje z glutków, ale przecież to z miłości...

Majek też odkrył pasję jeżdżenia samochodem. Za bardzo mu to nigdy nie przeszkadzało, ale kiedy się zorientował, że samochód równa się wyprawie na ogrodzoną działkę, to wiecie - samochodowe lowe!

...booo na dziaaałceee...


Śniegu kupa, piłeczka, pańciostwo i on... Pełnia szczęścia!


Na wiosnę już czeka kupiona świeżo taka specjalna linka, co to dwunożni sobie wiążą do siebie i drugi koniec do specjalnych szelek psich i mogą kilometry zaliczać! Zobaczymy, czy Majek załapie, ale jak z niego taka inteligentna bestia, to co ma nie załapać?

...Ach... widzicie, jaki jestem ważny i potrzebny? Moja pierwsza adopcja... Ale to brzmi! Wypatrzony właśnie na tym blogu, wyczytany MÓJ tekst o tym, jaki to jest Majek rozkoszny... Magia zadziałała... Lepiej być nie mogło, lepiej się to nie mogło potoczyć, nie mogło być piękniej... 

No bo tylko popatrzcie:


Czysty urok i wdzięk! Idealnie... Przyciągnąć się jak magnes, wpasować się jak puzel, wtopić się jak... Ekhem... poeta ze mnie żaden, ale wiecie o co chodzi.

Po prostu tak musiało być... 


DZIĘKUJĘ.

niedziela, 22 stycznia 2017

Może troszkę nas wybrakło... ale nie jesteśmy wybrakowani!

Według encyklopedii każdy ma dwa oczy, dwa uszy, łapy cztery, ogon do tego, a na czubku samym - jeden nos. Czasami albo urodzimy się bez czegoś albo dwunożni muszą coś usunąć, bo nie jest zdrowe i żeby nas ratować. Tak bywa. Ale czy to, że brakuje komuś oka, ogona czy łapy to ma od razu znaczyć, że nie warto dać mu najlepszego domu...? Nie tylko te piękne i z encyklopedycznym wyglądem nadają się do zostania najlepszym przyjacielem...

Daaawno daaawno temuuu przyjechała do schroniska Elisza.


Wygląda na wielką, prawda? Poza tym widać, że dwa uszy są, oczy też w parze, nos na miejscu... Na tym zdjęciu widać więcej:


Od razu wielkość wcale nie taka duża! (weźcie też poprawkę, że z jakiegoś powodu na tą laskę dwunożną mówią "MałaKasia"). Widać też, że oczy cztery, ale ogona... jakaś jedna piąta. HA! Psem jestem i umiem ułamki! Bądźcie dumni! 

Elisza przyjechała z całą paczką czterołapych przyjaciół z miejsca, gdzie nikt nie chciał się nimi zajmować... Jej psiumpelka, Azera, mieszkała w komórce i nawet ani chmurki nie oglądała... One dwie jeszcze zostały niestety i czekają. Elisza jest przefantastyczna! Z nią to ani się pies nie nudzi, ani człowiek! Tylko by biegała, bawiła się, ganiała za zabawkami, aaaleee nie zapomni o kompanie do zabawy. Ona doskonale pamięta, że nie jest sama i co jakiś czas przybiegnie się zameldować i zachęcić do dalszego szaleństwa. Niepozorna jest, ale bystra i inteligentna psiolaska w niej drzemie... Uczyć się lubi, bo to ciekawe dla niej i wreszcie inne zajęcie niż siedzenie w kojcu. Taka dla każdego byłaby idealna! Fakt, że cieszyć się nie ma czym, bo tego merdaka brakuje, ale doskonale sobie radzi z innym okazywaniem radości.

Gałusiowi musieli u nas jedną powiekę na zawsze zaszyć...


Jedno oko było jakieś takie niebardzo zdrowe, wielkie się zrobiło i pewnie bolało. Nie można go było wyleczyć, trzeba było się z nim pożegnać, ale Gałusiowi to tylko na dobre wyszło. Pewnie, że sierściuchowi dwa się przydają do polowania czy wypatrywania zdobyczy, ale akurat te zwierzaki bardziej polegają na tych długich, co mają po obu stronach nosa i uszy też mają bardziej przydatne. Poza tym lepiej żyć z jednym niż z bolącym wiecznie ślipiem. I tyle. Nasi mówią, że Gałuś jest fantastycznym kocurem, bo na ręce wziąć można i pomiziać...


...i sierść wygładzić na wszystkie strony, byle długo, i bezkonfliktowy taki, bo i z psami się dogada, i inne sierściuchy mu nie przeszkadzają wcale a wcale! Idealny taki... A że z jednym gałem...? Nooo iii??

Pikla za to nie ma ich wcale...


I wiecie co? Radzi sobie! Nie ma wyjścia... Używa nosa, uszu i łapek, i na spacery chodzi do lasu, do dwunożnych podchodzi po głaski, posłanko rozpozna, więc wie, gdzie zasadzić zad... Jeśli ona nie robi z tym problemu, to dlaczego ktoś miałby się zamartwiać...? Ślipek brak, to jedno odpada, co by miało zachorować. Że w domu się obije od ściany raz czy dwa, czy pięć? Ojej no, ale za szóstym razem już zapamięta, że trzy kroki od posłanka stoi fotel, na którym czasem siedzi ten najukochańszy i najfantastyczniejszy dwunożny! I że jak pójdzie w lewo trzy kroki, a potem w prawo osiem, to trafi do najpiękniej pachnącego miejsca w całym domu - do kuchni... Tam będą stały jej miseczki pewnie, w których codziennie znajdzie coś smakowitego... I nauczy się, że po wyjściu z domu najlepszy trawnik do sikania jest 20 kroków na lekko-prawo, a inne psy spotka jak przejdzie przez ulicę... Doskonale będzie wiedzieć, że pańcio jej nie da się zgubić już nigdy przenigdy i że zawsze będzie mogła na niego liczyć, kiedy się zakręci i nie będzie wiedzieć, czy do domu to tędy, czy jednak trzeba skręcić. Ona zaufa bezgranicznie, i to zaufanie otworzy jej cały świat... Kto będzie razem z nią przez niego szedł...?

Ostatnio przywieźli też prawdziwego trójnoga! Dali mu na imię Krokus.


Czemu go tak wybrakło? Pojęcia nie mam, bo w sumie tak dziwnie ma. Jak psiowet odcina to tak, żeby żaden kikutek nie wystawał raczej, a on macha takim kawalątkiem... Ani się tym podeprzeć, ani sobie kość przytrzymać... Coś się mu musiało stać niedobrego... Mam nadzieję, że już dawno o tym zapomniał, a wszystko wskazuje na to, że tak. Na spacerach dziarsko maszeruje na trzech, w dodatku widać, że taki terierowaty, więc niuchanie, węszenie, wąchanie i wszystko, co wiązane z nosem jest mu bliskie. Będzie superaśnym psiumplem dla każdego! I nie trzeba mu wcale wymawiać tego, że tylko trzy ślady na piachu zostawia... To wcale nie znaczy, że zajmie mniej miejsca w sercu, że sam w swoim nie pomieści swojej rodziny... 

Czy mają trzy łapki, czy nie mają oczu, czy fafel mają krzywy, ogon za krótki albo merdać nim nie można, ucha pół... Pokochają tak samo. Tak samo liczą na to, że będą mieć ten najlepszy na świecie dom. One nie proszą o specjalne traktowanie, nie oczekują litości, nie potrzebne im jest ubolewanie nad ich losem. One chcą mieć normalne życie, chcą poznawać świat, chcą być czyjeś, chcą móc na kimś polegać i komuś zaufać, chcą czuć ciepło domu i miłość dwunożnego....

Nie mów więc, że tak Ci ich szkoda. Po prostu spraw, że poczują się jak wszystkie inne, kochane, domowe zwierzaki...

-------------------

Przy okazji... Pamiętajcie, że jak się Wam marzy jorczuś, doberman, spaniel, bokser czy inny bez ogona albo jakiś groźniejszy pies z uciętymi uszami... TO NIECH SIĘ WAM ODMARZY. Nie wolno, i tutaj podkreślę i pogrubię - NIE WOLNO  żadnego zwierzaka pozbawiać czegokolwiek tylko dlatego, że Wam się marzy! Sobie obetnijcie ucho, kawałek palca czy zaszyjcie sobie kulkę na czole, jak się Wam podoba. Ale zwierzak po coś się urodził z ogonem i uszami, i wszystkim innym! I nie tylko ja piszę, że nie wolno. Prawo mówi, że nie wolno. Kto nie wierzy, temu znajdę paragraf. A znajdę na pewno. Bo jest. Wiem, że jest.

No.

Właśnie.

środa, 18 stycznia 2017

Zima nam mija piąta, siódma, dziesiąta...

Jak już wspominałem... albo ja, albo Dżokej... w każdym razie wspominaliśmy - nie obchodzimy dat specjalnie. Zresztą nikt nie pamięta, kiedy się urodził, a do schroniska przyjeżdżamy bez papierów. Ani adresu, ani imienia matki, ojca, dwunożnego... Jedyną datą, z jaką możemy być kojarzeni, to dzień, kiedy pierwszy raz minęliśmy bramę schroniska... A te są ohohoooo.... jak dawne czasami...

Pomyślcie, co robiliście na przykład... prawie pięć lat temu? Mogło to być dwie szkoły temu na przykład... aaalbooo jak macie małego dwunożnego w domu, to mógł wtedy ledwo się wykluć, albo wcale nie musiało być wtedy w planach! ...dawno, prawda? 

Właśnie wtedy, dokładnie w marcu 2012 roku przyjechał do nas Luger.


Nie było z nim łatwo, musiał chyba przejść coś niedobrego. Szczególnie warkolił na laski dwunożne... Jeszcze bardziej szczególnie nie lubił być przez nie przytulanym. ...co mu zrobili...? Ciężko było go też wyciągnąć na spacery, odstraszał szczekaniem, ile sił w płuckach. Potem, z czasem, zaczął rozumieć, że u nas więcej pci pięknej niż tej drugiej, że większe szanse ma na wyjście właśnie z nimi. Odstraszając wszystkich sam sobie szkodził. Załapał, zaczął się zmieniać. Pomaluśku, powoluśku było coraz lepiej, chociaż do tej pory nie jest psem do miziania i przytulania, trzeba o tym pamiętać. Podrapać po pleckach - chętnie. Piłeczkę rzucić czasami, czy smyczkę zapiąć - psiekstra! Nawet pięknie uśmiechnąć się umie do lasek dwunożnych!



Tylko po prostu chłopak musi mieć więcej wolności i przestrzeni niż inni. Trzeba go po prostu zrozumieć... Został skrzywdzony i to nie jest na pewno jego wina...

W tym samym roku, co Luger, przyjechał do nas Tajfun. Za kilka dni będzie miał kolejną rocznicę...


To stare zdjęcie, sprzed jakichś dwóch lat. Przez ostatni czas było dość nieaktualne, Tajfun na nowo musiał wypracować chodzenie. Kiedyś był pełnym energii, kochającym życie i dwunożnych, słonecznym owczarkiem. Coś się zmieniło? Właściwie to nic... Wciąż ma ten sam błysk w oku, wciąż na widok zabawek łapki mu same chodzą... Tylko szans ma o wiele mniej niż kiedyś... Bo kiedyś był zdrowy i każdy wiedział, że nic mu nie dolega. Potem nagle oklapł zupełnie... Nasi zaczęli walczyć o jego sprawność, ale wiadomo, że największą pracę wykonał on sam. Miał i wciąż ma taką wolę życia, że aż sama ciągnęła jego zad do góry. Teraz każdy wie o tajfunowych problemach z chodzeniem. Znaczy już ich nie ma, ale były, a to znaczy, że może kiedyś znów być gorzej. Nie musi, ale może i tego się dwunożni boją... Chociaż nasi pomogą w leczeniu, chociaż by karmę dawali, chociaż by pomagali w rehabilitacji! Byle tylko Tajfun miał dom na zawsze...

Aaa teerazz.. Co robiliście siedem lat temu? Pamiętacie wakacje sprzed siedmiu lat? Albo co dostaliście pod choinkę? Czy ładne było wtedy lato? ...Ben już pewnie też nie pamięta. To właśnie on przyjechał w lipcu 2010 roku.


Kiedy zwierzaki przyjeżdżają do schroniska, mają czasami jakąś obrożę, czasami kawał łańcucha przy sobie. Taki dodatek. Ben przyjechał z czymś innym, co zostanie z nim już na zawsze - ze śrutem. Wieeeele lat temu ktoś z Bena zrobił sobie żywy cel. Pewnie psiak był przerażony, pewnie się miotał, pewnie nie miał się uciec, gdzie się ukryć, bo to nie jedna kulka... Ben do tej pory je czuje. Nie lubi dotyku na końcu plecków czy na udkach. Pewnie jeszcze na zmiany pogody go tam wierci. Kolejny pies, którego trzeba po prostu zrozumieć... To nie jego wina, że go boli, że nie wie, czy dwunożny będzie na tyle uważał, że go nie zaboli, więc na wszelki wypadek lepiej go tam nie macać. Po co chłopaka denerwować? Przecież tyle psa zostaje do miziania! Jak komuś bardziej zaufa, to jest już w porządalu, ale to musi potrwać... Zaufanie trwa, a on już tyle lat na nie czeka...

I teraz kolej na rekordzistę.

- eeeeeeee holaholaholahooooolaaaaaa, a ty??

- Aron, co ty, ja to wieesz...

- Co wiem!? Właśnie, że wiem, że ty też się wliczasz! Masz tu być w tym zestawieniu! 

- Dajże spokój...

- Se sam że daj! Uciekaj mie stąd! Uciekaj! Ja będę pisać! 

- Nigdzie nie iiiiiiiiii................

- Wziuuuuuu, se poczekaj na tym krześle tu, o, w kąciku, a ja napiszę.

Bo Ares MUSI być tutaj. Przecież wiecie, ile on tu siedzi? Wiecie, ile czeka? Wiecie, kiedy przyjechał? Miesiąc przed Benem. Przez tyle lat tak wiele przeżyliście! Wycieczki, zakupy, miłoście, tyle przejechanych kilometrów, przejdzio... przejścio.... przejdzionych kilometrów! Tyle rzeczy robiliście! Ares czekał...


No dobra, na początku nie był zbyt do adopcji. Ktoś go zepsuł i zanim nasi go naprawili i zanim sam się przekonał, że warto się naprawić, to minęło trochę, jednak od kilku lat jest już w dechę psem i naprawdę w porządalu psiumplem! Wam piszę, że jakbym był dwunożnym, to bym z miejsca go adoptował! Cóż, na razie sam jestem bezdomny... W każdym razie daję sobie ogon obciąć, że nie można Aresa nie polubić. Wiem coś o tym, mieszkamy razem od jakiegoś czasu. Nic z tych rzeczy, co myślicie! Jesteśmy tylko współpsiolokatorami! No może jedną wadę ma. Maluśką. Nie lubi jak się go za obrożę łapie, widocznie siedzi w nim jakieś straszne wspomnienie... Może to była jedna z metod tego szkolenia, którym go zepsuli kiedyś... Bo szkolony to on był i jeszcze to nawet pamięta! Jest owczarkiem, a to zobowiązuje... Co do tej obroży - powiem Wam słowo klucz - zaufanie. Działa cuda. 

A tera Tajson...

- Doooobradobradobra! Teraz ja, wystarczy tego, dziękuję panu, sio!

- Tak mi dobrze szło...

- Jak kiedyś zachoruję albo he-he, pójdę do domu, to będziesz mógł pisać! A teraz uciekaj...

Taaak, teraz Tajson. Dziesięć lat temu mogliście być dziećmi. mogliście przeżywać pierwsze zakochania, a teraz Wasze latorośle mogą rozpoczynać naukę w szkole... Dziesięć lat temu... Ech, dziesięć lat temu to ja miałem raptem rok, przede mną było całe życie a teraz już 6,5 roku siedzę w schronisku... 

Za kilka miesięcy będzie zbliżała się dziesiąta rocznica Tajsonowego mieszkania w schronisku. Mieszka tu najdłużej ze wszystkich. 


Różne rzeczy się o nim mówiło - że najgroźniejszy w schronisku (już oddał ten tytuł), że to pies nie dla każdego (prawda!), że jedynie nieliczni mogliby się z nim zaprzyjaźnić (i prawda, i nie). Dłuuuga droga za nim. Dłuuuga nauka cierpliwości, długa nauka naszych, żeby wiedzieli, jak się z nim obchodzić, długa nauka, że świat jest fajny. Lata mijają, a po nim zupełnie tego nie widać! Wciąż pysk czarny, wciąż mięśnie pięknie zarysowane pod gładką sierścią... Wciąż nie ma pytań o niego... Można by nawet mówić, że ma 6 lat! Tylko taki problem, że od listopada 2007 mieszka u nas. Ma największy kojec, ma swoje szeleczki, kaganiec, ma swoich wolontariuszy... Nie ma swojego miejsca z dala od schroniska... Nasi obiecali pomóc w budowie kojca dla niego, obiecali pomoc behawiorysty, z pewnością znani Tajsonowi wolontariusze też pomogą w zapoznaniu! Najważniejsze, żeby znalazł się ktoś gotowy Tajsona zrozumieć, zaakceptować jego potrzeby, przejść całą, długą procedurę związaną z jego adopcją, bo to nie będzie tak hop-siup. Można jednak zyskać superaśnego, lojalnego, prawdziwego przyjaciela, który na każdym kroku będzie pokazywał swoje oddanie.

Te zwierzaki mieszkają z nami (znaczy ja też...) najdłużej... Jest jeszcze cała armia przybyłych w 2013 roku, to też dawno... Wiem, że się mówi, że te dawno siedzące już się nie nadają do adopcji... Się zapytowywuję - BO CO??

.... Sara czekała na dom 7 lat...



...Roksi przynajmniej 6...



...Spajdi 7 lat wypatrywała swoich ludzi...



...Dina też 7 lat nieśmiało zerkała w stronę dwunożnych...



...Sonia 10 lat czekała na najwspanialszych ludzi...


Już jej nie ma na tym świecie, już powędrowała do góry, ale miała szansę pomieszkać U SIEBIE.

Roksi wciąż pięknie się uśmiecha i wreszcie ma codziennie kompana do zabaw. Dina otworzyła się i potrafi się uśmiechać całą szerokością ogona kręcąc zgrabną wciąż pupą. Spajdi zyskała dwunożną i czworonożną psio-kocią rodzinę, z którą jest jej ciepło i na zewnątrz i od środka. Sara może przemierzać leśne ścieżki w towarzystwie swoich ludzi, psiumpla i.... kota, a potem wylegiwać się w spokoju i ciszy (jak banda sierściuchów pójdzie spać). 

One bardzo chcą zrozumieć, co to jest beztroska, cisza, spokój, rodzina, dom, ciepło... Coraz więcej stażu, coraz mniej czasu na znalezienie domu, na zapomnienie całej przeszłości, na zastąpienie jej tymi najpiękniejszymi wspomnieniami... 

Daj im chociaż szansę, poznaj je, pokaż, że chcesz i że Ci zależy. Docenią Twoje starania, pozwolą Ci z czasem wejść do ich świata, z czasem zaufają, tylko je przekonaj, że można Ci wierzyć.

...zbyt wiele zwierzaków nie dostaje szansy... zbyt wiele odchodzi nie mając innych wspomnień...

Możesz to zmienić...

niedziela, 15 stycznia 2017

Brrrrrrniemy do ciebie, maju, przez mrozy i biele...

Zimno ostatnio i biało się zrobiło... Niektóre psy się cieszą! Chociaż pewnie wolałyby potem wracać jednak na miętkie posłanko we własnym domu, a nie do wysłomowanej budy, ale cóż... Wpływu na to nie mamy żadnego. Pozostaje nam się zebrać w sobie i czekać na tą wiosnę, maj, trawkę świeżą, mech napuszony, w którym będzie się można tarzać...

Czeka Kucyk, który może podziwiać naturę jedynie łapami i nosem, ewentualnie nasłuchiwać szumu drzew. Oczy postanowiły nie działać.


Nie ma co, imienia to on nie ma przypadkowo. Kucyk może nie ma wielkości prawdziwego kucyka, ale niedaleko ma.... Lubi też kopytkować po lesie, tu wąchnąć, tam coś sprawdzić, a jak się robi przerwę, to i można go nakłonić do porządnego miziania! Kucyki to lubią... Niestety zima mu nie służy, stawy mu się buntują. Chociaż w sumie nie tylko w zimie... ale stawy mają już to do siebie, że wogóle nie lubią zimna. I kucykowe stawy nie są inne. Psisko musi brać na stałe takie małe guziczki, co je Tabletkowa roznosi, i które sprawiają, że jest lepiej i raźniej się na spacery chodzi. Bez ciepłego domu to jednak się tak długo nie da...

Maja nie może się też doczekać Babel. Jak o nim pisałem ostatnio, to nie wyglądał szczególnie i jego zachowanie też pozostawiało trochę do życzenia... Trzeba mu jednak wybaczyć, Babel jest chory, ale już z coraz większą nadzieją patrzy w przyszłość.


Jeszcze mu żeberka wystają, ale nie ma co się na razie czepiać. W Babelu zamieszkało raczydło. Obrzydliwe takie... Na szczęście psioweci podjęli się leczenia i co jakiś czas wlewają w łapę Babela takie coś, co ma wykurzyć tego raka. Babel się lepiej czuje i już zrozumiał, że nasi nie są do zjedzenia! Za to nasi teraz mówią, że psiak jest do schrupania... Ja już nic nie rozumiem, najpierw on ich chciał zeżreć, teraz oni jego by chętnie... Dziwni są nasi czasami, ale co ja tam wiem, jestem psem. W każdym razie Babel się leczy i wierzy, że na wiosenną trawę wyjdzie już zdrowy! ...i najlepiej z własnego domu...

Floki musiał wiele przejść.... Dobrze by było, jakby jeszcze przed wiosną odmieniło się jego życie.


Floki przypałętał się do pewnego domu w małej miejscowości pośrodku niczego kawałek od nas. Strrraszny to był dramat dla niego! Wszystko to był dramat - i schronisko, i nasi to też był dla niego dramat. Darł się przy każdym tknięciu palcem, jakby kto go prądem raził... Co mu się działo........? Ja wolę nie myśleć.... Psia głowa jest za delikatna na to... Jego się pytać nie będę nawet, bo niech chłopak zapomni jak najszybciej o wszystkim, co było. Na spacerki wychodzi nieśmiało tak, jakby mu miało niebo na głowę spaść. Nasi nadziewają Flokim taki gustowny sweterek, co widzicie na zdjęciu, żeby mu zimno nie było i wymaszerowują do lasu, bo przecież trzeba kopytka rozprostować! Ech, oby szybko zastąpił w głowie to najgorsze - najlepszym. Nasi pomogą!

Widzicie, w śniegach i mrozach czekamy na wiosnę. Właściwie całe nasze życie schroniskowe to czekanie... Prócz tych chwil z dwunożnymi, bo wtedy nie czekamy na nic, wtedy jest "chwilo - trwaj!". Rano czekamy na śniadanko, potem czekamy na spacery, potem czekamy na kolację, potem czekamy na kolejny dzień. I tak mało tego czasu z dwunożnymi... A tak byśmy chcieli jednak być z nimi przez większość dnia, a najlepiej przez cały, a nie tak na chwilkę, godzinka i koniec... 

Ech, czekamy dalej, brrrrniemy do tej wiosny, na pewno część z nas będzie go witać w domach! Trzymajcie kciuki, żeby Kucyk, Floki i Babel też już wtedy mieszkali u siebie...

------------

Na koniec muszę o kimś wspomnieć... Ktoś spotkał się ze swoim właścicielem, znów są razem... Zwykle tego nie czujemy w takich przypadkach, ale tym razem spłakaliśmy się z żalu po same pazury... Bo mógł jeszcze u nas posiedzieć, mógł go ten jego dwunożny tak szybko nie odbierać... Widocznie tęsknił...


My też teraz tęsknimy, Nax... Chodziłeś sobie cichutko szukając rąk, w które mógłbyś włożyć swój łepek... Trafiłeś do nas, bo Twój dwunożny odszedł tam, skąd się nie wraca... Teraz Ty też już nie wrócisz, ale my któregoś dnia polecimy do Ciebie...

...do zobaczenia...

środa, 11 stycznia 2017

Dobrze mieć Przyjaciół... a my mamy najlepsiejszych!

Dobro się dzieje u nas. Dzięki Wam dzieje się dobro. Dobro. Przez ogromne DO!

Dzieje się caaały czas, ale pod koniec roku to się działo bardzo ogromnie!

Tak się podziało, że ten budynek, co to go widzę z okien biura mojego zaczął trochę niedomagać. Ściany proste stoją i dach nie cieknie, ale do pełni szczęścia potrzebna jest solidna podłoga, a tej jakoś zaczęło brakować...


Nasi to zakrywali kołderkami czy kocami...


Żeby się zwierzakom łatwiej chodziło i się im nie zapadała. I tak jak nasi nadepnęli czasami tu, to tam się podnosiło. Było nieszczególnie też obok, u tych małych, co wybieg mają własny.


Się pozdzierało wszystko, gwozdki powypadały... 

Na wiacie było nie lepiej. wybudowana ohohoooo ile czasu temu... Ja w każdym razie nie pamiętam. Może Tyson... ale ja nie. A tam wiecie, codziennie skoki, biegi, drapanie, szaleństwa i tego, no... siuranie i ku.. no.. wiecie... Sporo deski musiały wytrzymać. Każdy by się zaczął załamywać! No i one też... tak dosłownie...

 

Jedna to wręcz zapadła się w sobie!


Nasi sztukowali...


...ale ile można... Nasi postanowili poprosić gorąco w imieniu zwierzaków o pomoc. Na pierwszy ogień poszła zbiórka dla Tysona i Tupeta.


Tyson ma największy kojec, bo właściwie zajmuje dwa, więc dla niego i podłoga była najdroższa. Bo ogólnie to drogie strasznie wszystko miało być... Podłoga w geriartyku miała kosztować baaaaardzo duże monetek. Jakby tak wziąć same te z cyferką 1, to trzeba by ich aż trzy tysiące osiemset! Ojacie, prawda?? A taka jedna podłoga w kojcu kosztowała co prawda "tylko" tysiąc takich monetek, ale za to kojców tyle, co ja palców mam prawie... 

No więc wracając - nasi poprosili o pomoc, bo udźwignąć aż taki remont, to wiecie, nie takie hej siup. Nasi zbiórki pozakładali na stronie, co to ją możecie zobaczyć jak wpiszecie wuwuwu kropka zbiorkanaburka kropka peel i czekaliśmy wszyscy... 

...i wiecie co... 

...wiecie, że...

ZEBRAŁO SIĘ!!!! Zebrało się na podłogi w geriatryku w całości! Remont ruszył z kopyta i już wiadomo, że żadna łapka już się nie zapadnie!


Widzicie? Dechy porządne i taki gumowy parkiet! Pełen wypas! Ten parkiet to po całości pójdzie, tutaj tylko tak do zdjęcia jest.

Iiiiii na kilka podłóg w kojcach się zebrało!!! Dwie zbiórki jeszcze trwają tam na tej stronie, dla Brutusa i Ferdona, ale dla Tupeta, Tysona, Kucyka, Wesoła, Świdro i Świtka się zebrało już całkiem! W tym dla Tysona podwójna przecież... 


I Tupecik ma też! 

 

 W niektórych to jeszcze trwa remont, ale blisko, coraz bliżej do końca...


Tyle o remontach, ale jeszcze muszę o czymś wspomnieć, co pasuje do tematu... Najpierw przedstawię Maciejka...


I Tiktaka...


Dwa śmieszne, pocieszne, nieduże psiaki. Mieszkają razem blisko bramy. Zgrani są bardzo, bo albo obaj śpią w budach, albo obaj na kołderkach na zewnątrz, chociaż teraz, w taki ziomp to pewnie bardziej w budach... Od jakiegoś czasu przychodzą do nich takie laski dwunożne i je wyprowadzają. Przychodzą do biura, podpisują papierek i biegną po "swoje" psiaki! 

I w związku z tymi ostatnimi tempetarutami, co to są takie, że nos zamarza jak tylko się wysunie na metr z budy, one postanowiły zrobić prezent Tiktakowi i Maciejkowi!!!

Patrzcie tylko...


Czaderskie, nie??? Niektóre psy na wiatach też mają ubrania pozakładane, ale taaakiiich nikt z nas nie ma! Znaczy ja to wcale, bo mnie sierść porasta gęsta. Ale te to fiufiurufiu... Zameczki, kołnierzyki, obszycia, przeszycia, gumeczki, Tiktak ma nawet kieszonkę!


Normalnie chłopaki są teraz misterami schroniska!

Super, że te laski tak pomyślały i tak same z siebie..... Naprawdę szacun! Mogłyby teraz psiurki wymaszerować do domów w tych kubrakach, ale jakoś nie wiadomo, do których... Jeszcze ich nikt nie zaprosił, a szkoda...

Dziękujemy też wszystkim na raz i każdemu z osobna za każdą monetkę dorzuconą do zbiórki na te remonty wszystkie, bo bez Was to by było pieruńsko trudno je zrobić! To wogóle takie jest nie do wypowiedzenia, jak bardzo wszyscy jesteśmy wdzięczni i jak bardzo byśmy się w Was wpatrywali maślanymi oczami, gdybyśmy tylko mogli...

Dobrze mieć takich Przyjaciół przez wielkie, ogromniaste PRZY! Bez Was byłoby... ee.. bez Was nic by nie było...

DZIĘKUJEMY, że możemy spać spokojnie...



------------------------
...a jak już był temat ubranek....


To Pinio, jakby ktoś nie poznał.


Najbardziej uroczy reniferek na świecie! W dodatku z antenką... To takie sterczące do góry na końcu Pinia to ogonek. Łysy niestety. I plecki ma tak samo łyse. Coś mu tam nie działa w środku, jak trzeba, tarcz...ta...tarczyca zdaje się. I taki już raczej będzie... Piniowy taki... Nie biega też, nie skacze, tylko tak kuśtyka pomaluchnu, nie przymila się nachalnie... Taki Pinio. Spokojny, kłócić się nie lubi. Nasi mówią, że jest kochany. JA jestem kochany, to wiadomo, ale jak o nim mówią, zwłaszcza dwunożne laski, to jakieś takie maślane oczy robią, że on taaaaki kochany. Phi...