Przyjeżdżają do nas bez kociomatek, obsmarkane po pachy, ledwo paczące na ślipia, a ta cała ostatnia partia zagrzybiała, to dopiero szkoda było gadać... Poznajdowane w kartonach, śmietnikach i gdzie tam jeszcze ktoś ma chęć sobie porzucić sierściuchy małe.... Czasami mają te kociomatki, ale tak czy siak mimo najlepszej ich opieki podłapują jakiegoś sierściuchowego wirusa czy coś i potem bez dwunożnych to wiecie.... no za długo się światem nie nacieszą...
Ciężko czasami wyleczyć to całe towarzystwo, bo się zaraz zestresują, tym bardziej spadnie im odporność, potem podłapią coś nowego iiiii tak to się kręci... Nasi stają na rzęsach, żeby całe to tałatajstwo wyciągać z bakteriów jednego po drugim, ale trochę to czasem trwa.
..."trochę"....
Patrzcie na takiego Gizia...
Trafił zasmarkany, jak miał dwa miesiące raptem. Teraz maaaaa...
...osiem! Najpierw nie mógł się wyleczyć z kataru, potem się okazało, że prócz wirusa od środka, miał też... grzyba na zewnątrz. Ych... Stąd taki żółty jest, dlatego też te rękawiczki u tego dwunożnego. Teraz już są wszystkie zdrowe (kilka dni temu psioweci tak ogłosili!!!), więc i Gizio szuka tego najlepszego domu...
Olek był starszy, ale też dzieciuch.
Teraz jest jeszcze bardziej uroczy, zwłaszcza przez ten pieprzyk!
No i czyż nie jest uroczy?? Taki Olek Monroł, jak ta, jak jej tam było... Merylin. Jakby był kociolaską, to pewnie by go nasi tak nazwali. Ale został Olkiem.
Albo Melon!
Taki był chorusek... Przyjechał z innymi sierściuszkami, cała banda owocków ich była. Część z nich kopytkuje już za mostem... Ale Melonowi się udało.
Jest bardzo cierpliwy, o dziwo miesiące zabiegów Tabletkowej i kociowetki wcale go nie zniechęciły. Taki sierściuch na medal z niego wyrósł!
A Winki...? Taki cukierkowaty był...
Grubołapkowy, granatowooki... sierściuchowe, pocieszne, cudo! ...czas jednak leciał... Łapki się wysmukliły, oczy zażółciły...
Wierzcie lub nie, ale to ten sam Winki! Wszędzie go pełno i tylko by się bawił! ...tylko nie ma gdzie i z kim... Strrrrrrasznie mu brakuje dwunożnych...
Takie bure tygryski też przyjeżdżają. To jest Agli.
Mimo upływu kilku miesięcy, wcale się tego uroku nie pozbył!
Prawda? Wciąż piękny buras, w dodatku nasi mówią, że ma kociekstra charakter. Wciąż ma w głowie fiubździu, chociaż pewnie już mniej niż kiedyś, ale młodosierściuszkowej radości mu nie brakuje, a i dwunożnych potrzebuje, jak każdy.
Bąbelek był kłębkiem niepewności i strachu.
Teraz ma brudniejszy nos i ciemniejsze plamki, a pewności siebie za bardzo nie nabrał...
...ale czy to znaczy, że nie znajdzie nigdy spokojnego miejsca na ziemi i dwunożnego, u którego boku wreszcie uwierzy, że jest najfajniejszym sierściuchem na świecie?
Albo niewiele większy od takiego czerwonego pstrykającego CZEGOŚ Manio.
To brat Agliego, chociaż mało podobny do niego. Jednak urok kociobisty zdecydowanie mają wspólny...
Sierściuchy lubią się razem bawić. Nie miały właściwie innego wyjścia, miały tylko siebie... Dobrze, że "chociaż" tyle, bo niektóre przyjeżdżają same, samiuśkie.... One były razem i nadal są, nadal razem czekają na tego jedynego dwunożnego, który pokaże im większy świat... Ciekawe, czy wyjadą razem, czy osobno...?
Olaf był niezłym strachajłem!
Właściwie to zmieniło się to tylko trochę... Ale jednak jest lepiej zwłaszcza, kiedy przychodzi do niego ktoś, kogo on zna.
Grzeczny taki, jak na sierściucha, nie narzuca się, chociaż chętnie by pospał zwinięty w kulkę na czyichś ciepłych kolanach... Nic fajnego tak samemu w klatce, na kocyku, kiedy na około takie hałasy.
Teraz najbardziej cukierkowy cukierek, patrzcie, jakie z tego Morta było kocię:
Teraz nie przypomina tego sierściuszka z pierwszego zdjęcia, może nie licząc plamiastego futra, ale to wciąż ten sam, bardzo ciekawski, zabawowy Mort, który tak samo potrzebuje swojego miejsca na świecie...
Na koniec kociamberek, do którego wzdychają kociolaski... Oto Misiaczek:
Wiadomo, że wtedy do niego nie wzdychały, był dzieciuchem. One też. Ale teraz...
Co za ŚLIPIA! Ta zieleń zieleniasta, niech mnie Tyson gryźnie, jak nie mam racji, że to jedne z najniesamowitszych oczu u nas! Nie wspomnę o tej brodzie czarnej, śmiesznej. Zdecydowane urodziwy jest, a do tego całkiem fajny charakter dochodzi. Tylko patrzeć, jak wymaszeruje od nas w transporterku. Oby jak najszybciej...
To tylko niektóre sierściuchy, które od wakacji albo przed mieszkają u nas i zdążyło im się wyrosnąć. Jest ich więcej, chociaż i niemało ich tu pokazałem. Szkoda straszna, że to się tak porobiło i nie mogły przeżyć tego najlepszego czasu biegając po firanach, skrobiąc meble, zwiedzając parapety, rozsypując kuweciany żwirek we własnych domach... Przez ten cały czas mogły jedynie zamiałczeć do siebie nawzajem, pograć w łapki...
Mam nadzieję, że znajdą takie super domy, które dadzą im szansę; że dwunożni nie powiedzą, że szukają malutkich sierściuszków, a nie takich już podrosłych. Nie ich wina, że akurat musiały w schronisku tak wydorośleć... Jakby miały wybór... ale nie miały.
Ty masz wybór. Daj im szansę...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz