Pomyślcie, co robiliście na przykład... prawie pięć lat temu? Mogło to być dwie szkoły temu na przykład... aaalbooo jak macie małego dwunożnego w domu, to mógł wtedy ledwo się wykluć, albo wcale nie musiało być wtedy w planach! ...dawno, prawda?
Właśnie wtedy, dokładnie w marcu 2012 roku przyjechał do nas Luger.
Nie było z nim łatwo, musiał chyba przejść coś niedobrego. Szczególnie warkolił na laski dwunożne... Jeszcze bardziej szczególnie nie lubił być przez nie przytulanym. ...co mu zrobili...? Ciężko było go też wyciągnąć na spacery, odstraszał szczekaniem, ile sił w płuckach. Potem, z czasem, zaczął rozumieć, że u nas więcej pci pięknej niż tej drugiej, że większe szanse ma na wyjście właśnie z nimi. Odstraszając wszystkich sam sobie szkodził. Załapał, zaczął się zmieniać. Pomaluśku, powoluśku było coraz lepiej, chociaż do tej pory nie jest psem do miziania i przytulania, trzeba o tym pamiętać. Podrapać po pleckach - chętnie. Piłeczkę rzucić czasami, czy smyczkę zapiąć - psiekstra! Nawet pięknie uśmiechnąć się umie do lasek dwunożnych!
Tylko po prostu chłopak musi mieć więcej wolności i przestrzeni niż inni. Trzeba go po prostu zrozumieć... Został skrzywdzony i to nie jest na pewno jego wina...
W tym samym roku, co Luger, przyjechał do nas Tajfun. Za kilka dni będzie miał kolejną rocznicę...
Kiedy zwierzaki przyjeżdżają do schroniska, mają czasami jakąś obrożę, czasami kawał łańcucha przy sobie. Taki dodatek. Ben przyjechał z czymś innym, co zostanie z nim już na zawsze - ze śrutem. Wieeeele lat temu ktoś z Bena zrobił sobie żywy cel. Pewnie psiak był przerażony, pewnie się miotał, pewnie nie miał się uciec, gdzie się ukryć, bo to nie jedna kulka... Ben do tej pory je czuje. Nie lubi dotyku na końcu plecków czy na udkach. Pewnie jeszcze na zmiany pogody go tam wierci. Kolejny pies, którego trzeba po prostu zrozumieć... To nie jego wina, że go boli, że nie wie, czy dwunożny będzie na tyle uważał, że go nie zaboli, więc na wszelki wypadek lepiej go tam nie macać. Po co chłopaka denerwować? Przecież tyle psa zostaje do miziania! Jak komuś bardziej zaufa, to jest już w porządalu, ale to musi potrwać... Zaufanie trwa, a on już tyle lat na nie czeka...
I teraz kolej na rekordzistę.
- eeeeeeee holaholaholahooooolaaaaaa, a ty??
- Aron, co ty, ja to wieesz...
- Co wiem!? Właśnie, że wiem, że ty też się wliczasz! Masz tu być w tym zestawieniu!
- Dajże spokój...
- Se sam że daj! Uciekaj mie stąd! Uciekaj! Ja będę pisać!
- Nigdzie nie iiiiiiiiii................
- Wziuuuuuu, se poczekaj na tym krześle tu, o, w kąciku, a ja napiszę.
Bo Ares MUSI być tutaj. Przecież wiecie, ile on tu siedzi? Wiecie, ile czeka? Wiecie, kiedy przyjechał? Miesiąc przed Benem. Przez tyle lat tak wiele przeżyliście! Wycieczki, zakupy, miłoście, tyle przejechanych kilometrów, przejdzio... przejścio.... przejdzionych kilometrów! Tyle rzeczy robiliście! Ares czekał...
Nie było z nim łatwo, musiał chyba przejść coś niedobrego. Szczególnie warkolił na laski dwunożne... Jeszcze bardziej szczególnie nie lubił być przez nie przytulanym. ...co mu zrobili...? Ciężko było go też wyciągnąć na spacery, odstraszał szczekaniem, ile sił w płuckach. Potem, z czasem, zaczął rozumieć, że u nas więcej pci pięknej niż tej drugiej, że większe szanse ma na wyjście właśnie z nimi. Odstraszając wszystkich sam sobie szkodził. Załapał, zaczął się zmieniać. Pomaluśku, powoluśku było coraz lepiej, chociaż do tej pory nie jest psem do miziania i przytulania, trzeba o tym pamiętać. Podrapać po pleckach - chętnie. Piłeczkę rzucić czasami, czy smyczkę zapiąć - psiekstra! Nawet pięknie uśmiechnąć się umie do lasek dwunożnych!
Tylko po prostu chłopak musi mieć więcej wolności i przestrzeni niż inni. Trzeba go po prostu zrozumieć... Został skrzywdzony i to nie jest na pewno jego wina...
W tym samym roku, co Luger, przyjechał do nas Tajfun. Za kilka dni będzie miał kolejną rocznicę...
To stare zdjęcie, sprzed jakichś dwóch lat. Przez ostatni czas było dość nieaktualne, Tajfun na nowo musiał wypracować chodzenie. Kiedyś był pełnym energii, kochającym życie i dwunożnych, słonecznym owczarkiem. Coś się zmieniło? Właściwie to nic... Wciąż ma ten sam błysk w oku, wciąż na widok zabawek łapki mu same chodzą... Tylko szans ma o wiele mniej niż kiedyś... Bo kiedyś był zdrowy i każdy wiedział, że nic mu nie dolega. Potem nagle oklapł zupełnie... Nasi zaczęli walczyć o jego sprawność, ale wiadomo, że największą pracę wykonał on sam. Miał i wciąż ma taką wolę życia, że aż sama ciągnęła jego zad do góry. Teraz każdy wie o tajfunowych problemach z chodzeniem. Znaczy już ich nie ma, ale były, a to znaczy, że może kiedyś znów być gorzej. Nie musi, ale może i tego się dwunożni boją... Chociaż nasi pomogą w leczeniu, chociaż by karmę dawali, chociaż by pomagali w rehabilitacji! Byle tylko Tajfun miał dom na zawsze...
Aaa teerazz.. Co robiliście siedem lat temu? Pamiętacie wakacje sprzed siedmiu lat? Albo co dostaliście pod choinkę? Czy ładne było wtedy lato? ...Ben już pewnie też nie pamięta. To właśnie on przyjechał w lipcu 2010 roku.
Kiedy zwierzaki przyjeżdżają do schroniska, mają czasami jakąś obrożę, czasami kawał łańcucha przy sobie. Taki dodatek. Ben przyjechał z czymś innym, co zostanie z nim już na zawsze - ze śrutem. Wieeeele lat temu ktoś z Bena zrobił sobie żywy cel. Pewnie psiak był przerażony, pewnie się miotał, pewnie nie miał się uciec, gdzie się ukryć, bo to nie jedna kulka... Ben do tej pory je czuje. Nie lubi dotyku na końcu plecków czy na udkach. Pewnie jeszcze na zmiany pogody go tam wierci. Kolejny pies, którego trzeba po prostu zrozumieć... To nie jego wina, że go boli, że nie wie, czy dwunożny będzie na tyle uważał, że go nie zaboli, więc na wszelki wypadek lepiej go tam nie macać. Po co chłopaka denerwować? Przecież tyle psa zostaje do miziania! Jak komuś bardziej zaufa, to jest już w porządalu, ale to musi potrwać... Zaufanie trwa, a on już tyle lat na nie czeka...
I teraz kolej na rekordzistę.
- eeeeeeee holaholaholahooooolaaaaaa, a ty??
- Aron, co ty, ja to wieesz...
- Co wiem!? Właśnie, że wiem, że ty też się wliczasz! Masz tu być w tym zestawieniu!
- Dajże spokój...
- Se sam że daj! Uciekaj mie stąd! Uciekaj! Ja będę pisać!
- Nigdzie nie iiiiiiiiii................
- Wziuuuuuu, se poczekaj na tym krześle tu, o, w kąciku, a ja napiszę.
Bo Ares MUSI być tutaj. Przecież wiecie, ile on tu siedzi? Wiecie, ile czeka? Wiecie, kiedy przyjechał? Miesiąc przed Benem. Przez tyle lat tak wiele przeżyliście! Wycieczki, zakupy, miłoście, tyle przejechanych kilometrów, przejdzio... przejścio.... przejdzionych kilometrów! Tyle rzeczy robiliście! Ares czekał...
No dobra, na początku nie był zbyt do adopcji. Ktoś go zepsuł i zanim nasi go naprawili i zanim sam się przekonał, że warto się naprawić, to minęło trochę, jednak od kilku lat jest już w dechę psem i naprawdę w porządalu psiumplem! Wam piszę, że jakbym był dwunożnym, to bym z miejsca go adoptował! Cóż, na razie sam jestem bezdomny... W każdym razie daję sobie ogon obciąć, że nie można Aresa nie polubić. Wiem coś o tym, mieszkamy razem od jakiegoś czasu. Nic z tych rzeczy, co myślicie! Jesteśmy tylko współpsiolokatorami! No może jedną wadę ma. Maluśką. Nie lubi jak się go za obrożę łapie, widocznie siedzi w nim jakieś straszne wspomnienie... Może to była jedna z metod tego szkolenia, którym go zepsuli kiedyś... Bo szkolony to on był i jeszcze to nawet pamięta! Jest owczarkiem, a to zobowiązuje... Co do tej obroży - powiem Wam słowo klucz - zaufanie. Działa cuda.
A tera Tajson...
- Doooobradobradobra! Teraz ja, wystarczy tego, dziękuję panu, sio!
- Tak mi dobrze szło...
- Jak kiedyś zachoruję albo he-he, pójdę do domu, to będziesz mógł pisać! A teraz uciekaj...
Taaak, teraz Tajson. Dziesięć lat temu mogliście być dziećmi. mogliście przeżywać pierwsze zakochania, a teraz Wasze latorośle mogą rozpoczynać naukę w szkole... Dziesięć lat temu... Ech, dziesięć lat temu to ja miałem raptem rok, przede mną było całe życie a teraz już 6,5 roku siedzę w schronisku...
Za kilka miesięcy będzie zbliżała się dziesiąta rocznica Tajsonowego mieszkania w schronisku. Mieszka tu najdłużej ze wszystkich.
Różne rzeczy się o nim mówiło - że najgroźniejszy w schronisku (już oddał ten tytuł), że to pies nie dla każdego (prawda!), że jedynie nieliczni mogliby się z nim zaprzyjaźnić (i prawda, i nie). Dłuuuga droga za nim. Dłuuuga nauka cierpliwości, długa nauka naszych, żeby wiedzieli, jak się z nim obchodzić, długa nauka, że świat jest fajny. Lata mijają, a po nim zupełnie tego nie widać! Wciąż pysk czarny, wciąż mięśnie pięknie zarysowane pod gładką sierścią... Wciąż nie ma pytań o niego... Można by nawet mówić, że ma 6 lat! Tylko taki problem, że od listopada 2007 mieszka u nas. Ma największy kojec, ma swoje szeleczki, kaganiec, ma swoich wolontariuszy... Nie ma swojego miejsca z dala od schroniska... Nasi obiecali pomóc w budowie kojca dla niego, obiecali pomoc behawiorysty, z pewnością znani Tajsonowi wolontariusze też pomogą w zapoznaniu! Najważniejsze, żeby znalazł się ktoś gotowy Tajsona zrozumieć, zaakceptować jego potrzeby, przejść całą, długą procedurę związaną z jego adopcją, bo to nie będzie tak hop-siup. Można jednak zyskać superaśnego, lojalnego, prawdziwego przyjaciela, który na każdym kroku będzie pokazywał swoje oddanie.
Te zwierzaki mieszkają z nami (znaczy ja też...) najdłużej... Jest jeszcze cała armia przybyłych w 2013 roku, to też dawno... Wiem, że się mówi, że te dawno siedzące już się nie nadają do adopcji... Się zapytowywuję - BO CO??
.... Sara czekała na dom 7 lat...
...Roksi przynajmniej 6...
...Spajdi 7 lat wypatrywała swoich ludzi...
...Dina też 7 lat nieśmiało zerkała w stronę dwunożnych...
...Sonia 10 lat czekała na najwspanialszych ludzi...
Już jej nie ma na tym świecie, już powędrowała do góry, ale miała szansę pomieszkać U SIEBIE.
Roksi wciąż pięknie się uśmiecha i wreszcie ma codziennie kompana do zabaw. Dina otworzyła się i potrafi się uśmiechać całą szerokością ogona kręcąc zgrabną wciąż pupą. Spajdi zyskała dwunożną i czworonożną psio-kocią rodzinę, z którą jest jej ciepło i na zewnątrz i od środka. Sara może przemierzać leśne ścieżki w towarzystwie swoich ludzi, psiumpla i.... kota, a potem wylegiwać się w spokoju i ciszy (jak banda sierściuchów pójdzie spać).
One bardzo chcą zrozumieć, co to jest beztroska, cisza, spokój, rodzina, dom, ciepło... Coraz więcej stażu, coraz mniej czasu na znalezienie domu, na zapomnienie całej przeszłości, na zastąpienie jej tymi najpiękniejszymi wspomnieniami...
Daj im chociaż szansę, poznaj je, pokaż, że chcesz i że Ci zależy. Docenią Twoje starania, pozwolą Ci z czasem wejść do ich świata, z czasem zaufają, tylko je przekonaj, że można Ci wierzyć.
...zbyt wiele zwierzaków nie dostaje szansy... zbyt wiele odchodzi nie mając innych wspomnień...
Możesz to zmienić...
Bardzo cieszymy się że wy też pomagacie zwierzątkom i pozdrawiamy
OdpowiedzUsuń