Oczami Bezdomnego Psa

niedziela, 30 sierpnia 2015

Zwierzaki nie wypominają siwizny... Bierz przykład! + APEL

Każdemu siwy włos może się pojawić. Mi sie nie pojawi, bo biały pychol mam, tak mnie sprytnie natura urządziła. Mogę udawać, że młodszy jestem niż faktycznie w karcie jest napisane, ha! Jak mi w zęby zajrzą, to się nic nie ukryje, więc na wszelki wypadek pokazuję, że tego nie lubię i mam spokój...

Dwunożnym siwizna zwykle się pojawia prędzej czy później, niektórzy starają się to ukryć i paciają sobie na włosy różne specyfiki. Czterołapom nikt tego jednak nie zakrywa, nie da się, trudno, prędzej czy później ich wiek wyłazi na wierzch w okolicach nosa... Czasami nawet zbyt wcześnie!

Grozikus ma lat 6 (załóżmy!), a mordka już mu posiwiała.


Jak na pana w średnim wieku przystało - jest spokojnym psem. Jakiś czas siedział z Azerą, ale potem przestał za nią nadążać, więc lepiej było dla niego, żeby się przeniósł w spokojniejsze miejsce, bo by mu w końcu coś wysiadło przez te gonitwy za psiolaską! Grozikus grzeczny jest i przytulaśny, wpatrzony byłby w swojego człowieka jak w obrazek! Gdyby tylko ktoś zechciał go przygarnąć i dać miejsce w swoim domu, podarował głaski codziennie i spacerki regularne. A taki to niepozorny psiak, średni, czarny, podpalany, jakich wiele... Tylko że każdy jest jedyny w swoim rodzaju, taki też jest Grozikus! Przywiązał się już do naszej Tabletkowej, ona najcześciej bywa u niego, bo akurat taką ma miejscówkę. Oj oczami za nią woodzii, tak ją KOCHA... Od razu widać, że jak ktoś będzie chciał dać mu dom i poświęci mu kilka spacerów, to i w niego się Grozikus wpatrzy i to na psiAmen! Czeka chłopak...

Bobik długo u nas czekał na dom tymczasowy, bo była niejasna jego sytuacja, ale już się rozjaśniła i wiadomo, że nie musi czekać na tymczas, może już iść na stałe do domu! Gdyby był...


Prawda, że atystycznie? Miał Bobik romantyczną sesję na łące, wśród kwiatów, tak wiecie - zdjęcia co to psiolaskom można rozdawać, żeby miały do czego wzdychać. Do Bobika można, jak najbardziej! Pies to bardzo pocieszny i radosny, wręcz gdyby nie siwy pysk, to można by mówić, że wcale nie jest w średnim wieku, ale wręcz w całkiem młodym! Niestety te siwe kłaczory musiały mu się pojawić na łebku i trzeba by je pastą jakąś przesmarować... Idealny jest Bobik dla każdej rodziny, takiej z małymi dwunożnymi też, bo psiak cierpliwy jest i grzeczny, i zachować się umie. Przytulić też się lubi i korzysta z każdej okazji, żeby nawet na bezczela się przykleić do kolan czy jakkolwiek. Teraz mieszka z dwoma psiolaskami, bardzo ładnie i po dżentelmeńsku się z nimi dogaduje! I z czesaniem nie ma problemu, właściwie z Bobikiem WCALE problemów nie ma! Taki ideał! Ech, już rok i pół czeka psiak na swoich ludzi...

Jeszcze jest Marco, co ma pysk siwy i jedno ucho oklapłe.


Mały jest. Ma małe łapki, małe uszka i mały ogonek. Lat ma tylko niemało i włosów białych na faflach. Marco to już całkiem z tych, co tylko na spacerek, a potem do domu na posłanko i drzemanko iii spoookóóój święęętyyy.... Marco by wiele dał za to! U nas zwykle cały dzień jest głośno, nie ma też rąk, które kilka razy dziennie by głaskały, czasu na to nie ma... Przychodzą Wolontariusze, zabierają do lasu, robią co mogą, żeby dać wtedy tę namiastkę normalności, ale powrót jest jednak do kojca, nie do domu. Szkoda... Marco zresztą jest takim typem psiego seniora, co ceni sobie też własne towarzystwo, nie zabiega o względy ludzi, może też przez to mniej go widać? Owszem, jak człowiek chce, to bardzo proszę, ucho może nadstawić, ale sam o to nie zabiega. Może nie wierzy, że może to robić...? Coś mi się wydaje, że jakby trafił na swojego człowieka, to po jakimś czasie jednak ogonek zacząłby mu merdać i łepek też by zaczął szukać ręki, pod którą mógłby się wcisnąć... Może po prostu nigdy tego nie dostawał od ludzi i nie jest przyzwyczajony...

I teraz APEL... Bardzo ważny apel. Na końcu jest, żeby Wam został w pamięci...

Zobaczcie na jeszcze dwa siwopyszczki... To jest Smugi:


A to jest Tajfun...


I może Smugi nie ma wielu siwych kłaczków, może u Tajfuna mało je widać... ale muszę o nich napisać, bo z nimi jest kiepsko... Tylne łapki zrobiły się leniwe jeszcze bardziej niż przedtem... Nasi załatwili im takie zajęcia ruchowo-masażowe, to się nazywa reba... rehubi... r e h a b i l i t a c j a. Jeżdżą staruszki, starają się bardzo! Tylko gdyby to zależało od nich, to by biegały i hasały... a tu oczy widzą las, piłeczki, i przednie łapy by biegły! Tylko tylne myślą zupełnie co innego i buntują się... Niedobrze!

Kto będzie chciał przygarnąć Smugiego i Tajfuna, musi mieszkać w mieszkanku bez schodów. Chyba, że będzie go nosił, albo będzie ta puszka, co jeździ góra-dół, winda się to chyba nazywa. Nasi za to obiecują, że pokryją wszelkie koszty leczenia! I wyprawkę obiecali pomóc kupić! I w ogóle! ...chcą tylko, żeby znalazł się ktoś, kto pokocha Smugiego albo Tajfuna i bez względu na zdrowie staruszków - podaruje miejsce w swoim domu, wypełni swoje serce kuśtykającym czworonogiem i sprawi, że psisko poczuje motylki w sercu na widok SWOJEGO człowieka...

A gdyby kto chciał, gdyby ktoś znalazł miejsce, gdyby kto mógł... to niech przemyśli to jeszcze pięć razy i niech potem prędko dzwoni do naszych! Trzeba wystukać w telefonie numerki: 784 90 88 90, najlepiej jak na zegarku będzie nie wcześniej niż godzina 10 i nie później niż 18. I ten numer można użyć zawsze, kiedy kto chce adoptować zwierza z naszego schroniska!

Wszystkie czworonogi czekają na dobre wieści... Ich nie obchodzi, ile się ma lat, jakie kolory się ma na głowie, jaką skórę kto ma, czy ubrany jest w czarne przylegające, czy w kolorowe luźne, to naprawdę nie jest ważne! Najważniejsze, żeby serce miał pokryte sierścią, wtedy wszystko się poukłada... Tylko gdyby więcej ludzi chciało brać przykład i nie patrzyło na siwiznę, nie zaglądali w zęby, nie doszukiwali się wieku...

środa, 26 sierpnia 2015

W skarpetkach bose ślady zostawiają

Zwierza są czasami śmiesznie umalowane przez naturę, czasami się łata machnie na grzbiet, czasami ucho podmaluje, oko podkreśli... Niektóre sierściaki mają krawaty, a inne... skarpetki! Zwierz taki wygląda porządnie i schludnie, tylko czasami w pogodę chlapiastą trzeba przeprać... ale dla wyglądu trzeba czasami pocierpieć!

Takie skarpetki nosi Bolek. Słyszałem, jak psiolaski za nim tęsknie patrzą i mówią o nim "Bolesław Przystojny"... Wzdychają przy tym, jakby było za czym, phi!


Bolek przyjechał do nas z miasta Ciuchci i Pary. Jak na młodego psiaka przystało - jest w nim pełno energii i radości, aaale też co ciekawe, i co jeszcze mu PODOBNO uroku dodaje (znów te wzdechy na wiatach...), był nieśmiały dość i niedawno nauczył się  na smyczy dreptać. Taki młodzian powinien już od nas wyjechać daaaaawnooo temu, ale najwidoczniej czeka na kogoś wyjątkowego, skoro wciąż mieszka "na wiacie". A przecież nauczy się wszystkiego błyskawicznie, pojmie wszystkie zasady w mig, będzie super-psiektra domownikiem! Jak da mu się szansę, a bez dwunożnego to się nie uda...

Zgrabne skarpetki ma też Demon. Demon, co nie od parady imię ma...


Demon jest czarny, Demonowi lepiej się na oczy nie pokazywać...Ja nie próbowałem, ale psy, które przechodziły obok to mówią, że w kojcu siedziała bestia z wielkimi zębiskami i pluła śliną... Dwunożni nie mają się czego bać, chyba, że mają włosy za które można złapać hyhyhyhy! Skąd mu się wzięła ta miłość do kudełków - nie wiem i się nie dowiem, bo nie mam zamiaru ani połową stopy stawać przed mieszkankiem Demona. Może zazdrości, bo sam ma takie króciuśkie, a marzy o falującej grzywie... Byliśmy przekonani, że gdzieś się zgubił komuś, bo psisko jest dobrze zadbane i sierść mu się świeci jak psu nos podczas polowania! No i skarpetki miał całkiem białe - wyprane. Musiał być czyjś i ktoś musiał o niego dbać... Strach myśleć, że ktoś by miał go specjalnie zgubić, na pewno nie... na pewno...

Niektóre psy zakładają sobie dwukolorowe skarpetki! Jak Alfik:


Nie dość, że dwukolorowe, to jeszcze długie! Sam Alfik duży nie jest, taki jest nakolannikowy. Znaczy zmieści się, ale nie musi wcale na nie wchodzić, zależy jakie zasady będą w domu.  Mały, pocieszny i paszcza sama się śmieje, jak się na niego patrzy, bo dół ma gładki, górę kudłatą, ogon niby czarny, ale na końcu biała miotełka, a jakby tego było mało, potrafi zmienić się w zająca, o:


Widzisz, Człowieku? Jak Alfik się do domu wprowadzi, to smutki pójdą precz! On umie się przymilić i przypodobać, i poprosić po głaski. Umie też się odwdzięczyć i po psiemu powiedzieć "dziękuję". Komu psiozająca?

Nie tylko psy w skarpetkach biegają. Sierściuchy też! Nie wiem, czy w tym łatwo się wspinać, ale na pewno ciszej można się skradać... U nas skarpetki ma na przykład sierściuch Pechu:


Dam sobie obciąć dwa pazury, jeśli Pechu nie był kiedyś kocurem domowym! Żaden wolno szwędający się sierściuch nie będzie tak miziasty, lśniący, bieluśki z rózowym niuchaczem! Żaden! Ale w sumie co ja tam wiem o kotach... W każdym razie - Pechu właśnie jest taki, że najlepiej to prosto do domu go brać i co wieczór miziać trzymając na kolanach a co rano budzić się od dopominania się o śniadanie! I taki sierściuch to na pewno sam dba o skarpetki, a trzeba przyznać, że Pechu ma bialutkie, wyszorowane po każdym stąpnięciu. Taki to kocur!

Skarpetkowcy polecają się do adopcji! I obiecują Waszych sparpetek nie zabierać - wszak mają własne hohoho!

Dobranoc mi, a Dzień Dobry Wam, Czytaciele!
Tyś.

niedziela, 23 sierpnia 2015

Krótkie łapeczki mam i na nich biegam!

Tysiak dzisiaj padł ze zmęczenia i chrapie tak, że nie trzeba nawet wchodzić do kuchni, żeby usłyszeć, więęęc dzisiaj jest MÓJ DZIEŃ! uuuaahahahaa....

Wykorzystam okazję do promocji krótkich łapek. Nie zaprzeczajmy - krótkie girki są przeurocze! A jeszcze jak noszą dłuuugi brzuszek, to jest uroku dwa razy więcej! Tylko trzeba pilnować, żeby w tym brzuszku za dużo nie lądowało żarełka, bo potem krótkie łapeczki mają więcej do dźwigania... Nie mówiąc już o pleckach! Na końcu pokażę, co robić, kiedy nie ma nic do roboty i jest czas na prostowanie grzbietu.

Jest u nas trochę tych krótkołapych, zaczniemy od tych, co jeszcze muszą dźwigać na plecach łatki i kropki.

Vika i Wera z jednego pochodzą domu... Prawdopodobnie. I prawdopodobne też jest bardzo, że te same ręce przerzuciły jedną i drugą przez schroniskowy płot. A niech im uschną jak ta trawa na wybiegu podlewana jedynie przez czworonogi!



Ta bardziej sierściasta to Vera.



Coś mnie się zdaje, że pod kudełkami ma jednak czarne kropeczki...

Mniej sierściasta jest Wika:



Nakrapiane psiolaski trzymają się razem. Razem przez płot, razem u nas. Byłoby najidealniej gdyby jeszcze znalazły wspólny, jeden dom... Na pewno swoim człowiekiem też by się podzieliły po równo, bez zazdrości! Są całkiem przyjazne i nie warkolą na znanych sobie i nieznanych, tylko jakoś próbują ogarnąć sytuację, w której się znalazły... Dobrze, że razem, to je jakoś trzyma. Może też razem wyruszą w świat, do Dobrych Ludzi...? Oby!

Jeśli jeszcze kogoś nie zachęciło to, co napisałam, to bardzo proszę, tutaj film:



Troszkę dłuższe łapki, ale też bez szału ma Cezar.



Może nie wyszedł tam zbyt ładnie,ale to zdjęcie zrobione krótko po przyjeździe, wtedy prawie żaden pies szczęśliwy nie jest... Tutaj jest drugie, poza piękna:



Cezar jest psiekstra! Szarmancki taki, uprzejmy, uśmiechnięty ciągle i zawsze jakieś dobre słowo powie na powitanie - taki z niego DOBRY pies. Wychodzi też na marsze, gdzie bardzo ładnie i z gracją żebra o smaczki, ale to tylko dodaje mu uroku... Mieszka w schronisku już rok, zupełnie niepojęte! Może znów winą jest ta mordka siwa, ale noo beeez przeeesaaadyyy... Psy nie wypominają każdego siwego włosa swoim właścicielom, prawda...? Zatem piękny, przebojowy, potrafiący się zachować na mieście Cezar czeka na tego jedynego w swoim rodzaju, SWOJEGO człowieka!

Nie można tutaj też nie wspomnieć o Misiaku, co jedno ucho ma leniwe!



Może tutaj nie widać, że Misiak jest długi, a zaraz by pewnie ktoś mi zarzucił, że eeeee, ale liiipaaa, miały być długie, krótkołape, a Neska partaczy posta, ale jestem na to przygotowana! Oto dowód, że Misiak jest przedstawicielem jednocześnie łapki, którą ciężko zaklaskać i grzbietu, na którym spokojnie samolot rozpędzi się do startu, proszę bardzo:



To zdjęcie z marszu wiosennego. I co?? I miałam rację! W dodatku znów dowód - Misiak jest grzecznym psem i jak wytrzymuje wariatkę Zandi, koleżankę z kojca, to jeszcze znaczy, że cierpliwy jest! Może nie jest z tych, co od razu się rzucają na dwunożnych z miłością, ale spokojnie - jak ktoś zasłuży to na pewno Misiak merdnie ogonem nie raz! Zwłaszcza, że nie jest z tych, co się krępują, tylko jak ktoś mu smaczkiem przed oczami macha, to ten od razu paszczę otwiera! Nie ma też oporów przed wywaleniem brzucha do drapania, jak ma dobry dzień. Taki to Misiak, nie wiedzieć czemu - niewidzialny...

Pisząc o takich, co stanęli w kolejce po długość, ale po wysokość już nie, nie mogę zapomnieć ooo... SOBIE!



Przez skromność nie wspomnę, że jestem jedną z bardziej uroczych psiolasek na terenie schroniska, że moje łapeczki wywołują same ochy i achy, a moje ćwiczenia na proste plecy powodują omdlenia z zachwytu!

Jak już wspomniałam o ćwiczeniach... Wspominałam na początku opowieści też, więc żeby nie było, że sobie wyszczekuję byle co... Plecki się rozprostowuje tak, że najpierw trzeba się położyć normalnie, potem boczkiem, boczkiem, łapeczki trzeba wyciągnąć na boki, potem jeszcze trochę i potem wierzgnąć! I HYC, jest się na pleckach! Jak się ma odpowiednio szerokie plecki, to wtedy nie trzeba używać żadnych mięśni, bo SIĘ SAMO ciałko trzyma. Zachwyty gwarantowane!



 Ufff, udało mi się całkiem samodzielnie napisać wszystko, wcale nie musiał Tysiak stać nade mną! A teraz szukajcie w domach długiego, za to niezbyt szerokiego miejsca na posłanko, a ja lecę wyprostować plecki!
..........................
Kto czytał poprzedni post? Delfin opowiadał o punkcie. Iiii Delfin wczoraj pojechał do domu! HA! 

środa, 19 sierpnia 2015

Punkty są złe?? Właśnie, że nie! Część II - Delfin

Dzisiaj druga część krótkiego cyklu o punktach tymczasowych. Pierwsza część była o punkcie w Kolsku. O, TUTAJ można poczytać. Dzisiaj będzie o punkcie z całkiem innej strony, bo jakby spojrzeć na mapę, ten pierwszy jest po prawej, a drugi po lewej. A chodzi o Krosno Odrzańskie! Właściwie to obok, ale o tym za chwilę...

Z tego punktu przyjechało do nas kilka psów, ale jedna nieśmiała, o drugim już było na blogu kilka razy, więc po szczegóły przejdę się do Delfina.


Delfin jest super kumplem, dwunożni bardzo go chwalą za przyjacielskość i wrażliwość, i to, że ogólnie jest takim psem dla każdego. Nie miał szczęścia w punkcie, u nas też jeszcze się do niego nie uśmiechnęło, a już rok czeka... Szkoda, bo jakby ktoś szukał psa do tańca, spacerowańca, miziańca, to Delfin jest jednym z pierwszych na liście! 

Podreptam jednak do samego zainteresowanego, bo czas leci, a do końca daleko!

- Dzień Dobry, Delfinie!

- Cześć! Siema! Albo sie nie ma, hyhyhyhy! Racja, jestem do miziańca i do tańca! O, mam zdjęcie z czasów punktowych, jestem tutaj z jedną naszych, która jednocześnie jest tamtejsza i tutejsza:


Dość o mnie! Wiadomo, że jestem piękny, uroczy, kocham ludzi, umiem się zachować na mieście iiiii skromny! SKROOOMNYYY przede wszystkim! To moja największa zaleta!

- Delfin... Nie chciałbym być niemiły, czy coś... ale wiesz... Punkt...

- AAAaaaaa taaaak, punkt!

Przyjechałem tutaj, do schroniska z tymczasoweeego puuunktu przeetrzymywaania psów... Czy jakoś tak, bo to skomplikowana nazwa. Akurat ten "mój" znajduje się w Krośnie Odrzańskim. Właściwie nie w Krośnie samym w sobie, ale na obrzeżach. Może nie całkiem na obrzeżach, ale blisko... Można powiedzieć - POD Krosnem - w Osiecznicy. Ale należy do Krosna! Miastowe to jest! Nic nie mam do wiosek, tam żyć można nieklawo, ale też klawo całkiem, z ogrodem...

- Delfin! Bo nie skończymy dzisiaj! Matko, suczko, ale sobie wybrałem gadułę...

- Ychm... Nie to nie, do Morisa idź! O, wiem! Do Foxy! Ona na pewno ci dużo powie... Nie zdążysz nosa wsadzić do kojca, już do budy wejdzie... Ooo Matko Suczko, nie patrz się tak krzywo... Dobra, już mówię.

Punkt nasz tymczasowy to wieeeelki budynek, w środku są kojce z budami, miseczkami, zabawkami i tak dalej, i z każdego boksu jest osobny mały wybieg na zewnątrz. Czadersko, ci mówię! Prócz tego na około jakiś czas temu zagrodzili, więc jak przychodzą nasi, to mogą psy wypuścić na większy wybieg i mogą sobie ganiać, hasać i się wydurniać do woli! Znaczy do czasu aż nasi nie muszą wracać do domu... Ale wiadomo, że wrócą. Zawsze wracają, nie zostawiliby psów...

Zabierają psiury też na spacery, czy jest ciepło...



...czy mróz i śnieg po paszki!



Muszę przyznać, że nasi z tego Krosna to są niesamowici! Wiecie, ile razy ich wypraszali drzwiami, a oni wchodzili oknem?? Zabijali okna, to oni robili podkop! Oczywiście wszystko w przenośni, bo budynku punktu nikt nie niszczył, ale bywało, że nasi nie byli do końca mile widziani tam... Oni jednak ciągle, uparcie wracali, walczyli o psy, o to, żeby miały możliwość spacerów, kontaktu większego z ludźmi i o wiele innych rzeczy też walczyli... Aż ktoś tam zobaczył gdzieś, że z nimi to jednak żartów nie ma i niech będzie - niech działają, skoro chcą tak bardzo.

Oj, a nasi chcieli... i chcą! 

Ta jedna z naszych, co jest zarówno tamtejsza i tutejsza przychodzi do mnie czasami, ma do mnie słabość, co tu dużo pisać... Opowiada mi, co tam nowego w puncie się dzieje i kto nowy tam mieszka.

Teraz to tam się średnia wieku podniosła...

Jest Muniek. Staaruuszeek... 



Zębów już prawie nie ma, ale radzi sobie jak może z jedzeniem, nikt mu codziennie nie gotuje, nie ma jak... Wolontariuszki podrzucą miękkie jedzonko, ale zwykle musi jeść co jest... Wyobrażam go sobie na kolanach u jakiejś starszej pani czy pana, pasowałby! Nie musi nawet na kolana, przy nogach może też posiedzieć!

Razem z nim w kojcu mieszka druga seniorka - Kruszynka.



Piętnaście wiosen już przeżyła! Malutka jest, nasi się boją z nią na duży wiatr wychodzić, bo jeszcze ją zwieje... Dobrze, że na smyczy jest, to najwyżej by fruwała jak latawiec, tylko uszka by powiewały! Najfajniej by było, gdyby razem z Mańkiem znalazła wspólny, spokojny dom... Kto przygarnie takie dwa siwe pycholki??

Siwuszkiem jest też Majeczka. 



Majeczka do najmłodszych już też nie należy, ale dzielnie i całkiem sprawnie się trzyma! Ona też w sam raz do spokojnego domu, gdzie jest czas na mizianie czworonoga, a na spacerach się nie szaleje. Pies ideał dla ludzi, którzy nie mają albo siły albo chęci na bieganie z czworonogiem, którym robi się lepiej, kiedy zobaczą ufne, psie oczy, kiedy mogą pomiziać miękką sierść oddanego czworonoga...

Bardziej spacerujący jest Misiek!



Mówią o nim w punkcie - psi hipis. Uwielbia włóczęgę, uprawiał ją zresztą z powodzeniem zanim trafił do punktu. Na pewno uwielbiałby podróże, spacery, wędrówki dalekie i bliskie! Ciekawy świata i uuwieeelbia obczajać psiolaski! Byłby idealnym kumplem dla każdego, kto chciałby mieć towarzysza na dobre i złe. Misiek pójdzie za swoim człowiekiem na koniec świata! 

Jest też pseudosiwulec - Kazik.



Pseudo, bo jest siwy, ale wcale nie jest stary! On, jak Misiek, był takim powsinogą pewnie, bo ani smyczy nie znał, ani spacerów. Wcale nie wiedział, po co ma z dwunożnymi chodzić łapa w łapę... Połapał się jednak, psy mu poszczekały trochę, wyjaśniły i teraz już jest o niebo lepiej! Przyzwyczaiłby się do dobrego szyyybko. Tylko jakiś kąt w domu kogoś dobrego jest mu potrzebny...

Ostatnim już psiakiem w punkcie jest Chester! Czytaj Czester...



Ooooch, on to już nic wspólnego z seniorami nie ma! Mniej więcej rok po świecie chodzi. Co ja plotę, chodzi... BIEGA! Przez świat z Chesterem tylko galopem! Idealny do dżogingów, aportowania, zabaw. Bawi się też z innymi psami! Idealny dla aktywnych ludzi, którym brakuje czworonożnego kompana!

Z ciekawostek... W Krośnie punkt odwiedza ze swoją pańcią pies, psiolaska znaczy. Pańcia wolontariuje, a przy okazji psiolaska się przebiegnie z kumplami i się pobawią. Najzabawniejsze jest jednak to, że jest jedynym czworonogiem, którego ciąąągnie do punktu! Po spacerach psy pozamykane, drzwi do budynku pozamykane, a psiolaska ani myśli do domu jechać! Punkt jej pachnie ŻAREŁKIEM, ona zostaje! HA! 

Tutaj można ją popodziwiać, w całej swej okrągłości...


(To ta biała w łatki, brązowy jest kumpel Chester...)

- Uff, to by było na tyle, Tysiu...

- Dziękuję w imieniu swoim i Czytacieli za rozwianie wątpliwości i kolejny dowód na to, że jeśli ludzie są cierpliwi, uparci i zdere... zteder.... z d e t e r m i n o w a n i (no!), to w punkcie tymczasowym też psiaki mogą mieć dużo radości czekając na dom!

KONIEC CZĘŚCI DRUGIEJ, NIEOSTATNIEJ...


niedziela, 16 sierpnia 2015

Rób co chcesz, ale ja tu zostaję, gdzie mokro i chłodno!

Nie wiem, jak to możliwe, ale zdaje się, że ktoś się oparł o pokrętło z temperaturą... To, co ostatnio się dzieje to jest jakieś nieporozumienie! Łapki się przyklejają do chodnika, oddychać nie ma czym, powietrze jest tak gęste, że pewnie by mnie utrzymało nad ziemią, jakbym wszystkie kończyny oderwał! Nasi pomagają, jak mogą, polewają kojce wodą, biegają z konewkami, żeby miski napełniać, a Wolontariusze ufundowali nawet basen! Wszystko dla czterołapów... Teraz starają się skombinować skądś wiatraki, ale nigdzie w sklepach już nie ma, więc jakby ktoś z Was, Drodzy Czytaciele miał jakiś działający wiatrak do pożyczenia chociaż... To BAAAARDZO prosimy...

Próbujemy sobie jakoś radzić, część psów nawet zaoferowała się wachlować uszami, Dżekuś już zaczął ćwiczyć, o:


...ale jednak nie jest to wyatrczające, może dlatego, że Dżekuś ma za małe uszka...

Trzeba jednak docenić starania i podkreślić, że ten pełen empatii psiak jest do adopcji! Malutki, pocieszny, na kolana się zmieści, chociaż się na nie nie pcha, wystarczy mu umiarkowana ilość głasków, byle potem pojechać do domu, a nie wrócić do kojca....

Chwaaała też Matce Naturze za to, że wykombinowała obok schroniska strumyk! To najczęściej odwiedzane miejsce podczas spacerów. Szkoda, że jest na ostatniej prostej, a nie gdzieś w środku, ale dobre i to! Masa zwierzów się moczy tam od poduszek po grzbiet i czasami ani myślą stamtąd wychodzić!

Zastrajkowała w strumieniu na przykład Pyra. Pyra jest pięęęęęęknąąą owczarką (WZDECH....)...

 
Niczego jej nie brakuje! Prócz domu i pewności siebie... Od jakiegoś czasu się błąkała po odległym mieście, aż się ktoś zlitował i zadzwonił gdzie trzeba, żeby jednak ją wyłapać. Gorąc taki, spać nie ma gdzie, z wodą czasem krucho... Przyjechała więc psiolaska do nas i dostała imię Pyra. Nieśmiałe z niej dziewczę, ale dzielnie z tym walczy z pomocą Wolontariuszy. Na spacery wychodzi, a to już jest dużo!

Chodzi też nad strumyk, gdzie pokazuje wyraźnie, gdzie ma dwunożnego i jak bardzo ani myśli iść dalej...


Na pewno z dnia na dzień będzie z nią coraz lepiej, na pewno zacznie się przekonywać, że nikt jej nie chce tutaj skrzywdzić i zacznie merdać ogonem. Przecież od tego są ogony! Wiadomo, że najlepiej by było, jakby ktoś zechciał ją adoptować i przychodził do niej często, i powoli przecierał szlak do jej serca, żeby w końcu zaufała i pokochała...


Nie tylko w strumyku można łapki moczyć! Patrzcie na Sabcię!


Micha też dobra, a jaka uniwersalna! Można się napić, można się schłodzić, ful-wypas! Co do Sabci... Szczęścia ona nie ma. Raz adoptowana była, ale pierwszego dnia wydostała się przez ogrodzenie i poooszłaaa w dal siną. Znalazła się szybko, ale pańcia stwierdziła, że tak niewdzięcznego psa to ona nie chce! No wiecie... pfff.... Nie można było zadaszyć kojca, nie można było z Sabcią spędzać więcej czasu. BO NIE. Sabcia wróciła... A to taaakaa pięęękna psiolaska...


Ten włos, ach! Mięciuchny taki musi być... I sama Sabcia jest super! Przyjazna i chodzi na marsze, więc zachować się umie i wstydu by nie było na dzielni z taką. Tylko trzeba jej dać szansę i najwidoczniej zapewnić jakieś zajęcia, bo mimo kilku lat na karku, ma sporo energii, a przecież dwunożni to lubią podobno. Poleca się Sabcia, z nią nie można się nudzić!

Iiii czytaaaajcieee - HIT! Pisałem o basenie? Pisałem na górze gdzieś. To teraz pokazuję, UUUWAAAGAAAA, UUWAAAGAAA, patrzajcie!


I co?? PSIEKSTRA!!! I to wszystko dzięki wolontariuszom, którzy zbierali monetki to takiej specjalnej puszki w biurze! CZADERSKIE i tylko psiejskie! Nie żadne baseniki dla dzieci, nie żadne plastikowe piaskownice, ale najprawdziwszy basen PSI!!! Testowała jako pierwsza Karma. Nie próbuje nawet ukryć zachwytu! Teraz psiska mają raj na wybiegu - tylko palemek brakuje.

Z tego miejsca chciałem PSIODZIĘKOWAĆ PSIEBARDZO WOLONTARIUSZOM!!!! Jesteście najwspanialszymi Wolontariuszami, jacy chodzą po ziemi! Bez Was nie udałoby się tyle psów wyprowadzić na... psiekstra psy (nie wspominając o spacerach!), bez Was kotom byłoby nudno, bez Was nie byłoby tego wszystkiego dobrego, co jest!

Dziękujemy wszystkim, którzy pozwalają przetrwać nam te upały!


I na koniec jeszcze bardzo ważne apele na gorące dni:


Taaak, nam, zwierzakom też chce się pić. Biegamy, truchtamy, niektórzy latają i skaczą, od tego chce się pić, a w takie upały, to zwłaszcza! I tak jak dwunożni szukają cienia, ochłody i woodyy, tak zwierza szukają tego samego, a jak macie czterołapa na smyczy, to sam wody nie znajdzie... Także pamiętajcie o mniejszych kumplachi zabierajcie ze sobą wodę dla zwierza na dłuższe spacery! I zastanówcie się, że w taki upał warto na taki spacer długi iść... Potem się ledwo wraca...  Warto też wystawić miseczkę z wodą dla sierściuchów czy lataczy, znaczy ptaków!

I drugi apel, skopiowany ze strony Psich Sucharków:

Tak, my - psy, chłodzimy się przez paszczę. Nie przez łapy, tylko właśnie paszczowo. Musimy ziajać, czasem się nam język wydłuuuużaaa dziwacznie, czasem może to głośno robimy, ale to jedyna nasza taka "klimatyzacja". Jak się nam zamknie pysk kagańcem tak, że nie możemy swobodnie wywalić jęzora na wierzch, to możemy paść nawet... a tego byśmy nie chcieli...

Podsumowując - musisz zakładać kaganiec psu? Upewnij się, że jest luźny na tyle, żeby psisko mogło otworzyć swobodnie paszczę do wentylacji!

Dziękuję!

środa, 12 sierpnia 2015

Nasi nie tylko szukają domów. Sami je dają! Część I.

Tak, tak! Nasi stają na rzęsach (cholipcia, dobrze się wtedy ukrywają, bo ciągle tylko na nogach ich widzę...), żeby znaleźć dobre domy dla wszystkich zwierzów, jakie mieszkają u nas. Wszyscy też, bez wyjątku, zakochują się prędzej czy później w jakimś czworonogu, coraz częściej o nim myślą, coraz więcej z nim czasu spędzają... I albo zaciskają mocno kciuki i liczą, że znajdzie się jak najszybciej dom, aaaalbooo... szukają miejsca na posłanko na podłodze we własnym domu!

Takie swoje miejsce u jednej NASZEJ znalazł Tytus. Pisała o nim Bulba w zeszłym roku, krótko po tym, jak trafił do nas... O, TUTAJ możecie poczytać, ale tak czy siak przypomnę. Przed schroniskiem miejscówką Tytusa było pole. Mieszkaniem było... też pole. A nad głową coś miał? A pewnie! Niebo! Ta bardzo-pseudo-buda to kilka desek, ale i tak nawet nosem psisko tam nie sięgało...


Wypasiona miejscówka, wypasiony Tytus.......

 Tę karmę to nasi przynieśli. Właściciel karmił psa chlebem... Nic dziwnego, że żebra na wierzchu, skoro cały ten chleb pewnie był wklepywany w kości, Tytus jeszcze nie był wyrośnięty do końca, ledwie okres szczenięcy mu się skończył, teraz miał mężnieć... Na sucharach to kiepsko...

Tytus został odebrany. Nie dało się inaczej. W schronisku w ciągu kilku miesięcy zaokrąglił się i zmężniał, jak przystało na mieszankę owczarka. Tylko obróżkę trzeba było rozluźniać, ale się nasi cieszyli, że wreszcie wielkopies zaczyna przypominać mieszankę owczarka z prawdziwego zdarzenia!


...pewnego dnia wróciła do pracy ze zwierzami jedna z naszych. Przerwę miała, ale nie wytrzymała i wróciła. I bardzo dobrze! Przeszła się po wiatach, w jednym z kojców zobaczyła wielkopsa smutnego, leżącego na budzie, wpatrującego się w nią ogromnymi, brązowymi oczami... Z miejsca ją poderwało! Tytus MUSI zamieszkać akurat w JEJ domu i koniec! Jeszcze jak usłyszała jego historię, jak obejrzała zdjęcia... No nie mogło być inaczej, tak trzeba zakombinować, żeby więcej tytusowa łapa nie stanęła w schroniskowym kojcu!

Problem był jeden. Może nie całkiem problem, ale zagwozdka jednak... Z jednej strony tyciusia, z drugiej jednak całkiem poważna, ale od razu ta nasza wiedziała, że trzeba spróbować ją rozwiązać i inaczej być nie może - musi się udać! Tą zagwozdką była Luna. Malutka, włochata psiolaska, która już u tej naszej mieszkała.

Przed pierwszym wspólnym spacerem to serce dwunożnej mało nie wyskoczyło przez gardło! W Lunowo-Tytusowym randewu pomógł nasz behapsiorysta, dzięki temu wszystko wypadło superaśnie!

Marzenie naszej o zabraniu Tytusa do domu i marzenie Tytusa o dobrym domu zaczęło się ziszczać... Jeszcze tylko kilka spotkań, jeszcze tylko zakupienie posłanka, miseczek i większej szczoty do czesania...

...aż pewnego dnia...


Luna może została jedyną psiolaską w domu, ale na pewno nie jedynym pieseczkiem!



...na pewno też nie jest jedynym, MALUTKIM pieseczkiem...


Tytus idealnie mieści się na kolanach hyhyhyhy!

Ach, udało się! Ci nasi, którzy odbierali Tytusa z pola to się mało nie rozbeczeli jak się dowiedzieli, gdzie trafił... Wreszcie kochany, wreszcie ma dom, na jaki zasługuje każdy czterołap, nareszcie...

Tytus to nie jedyna taka NASZA historia. Do domu naszej dwunożnej pojechała też czterołapa Gosika! Tutaj to akurat było z góry przesądzone i Gosika duużo wcześniej wiedziała, że akurat do tego domu pojedzie prędzej czy później... Tylko gosikowa wybranka musiała jeszcze to pojąć...

Gosika przyjechała do nas umęczona, wycieńczona, chuda... Chociaż wagowo pewnie nie było źle, bo pod skórą miała ogromniastego guza... Co ją spotkało wcześniej? Nie dowiemy się... Ale najważniejsze, że trafiła w najlepsze możliwe ręce!


Gosice jakoś dobre zdrowie pisane nie było... Przeszła jeden zabieg usunięcia guza, przeszła kolejny... I kolejny... Za każdym razem lądowała na szpitaliku, gdzie akurat między innymi pracuje nasza dwunożna. Później Gosika wracała do kojca, wciąż witając nowego kompana... W tej kwestii też szczęścia nie miała. Jej koledzy szli do domów kolejno, a Gosika jak wychodziła na dłużej z kojca, to tylko po to, żeby znów wylądować u psioweta, na kolejnej operacji czy na badaniach, bo się jeszcze okazało, że cośtam w środku też nie chce działać jak trzeba...

Kiedy Gosika pomieszkiwała na szpitaliku, ta nasza dwunożna chodziła wokół niej (jak wokół innych chorasków!), wyprowadzała na spacery, doglądała... Pierwsza zakochała się ta nasza pechowa psiolaska... Kiedy po kolejnym zabiegu leżała zmarnowana, i kiedy otworzyła ślipka, to zobaczyła znów tę samą twarz, oczy pełne troski i uśmiech, specjalnie dla niej... To była JEJ twarz, Gosika już wiedziała... Wiedziała też, że to jest jej szansa, że teraz musi zrobić wszystko co może, żeby dwunożna zrozumiała, że jest im po drodze, że to jest im pisane!

Rozdawała buziaki, patrzyła się wymownie wielkimi, czarnymi ślepiami, mrygała to jednym okiem, to drugim... aaaż wreeeeszcie... DWUNOŻNA ZAŁAPAŁA! Zapaliła jej się w głowie żaróweczka, trybiki ruszyły, w sercu coś zakłuło, w brzuchu motylki zaczeły fruwać!

Potem ruszyła lawina! Trzeba było wszystko jakoś poukładać, przyzwyczaić psa do psa, psa do kota, kota do psa, tyle spraw! Łatwo nie było, ale CEL na wyciągnięcie ręki...


...ufffff, udało się! Udało się i lepiej być nie mogło! Gosice odczarował się domowy pech, znalazła bezpieczną przystań. Nie odczarował się pech guzowy... Wciąż jej wyrasta to, co nikomu wyrastać nie powinno... Przeszła kolejną operację... i kolejną...


...bywało niełatwo... i kroplówkowo-straszno!


...ale teraz Gosika wie, że przejdzie wszystko, że ma dla kogo... Jeszcze za krótko jest ze SWOJĄ Rodziną, żeby zaraz po przywitaniu się żegnać, to jeszcze nie czas...


Gosi(k)owe lowe!

Matko Suczko! Już taka godzina, a ja dopiero dwa czworonogi opisałem! Nie są jedyne, więcej naszych czworonogów znalazło domy u naszych dwunożnych, tylko nocka taka krótka, a i notka za długa nie może być... Ach jejku.... Trudno, będzie w odcinkach!

Zatem...

KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ!