Oczami Bezdomnego Psa

środa, 31 grudnia 2014

Do (p)siego roku! Żegnamy 2014 dobrymi wieściami!

Ostatni dzień dzisiaj. Ostatni tego roku. Dla nas, psów, czy kotów, to nic szczególnego. Nam liczą lata spędzone w schronisku, albo lata spędzone w domu, a niektóre zwierzaki obchodzą nawet coś takiego jak "urodziny"! Podobno niektórzy właściciele wiedzą dokładnie, kiedy się ich czworonóg urodził, ale czy w schronisku który-psio-lub-kocio-kolwiek wie, kiedy ma jakieś święto? Rocznicy trafienia do schroniska obchodzić nie będziemy...

Dwunożni jednak lubią pod koniec roku robić jakieś podsumowania, więc niech będzie! Ja też mogę napisać, żeee w 2014 roku z naszego schroniska do domów trafiło około 1000 (TYSIĄC) zwierzaków!

A jeśli chodzi o bloga...
- 24 posty napisał Tyson z Majką
- 72 posty napisałam JA (plus Hedziowe wtrącenia...)
- w suuuumieee.... Hedziu, dawaj paluchy, bo moich nie starcza... 96 postów!
- najczęściej czytanym wpisem był o pseudohodowlach. Krzyczeliście z nami, to bardzo cieszy! TUTAJ może przeczytać ten, kto nie czytał wtedy.
- najmniej przeczytanym był TEN TUTAJ, nie rozumiem czemu... Kto nie czytał, niech nadrabia!
- najwięcej odwiedzin bloga było w sierpniu - 5090!!!
- w sumie wszystkich wejść w 2014 było ponad 48500!!! ŁOHOHOHOHO!

Nie tylko takie cyferki chciałam dzisiaj pisać. Mam trzy historie. Może i nie były szczęśliwe jakiś czas. Już są!

Pierwsza historia dotyczy psiaka, przez którego strasznie mi się oczy spociły (ale wtedy na pewno strasznie mi w nie wiało!). Kto poznaje?


Tak, to Drzonek. Pisałam o nim. Tak strasznie zrezygnowany, smutny, z wielgachnymi oczyskami wpatrzonymi w człowieka... Był u nas od trzech tygodni.

...od trzech tygodni dzwonili państwo wypytując, czy nie trafił do nas jamnik z guzem na szyi. Hmmm, no trafił piesek z guzem, ale to nie jamnik. Mały, brązowy, ale jamnik to chyba nie... No to nie, to nie ten. Państwo jednak dzwonili i dzwonili... aż pewnego dnia zdecydowali się jednak przyjechać i osobiście popatrzeć, iiii..... okazało się, że Drzonek jest tym "jamnikiem" z guzem! Drzonek ma właścicieli, którzy go szukali! Cudownie! Oczy mi się wtedy spociły drugi raz, chociaż pod ławką mi nie wieje... Dziwne.

Druga historia jest łaciata i łaciatego psa dotyczy. O nim też już pisałam:


Łatek II. Miał właścicieli, ale nie byli w stanie się nim zajmować, więc psiurek trafił do nas, przeszedł operację, doszedł do siebie, trafił ze szpitalika na wiaty... i stał się jednym z najsmutniejszych czworonogów u nas... Stał w kojcu, gapił się smutnymi oczydłami, ogonkiem nieśmiało merdał. Na spacery chodził chętnie, ale wraacaaać to nieeeee chciaaał. Dobrze, że Łatek mały, bo można było podnieść i ponieść czternastoletniego czworonoga do kojca. Ech...

...przyszli do schroniska państwo. Przeszli się po wiatach. Wrócili. "Tam jest taki mały, łaciaty Łatek. Bierzemy. Możemy się przejść na spacer, ale tak czy siak bierzemy".

Łatek po raz ostatni wyszedł ze schroniskowego kojca, po raz pierwszy nie musiał wracać, a raczej nikt go nie musiał wnosić! Łatek II pojechał do domu! Nastoletnie psiaki też mogą mieć prawdziwe szczęście!

Trzecia historia przed nami i w dodatku na czasie! Tym razem o psiurku, który nie był tak smutny. Zarażał radością na prawo i lewo!


Tak! To Malin! Pisałam o nim też. Mały, radosny, lubi dzieci. Byłby już dawno adoptowany, ale nikt psa z chorym sercem nie chciał...

...pewien pan był akurat w takim budynku, w którym jest coś, co się nazywa Urząd Gminy... O co chodzi - nie wiem, ale tak podsłuchałam, to tak przekazuję...

- Może śliny? albo gliny?

- Głupi! Urząd Gliny, aleś wymyślił! Słyszałam GMINY, to gminy!

...w każdym razie - ten pan zobaczył w tym urzędzie ogłoszenia z naszego schroniska iiiii na jednym zdjęciu zobaczył własnego psa, który mu zaginął dokładnie rok temu! Uciekł, bo wystraszył się fajrer... fefrew... f a j e r w e r k ó w. To był właśnie Malin! Po roku zarażania dzieci radością, po roku maszerowania z rodzinami do lasu, Malin pojechał do własnego domu!

"Wystraszył się fajerwerków"... No właśnie, to taka mała prośba:
Przypnijcie do obroży czy szelek Waszych psiaków arde... adrse... a d r e s a t k i (no!). Możecie też napisać na szelkach, czy obroży Wasz numer telefonu. Przekażcie to komu się da! Dzisiaj, i pewnie od kilku dni, nie wiadomo z której strony może wybuchnąć! Dla psa to wybucha pięć razy głośniej! A co ja piszę! Pięćdziesiąt razy głośniej! Przestraszy się, smycz zerwie (bo absolutnie go w ten dzień nie spuszczajcie!) i poleeeeciiiii przed siebie... Malin jest przykładem takiego latania właśnie.

Mogę też coś poradzić, tak przy okazji - jak już macie takiego trzęsipupę w domu, który boi się wybuchów, to przygotujcie mu posłanko w jakimś zacisznym miejscu w domu (może sam sobie takie miejsce wybierze, wie przecież, gdzie mu będzie najbezpieczniej), włączcie radio czy telewizor. I teraz najtrudniejsze - kiedy widzicie, że psisko się boi - nie podchodźcie, nie przytulajcie i nie mówcie nic, żeby nie myślał, że dobrze robi, że się boi. Wszystko ma być jak gdyby nigdy nic... Chociaż dla niektórych nie będzie, ja wiem...

Byle przetrwać tę noc!

A kolejny rok będzie (na pewno!) lepszy niż ten, będzie zdrowszy, bardziej psiejski i kociejski, bardziej empatyczny. Na pewno!


Życzymy z Hedziem!

Niech będzie, z Klajdem też życzymy... Ten się umie ustawić, jak nie łapeczki na dłoniach kładzie i patrzy maślanymi oczyskami w oczy człowieka, to załatwia sobie najlepsze miejscówki... o:

niedziela, 28 grudnia 2014

Pełny po świętach? Na spacery zapraszamy!

Oj, nasi, kiedy przychodzili do pracy, to tacy jacyś powooolniii, ciągle tylko "o matko, nie mogę się ruszać", "jeeeżu, objadłam się wczoraj strasznie...". Ponoć tak jest jakoś w święta... Tylko nie rozumiem, po co tyle było trzeć, ucierać, kroić, gotować, piec, smażyć, skoro potem narzekają, że za dużo! A można by było część z tego przynieść i się podzielić??

- Właśnie! Ja też nie rozumiem! Ja też CHĘTNIE bym pomógł i wcale bym nie narzekał!

...z Hedziem zupełnie nie rozumiemy!

No dobrze, nie będziemy już tacy, nie będziemy nic wypominać, krzywo się patrzeć, będziemy udawać, że wcale nie czujemy od Was tych pyszniastych rzeczy...

W każdym razie, tak naprawdę chodzi mi o to, że jak już się tak najedliście i czasami zamiast chodzenia - kulacie się tylko, dokulajcie się do schroniska, weźcie jakiegoś psiaka na spacer i na pewno zrobi się Wam lżej!

Przedstawię kilka propozycji, ale to tylko wierzchołek psiej góry chętnej na spacery...

Ługi. Baaaardzo fajny, przystojny, grzeczny, psi ideał, można powiedzieć!


Wielkości średniej, ciemny, łapy jasne, trochę mu pysk posiwiał, ale ostatecznie taki mógł być od małego! Ługi przecież stary nie jest. Ludzi kocha bardzo, nad życie! Na spacerach chodzi grzecznie, czasami potrafi niby przypadkiem stanąć na stopie człowiekowi i jak gdyby nigdy nic, gapiąc się w dal... daje DELIKATNIE do zrozumienia, że nadszedł czas na głaski. Ługi był adoptowany już, ale trafił do jakieś takiej.... dziwnej rodziny... szybko się pańcia przestała nim interesować, pańcio trochę bardziej kochał pieseczka, ale jakoś tak... po krótkim czasie Ługi wprowadził się znów do schroniskowego kojca. Szkoda, bo to naprawdę pies-rewelacja!

Idźmy dalej - mogę jeszcze zaproponować Grika i Zośkę - razem mieszkają i też należą do psów idealnych. Grzeczne, grzeczniuśkie na spacerach. Tutaj jest Grik:


A tutaj Zośka:


Wolontariusze mówią, że czasami zapominają, że mają je na końcach smyczy, takie superaśne są! Podobnej wielkości, Grik czarny, z pięknym, białym krawatem, brązowymi policzkami i brwiami, przystojniak, bez dwóch zdań! Zośka taka niby typowo owczarkowata, ale jak się ją pozna, to wierzcie - drugiej takiej nie ma. Po prostu trzeba przyjść we dwójkę i zabrać te osiem łap na długi spacer!

Napisałam o psach, które właściwie na spacerze same się prowadzą, ale mam też mały apel... Właściwie apel jest ogromny, psy są małe, ale z problemem... Dla nich to jest problem poważny, ale dzięki Wam udało by im się rozplątać ten supełek w ich głowach.

Otóż - w geriatryku mieszka Rasia, Trusia i Gierek. Takie trio. Gierek, to taki bezproblemowy, złoty chłopak! Nawet w wyglądzie częściowo pozłacany:


Jest wesoły ogromniaście, chociaż sam jest malutki. Znaleziony w lesie, właściciel albo nie wie, gdzie szukać, albo jakoś nie chce wiedzieć... Czeka u nas Gierek na nowego człowieka, nowy dom. Z tym psiakiem problemów nie ma, jest zawsze zwarty i gotowy na spacer! Merdoli ogonem na lewo i prawo, to przysiada, to wstaje, ach, już, w tej chwili może biec do lasu!

Problem jest za to z Rasią:


I Trusią:


O Trusi już pisałam w temacie kropek. Pisałam wtedy, że na spacery biega szybko i głośno (bo i tupie, i się drze!), ale ze szpitalika wreszcie się psina wyprowadziła do kojca. To taki kojec, że nie śpią psy w budzie, ale mają wejście do ciepłego pomieszczenia. Tylko w szpitaliku musiała zwolnić miejsce dla innych psów, już się wyleczyła z choroby skóry.

Trusia trafiła w nowe miejsce, widzi masę różnych, innych ludzi iii zrobił się mały problem ze spacerami... Trusię i Rasię trzeba błagać żeby dały się zapiąć na smycze, a potem trzeba zaklinać, żeby wogóle zechciały wyjść za bramę... Nie są ani trochę agresywne, wystarczy kucnąć, i już Trusia przybiega i się chowa pod nogami, można miziać i głaskać. Rasia mniej podbiega, ale też nie w głowie jej jakieś odgryzanie się.

Teraz potrzebny jest ktoś cierpliwy, kto przyprowadzi jeszcze kogoś cierpliwego i będzie przekonywał Trusię i Rasię, że spacery są super i bać się świata nie ma co! To czasami długo trwa, ale da się, wiemy, że się da. Tylko nie da się tego zrobić szybko. Nie można zmusić psa, żeby chciał. Musi chcieć sam, ale czasami trzeba go zachęcić do tego chcenia i uważać, żeby znów się nie zraził z jakiegoś powodu...

A jak już tak będziecie spacerować... To wiecie, że przechadzka może skończyć się w Waszym domu, prawda...? Tylko nie zapomnijcie wpaść przed tym na chwilę do biura, żeby umowę podpisać!

środa, 24 grudnia 2014

Bulbka i Hedziu nie gorsi, też życzą!


Hedziu i Bulbka nie gorsi są,
także życzenia chcą złożyć dziś.
Mają nadzieję, że się poniosą
pod każde zwierzolubne drzwi.

Nasi Kochani, życzy Wam
radości, zdrowia i dobrej energii,
niech piękna pogoda cały rok trwa
gdziekolwiek mieszkacie, nawet w Norwegii

I pamiętajcie o nas, pieseczkach!
Wiecie, że serca nasze Was są pełne.
Zimą także, choćby w kubraczkach,
na spacer długi wyjdziemy chętnie.

Sierściuszki Was wypatrują co dzień
stęsknione gonitw, zabaw, miziania.
Bardzo by chciały, po dobrym obiedzie,
wskoczyć na ciepłe, czyjeś kolana.

Najmilsi Nasi, wielkie Wam dzięki
za pomoc, wsparcie i słowo dobre,
i za te wszystkie wlane monetki
ofiarowane zwierzakom szczodrze!

Każda pomoc, każda najmniejsza
liczy się bardzo tak, że OJEJ!
A satysfakcja Wasza niech się powiększa
bo bez Was nam byłoby o wieeeeele ciężej!

Ufffff, męczyliśmy się z Hedusiem od poniedziałku nad tym wierszykiem! Może i nie będziemy Pawlikowską ani Jasnorzewską... ale mamy nadzieję, że się spodobał!

Niech się spełni!

Wasza Bulbeczka i Hedziu.

niedziela, 21 grudnia 2014

Nie dawaj zwierzaka w prezencie, ale zwierzakowi możesz dać siebie!

Niedługo święta, to wiecie. Zauważyć się nie da, słyszałam, że w sklepach to oblężenie, jakby mieli je zamknąć na miesiąc, ale ponoć trzeba coś lepić, coś mieszać, coś piec, coś mielić... Nie wnikam i nie oceniam, ale pies to jakoś może mieć te same kulki z torebki...

- APELUJĘ o świąteczny, gotowany posiłek! APELUJĘ o...

- Apeluj dla całego schroniska! Ale na zewnątrz, tutaj mi teraz nie przeszkadzaj, dzisiaj piszę edukacyjnie...

Nie chcę być nudna i pisać, żeby nie kupować zwierzaka na prezent. Ja właśnie będą trąbić o tym, żeby prezentować! Właśnie, że prezentować! Aaaale ODPOWIEDZIALNIE.

Jeśli chcecie psa, bo "dziecko tak ładnie nas prosi i obiecało, że się będzie zajmować"... Napiszę tak - sama byłam szczeniakiem. I Hedziu też.

- Hedziuu, pamiętasz, jak obiecywałeś, że będziesz się zawsze bawił kijkiem?

- huehuehue, nooo... taki fajny był, w dwóch miejsach miał odrostki!

- No właśnie... a długo się nim bawiłeś?

- No pewnie! To był mój jedyny, wymarzony kijek! Najcudowniejszy i tylko mój! I tak było! Jaaaakieeeeś... dwa tygodnie...

- Właśnie...

Dziecko nie będzie biegać do weterynarza, ani po nocach na spacery, w końcu może przestać tak chętnie sprzątać zalane podłogi (jeśli dostanie szczeniaka), albo zrywać się skoro świt na spacery.

Także wiecie, pies czy kot, jeśli macie dzieci - super sprawa, bo mogą być super kumplami! Ale tylko pod warunkiem, że przemyśleliście wszystko i przede wszystkim to WY - rodzice, chcecie go mieć!

Przestawię na przykład Gucia. Nieduży, często jest dawany na spacery rodzinom z dziećmi, bo Gucio jest fajny i przyjazny dla ludzi!


Kilka lat już ma... ale za to nie powinien gryźć kapci i szybciej załapie, że dom to dom i załatwiamy się tylko na dworze! Za psami może nie przepada, ale Gucio jest pojętny i na pewno dałoby się go przekonać, że wcale nie trzeba na nie szczekać. Poza tym chodził na marsze do miasta i był na zawodach dogtrekingu i zachowywał się całkiem grzecznie!

Przypomnę też o Raszynie. Tutaj to już sprawa pilna zaczyna się robić, bo czas leci, psiak mógłby już opuścić szpitalny hotel...


Pisałam o tym uroczym, łaciatym psie. Miał ciężki wypadek, do lecznicy trafił, ale już 3 łapami go nie było na tym świecie... Właściwie to chyba tylko jedną stopą był z nami, a reszta... W lecznicy jednak się uparli, uparł się psiak... Raszyn miał nie żyć. Żyje. Raszyn miał nie chodzić. Chodzi! Biega wręcz! Jest malutki, pocieszny, wesoły... i jakoś dalej nikt go nie chce... Zwierzakowi lekarze nie chcą go do schroniska dawać, dlatego mieszka sobie tam u nich. Przynajmniej jest pewność, że nie będzie się bał weterynarza! Potrzebuje jednak wreszcie swojego domu...

Żeby nie było, że tylko psom życzymy na święta domów, przedstawię też koty!

Bonifacy na przykład. Młody, czarno-biały. Jak na sierściucha - baardzo ładny!


Do tego rozbrykany tak, że można się całymi godzinami patrzeć, jak biega z piórkami, gania za piłkami, jak pies! Miziać też się lubi, ale młode to jeszcze, głupiutkie, tylko patrzy za czymś, co się rusza, drga, majta, powiewa! Kiepsko to się tak samotnie bawić...

Mniejsze szanse, dlatego piszę o nim już kolejny raz, ma Saban. Nie jest stary, ale już w schronisku wydoroślał. Ciężko napisać, czy ten jest biało-czarny czy czarno-biały...


Wiadomo jednak, że jest chory... Saban ma białaczkę. Nie zarazi człowieka, psa, chomika ani innego zwierza, tylko z kotami mieszkać nie może, a świat może oglądać tylko zza szyby... Białaczka jest nieuleczalna, ale można z nią długo żyć, jeśli się podaje sierściuchowi to, co weterynarze zalecą. Schronisko pomoże w tym leczeniu! Tylko szkoda, że kocur musi siedzieć u nas, bez kolan do leżenia, bez miziania, bez częstszych zabaw...


Jak już napisałam o prezentowaniu, że to musi być przemyślane, że cała rodzina musi chcieć i tak dalej, to jeszcze napiszę obowiązkowo, że nie można też dawać zwierzaka komuś! Pamiętajmy, że dajemy tylko sobie, dla siebie! Nawet, kiedy wiemy, że ta osoba chciałaby mieć czworonoga - nie robimy jej tego prezentu niespodziewanie i nagle, i przede wszystkim - NIE WYBIERAMY za kogoś! I na to jest wyjście, już opowiadam, jakie...

Nie wiem dokładnie jak to było przed adopcją, ale być może tak:
Pewna pani pomyślała, że chciałaby mieć czworonożnego przyjaciela. Rodzina tej pani bardzo poparła ten pomysł i wręcz postanowili sprawić taki sierściasty prezent! Zrobili to jednak ODPOWIEDZIALNIE i tak, jak właśnie należy prezentować takie prezenty!

Otóż - przyjechali wszyscy do schroniska. Przeszli się po wiatach, obejrzeli, porozmawiali, pani wybrała sobie pieseczka... Później wkroczyła do biura, żeby podpisać umowę, a już za czworonoga zapłaciła rodzina!

Kim był szczęśliwiec? Drodzy Czytaciele, do domu pojechał Szorstek!!


Już nasz schroniskowy głównodowodzący rozmawiał z pańcią Szorstka! Już wiemy, że gotowanego kurczaczka z ryżykiem to sierściasty jeść nie chce narazie, ale kanapeeeeczkiii... kanapeczki jak najbardziej chętnie!

- Ooooo.... zjadłbym kanapeczkę....

- Ekhem... na zewnątrz miałeś apelować! Sio! Ja tu EDUKUJĘ!

...o czym to ja tutaj... aaAAAaaaa wiem!

Widzicie, to się nazywa prezentowanie odpowiedzialne! Przede wszystkim taki obdarowany, jeśli to ma być jego zwierzak, musi sam go sobie wybrać. Nie można na siłę kogoś uszczęśliwiać pieskiem, jeśli marzy o kotku, albo dawać szczeniaczka, jeśli ktoś raczej nie chce mieć jednak zalanych podłóg i wyćlamkanych kapci.... Poza tym wiecie, musi być TO COŚ, musi ta iskra przeskoczyć, muszą oczy się spotkać, to trzeba zobaczyć i poczuć... Za kogoś się nie da.

Szorstek akurat pies starszy, stateczny, ale jeszcze pełen werwy! Udało się chłopakowi, nie ma co!

Także wiecie, jeśli już od jakiegoś czasu myślicie nad czworonogiem, macie wszystkie ZA i PRZECIW omówione, zdaje sobie sprawę z leczenia, czyszczenia kuwety, spacerów i tego, że zwierzak może być z Wami nawet kilkanaście lat - podarujcie SOBIE i czworonogowi siebie nawzajem! Przyjedźcie do nas, albo innego schroniska czy przytuliska, jeśli do nas macie daleko, przejdźcie się, poznajcie zwierzaki, porozmawiajcie z pracownikami czy wolontariuszami. Może akurat czyjeś oczy tak spojrzą na Was tak szczególnie...

środa, 17 grudnia 2014

Plener i studio fotogf... fotgr... f o t o g r a f i c z n e w schronisku!

Zupełna nowość u nas była! Najzupełniesza! Zwykle to przecież zwierzakom u nas zdjęcia się robi. Właściwie to nie "zwykle", ale zawsze, a ludzie to tak przypadkiem w kadr włażą. Tego dnia jednak na zdjęciach mieli być właśnie dwunożni, aaaleee z wielką myślą o psach! Z myślą tak wielką, że... aaale o tym zaraz!

Z samego rana już ludzi było pełno, spać się nie dało! Kto widział, żeby w MOJEJ kuchni już o ósmej było tylu ludzi? Normalnie to przychodzą pracownicy, przebierają się w szatni, w kuchni może herbatkę zrobią, może kawkę na rozbudzenie i ruszają do pracy, zaraz się cicho robi. A tego dnia? Niby już wszyscy ruszyli do pracy, a w kuchni tłok! 

Zawołałam Klajda. Bo przecież JA nie wyjdę tak rano między ludzi... Zanim bym sobie poliki przeczesała, brwi wygładziła... Klajd może wstać rano i wszystko mu jedno, jak wygląda, zresztą kręcił się oczywiście i tylko szukał, kto by go przegłaskał, więc wysłałam go na misję, niech mi się tam dowie, co się dzieje...

Wrócił i powiedział, że całe zamieszanie zaczęło się od łazienki. Tam stanęła lampka, krzesełko, na krzesełku siadały kolejno dwunożne laski, a stojący obok pan robił cuuda z ich włosami. Biłam się z myślali, bo może i mnie by coś wyczarował...

- ...huehuehuehue, taaa, Bulbaa, loki do ramion by ci zrobił z tych twoich włosów na pół palca!

- PYTAŁ CIĘ KTOŚ?! Na pewno by wyczarował! Na pewno! Coś można na lewo, coś na prawo, jakiś ślimaczek, pędzelek, rachu-ciachu i jeszcze byś mi zazdrościł! Właśnie!

Ten pan od włosów nazywa się Bartek Kowalczyk i patrzcie, jakie czary-mary zrobił u jednej naszej laski do pozowania:


Kiedy już na głowie było to, co miało być, kolejno wszystkie modelki wychodziły do malowania. To malowanie to było nie byle jakie! Nie jakieś tam róże na policzkach, brokat na powiekach czy krwiste czerwienie na ustach! Chociaż jeśli chodzi o to ostatnie...

Na pierwszy ogień poszły najmłodsze dziewczyny! Tu jedna w trakcie malowania...



...a tu druga (później właśnie miała jeszcze "rozwaloną" wargę i wyglądała jeszcze bardziej przerażająco...).


Aaaa teeeeraaaazz - o co chodziło w całej akcji??

Otóż - psy czasami łatwo nie mają... Żyją na łańcuchach, przy budach albo bez, na mrozie albo w pełnym słońcu. Czasami są darmozjadami, bo szczekać nie potrafią. Czasami za dużo szczekają, więc jeszcze im się za to obrywa. Czasami jedzą chleb z wodą, czasami od święta zgniłą zupę. Czasami mają na szyjach grube obroże, a czasami... co się znajdzie...

I na tej sesji właśnie miał być pokazany człowiek na miejscu psa. Przecież wielu ludzi uważa, że pies to pies, może żyć w najgorszych warunkach. Ale co się stanie, jeśli zobaczy na miejscu czworonoga człowieka? Pobitego, sfrtru... sfrutust... strustrowsrt... s f r u s t r o w a n e g o, zrezygnowanego? Pełnego złości i bezsilności?

Główne bohaterki sesji były trzy. Jedna miała ślad po sznurku, który już wrastał w szyję...


...druga miała ślad po łańcuchu, który był założony jeszcze za szczeniaka, nigdy nie poluźniany ani nie zdejmowany...


 Nie bójcie się! To na szczęście tylko charkta... chakr... chrtka... c h a r a k t e r y z a c j a  (no!). Tutaj na zdjęciu poniżej widać Joannę Pomykałę, która czarowała pędzelkiem! Trzecia bohaterka sesji miała ślad po kolczatce, dopiero jest tworzony:



Ile psów jest trzymanych na łańcuchu i w tym wbijającym się w szyję żelastwie? Ile jest na tym prowadzanych na spacery? Teraz kolce się nawet nie chowają! Tylko cały czas kłują, drapią, denerwują! Załóżcie to sobie chociaż na chwilę, na rękę. Podobno od tego pies ma być spokojniejszy... ale ludzi zwykła metka od swetra na karku denerwuje, prawda!? A pies od kilkudziesięciu takich kolców ma się uspokoić... Większej BZDURY dawno nie słyszałam!

Ech... później wszyscy się schowali w domku wolontariusza i tylko czasami biegli do biura po poprawki czy się ogrzać. Chciałam Klajda pogonić, żeby tam poszedł zobaczyć. Wyłaniam się z biura i już zaczynam wrzeszczeć KLAAAA..... i głos mi więźnie w krtani....


..... słów brak. Naprawdę.... Utulony, ululany, miziany, głowa na dłoni, oczka zamknięte, nie wspomnę o tylnych łapach.... Ech, jak się sama nie wezmę! Tylu ludzi było jednak, że wolałam się na zdeptanie nie narażać, więc trudno, nie wiem, jak to wszystko w domku wyglądało. Mam tylko zdjęcie grupowe naszych lasek modelowych, pani do malowania i naszej schroniskowej fotografki, która zorganizowała tę całą akcję (to ta w czarnych ramkach przed oczami! Kasia Kaźmierska!).

 

Ale wiecie co, to nie tylko była taka sesja w domku! Prócz tego chodzili jeszcze po caaałym schroniiisku ludzie z wielkimi aparatami na szyjach, znajomi fotografowie tej naszej fotografki. Mieli oni za zadanie porobić zdjęcia takie ogólne, na których byłoby schroniskowe życie. Pracownicy, zwierzaki, wolontariusze... Tak fachowo to się nazywa "zdjęcia zrealizowane w ramach pleneru fotograficznego". Łaaaał, nie? Tak poważnie!

Jedna pani to się trochę oburzyła, że jak tak można biednym zwierzakom zdjęcia robić, że to tylko wykorzystanie krzywdy i takie tam... Ale wyjaśnione zaraz zostało, że te zdjęcia to będą dla nas! Do promocji zwierzaków, schroniska, wolontariatu, do pokazania, że u nas tak strasznie nie jest, a jeśli ktoś uważa, że zwierzaki smutne i biedne, to niech przyjdzie i pomoże, my chętnie przyjmiemy z otwartymi ramionami i roześmianymi paszczami!

Bo wiecie, wystawa będzie i licytacja będzie, i ta sesja to był dopiero początek...

Za wiele pokazać jeszcze nie można, ale dwa zdjęcia mogę wrzucić. Zrobiła je jedna z fotografek i fotografów, którzy u nas chodzili - Magdalena Karwalajtys.

Na tym zdjęciu na przykład jest Świdro. Te oczyska mu wyszły piękne! Chociaż smutne...


Na tym jest sierściuch, ale baaaardzo mi przykro, nie zgadnę, jak się nazywa... Żeby miał chociaż czarną plamę koło nosa albo białe ucho, a tu akurat jest dachowiec nad dachowce! Chociaż jak dla mnie może się nazywać "O-Matko-Kotko-Co-To-Takie-Czarne-Wielkie".


Reszta zdjęć będzie opublikowana za jakiś czas! Na pewno o tym powiadomię hohohoho!

-------------

Jak ja już tyle napisałam... To wspomnę jeszcze, że nasi zrobili kalendarz! Ja akurat nie wiem, po co, bo dla psa to miska najważniejsza i spacer, a to codziennie ma być. Świątek, piątek, czy niedziela, jak to mówią! Ale dwunożni lubią wiedzieć, kiedy jest łikend, kiedy święto, kiedy będą mieli dzień wolny i kiedy będą mogli więcej czasu ze swoim zwierzakiem spędzić.

Na takie okazje właśnie jest taki kalendarz! Tak jest skonstruowany, że podzielony jest na kilka części. Tak patrząc od góry, to jest takie coś:


Dooobrze widzicie, Krecik został wyróżniony! Ten kitek to Monsun. Poszedł do adopcji już jakiś czas temu, ale pięknie wyszedł na zdjęciu, więc teraz cały rok będzie łapą machał!

Pod tym obrazkiem są kartki z miesiącami. U góry jest miesiąc co był, w środku jest ten, co teraz jest, a na samym dole jest miesiąc, który dopiero przed nami. I żeby się nie pogubić z dniami, to jest taka czerwona ramka, którą codziennie się przesuwa. Całość wygląda tak:


Taki kalendarz można sobie kupić! Do biura, do domu, do mieszkania! Dochód oczywiście idzie na zwierzaki! W schroniskowym biurze obok tego kalendarza wisi gwiazdka z napisem "25 PLN". To chyba cena jest.

UFFF.... napisałam się dzisiaaaaaj! Hedar już od połowy postu śpi i chrapie, Klajdowi głowa z fotela zwisa, na wiatach cisza... Na mnie też pora. Koniec na dziś!

Miłego dnia życzy Wasza Bulbeczka!

niedziela, 14 grudnia 2014

Nie możesz na stałe? Zostań "tymczasem"!

Każdy wie, że chociaż nie wiem, jak fajne i dobre, i ciepłe było schronisko, i jak bardzo pracujący tam ludzie kochalo zwierzaki, to tak czy siak wszystkie powinny mieszkać w super domach ze swoimi właścicielami. Nie zawsze się tak da, wiadomo... Czasami swoje trzeba odczekać.

W każdym razie, na pewno tym bardziej każdy wie, że schronisko to nie jest miejsce dla psio-kocich maluchów, czy dla staruszkowych staruszków. Właśnie dla takich zwierzaków nasi czasami szukają
 d o m ó w   t y m c z a s o w y c h. To jest taki dom, który głównie przygarnia szczeniaki czy kociaki do czasu, kiedy nie znajdą one prawdziwych, stałych właścicieli. Zwykle to nie jest długo, bo takie małe rozrabiaki znajdują domy najszybciej (z jednej strony super, szybko im się szczęści, ale z drugiej my, dorosłe czworonogi, trochę zazdrościmy jednak...).

Mamy na przykład taki dom, który już wiele razy nam pomagał, kiedy trafiała do nas suczka z dzieciakami. Czy to odebrane interwencyjnie, jak ta na zdjęciu poniżej, która w tym domu mogła spokojnie i w zdecydowanie lepszych warunkach wychować swoje puchate kulki:


...czy też bezdomna psia mamuśka, która trafiła do nas, bo inaczej byłoby krucho z sierściastymi kluskami... Nie mam jej zdjęcia, ale tak wyglądają maluchy:


Nie wiem, nie pytajcie dlaczego akurat większość postanowiła pokazać do zdjęcia swoje zadki, widocznie uważają, że merdające ogonki to ich największa zaleta! Te kluski są jeszcze za małe, że pójść w świat bez matki, ale jeszcze ze dwa tygodnie i będą do adopcji!

Ten dom, w którym mieszkają, to strasznie fajny jest! No bo kto by się zgodził, żeby taką zgraję mieć na koniec roku, kiedy wypadają święta? Na początku państwo też mówili, że rodzinkę przygarną, ale przed świętami trzeba będzie im szukać nowego mieszkania, bo już zaplanowali wyjazdy i dalekie odwiedziny, aaaleeee są tacy super, że ostatecznie stwierdzili, że właściwie to nigdzie jechać nie muszą i kluskowa banda może u nich poczekać do końca roku na nowe domy!

Psiurki będą mogły być świątecznymi prezentami, ALE (uwaga, teraz będę robić wykład) pamiętajcie, że taki prezent to MUSI być ODPOWIEDZIALNA decyzja! Żadne tam "wezmę pieska dla dziecka, niech ma radość". Super, szczeniaki lubią dzieci, dzieci lubią szczeniaki, ale pamiętajmy, że ten szczeniak za rok już nie będzie szczeniakiem, że do tego czasu może zalać, zniszczyć, pogryźć i wymemłać wieeeleee rzeczy w domu. A później będzie jeszcze żył kilkanaście lat, więc niech to będą prezenty z wcześniejszym wypisaniem wszystkich za i przeciw!

No, a jak już napisałam, co miałam napisać niezbędnego - szczeniaczki z powyższego zdjęcia będą szukać odpowiedzialnych domów na święta! I do końca roku muszą je znaleźć!

Wracając do naszych "tymczasów"...

Bardzo potrzebujemy też takich dla sierściuszków. Są tygodnie w roku, kiedy znoszą całe kartony z puchatymi, miałkającymi kulkami, a wiadomo, że schronisko to ostatnie miejsce dla nich... Czasami się udaje, żeby ten kto przyniósł, został też domem tymczasowym do czasu znalezienia im właścicieli.

Na przykład taka mała... niech tylko przepiszę prawidłowo jej imię... B l u e - B e l l. Nieee mam pojęcia, jak to przeczytać, ale ostatecznie ja to tylko piszę hyhyhy!


Prawdopodobnie przez chorobę coś jej się zrobiło z oczami i teraz "BluBel" nie widzi. Wyobrażacie ją sobie w schronisku?? Ja też nie... W domu tymczasowym ma na pewno lepiej! Czeka też na kogoś, kto jej zaoferuje miejsce w domu na stałe. Kotka sobie doskonale poradzi, w końcu jeszcze ma wąsiska, uszyska i nos! Wyczuje, usłyszy i wywącha wszystko, co będzie jej w mieszkanku potrzebne.

Szczeniaki i kociaki raczej krótko są w takich tymczasowych domach. Czasami jednak szukamy też dla takich psów, przed którymi już ostatnie miesiące... Smutne to jest bardzo, ale jeszcze smutniejsze jest to, że mają jedynie szanse na przeżycie ich w schronisku, nie przy swoim człowieku...

Wiadomo, że jak schroniskowy zwierzak jest młody, albo w sile wieku, zdrowy, to tylko domu na stałe potrzebuje! Bo wiecie, każdy się przywiązuje... a nie wytłumaczysz mu "wiesz, że nie będziesz u mnie zawsze, tak czy siak szukam dla ciebie domu". Tyle czasu zwierzaki w schronisku siedzą, to i w takim domu mogą siedzieć długie miesiące, przywiążą się, a oddać do schroniska z powrotem? Nie do pomyślenia! Przecież to dramat i tragedia, i depresja murowana jak dwa plus dwa to cztery!

A wracając do tych schorowanych i posiwiałych... Poszczęściło się Alasce, znalazła taki dom, który będzie jej domem już do końca, ale czeka jeszcze na pewno Kancik, o którym już kiedyś też pisałam.


Ten starszy pan ma czasami już gorsze dni. Jakiś czas temu dostał zapaści, udało się naszym wetom postawić Kancika na łapy, ale powiedzieli, że przy kolejnej może być kiepsko... Ech, przeszedł Kancik swoje, nacierpiał się przez człowieka, pokazał, jak bardzo chce żyć! Tylko żeby miał przy kim...

To jak już się tyle rozpisałam, to może przemyślicie sprawę, może stwierdzicie - mam miejsce dla psich albo kocich rozrabiaków, mogę czasami przyjąć, jeśli będzie taka potrzeba, u mnie poczekają na dom, nie w schronisku, gdzie różne zarazki i bakterie na nie się czają!

I kiedy już rozważycie wszystko, co trzeba rozważyć, to dajcie znać, wyślijcie wiadomość, że jakby co, to nasi mogą pytać się Was, czy przyjmiecie sierściaste kluski. Nie martwcie się - dadzą karmę i inne potrzebne rzeczy. Dajcie "tylko" miejsce, ciepło i miłość.  

A może pomyślicie - mam miejsce dla takiego staruszka, który już nie rozrabia, który nie potrzebuje dłuuugich spacerów, który będzie się cieszył z tego, że siedzi się obok, że widzi swojego człowieka co rano, kiedy otworzy oczy, że go pogłaszczę i nie jest sam... Będzie Wam smutno, kiedy przyjdzie na niego czas... ale będzie to niczym w porównaniu ze świadomością, że nikogo takiego jak Wy nie miał na tym ostatnim etapie wędrówki... Pomyślcie o tym...

środa, 10 grudnia 2014

Psiolaski górą! Żeby tylko w przenośni...

- Psiolaski? Górą? Szczyty będziecie zdobywać czy przez płot skakać? Hyhyhy

- Żebyś się nie zdziwił... Śmiać się nie ma co, bo prawie zgadłeś i z własnej woli to nie było...

- Ojej... to przepraszam, ja niechcący... Ale co się właściwie stało? 

- Widzisz, ktoś nam taką właśnie psiejską dziewuszkę za płot przerzucił. 

Śmiesznaaaa, jak nie wiem co! Średnia, biała, kudłata, co kudełek, to innej długości, nos różowy, cudo! Na swój sposób cudo... Dla mnie akurat bardzo, ja bym chciała taką sierść zapuścić ale jakoś wyrosnąć nie chce...

Ja tu piszu-piszu, a tu pokazać wypada:


Psiolaska została przerzucona przez płot z kartką, na której było napisane "znalazłem, ma na imię Diana". Ekhem... trochę dziwne, prawda? Zwłaszcza, że na to imię psica reaguje. Szkoda, że nie było dopisku "ostatnie szczepienie trzy miesiące temu, lubi dzieci, nie lubi panów w czapkach", na przykład... 

Na szczęście Diana od razu stwierdziła, że nie ma co się depresjować, życie jest po to, żeby się nim cieszyć. Co człowieka widzi to się cieeeszyyy tak, że aż tańczy jej zadek, paszczę otwiera, zalotnie kudełkami macha, pocieszna, jak nie wiem co! 

Szczęście się do niej uśmiechnęło szybko, została zabrana do domu, na razie tymczasowego. Może znajdzie się ktoś,  kto zechce ją przygarnąć na stałe, a nawet, jak nie, to ten dom tymczasowy zmieni się na stały.

Poszczęściło się też psiolasce, o której już kiedyś pisała Majka. To suczka, która została przywieziona z koszmarnych warunków z innymi czworonogami. Wtedy była wystraszona, jak prawie cała reszta grupy. Teeeeraz jest niezwykle sympatyczna i zaraża radością! Mowa o Eliszy:


Nie za duża, nie za mała, naprawdę psiolaska w dechę! Jak jej się poszczęściło? Niestety do domu nie poszła, ale za to dorwała jednego z większych przystojniaków w schronisku!

Wyszłam sobie na obchód, dreptam sobie dziarsko do kuchni, spoglądam w stronę wybiegu a taam WZIUUUUuuu na lewo... eee chyba mi się zdawało... za chwilę WZIUUUuuu na prawo... Psia stopa! Nie zdawało mi się! Podchodzę bliżej... i znów jak nie śmignie coś brązowego, a za nim coś szarego! W końcu zatrzymali się przy furtce, nie wiem, które było bardziej zadowolone z tego wybieganego szaleństwa. Dogadali się, nie było wątpliwości! Spytali mnie tylko, czy widzę gdzieś idącego dwunożnego. Nie widziałam nikogo na horyzoncie. Jedna przez drugiego tylko wrzasnęli, że "ooo to psiekstra! Teraz ty gonisz!". I tyle ich widziałam. Będą mieszkać razem w kojcu, będzie im raźniej!

Najbardziej jednak wszyscy jesteśmy uradowani z powodu Alaski! To taka smutno-wesoła historia... Kiedyś pisałam o tej psiolasce - Alasce. Odebrana właścicielowi, który ją za mało karmił i nie leczył, chociaż pod brzuchem wisiał guz, wielki prawie jak ja! U nas przeszła jeszcze kilka operacji, stała się piękna, puchata, wykarmiona i w ogóle kiedy szła, to się wszyscy oglądali!


Alaska sobie mieszkała w schronisku, chodziła na spacery, cieszyła się z obecności ludzi. Aż pewnego dnia... Poszarzało, posmutniało... Wyrok: Alaska ma trzy duże guzy, nieoperacyjne. Zostało niewiele czasu... Nasi zaraz założyli na "fejsie" wydarzenie, zaraz były ogłoszenia, gdzie się dało! "Kto weźmie Alaskę do domu, do końca jej dni!?". Czekaliśmy, czekała nasza kudłata, piękna psiolaska...

Wyobraźcie sobie, żeeee, udało się! Zgłosiła się rodzina! Mają już suczkę podobną do husky, łagodną. Chętnie będą rodziną dla naszej, co to się pech od niej nie chce odkleić... Mieli przyjechać, umówione wszystko, przyjadą, zapoznają się, jak wszystko będzie super, to Alaska odjedzie do domu!

I pewnego dnia już prawie cały plan legł w gruzach, bo się nasza Aluśka pochorowała... Tak solidnie... Mówią na to "kryzys". Było kiepsko...

...ohohohoho, nie dała się jednak nasza Piękna! Po raz kolejny udało jej się wygrać! Zaraz potem Pracownik schroniska, który Alusię (tak pięknie o niej mówi...) kocha baardzo, pojechał po panią i przyszłą koleżankę naszej psiolaski, żeby się zapoznały porządnie....

...iiii ohohohoho, psiolaski się zapoznały i wszystko wyszło super!!! Potem ten sam alusiowy Pracownik odwiózł wszystkie dwu i czworonogi do dooomuuu! Niesamowicie się u nas wszyscy cieszą, że się tak udało, że Alaska będzie mieć najprawdziwszy dom i najprawdziwszą rodzinę! Zobaczcie, przecież pasują do siebie idealnie:



Teraz trzymamy kciuki (a psom nie jest łatwo...), za wszystkie nasze psiolaski!
...za Dianę III - niech jak najszybciej zostanie podpisana stała umowa!
...za Eliszę - niech znajdzie się rodzina, która weźmie tę pełną energii suczkę (może w tym domu byłoby jeszcze miejsce dla Hrabiego?)!
...za Alaskę - niech jeszcze wieeele miesięcy cieszy się DOMEM i niech zapomni o wszystkim, co złe było, i niech będzie jak najlepiej, jak najdłużej!

...i za inne nasze schroniskowe laski - za Sonię, Sarę, Zandi, Dinę, Sabę/Azę, Sawę, Gosikę, Kinię, Azerę i wieeeleee wieeeleee innnyyyych!

niedziela, 7 grudnia 2014

Mikołaj istnieje! W dodatku nie jeden!

Ooooooooojejujejujeju! Ja nie wiem, czy ktokolwiek się spodziewał tego, co wczoraj się wydarzyło. To było przeniesamowite, tak superaśnie niespodziewanioniespodziawane!

Od początku...

Jakiś czas temu nasi ogłosili gdzie się dało, że 6 grudnia, kiedy dwunożni się cieszą, że są jakieś "Mikołajki", w schronisku będzie dzień otwarty i bicie rekordu.

- Jeżu kolczasty! Pozwoliłaś, żeby Rekord został pobity!? To straszne! Co z ciebie za stróż! Na której wiacie siedzi?! Pójdę, zobaczę, czy żyje!

- Na Doga, Hedar! Spadłeś ze schodów, czy co?! Się mówi tak, że rekord się bije, kiedy się robi coś więcej razy niż zwykle! I nasi stwierdzili, że zrobimy psio-kocie Mikołajki i wtedy mógłby paść rekord w ilości spacerów.

Wiecie, że stało się coś niesamowicie niesamowitego... Ja nie pamiętam, żeby AŻ tylu dwunożnych nas odwiedziło! Jeszcze nie wybiła godzina 12, a już była kolejka przy stole z takim panem w reniferowych rogach. Cierpliwie czekali mali i duzi, byli zapisywani na kartce, potem wolontariusze biegli po psy i wszyscy szli na spacer. Za jakiś czas wracali, znów czekali na kolejne psy, potem na kolejne...


Z czasem zrobiła się kolejka i do spisywania, i do czekania na psy, i do lasu, i do odprowadzenia do kojców! Nikt się jednak nie denerwował, wszyscy mieli uśmiechy na twarzach, wszyscy rozumieli i widzieli, że nasi biegają i robią co mogą!

Nasi wcale nie narzekali, że tyle osób przyszło. Wcale a wcale, nic a nic! Widzieli te merdające ogony, zadowolone paszcze, błysk w oczach. Bardzo szybko też się okazało, że właściwie to te psy, co były rano, mogą iść na kolejny, popołudniowy spacer! Nieeee, to nie żart! Niektóre psy były dwa, a niektóre nawet i trzy razy!! Jak w domu...

Mnóstwo ludzi było tego dnia zwierzakowymi Mikołajami. Naprawdę, było ich tylu, że nie wiem, czy Hedziu by potrafił się doliczyć! Nasi chodzili w takich czerwonych czapach z pomponami albo nagle powyrastały im małe, brązowe uszka i długie rogi, ale przychodzący też gorsi nie byli! Też przychodzili w takich pomponiastych czapach i jak się tak z okna patrzyło, to aż się pychol mógł rozdziawić w zachwycie...


W czapce Mikołaja chodził też Klajd! Tutaj pozuje do zdjęcia z Elfką:


Mieliśmy nawet takiego najprawdziwszego Mikołaja! Najprawdziwszy do nas przyjechał i cukierki rozdawał!



- Buulbaa... ekhem... No nie jesteś już szczeniakiem, chociaż za wielka nie jesteś, ale raczej masz już te kilka lat... Pora ci powiedzieć, że to jednak nie był prawdziwy Mikołaj... Sam widziałem, jak chłop stękał, jak się wbijał w te czerwone fatałaszki... Łatwo nie było, bo zakładał na własne ubranie, ale czego się nie robi dla małych odwiedzających!

- Właśnie, że nieprawda! Nieprawda....

- Prawda, praawdaaa... Trzeba mu było zajrzeć pod nogawkę. Niech ci będzie... Prawdziwy Mikołaj przychodzi w nocy, nie miałby czasu wszystkich miejsc tak poodwiedzać, dlatego na co dzień ma pomocników w takich wdziankach i sztucznych brodach, ale prawdziwy istnieje naprawdę, niech ci będzie, mała Bulbusiu...

- No! Właśnie!

Nie ma co ściemniać, trzeba napisać, że wczoraj był jeden z najcudopsiejszych dni w tym roku! Wszystkim, którzy byli i wyprowadzali, czy to raz, czy to kilka razy,

DZIIĘĘĘKUUUUJEEEMYYYY!!!

Jeszcze długo po zamknięciu schroniska psy szemrały w kojcach, że dawno takiego fajnego i spacerowego dnia nie miały. Warto było i jesteśmy ogromniaście wdzięczni naszym, że nam zrobili taki prezent! Nie mogli nam podarować nowych domów, ale ten prezent był (zaraz po nowym właścicielu) najwpanialszy!


środa, 3 grudnia 2014

Udowodnij im, że się mylą, że jednak można je pokochać...

Wydreptałam z biura na chwilę, łażę sobie po trawce, za tym zdziebełkiem można wyniuchać tooo, a za tamtym taamtoo... i tak sobie leniwie chodzę i cho... ...i coś mnie tknęło, łeb podniosłam...

Na placu schroniskowym stał pan, który u nas odrabia godziny i akurat psiaki wyprowadzał z ogrzewanych pomieszczeń. Nie był tam sam. Razem z nim był Drzonek. Aż mi się przestało chcieć przechadzać po trawie, tak mi się zrobiło... smutno jakoś...

Drzonek to taki malutki piesek (ale jednak większy ode mnie), który nic mówić nie musi, po nim widać wszystko.


Drzonek po Drzonkowie się błąkał. Bez obroży i właściciela. Tak trafił do nas, dni są coraz chłodniejsze, o nocach nie wspomnę... I na tym spacerze zobaczyłam go po raz pierwszy. Kilka kroków przeszedł, stanął. Znów kilka kroków i znów stanął. W końcu iść nie chciał dalej. Głowę spuścił, oczy w ziemię wbił... Jakoś w końcu poszli, powolutku, bez przekonania. A mi było tak żal... Aż mi się oczy zmoczyły, ale to na pewno od wiatru!

Czasami pies ze wszystkich sił się stara, żeby być idealnym, jest grzeczny, spokojny, mądry, cierpliwy i... nic... Magus się nie poddaje, wciąż taki sam, wciąż niezmiennie się stara, wciąż ma na to siłę.


Jest spory, to prawda. Za to wolontariusze się nachwalić nie mogą, jak jest mądry i grzeczny. Kłócić się nie chce, bo jeszcze go nikt nie weźmie. Dokazywać nie chce, bo może jakiś chętny się znajdzie i przez to zrezygnuje. Tylko jakoś nikt go nie bierze, nikt o niego nie pyta... On tylko patrzy zza krat. Pójdzie na spacer - super. Nie pójdzie, trudno, poczeka... Tylko jak długo?

Bywa też tak, że na pierwszy rzut oka psisko jest z werwą, na spacer chętnie wychodzi i właściwie tylko maszerowanie go interesuje. Oooj czasami można się zdziwić... Wolontariusze drodzy - stańcie czasami z psem, kucnijcie, zawołajcie psa. Wtedy czasami dzieją się cuda...

Jak na przykład z Butlą. Poważna taka, bo swoje lata już ma, na wiacie tu szczeknie, tam warknie, ale ogólnie w porządku. Nie za duża, nie za mała, prawie czarna, trochę siwa, taka akurat!


Za to jak wyjdzie za bramę i przejdzie przez "pierwszą prostą", za pierwszy zakręt, to już kombinuje... O nogę się otrze, potem drugi raz, potem drogę zajdzie, niby przypadkiem... Wystarczy tylko stanąć, kucnąć, a ona już staje blisko, bliziutko, głowę przytula do nóg, oczy zamyka, znika wtedy cały świat... Później podrepta raźno przed siebie, żeby za następnym zakrętem znów niby przypadkiem zajść drogę i nieśmiało spojrzeć w górę...

Psy czasami nie muszą nic mówić. Zresztą ludzie i tak zwykle nie rozumieją... Jednak jeśli dwunożny jest z tych wrażliwszych, jeśli ma serce porośnięte sierścią, zrozumie... Doskonale zrozumie... Serce na widok takich psich smutków tylko mu się trochę porwie, oczy zajdą łzami... I tym bardziej, z siłą zdwojoną przyjdzie i postara się z całych sił, żeby te czworonogi przytulić, zabrać na spacer, poszeptać, że są najwspanialsze na świecie... Nawet jeśli trochę popłacze razem z nimi... To przecież lepiej wtedy wspólnie się podnieść i podreptać dalej, niż samotnie nie wstać...