Oczami Bezdomnego Psa

środa, 28 września 2016

Sprawują, procesują i wyrokują!

- Ares, przestań mi wstyd robić...

- Ale Dżoookej, przecież dobrze napisałem!

- Jak dobrze!? Jakie "sprawują"!? Że kto się sprawuje??

- Nie się, ale sprawują po prostu! O Pimpka sprawowali, a wczoraj o Żarka i Renka. WIEM, bo słyszałem. Wtedy łaziłeś przed Tygrysem i denerwowałeś małego staruszka, a ja wiedziałem, gdzie ucho przytknąć! Tylko wiesz co... ci dwunożni to są dziwni... Takie rzeczy plotą, że naprawdę zapomnę, że się nawróciłem na Dobrego Psa i chętnie bym obwarczał solidnie jednego i drugiego! Zaraz Ci opowiem... Znasz Pimpka?

- To małe, chude, co chodzi obok domku wolontariusza, jak jest ładna pogoda?

- Ten sam! Czytaciele może nie wiedzą, ale to ten:


- I co z nim?

- Z nim właśnie średnio, bo ostatnio do lecznicy trafił i wogóle niemłody już taki, wręcz rzekłbym, że już solidnie się u niego wiek jesieni...

- Ares! Ja nie o tym, ja się pytam, jak się ma do tematu!

- Aaaaa... Już opowiadam...

Nasi, jak odebrali Pimpka, to wyglądał tak...


W skrócie - nie jadł, bo mu nie dawali i nie pił też, bo też mu nie dawali. Bo nie. Bo jak się je i pije, to się wydala. A wtedy trzeba sprzątać, bo Pimpek na spacery nie wychodził. Jego pańciostwo szanowne mieli NA karmę (skoro mieli na te śmierduchy, którymi się zaciągają i na przeterminowaną wodę, po której jest weselej...), mieli nawet samą karmę! Ale nie dawali. Bo nie. Dawali tabletki, żeby tyle nie sikać. To, że ten pies tyle lat przeżył, to cud jakiś.

Nasi odebrali Pimpka i taki specjalny wniosek napisali, żeby to pańciostwo nie było bezkarne. Żeby jakoś odczuli to, że własnego psa prawie zagłodzili na śmierć we własnym mieszkaniu. I wiecie co... potem się nasi dowiedzieli, że ten, kto tam powinien właśnie oskarżać - prokturator, czy jakoś tak - stwierdził, że właściwie to owszem, wina jest, ale mała i on by jednak nie chciał oskarżać! Że umorżyć trzeba, czy coś! Nasi to się solidnie wkurzyli, bo jak to tak?! Jak to wina mała!? Jak Pimpek powinien ważyć tyle, co duży worek z karmą, a ważył tyle, co pół!? I że niby ta pańcia nigdy więcej nic takiego nie zrobi, więc to też świadczy o tym, że trzeba umorżyć! 

- Co ty gadasz, Ares! Jak to nigdy więcej nie zrobi i już?! To ja też mogę powiedzieć, że pójdę i temu prokturatorowi, koło w samochodzie oleję bezczelnie i nogawki skrócę własnymi zębami, ale kara mi się należeć nie będzie, bo obiecuję, że to ostatni raz! No święci psiejscy! I co, i co??

- Ach, nasi to mieli kilka planów, jak by tu się odwoływać w razie czego i wogóle, ale się okazało, że całą sprawę prowadziła prawdziwa psiędzina i zrozumiała ten cały absurd... Powiedziała, że żadnego umorżenia nie będzie, bo wina jest właśnie że DUŻA i koniec!

- Uff... i jaka kara??

- Będzie wiadomo za kilka tygodni... Znaczy JA wiem, ale nie mogę jeszcze powiedzieć, potem ci powiem na ucho... Nasi pochwalą się głośno, jak już będzie można...

- No dobra, a Żarek i Renek??

- Łooo, tutaj to dopiero się nasi nasłuchali rewelacji... 

Czytacielom przypomnę. To jest Żarek:


...a to jest Renek:


...Renek teraz wygląda niezwykle puchato i pięknie, ale jeszcze 9 miesięcy temu...


Zmarznięty do szpiku kości, zapchlony tak, że jakby się położył, to i tak by się przesuwał. 


...a Żarek...


Z ogromnym guzem pod ogonem, obolały...

Nasi odebrali chłopaków, co już pisał ktoś tutaj na blogu. I tak samo, jak w przypadku Pimpka - napisali taki wniosek specjalny, żeby właściciel tak szybko nie zapomniał o swoich zwierzakach... Zwłaszcza, że na ich miejsce są już kolejne...

- JAK TO KOLEJNE???

- A no widzisz, Dżokej. Tak walczył i tak się nie zgadzał, że nasi odebrali te dwa, a trzy dni później już miał kolejne...Szkoda pisać...

W każdym razie wczoraj nasi byli sprawować w sprawie Żarka i Renka! Aaale się nasłuuuchaalliii....

Psiowet... taki psiowet, jak ze mnie chart... Psiowet powiedział, że dał maść i takie coś, czego się nie połyka, ale ma pod ogonem zniknąć... Tylko że to było nie na raczydło takie paskudne, jakie miał Żarek, ale na zupełnie inne choróbsko... Ale stwierdził, że przecież to i tak się wyleczyć nie da, więc można dawać tylko takie coś. ...a widział guzy, jak jeszcze nie były jedną, wielką, bezkształtną masą. Mówił też, że takie psy podwórkowe to takie... inne są i to nie to samo co pies domowy, i że im nie trzeba takiego traktowania...

- Co ty gadasz, Ares!? Jak to inne??

- No widzisz... tak mówił... To nie wszystko jeszcze... On powiedział, że jak w miskach była woda zamarznięta, to przecież nie szkodzi, bo pies sobie poradzi bez problemu z tym, będzie sobie lizać!

- Jak to będzie lizać?! W zimie?? Żeby mu jęzor przymarzł!? Jak to w zimie, kiedy jest zimno, jeszcze lizać wodę zamiast się napić?! Toż to pół dnia można lizać i się zwierz nie naliże!

- Mi tego nie tłumacz... 

- Bo się zbuwlesrowałem! Psiowet jak ze mnie ciułała...

- No... ktoś tam też powiedział, że pies to pies i nie ma co roztrząsać.... Nasi mi tego nie mówili, ale słyszałem sam, ja ucha mam dobre...

- A wyrok?? Był psiędzia czy taki zwyklejszy sędzia?

- Jeszcze nie ma wyroku, dopiero będzie, ale dalej nic nie wiadomo... Będą jeszcze przynajmniej raz sprawować. Trzeba czekać.

- Ech... nasi to mają nerwy...

- Też podziwiam... Ja to bym tam...

- ĆŚŚŚŚŚŚ!

- ...a potem...

- Ares!

- Nic nie mówię... Idziemy spać, chodź ci tylko jeszcze powiem, co tam wyszło u Pimpka...

.........

niedziela, 25 września 2016

Trzymaliśmy i się udało!

Pisaliśmy nie raz i nie dwa, żeby trzymać kciuki. Nam to wychodzi dosyć opornie, ale i tak się staramy... I dzisiaj udowadniamy, że warto!

Pisaliśmy o naszej Merry.


...że nie taka młoda już, że miała operację i niestety guziołki jej wyrosły w kolejnych miejscach... Że nie zawsze dobrze się czuje, ale przed nią jeszcze oby jak najwięcej czasu w dobrym samopoczuciu... I baliśmy się, że ktoś nie zdąży, że Merry nie zazna znów domu, nie przypomni sobie, jak to jest, że pewnego dnia napiszemy, że nikt nie zdążył jej adoptować... I wiecie co...? Udało się! Taką wolontariuszkę mamy złotą, która postanowiła, że Merry nie zostanie sama! Że właśnie ona ją weźmie i będą wszyscy razem na dobre i złe, na najlepsze i to... wiecie... kiedy już będzie czas... Merry zapamięta to, co najlepsze może zapamiętać...

Martwiliśmy się też o Ofisa.


Te piękne wpatrzone oczydła są tylko pozornie wpatrzone, pisałem o tym. Ofis nie widzi. Albo od urodzenia albo od bardzo dawna. Z niewidomymi zwierzakami nie jest łatwo... Im jest zwykle łatwiej niż tym, którzy mogliby je adoptować, bo to właśnie dwunożni widzą więcej problemów niż same zwierzaki. Aż pewnego dnia, właściwie wczoraj, zjawiła się pewna dwunożna z daleka. Miała swoje typy, ale przyjrzała się jeszcze kilku psom...Zdziwiła się, jak usłyszała obok kojca Ofisa, że on właśnie jest niewidomy. Nie mogła uwierzyć, bo taki radosny, pewny siebie i szalony! Zabrała na spacer i... to było to! Właśnie takiego psa szukała, a jej poprzedni zwierzak też nie widział na starość, więc to nie było dla niej jakimś problemem. Wesoły, relozutny... rezolutny Ofis pojechał w siną dal badać świat łapkami, nosem i uszkami. Da radę!

Martwiłem się o Alfika. Bo co prawda urodziwy i pociesznie wyglądał, jak w biegu uszka mu się majtały na wszystkie strony, ale miał swoje za nimi... znaczy za uszami... Dwunożni jakoś tak mówią... Ktoś postanowił dać mu szansę jednak i powiózł pewnego dnia do domu.

Przyszły wieści!

"Witamy, Alfik (czasem Alfred :) ) jest z Nami dopiero półtorej tygodnia, od pierwszego dnia się zaaklimatyzował, po przekroczeniu progu od razu władował się na kanapę, na której spędza wiele czasu. Jest bardzo przyjacielski, wystarczy coś do niego powiedzieć a ląduje na kolanach i domaga się pieszczot :) Myśleliśmy że adoptujemy "małego rozrabiakę", a okazuje się że to grzeczny i usłuchany pieszczoch. Czy to w domu czy na dworze piesek zapomniał jak się szczeka, najwięcej radości na jego pyszczku maluje się gdy ma wyjść na spacer, ale chyba tyle samo sprawia mu powrót do domu, bo szybko zapamiętał drogę i sam do niego ciągnie."

Ha! Widzicie?! Jak to dom zmienia psa...

Pysio może nie miał specjalnych wad, ale został oddany... Terierowaty, potrzebujący sporo ruchu, w poprzednim domu ponoć nie przepadał za dwunożniątkami... Ale też jego... "pańcio" sam przyznał, że nie przysięgnie, że żaden z małych dwunożnych nic mu złego nie zrobił...

Znaleźli się ludzie, dla których Pysio okazał się idealny pod każdym względem, ale też coś ważnego przyznają...

"Minął ponad miesiąc odkąd Pysio mieszka z nami, więc wypadałoby napisać co u nas.
Do schroniska w Zielonej Górze jechaliśmy bardziej jako towarzysze, na pewno nie planowaliśmy adoptować psa. Jeszcze wtedy nie wiedzieliśmy, że całkiem przypadkiem jeden psiak skradnie nasze serca. Zrobił to do takiego stopnia, że przez dwa najbliższe dni bezustannie mówiliśmy tylko o nim, oglądaliśmy jego schroniskowe zdjęcia i nie mogliśmy się doczekać, kiedy go adoptujemy.
Przy adopcji zasugerowano nam, abyśmy uważali z psimi przysmakami, bo Pysio to mały grubasek. Wizyta u psiego fryzjera podziałała niczym dieta i wizualnie odjęła psiakowi z 5 kilo:) Okazało się, że Pysio to całkiem zgrabny słodziak. Wniósł do naszego życia dużo radości. Jest bardzo posłusznym i mądrym psem, nie mamy obaw przed chodzeniem bez smyczy – Pysio doskonale reaguje na komendy. Na spacerach uwielbia aportować – wszystkie piłki i patyki należą do niego. W zaciszu domowym bardzo lubi przytulanie i mizianie po brzuszku, ciągle domaga się głaskania. Początkowo miał pewne obawy przed jazdą samochodem. Aktualnie sam wskakuje do auta, ciekawy nowych podróży. Pysio nie przepada za dziećmi, w szczególności za małymi dziewczynkami – gdy takowe się do niego zbliżają, „subtelnie” ostrzega, aby odejść.
Cieszymy się, że go wybraliśmy, choć tak naprawdę to chyba on wybrał nas. Po zachowaniu Pysia możemy śmiało stwierdzić, że bardzo lubi z nami przebywać.
Załączamy zdjęcia Pysia z nowego domu, wraz z pozdrowieniami :)"


Widzicie? Nie przepada za małymi dwunożnymi w sukienkach... Czyli musiał mieć jakieś kiepskie doświadczenia... Szkoda, że ci więksi dwunożni nie nauczyli tych mniejszych, jak należy się zaprzyjaźniać ze zwierzakami... Ech... Biedny Pysio. Ale może się przekona jeszcze, może polubi... Jest wiele wspaniałych młodych dwunożnych, którzy są psiempatyczni i nie zrobią krzywdy, i nie dadzą zrobić nikomu...

Widzicie, przydały sie te kciuki! Namawiam więc bardzo, żeby trzymać je za Aresa, który co jakiś czas ma gorsze dni... Za Butlę, której też schronisko nie służy... Za Tygrysa, który chodzi ciągle i marudzi, też nienajlepiej się czuje... Za sierściucha Gałusia, który po operacji jakoś niebardzo dochodzi do siebie, a przecież musi być lepiej, bo jak do domu pójdzie...? Za Pimpka, któremu znów jest gorzej...

Za każdego z osobna i za wszystkich nas trzymajcie. Wiecie, że lepiej nam się robi, kiedy wiemy, że jesteście z nami...

środa, 21 września 2016

Chaos!

Było już o porankach. Sam pisałem! Bo to ja znów. Ares. Dżokej nie pisze, booo... nie pisze i już. JA jestem i starczy. Na pewno na mnie czekaliście, bo jestem LEPSZY.

Przecież wiem.

...w każdym razie... Dzisiaj będzie chaos. Będzie chaos taki, jaki był kilka dni temu, kiedy jedna z naszych nie przyszła do pracy, bo się rozchorowała tak, że ani ręką ani nogą! ...ale nie ubiegajmy faktów...

Rano zaczęło się niewinnie... Ot, Tygrys próbował rozmawiać z Beethovenem...



Ale chyba Beethoven mu powiedział, że z niego taki Tygrys jak z niego chart i się biedny Tygrys mało nie zapluł, że gdyby nie kraty, to by mu pokazał! ...nie wiem co on ma do pokazania, ale wolałem się nie pytać...

...Pinio sprawdzał podwozie jeździdła, bo tam coś ostatnio stukało...



...Rozik przeglądał się w lustrze...



HA! Prawda, że mi się to udało?! Rozik i drugi Rozik! Tam jest taki malutki wybieg i akurat tymczasowo ten zwierz tam przebywał, a Rozik musiał zagadać, posiedzieć, żeby się tamtemu nie nudziło. Tylko wiecie co... wstyd... Bo jak nasza fotopsiografka tak biegała co rusz w inną stronę, to ciągle mówiła na niego Karol. Ale on w papierach ma inaczej.... Bo Karol to owczar, a nie taki szary wypłosz. Tylko ona tak ciągle Karol i Karol i teraz mi się wbiło, że to Karol i nie pamiętam, co wisiało na kartce... A nie będę już lazł, bo noc jest.

Jak już Rozik odsiedział swoje, to poszedł się... popaść troszkę...



I w czasie, kiedy on się tak pasł beztrosko właśnie się okazało, że jednej z naszych nie będzie! Zaraz się wzięła fotopsiografka z jedną psiolontariuszką do roboty! Bo u nas pracy jest ciągle duuużo, a jeszcze jak kogoś brakuje... A tu miejscówki trzeba posprzątać, żarełko poroznosić, tabletki rozdzielić... Tabletki rozdziela Tabletkowa albo zastępca, wiadomo, ale do sprzątania i noszenia misek to każda para rąk dobra!

Jeszcze żeby się nie pomylić! Wszystkie psy na wiatach dostają jeść wcześniej, a potem po kolei, jak leci. Szpitalik, apartamenty, biura, szare lewe, prawe, tylne, przednie, białe lewe, białe prawe... 

Świeże sierściuszki, które ktoś zostawił w pudle na schroniskowym parkingu nie chciały jeść za bardzo, może czekały na kociomatkę... ale nie było...


Renek dostał jeść razem z kotami...


Skubaniec nie widzi, ale doskonale wie, kiedy ktoś zagląda do jego michy! Czarny Milek ma sposób. Jak się Renek odwróci, bo jakiś dźwięk go zaciekawił, to Milek już ma ryjek w renkowej misce i co lepsze kąski wyciąga! Jak Renek znów postanawia zjeść, to Milka już dawno nie ma. Czeka, aż Renka znów coś odciągnie. Sprytny sierściuch, nawet ja muszę pochwalić... Miał swoją michę, ale z jego nikt mu nie wyje. 

Rozik kontrolował dobre zmieszanie karmy z kurczakiem... To taka mieszanka dla tych, które muszą zjeść koniecznie, bo powinny sił nabierać.


Nanki za to nie szło wygonić z wyra... Może to i dobrze, bo nasi tak ganiali, żeby zdążyć wszystko zrobić, że by tylko przeszkadzała...


Po śniadaniu nadszedł czas na sprzątanie!

Z apartamentu został wyniesiony Pimpek ze Szczerbatkiem na taki malutki wybieg koło domku wolontariuszy. Tam jest dla małego psa dużo miejsca, a i płotek niewysoki. Pimpka znacie, a Szczerbatek wygląda...



...no nieszczególnie, co ja poradzę... Dotknąć się nie da za bardzo, trzeba wiedzieć, jak podejść. Taki austytyczny jest...

Razem z Pimpkiem mieszka Derlik, on trafił na większy wybieg. Łooo, po nim było co sprzątać... Trudno, tak to już jest, że co się zje, to trzeba... no... A spacerów zawsze będzie za mało... Nikt potem nie ma pretensji, złego słowa nikt nie powie! Się sprząta... znaczy... nie się... nasi sprzątają, wymieniają kocyki i kołderki, podłogę szorują, potem jeszcze raz myją, potem wycierają i jest pięknie.

Na ogarnięcie czekały też zmęczone szczeniorki jedne... 




...i drugie...




To czarne na wprost, z boku kojca, to dwa chłopaki. To wyżej to chłopak i dziewuszka. Też świeżaki. trafiły do nas przegrzane i leeeedwo człapiące... Jest lepiej... Zwłaszcza te dwa na dole. Drą się na całego, kiedy akurat nie śpią! 

Ten z boku to Drągu. Jego muszę pochwalić! On tylko kałużę zostawił, ani jednej grubszej niespodzianki! Jego wziął na spacer do lasu jeden wolontariusz i u niego to rachu-ciachu i posprzątane było! 

Koło Drąga mieszkają jeszcze dwa inne psy, to się potem zamieniły z Derlikiem na wybiegu! Derlik wrócił na czyste podłogi, a Kapsel z Kanią poszły poganiać. Wtedy przyszła pora na mycie podłogi u nich...

...a ile przy tym wszystkim nasi musieli wodę zmieniać, ile papieru poszło, ręczników, rękawiczek... Ale nikt nie narzeka! 

Nasi tak biegali i biegali, że sam Rozik w pewnym momencie stwierdził, że nic tu po nim, że idzie do siebie. Trawę ocenił, z nie-Karolem pogadał, karmę spróbował, zaakceptował, wszystko grało. Stanął pod drzwiami swojej miejscówki i szczekał tak długo, aż ktoś nie pobiegł i go nie wpuścił. Taki jest mądry! 

...Pinio przeciwnie - on niespecjalnie czuł, że miałby jakkolwiek przeszkadzać. 



W całej swej piniowej łysolkowatości przechadzał się po całym placu...



...ale że to małe jest, to nasi musieli pomyśleć za niego i wpakowali go do Pimpka, do zagródki. Potem trochę zaczęło kropić, więc Pimpek ze Szczerbatkiem wrócili do apartamentu, a Pinio... cóż...


Tak się urządził, że go nasi na początku nie znaleźli i uznali, że tam jest pusto... Bo kto inny go tam umieścił, kto inny wyjmował Pimpka... Martwić się jednak nie ma o co, Pinio szybko wrócił do kuchni!

Ufff... Kolejne miejscówki już ogarniali inni nasi, którzy przyszli do pracy na swoje zmiany. Też mieli ręce pełne roboty, kocyków, ręczniczków, szczotek... i nie będę wymieniać, czego jeszcze.

Powoli też schodzili się wolontariusze pełni energii i gotowi na spacery, więc wcale spokojniej się nie zrobiło na placu, chociaż przez mały pokropek wcale nie było tak, jak być mogło... Ale i tak nie narzekamy! 

...na koniec zobrazowanie wyrzutu sumienia. Jakby ktoś kiedyś się pytał, jak wygląda, to właśnie tak:



Mistrz. Mistrz nad Mistrze. Nie ma drugiego takiego. Nie ma i koniec, Wam piszę. Najbiedniejszy, najbardziej zrezygnowany, z najsmutniejszymi oczyskami na całym świecie. Tupet we własnej psiosobie. 

Nie chce Wam się przyjść do schroniska, a masz czas i moglibyście? To spójrzcie na zdjęcie powyżej i zastanówcie się raz jeszcze. I jeszcze raz. Aż nie podejmiecie jedynej słusznej decyzji...

Ares.

niedziela, 18 września 2016

One czekają, pamiętasz...? Gasną, wiesz o tym...?

Wiele razy może już o nich było napisane. Wciąż jednak czekają na szczęście, na spełnienie marzeń, na Ciebie... Coraz trudniej podnieść im się co rano, coraz trudniej odetchnąć ze spokojem, coraz trudniej na spacery się drepta... One wiedzą, że jak kaszlną przy dwunożnym, to pęka im kolejny balonik z napisem "szansa na dom".... Wiedzą, że jak nie nadążą na leśnej ścieżce, to pęknie kolejny...

Butla kiedyś była pełną energii, radosną psiolaską. Wypatrująca wolontariuszy i tych dwunożnych, co to powoli się przechodzą między kojcami i szukają przyjaciela... Ona też szukała, tylko nie mogła inaczej, jak tylko wpatrywać się w każdego, merdać przykrótkim ogonkiem i okręcać się radośnie pokazując z każdej strony...


Butla już nie wpatruje się w ludzi na wiatach. Powody są dwa... Nie mieszka już na wiatach, tylko razem z Romeo w ciepełku. Zdrowie już nie te, Butelka ma anemię, jeszcze gdzieś jej się coś pali w środku. Dziwne, ale psioweci tak mówią. Że stan zapalny ma niby. I szukają teraz, gdzie to się pali i dlaczego, i jak pomóc... Jest już po jednej operacji, musieli jej jakiś bebeszek usunąć, potem się bali, że guziki się przeniosły, ale na szczęście żadnych nowych nie znaleźli. Drugi powód tego, że Butla już nie wypatruje jest taki, że psiolaska nie widzi... Kiedyś było w porządku, a teraz... Nie wiem, czy całkiem ma ciemno, czy jednak widzi chociaż dzień i noc, ale przecież się pytać nie będę, jeszcze jej się przykro zrobi... Widać, że gdzieś na coś się patrzy i wie, skąd wołają, ale tak na czuja bardziej. Przecież to nie może sprawić, że te wszystkie baloniki, o których wspomniałem na wstępie, pękną... Wciąż jest kochana, wciąż uwielbia ludzi i czeka na nich każdego dnia...


O tym psie pisał Ares całkiem niedawno, ale najwidoczniej nie przekonał nikogo. Ja napiszę wprost - z Moko nie jest dobrze.


Kiedyś myślący tylko o długim spacerze z podbiegami i targaniem patyków... A niedawno zaczął mieć problemy z oddychaniem... Psioweci go oglądali i tam coś nie tak ma w środku. Czekajcie, przepiszę... o, mam. P o d n i e s i o n a   t c h a w i c a. Co to i o co chodzi - nie wiem. Na pewno jesteście mądrzejsi ode mnie, na pewno wiecie. Nasi też mu serce sprawdzali i też się okazało, że nie pracuje, jak powinno. Raz mu się chce pompować krew, a raz niebardzo, tak się zdecydować nie może. Psioweci często do Moko zaglądają, a Tabletkowa też mu codziennie torciki z wkładką podaje, ale... no nie jest idealnie... Potrzebny mu spokój, opieka taka domowa... Właścicielskie oko zwierzaka leczy! ..jakoś tak mówią...

Daleko zresztą szukać też nie muszę, bo mój współpsiolokator też ma stan poważny... Który...?


Ares. Nie jest z nim dobrze. Swego czasu było naprawdę bardzo kiepsko i ledwo psioweci go na nogi postawili, ale się udało i Ares do nas wrócił. To jednak nie koniec. Wątróbka postanowiła żyć własnym życiem... Stwierdziła, że nudno być taką zwykłą wątróbką i postanowiła się zmienić. Solidnie. I rozrosnąć... Aresa czekają kolejne badania, żeby sprawdzić, czy może da się jakąś operację zrobić, czy co... Oby się dało... ale z wątróbką to tak jest, że jak się uprze, to się nic z nią zrobić nie da. Trzeba trzymać kciuki, żeby jednak była na tyle uprzejma, żeby dała Aresowi przeżyć jeszcze kilka ładnych lat w zdrowiu i dobrym samopoczuciu... Co nie zmienia faktu, że w domu by było lepiej zdrowieć, bo w schroniskowym biurze to głasków dużo, ale i ciągle coś się dzieje... W kojcach nie lepiej, bo ciągły szum, szczekanie i też dwunożni wędrują z nowymi psami na spacery albo szukają czterołapów, które wróciliby z nimi do domów...

Kolejnego też nie muszę szukać daleko, bo śpi zaraz za drzwiami. Niedawno się wprowadził. Aron we własnej psiosobie.


Trafił do nas chuuudyyy i kiepsko wyglądający. Jego domem była komórka, spał na betonowej podłodze... Łańcucha tyle, że ze dwa kroki mógł zrobić na zewnątrz... W schronisku odżył. Kolejny przykład, że u nas jest naprawdę lepiej niż w niektórych miejscówkach. Wiem, że on też miał leczoną wątróbkę, ale się jakoś udało ją przekonać, żeby się nie wygłupiała i teraz jest chyba w porządku. Tylko Aron zaczął ostatnio chuść i znów nasi będą sprawdzać, co mu jest... Dlatego też wprowadził się do nas, bo może w bardziej domowych warunkach mu się zrobi lepiej... Chłopak nigdy nie miał dobrego domu. Żadnego domu nie miał. Komórkę i beton, i psiolaskę do towarzystwa na łańcuchu obok...

Nie tylko oni gasną... Nie każdy, kto mieszka długo, musi się uskarżać. Niektórzy zachowują humor i zdrowie. Mają siłę się przymilić, pokazać od najlepszej strony! ...i tak czy siak nie idą do domów... Niektórzy z nas jednak są mniej odporni, łapią depresje, wątróbki im wysiadają albo inne tam bebeszki ze środka... Potem dwunożni boją się takiego zwierzaka przygarnąć, a przecież w domu się zdrowieje, w domu bebeszki mają się lepiej, nie ma stresu, nie ma zmartwień, można żyć! I chce się żyć!

Wiadomo, każdy zasługuje na dom. I ten sierściuch, co przyszedł wczoraj i ten, który czeka rok i do tego cukier mu skacze. I ten pies, którego właśnie przez bramę przeprowadzili i ten, który od kilku lat wypatruje domu kolebiąc bioderkami na boki, bo stawy już nie te... Wiem jednak, że wiele tych, które są od niedawna, oddadzą swoje szanse tym bardziej potrzebującym. Wiem o tym. Ja też tak mówię i wiem, że inni też. Rozmawiałem.

Nie bój się mieć za przyjaciela niedowidzącego, kaszlącego, obolałego, nie-do-końca sprawnego zwierzaka. Z Tobą będzie żyć dłużej, szczęśliwiej, spokojniej, bezpieczniej...

...będzie ŻYĆ...

środa, 14 września 2016

Ćwiczą spojrzenia. Myślisz, że to już perfekcja?

Każdy z nas ćwiczy. Niektóre dodatkowo podrzucanie ręki nosem, inne przykuc przednich łap z wystawianiem do góry kupra. Oczy jednak ćwiczy każdy! Jak już karmę rozniosą i się zszamie, to potem te, co same mieszkają, biorą michę i opierają o ścianę i potem się w niej przeglądają ćwicząc maślane oczy, a te, które mają psiumpli, siadają naprzeciwko siebie i tak długo czarują, aż któryś się nie rozryczy!

Westa przy okazji wpatrywania się, zaczyna niepewnie mlaskać i wtedy wygląda podwójnie uroczo...


Zamieszkała u nas na wiosnę. Sama właściwie sobie nas wybrała, bo po prostu pewnego dnia... przyszła. Poza tymi, które czasami zwiały na spacerze i same wróciły, Westa to chyba jedyny pies, który sam z siebie poszukał miejscówki w schronisku! Westa fajna jest, po prostu. Psiumpelka dla każdego, bo i z psami się dogada i dwunożnym da się głaskać pół dnia, tylko brać do domu! Nasi mówią, że w domu musiała mieszkać, bo stara się bardzo nie brudzić tam, gdzie mieszka. Wiadomo, że spacerów u nas tyle nie ma, co w domu, to czasami jej się przydarzy, ale szybciej jej pójdzie dostosowanie się do mieszkanka! Co jeszcze? Może to, że Westa ma lat osiem. To dla niektórych może dużo, ale ja myślę, że dla psiolaski, co to ma nie mieć już w głowie wielogodzinnych szaleństw, to akuratnie.

Manuk do maślanych oczu dorzuca opuszczenie uszek. Urok się wylewa!


Prawda?? Manuk jest trochę młodszy, psioweci stwierdzili, że ma lat pięć. Może i ma siwy pychol, ale najwidoczniej od nowości tak ma, to po co zaraz mu wymawiać... On trochę dłużej u nas mieszka, po od przed-świąt, tych zimowych. Złapać się nie dawał. Nie chciał. Czekał widocznie... Ale zimno było, w pupę wiało... No i głodno też było, więc jak zobaczył żarełko w takiej blaszanej klatce, to wlazł. Zdziwiony był, kiedy się za nim to zamknęło! A to była taka sprytna klatka, co to jest właśnie do łapania takich niedających się po dobroci. W schronisku, jak już nie było co się oszukiwać, że kogoś odnajdzie, to się jakoś dostosował... Co prawda smutno, nikogo znajomego, ale cóż... W końcu zrozumiał, że to jednak lepsze miejsce niż błąkanie się wśród deszczów, śniegów i zawieruchów. Teraz Manuk czeka na kogoś, kto już mu się nie da zgubić. Nigdy-przenigdy... Z kim na spacerek pójdzie, bo tam to takie wszystko dla psiurka ciekawe, z kim będzie się czuć odważniej i bezpiecznej...?

Mistrzem w patrzeniu stanie się na pewno Ofis!


Widzicie, jak się patrzy...? Tylko smutne to, że on się nie patrzy tak naprawdę, on nie widzi... Oczy ma takie lekutko granatowe, Ofis świat tylko czuje pod łapkami albo nosem, albo uchem... Dwunożnych czuje też sercem. Musi nie widzieć od dawna, bo jest całkiem odważny! Jakoś się odnalazł u nas, chociaż jeszcze mapy schroniska się uczy. Jeszcze kilka spacerów i będzie wszystko wiedział, wszystko sobie poukłada. Jak pójdzie do nowego domu to też wpadnie na coś raz drugi, piąty, a potem już idealnie trafi do miseczki z jedzonkiem i do fotela, na którym jego dwunożny będzie wypoczywał, żeby go wyciągnąć na spacer! Ofis młody jest, bo lata ma zaledwie dwa. Całe życie przed nim! Z dziesięć, czy dwanaście, czy czternaście nawet! Za jakiś czas w domu każdy zapomni, że on ciemność przed oczami ma. Psiur jest tak pozytywny, że naprawdę jego niewidzenie jest problemem może dla wielu, ale akurat nie dla Ofisa...

Wiemy, że dwunożni mówią, że nie przyjdą do schroniska, bo tam tyle oczu się w nich wgapia i tego podobno nie można znieść. Wiesz, że łatwiej to zniesiesz, jak dasz cokolwiek od siebie? Możesz dać spacer. Krótki albo długi, szybszy, wolniejszy. Zależy, ile masz sił i chęci. Nasi dobiorą Ci odpowiedniego psiumpla! To będą dla niego piękne chwile... Możesz dać DOM. Mamy staruszki, mamy młodziaki. Mamy te bardziej potrzebujące i bardziej-bardziej-bardziej....

Wiesz, że jak nie pojawisz się w schronisku, to one tak będą się wpatrywać w zamkniętą furtkę...? W puste przejścia między wiatami...? Codziennie to samo...

Nie myśl, że TY nie dasz rady. Pomyśl, że one tym bardziej nie dadzą rady bez Twojego wsparcia...

niedziela, 11 września 2016

Najgorsza ta pierwsza...

Ostatnio pisał ktoś na blogu, że nie obchodzimy rocznic. Nikt z nas nie pamięta, kiedy się urodził i nikt nie ma tego wpisanego w papiery. Nie błąkamy się z metryką, a czasami tam, skąd przychodzimy, nikt nie chce pamiętać o nas, a co dopiero o dniu, w którym przyszliśmy na świat...

My, bezdomniaki, nie obchodzimy urodzin. Nie wiemy, kiedy. My, bezdomniaki, "rodzimy się" na nowo, kiedy nasza nowa rodzina podpisuje umowę adopcyjną i zabiera nas do domu na zawsze-zawsze. Wtedy najczęściej oni pamiętają o tej najważniejszej dla nas dacie - dacie naszych nowych, najprawdziwszych i najszczęśliwszych "urodzin".

Teraz nie wiemy, kiedy one nastąpią, a jedyną datą, jaką znamy, jest data przyjazdu tutaj.

Większość z Was przeczyta to rano, znaczy w niedzielę, znaczy 11 września 2016 roku. Właśnie tego dnia rocznicę obchodzą dwa psy, a za kilka dni kolejne dwa. ...i żeby to jeszcze była pierwsza rocznica... Chociaż pierwsza jest chyba najgorsza.

Drapek obchodzi drugą rocznicę. Dokładnie dwa lata temu do nas przybył.


Miał przerwy w tak zwanym międzyczasie, kiedy próbował życia w innych miejscach, ale o pierwszej przygodzie nawet nie wspomnę, a druga... cóż... niech będzie, że dwunożni pokochali Drapka bardzo, a on ich, ale jego natura była silniejsza od niego i jednak pod tym względem się nie zgrali... Potem był płacz i lament, ale Drapek wrócił. Psiur z niego niewielki, ale energii ma za całe stado! Przebiec kilkanaście kilometrów to dla niego tyle, co zjeść chrupka, po prostu go roznosi! Musi mieć co robić i trzeba codziennie pamiętać, żeby go solidnie wymęczyć... To naprawdę fajny zwierz, tylko potrzebuje kogoś naprawdę aktywnego i niebojącego się wyzwań.

Tego samego dnia przybył do nas Hagi.


Widocznie ten dzień był spod znaku aktywnych, bo Hagi też jest stworzony do biegania! Właściwie to tego jedenastego września, dwa lata temu, Hagiemu zmieniło się życie na lepsze. Przybył do nas z dość niefajnego miejsca, gdzie niezbyt miał dobre warunki... U nas jednak przyjemniej z pełną michą, spacerami i posprzątanym kojcem. Taki z niego zwierz, że nie z każdym się zaprzyjaźni od razu. Owszem, smakołyk chętnie, ale z przytulaniem trzeba poczekać, nie tak na pierwszej przechadzce! Zgrywa takiego niedostępnego i trzeba po prostu dać się poznać z najlepszej strony, aż sam się przekona i zechce bliższego kontaktu. Nie ma co zmuszać! Jak już kogoś jednak dobrze pozna, to jest coraz śmielszy i coraz bardziej przekonany, a jak ktoś go pokocha, to żadne przyjazdy częstsze na zapoznania nie będą straszne!

Za kilka dni, bo w ponn...wto.. tak, we wtorek, będzie rocznicował Herbi... To będzie jego trzecia jesień w kojcu...


Trzy lata temu Herbi był zdrowszy i bardziej widzący niż teraz. Dzisiaj ma tylko słuch i węch oraz łapki, które go niosą między wiatami, przez schroniskowy plac do lasu, który dobrze przez trzy lata poznał. O nim było niedawno, więc się powtarzać nie będę, bo jeszcze uznacie, że nudny jestem.... O Herbim poczytacie więcej TUTAJ.

Za kolejne kilka dni, dokładnie za tydzień, Nusiek będzie obchodził tę najsmutniejszą chyba, pierwszą rocznicę...


Dlaczego najsmutniejsza? Bo pierwszy miesiąc się myśli, że przecież to tylko chwila i zaraz się wymaszeruje do domu. Drugi to właściwie prawie jak pierwszy, w trzecim, czwartym i piątym zaczyna się już na dobre kumać, o co w tym wszystkim chodzi, w kolejnych poznaje się kolejnych psiumpli, wybiegi i kolejnych wolontariuszy, a potem nagle uświadamiasz sobie, że stuknął cały ROK... A przecież jeszcze niedawno był raptem miesiąc i przecież ktoś miał się zjawić... a tu nic. 

Wracając do Nuśka - przyjechał do nas z psiumplem Orkanem i psiumpelką Luką. Oni już wyjechali do domów... Czemu nie Nusiek? Nie wiem! Jest spory, ale do tego tak uroczy i z gracją, że doprawdy nie rozumiem! Mieszka z Boryskiem i obaj są szaleni w tym niezwykle pozytywnym znaczeniu. Prawda, lubi sobie pobiegać, poszaleć, pobawić się, ale przecież to same zalety! Z innymi psami się dogaduje, wszyscy dwunożni też są dla niego psiekstra kompanami, Nusiek to jeden z tych psidealnych psów!

Jest jeszcze szansa, żeby Nuśkowi oszczędzić tej pierwszorocznej, przykrej rocznicy. Jest szansa, żeby też innych zwierzakom jej oszczędzić, zresztą nie tylko tej pierwszej, bo każda jest niefajna. To właśnie z Tobą mogą obchodzić swoje pierwsze, prawdziwe urodziny! Takie najlepsze, najradośniejsze, które zmienią w ich życiu wszystko...

Nie będą oczekiwać ani tortu, ani prezentów. Wystarczy im ta pewność, że już zawsze, na zawsze będziecie je obchodzić razem...

środa, 7 września 2016

Takie poranki się dzieją...

Poranki różne bywają. Nocami śnimy czasami, że latamy albo obgryzamy kosteczki, a obok leży góra kolejnych, albo że biegamy, ile sił w płuckach i łapkach za sierściuchami, własnymi ogonami, psiumplami, rowerami... Różne rzeczy się śnią. Czasami spać nie można, bo jakaś mechanlolia się w głowie uruchamia i przypomina się dom, jak kto miał jakiś kiedyś, albo tęsknota za miętkością i ciepełkiem posłanka... W budach ciepło, ale wiecie... Buda to buda, a posłanie czy fotel to posłanie i fotel... 

Przestrachanie, że w nocy psów ubyło jest u nas dość częste... Podchodzą nasi do kojca, a tu jedna buda pusta, a w drugiej tylko jedna kudłata głowa...


Kudłata głowa należy do Będka.


Będkowi właśnie dzisiaj mija rok odkąd mieszka w schronisku. Nie obchodzimy takich rocznic. Nic fajnego. Dla większości przynajmniej, bo jak któryś siedział w komórce ciemnej albo poczuł, jak ciężka może być noga dwunożnego i jak się potrafi boleśnie zamachnąć, to temu jest jednak u nas lepiej... Wracając do Będka - musiał mieć dom. Inaczej nie trafiłby taki wychuchany z sierścią idealnie zadbaną. Zwiał czyżby...? Nieśmiały taki bywa troszkę. Dziwne, bo terierowato wygląda, a takie to przebojowe są! Widocznie charakter ma po tym drugim rodzicielu, bo że gdzieś w genach terier jest, to pewne, ale co więcej? Nie wiadomo! Młody jest jeszcze, trzy lata ma. Całe życie przed nim! Oby ten dom znalazł się szybciej niż później...

Wracając do tematu jednego psa w dwupsim kojcu... Wystarczyło zacmoktać i zawołać iii oootooo....


No widzicie?? Razem raźniej, cieplej, lepiej się biega przez sen i chucha do ocieplenia budy... Ten czarny to Barcik.


On nawet jak miał dom, to musiał go stracić już dość dawno... Trafił do nas z wystającymi żeberkami i całkiem brzydkim okiem. Oko się na szczęście zagoiło na tyle, na ile mogło, a żeberka się schowały już trochę pod ciałkiem, ale domu jak nie było, tak nie ma... On jest taki całkiem do kochania, bo i sam nie widzi w dwunożnych nic, za co miałby ich nie lubić. Jak trzeba, to i przypomni o sobie na spacerze czy podczas przerwy! Na zdjęciach tylko taki nieśmiały, ale jak trzeba, to się pokazać potrafi. ...tylko jego nie widzą... 

To nie koniec przestrachania! 

W tym kojcu też nie obyło się bez wołania! ...tam zamiast psa był magiczny kocyk!


Funfel po prostu MUSI mieć jamnicze korzenie! I to nie tyle może do końca z wyglądu (chociaż w sumie też można się doszukać)...


...co z tego uwielbienia zakopywania się w kocyk! Funfel musiał być psem domowym, nie do końca mu ta buda odpowiada... Najczęściej w niej nie śpi wcale, kocyk jest najlepszym dla niego miejscem. A niebawem przyjdą prawdziwe chłody, jesień, plucha, zawierucha, zima... Co będzie z tym ciepłolubnym Funfelkiem...? Z psami różnie się dogaduje, ale każdy dwunożny jest jego kumplem. Z niego też taki psiumpel-Funfel! Nasi go ocenili na 7 lat, ale czy ma tyle, czy więcej...? Fafelki już takie białawe ma.. Mogliby ci jego dwunożni go wreszcie odnaleźć...

Nocami w schronisku robi się cicho. Zamykamy wszyscy oczy i albo cieszymy się spokojem, albo tęsknimy, dumamy nad kolejnym dniem... Czy będzie spacer, czy może wyjedziemy na zawsze i znów będziemy czyiś... Czasami jeszcze długo w noc opowiadamy sobie, jaki fajny był dzień, ile było spacerów, jakie długie, kto wlazł w krzaki i zaciągnął tam wolontariusza, kto się wywalił na prostej drodze, kto patyka nie złapał jak ostatnia psierota... Bywa zabawnie! ...a czasami ci, którzy mieli domy snują opowieści, jak to jest być częścią super stada, w którym jest tak swojsko, kochająco, miziająco, rozrywkowo i bezpiecznie...

...a potem włazimy sobie nawzajem do bud czy posłanek, wtapiamy się w kocyki, wciskamy w kąty... Byle czuć coś blisko, ciepło...byle nikt nie słyszał, jak siorbiemy nosami i nie widział, że oczy nam się pocą...

Ares.

niedziela, 4 września 2016

...kuweta...? niby nic dziwnego, ale W PSIARNI???

Tu Ares. Dżokej się zdziwi, jak wstanie, bo post będzie napisany! Spodobało mi się ostatnio, a i Czytaciele mnie dużo razy czytali, więc nie mogę przecież skazywać ich na długie i tęskne czekanie na moje pisanie! 

Przechodzę ja sobie niedawno i niespiesznie obok szarego, blaszanego budyneczku naprzeciw biura... I zerkłem do środka... Pacz...znaczy patrzę... I oczom mym uwierzyć nie mogę! 

Patrzcie.....


Klatucha, poducha różowa, kocyk, micha i..... KUWETA! A między tym wszystkim pies! Aż chrząkłem, żeby się kudłacz odwrócił do mię i w oczy me spojrzał się Leg... Pies na pewno!

Podchodzę bliżej... i zagadłem...

- Leg! nie wstyd Ci?? Chociaż trochę????

- Ale że co?

- Pies i kuweta?? Toż to nie przystoi! Sierściuch, to tak, ale pies powinien godnie trzymać to, co trzeba tam, gdzie trzeba! Nie będę komentować tej różowej podusi, bo to już jak uważasz... ale kuweta..........

- Wyluuuzuuj, nie moja!

- Jak nie Twoja?! Leżysz obok, w klatce, czyja ma być!?

- Leżę, bo wygodnie. To nie moja miejscówka, ale Puśki. Wleź tu i zobacz, tam stoi...

Polazłem, a co było robić...

Wiecie, że nie ściemniał? Najprawdziwszy sierściuch! Znaczy sierściucha. Kociolaska.


Wielkie oczydła, wąsy długie... Ale żebyście nie myśleli, że Leg zajął jej mieszkanko i ona teraz na podłodze musi kimać - ma sporo innych atrakcji...


Nasi ją odebrali od dwunoznych... Dowiedzieli się, że ktoś kotu zrobił coś bardzo niefajnego, a potem nie zabrał do kocioweta, chociaż sierściucha wyraźnie niedomagała.... Nasi pojechali i zastali Puśkę leżącą, niewstającą i niedającą się dotknąć! Popytali, pogadali, nikt nic nie wiedział, a sierściucha że niby od wczoraj raptem taka... Łaciatą więc wpakowali do pudła i pędem do szpitala pojechali!

Kociowet popatrzył, pomacał, popukał, zdjęcia porobił takie, co to od środka można zwierzaka pooglądać i wyszło, że Puśka ma jakieś zmiany w oczach, które mogły być wywołane działaniem nieprzyjaznym! Znaczy KTOŚ mógł to sprawić, nie samo-się... Kota miała też ranę na tylnej girze, która też nie powstała "przed chwilą", co było właściwie czuć na odległość!


...gira nie tylko była ranna, ale też połamana. Tylko nie wiem, czy ta sama, może jedna dziurawa, a druga złamana? Możliwe. W każdym razie nie chodziła wcale.


Na szczęście teraz całkiem ma się dobrze! Tylko nie może iść do żadnego domu, bo to jeszcze nie wiadomo, jak to będzie... Na pewno jednak ma lepiej u nas. Nasi dbają o nią i miziają, kiedy tylko mogą. Poza tym ma fajnych psiumpli!

Leg, który ją tam podsiada... podkłada się znaczy, jest całkiem uroczy. 


Prawda, że uroczy?? Ma lat osiem i jest mały. U kota w klatce się mieści. I sierściuchy lubi! To duży plus! Miał jakiś uraz łap, więc może miał bliskie spotkanie z jeździdłem... ale już chyba jest okej. Na spacery chodzi grzecznie i ogólnie jest mało czepialski. Byle nie być samemu... Będzie super psiumplem dla każdego, kto szuka takiego spokojnego zwierzaka! Może mieć kociumpli i psiumpli, wszyscy będą super! Kudełków nie trzeba u niego często czesać, dużo nie zje, dużo miejsca nie zajmie...

Leg i Pusia nie mieszkają tylko we dwójkę. Z nimi jest Nax.


Smutny taki. Miał dom i swojego dwunożnego. Dobrze im było razem pewnie... Spokojnie dzień za dniem mijał. Razem. Nagle jednak opiekuna zabrakło... Odszedł tam, skąd się nie wraca i cóż... Nikt Naxa nie chciał, zamieszkał u nas. Nie mógł się odnaleźć. Do tej pory miał swoje posłanie w domu, wychodził na spacery, ale potem wracał... do domu. Nagle pewnego dnia wylądował w schroniskowym kojcu, do spania miał budę, a rano wyszedł... na dechy z widokiem na szare kraty. Później zamieszkał z Legiem i Pusią w prawie-domowym pomieszczeniu. Brakuje tam kanapy i dwunożnego, ale mają siebie i w chłody nie będzie im chłodno. Oby jednak znalazły przed zimą dom, taki prawdziwy i super...

O Pusi nie mogę tego jeszcze napisać, chociaż mam nadzieję, że będę mógł za krótki czas... ale Leg i Nax szukają domów! Ich dwunożny nie musi mieć czasu na kilkugodzinne spacery, pomysłów na wymyślne zabawy... Wystarczy, żeby po prostu cieszył się z ich obecności... Żeby pogłaskał po poliku, podrapał po pleckach, smakołyk dał, zaprosił do oglądania telewizji czy po prostu posiedzenia razem obok siebie... 

Tak wiele nie trzeba dać... ot, po prostu... siebie...