W komentarzu do któregoś posta Anette
zaproponowała mi, żebym wzięła do pomocy, do pisania znaczy, jakiegoś
sierściucha. No bo jak Tyson taki niechętny do pracy umysłowej…
Doskonały pomysł! Przeniknęłam zaraz do
kociarni, a tam - puściusieńko! Kotów na stanie brak! Kilka siedzi w
szpitaliku, leczą się, ale zdrowych – na lekarstwo! Hala kociarni świeci
pustkami! Za to psy w niej zagościły. Ciepło, przytulnie, pod dachem, przy
samej kuchni, ech… Tylko z tymi psami nie bardzo… Poszczekały mi trochę
staruszki, poskarżyły się… Później opowiem.
I tak, z powodu braku mlekopijów, znów
musiałam molestować Tysona. Chyba będzie miał na mnie uczulenie…
W
schronisku pojawił się niespodziewanie pewien starszy bezogoniasty. W
odwiedziny przyszedł. Kiedyś bywał tutaj często jako wolontariusz. Przychodził
ze swoją żoną i zajmowali się psami. Długi czas to trwało. Ale coś się zmieniło
i zrezygnowali. Trudno! Psy, jak zawsze w takich wypadkach, potęskniły trochę i
w końcu zaczęły zapominać…. Tym bardziej, że te zwierzaki, którymi ci starsi
bezogoniaści najczęściej się zajmowali, w większości poszły już do swoich
nowych domów. Ale kilka zostało. I te właśnie podniosły od razu powitalny
hałas.
A starszy
bezogoniasty chodził między wiatami, witał znajome psiaki, bawił się z nimi i
miał łzy w oczach… I coś mi się wydaje, że znów zacznie tu przychodzić ze swoją
żoną. Oj, dobrze by było!
Trochę
wcześniej nasi bezogoniaści przywieźli do schroniska Paliwa.
Młody, jasny,
owczarkowaty i mocno przestraszony był, gdy trafił tutaj. W dodatku miał prawie
całkiem oderwana powiekę – musiał się bić z jakimś innym psem i odniósł te
paskudną ranę. Gdyby nie udało się tej powieki uratować, to pewnie straciłby
całe oko, więc natychmiast pojechał do zjaw. Popracowali nad nim kupę czasu i
opatrzony, pozszywany Paliw wrócił i zamieszkał w szpitaliku. Teraz może nie
wygląda najprzystojniej – ale powieka i oko uratowane!
Czasem tak źle
i tak niedobrze. Była sobie u nas suczka imieniem Rima. Pisaliśmy już o niej na
tym blogu.
Trafiła szybko
do bezogoniastych mieszkających w ładnym domku na obrzeżach miasta. Oni
twierdzą, że chcą dla psa jak najlepiej, ale chyba jeszcze lepiej chcą dla
siebie. No bo suczka siedzi sobie przy domu, jedyna jej rozrywka, jak sobie
rozkopie kawałek ogródka. Bo na spacery żadne nie chodzi. A że żarcia jej nie
brakuje, to żre na potęgę. I robi się coraz grubsza! Po prostu prosiak, nie
pies. A jak już ma całkiem dość, to wieje! I, oczywiście, trafia do schroniska.
Zdarzyło się to już parę razy.
Teraz znów
jest w schronisku. Jeszcze tęższa niż ostatnio! Jej bezogoniaści na razie się
nie odzywają. Ale jak się odezwą, dostaną ostrzeżenie: albo zaczną ruszać się z
psem i sprawią, że Rima schudnie, albo już jej z powrotem nie dostaną. Przecież
tylko patrzeć, jak zwierzak padnie na otłuszczenie serca!
Pies głodujący
to paskudna sprawa. Ale pies przeżarty niewiele lepsza!
A teraz zaczynamy publikować nowy dodatek do
naszego bloga. Będzie o tym, co psy i koty lubią najbardziej: o żarciu,
żarciątku, żarciuniu! O tych wszystkich mniamuśnościach, za którymi przepadamy!
Ale nie o takich, które można kupić w sklepie, tylko o takich, które
bezogoniaści sami muszą przygotowywać swoim pupilom. Ten dodatek będzie się
ukazywał nieregularnie, ale złoży się na książkę kucharską psich i kocich
delikatesów.
Na początek – ciasteczka wątróbkowe. To
takie coś, co sprawia, że pies dostaje maślanych oczu, ślinotoku i gotów jest
zrobić wszystko, byle się dorwać do cymesu. Nauczy się nawet czytać po chińsku
i śpiewać hymn Gwatemali. Dobrze jest mieć przy sobie takie smakołyki, kiedy
pies się czegoś uczy: jak dobrze wykona polecenie, dostaje ciasteczko!
Przepis na ciasteczka macie niżej.
PS. Jak obiecałam Tysonowi takie ciasteczko,
natychmiast zgodził się napisać za jednym zamachem trzy posty! (Ten jest
pierwszy.)
aby powiększyć kliknij na obrazek lub najlepiej otwórz w nowej zakładce
przyda się jeszcze przepis na odganianie psa od drzwi piekarnika jak będzie się piekło ;) bo ja drzwi w kuchni nie mam a mój ślepawy staruszek, co potrafi nadepnąć na smakołyk i go nie zauważyć, czasem węch ma dobry i jak już WIE, że się robi, to za chiny nie da się wywalić z kuchni ;)
OdpowiedzUsuńwiadomo czy dobre to dla chorej wątroby? Znaczy czy szkodzić nie będzie... bo kudłacz je już tylko gotowane na przemian z Hepaticem, inne rzeczy mu szkodzą :(
1. Ochrona drzwiczek piekarnika przed psem w czasie pieczenia polega na złapaniu psa za kudełki i wywaleniu na spacer - PRZED ROZPOCZĘCIEM PROCEDURY PRZYGOTOWYWANIA!; (do chwili obecnej nie wynaleziono, (niestety) korków skutecznie zatykających psie nosy.
OdpowiedzUsuń2. Ciasteczka wątróbkowe jako pokarm stały dla wątrobowców wskazane nie są. Jednak jako przysmak (jedno ciasteczko 2x2 cm dziennie) zaszkodzić nie powinno.
3. Dla wątrobowców zalecany jest za to przysmak kurzęcy, o którym w jednym z najbliższych postów.
o! to ja czekam na kurzęcy, na pewno będzie przyjemniejszy dla ludzkiego nosa ;) Chociaż może dwa na raz zrobić...
OdpowiedzUsuńjako pokarm stały takie ciasteczka to ja wiem, że nie są :) (tylko pies takiej wiedzy nie przyswaja...)