Niedaleko, tuż
za miastem, odbyła się wystawa psów nierasowych. Jak się wieść o niej rozniosła
po wiatach, po się zrobił straszny hałas. No bo tu siedzą prawie same
nierasowe. Czyli – wystawa dla nich. Nie wiemy, czego się te psy obżarły, że
nagle wszystkim zachciało się wystawiać! Przecież tutaj co chwilę ktoś
przychodzi je oglądać, albo fotografować się z nimi, gwiazdy różne
przyjeżdżają, więc wystawianie się na pokaz to dla nich żadna atrakcja. A tu
masz! Brylować wśród nierasowców im się zachciało! A swoją drogą…
- Tyson, ty masz obcięte pazury!!
- Nie obcięte, tylko starte. Za długie już
były… Nieładne!
- Aaaa… Znaczy, ty na wystawę tak się
szykowałeś?
- Jaka tam wystawa! Jeszcze nie zgłupiałem!
Ale z długimi pazurami pisać niewygodnie!
- Cooo???
- No co się dziwisz? Jak już musze pisać…
- Tyson, ja ciebie nie poznaję!!
- Dobra, dobra, dyktuj o tej wystawie!...
Ostatecznie na
tę wystawę pojechała nieduża gromadka naszych psów. Nie wymieniam z imienia, bo
jeszcze o którymś zapomnę i się obrazi. Trzeba jednak przyznać, że prezentowały
się psiaki niezgorzej. Wszystkie łby do góry i ogony też. Wyczesane, niektóre
przystrojone w chusty! Nierasowe, ale z prezencją. I przynajmniej połowa z nich
to SMS-y. Bo stary pies też urok ma! Co z rzadka bo z rzadka, ale jest
doceniane.
Bo wyobraźcie
sobie, przed samą wystawą dom znalazł sobie Atom! Czarne, niepokaźne, co tu
dużo gadać, paskudztwo. Ma już ponad siedem lat, a w schronisku siedzi od
pięciu. Grzeczny, wesoły, zakochany w bezogoniastych i powolutku tracący
nadzieję, że wreszcie się komuś spodoba.
Nasi
bezogoniaści robili, co mogli, żeby wreszcie ktoś go adoptował. Jak wszystkie
SMS-y miał dostać wyprawkę: legowisko, obróżkę, smycz i zapas karmy, zwrot
kosztów leczenia i wizyty u psiego behawiorysty. W dodatku nowy właściciel
będzie go mógł na koszt schroniska zaprowadzić do salonu piękności dla psów, a
od organizatorów festiwalu „Quest Europe” dostanie wejściówki na finały tej
imprezy przez kilka najbliższych lat.
I co? I
nie było chętnych.
Aż wreszcie,
gdy nasze psy szykowały się do wystawy, przyjechała z niedalekiej miejscowości
młoda bezogoniasta. O wszystkich premiach za adoptowanie Atoma nie miała
pojęcia, ale wybrała właśnie tego biedaka. Dlaczego? Nasi zaraz zadali jej to
pytanie. A ona odpowiedziała, że pracuje z kalekimi bezogoniastymi, z dorosłymi
i dziećmi i wie, co to samotność i odrzucenie. I wie też, że takiemu psu jak
Atom należy się, choćby na stare lata, trochę ciepła i domu, by mu choć w
części wynagrodzić to, przez co przeszedł w życiu.
Wyprawkę Atoma
zapakowano do samochodu, on sam wskoczył na tylne siedzenie i odjechał.
Szczeknął parę razy na pożegnanie. A wszystkie psy… Ech, co tu dużo szczekać.
Ale miało być
o wystawie. No to odbyła się w sobotę. Nasze psiaki powsiadały do samochodów i
pojechały. Sześć godzin to wszystko trwało. Na terenie wystawy nasi
bezogoniaści postawili altankę, w której trzymali psie miski, wodę, żarcie,
smycze i takie tam rzeczy. A psy chodziły sobie z wolontariuszami, prezentowały
się i przyglądały innym psom. A tych innych było z pięćdziesiąt. I loteria
fantowa na rzecz schroniska była, i pokazy agality, i ratownictwa psiego, i
zabawy dla małych bezogoniastych…
A później
zaczęły się konkursy dla psów. Musiały pokazywać różne sztuczki, ale takie
raczej proste: siad, daj łapę, proś, leż…
No i
wyobraźcie sobie, w tych konkursach nasza Sierra dostała dwie nagrody!
A Gryzak
jedną!
No a na sam
koniec okazało się, że psią miss wystawy została nasza Unia!
Jak po
wystawie wrócili do schroniska i dowiedzieliśmy się wszystkiego, każdy
gratulował laureatom (szczerze albo mniej), zwłaszcza Unii. A ona, kiedy już
znalazła się we własnym kojcu, zaraz zaczęła kręcić się za ogonem, aż się jej
we łbie zakręciło i padła. Zwykle robi tak, gdy się nudzi, albo kiedy jest
wściekła. Ale wtedy to z radości tak.
I tak to
wyglądało. Szkoda, że niewielu bezogoniasty przyszło na tę wystawę. Może sto
pięćdziesiąt, może dwieście osób. Ale to pierwsza taka impreza. Na następnych
frekwencja będzie pewnie większa.
A
na drugi dzień było coś, co się nazywa „Sprzątanie Ziemi”. O 11.00 mieli
przyjść do schroniska wolontariusze i wszyscy chętni bezogoniaści z naszego
miasta, no i mieli zacząć sprzątać.
Zastanawialiśmy się po wiatach, jak to będzie wyglądało: wezmą miotły, węże z
wodą i zaczną zmiatać i szorować wszystko dookoła, jak to robią u nas w
kojcach? Trochę dużo tego… Na zakończenie miało być ognisko.
No to przyszła
wyznaczona pora i trzech wolontariuszy przyszło. Po pół godzinie jeszcze dwóch,
potem jeden, znowu troje… I tak było do końca, ktoś przychodził, ktoś
odchodził. I chyba sami tylko wolontariusze, bo innych, obcych bezogoniastych
nie zauważyliśmy… A ci, co przyszli, brali tylko takie duże worki – i w las.
Parę psów, które były w tym czasie na spacerze opowiadało potem, że maszerowali
lasem i zbierali – tu papier, tu butelkę, tu torbę foliową…
Takie tam
sprzątanie. Trochę nawet szkoda, bo jak pies spaceruje i wiatr uniesie mu
sprzed nosa jakiś papier, to można za nim skoczyć – na długość smyczy,
oczywiście. A butelkę plastikową można wziąć w paszczę i zgryźć, albo podrzucić
i pogonić za nią… Zawsze to jakaś zabawa. A teraz co? Nazbierali tych rzeczy
kilka dużych worów i potem je wywalili. Ech, tyle fajnych zabawek przepadło!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz