A nasza biblioteka im. Mieszańca Cygana
rośnie! Właśnie przybył jej kolejny tom, tym razem drugi tom scenariuszy
naszego serialu telewizyjnego: Zdarzyło się psu”. Wszystkie odcinki drugiego
sezonu, dotychczas rozsiane po blogu, teraz zebrane w jednym miejscu. Warto
mieć! Zapraszamy!
A teraz troszkę o psich biedach. Pisz,
Tyson…
Dobre dwa lata
temu, jesienią zdaje się, do schroniska nasi przywieźli Tinę. Jej bezogoniasty,
takie byle co, stoczył się zupełnie. A mieszkanie spłonęło. I on razem z suczką
mieszkali w tym pogorzelisku. Tylko że on łaził tam, gdzie dają to, od czego
bezogoniaści dostają krowich oczu, a Tina czekała. Trochę opiekowała się nią
sąsiadka. Tina zachorowała na uszy, więc ona próbowała ją jakoś leczyć, ale nie
dawała sobie rady. Suczka traciła apetyt, no więc ta bezogoniasta zadzwoniła do
schroniska i nasi pojechali. Mieszkanie nie było nawet zamknięte, a Tina
siedziała na łóżku, jedynym chyba miejscu, na którym nie było śmieci, sadzy i
potłuczonego szkła. Bała się trochę, ale nakłaniana przez tamtą sąsiadkę
wsiadła w końcu do samochodu i przyjechała do nas.
Duża,
postawna, czarna suka mająca już kilkanaście lat na karku. Jak się już odezwie,
czego nie robi często, to ją słychać! Ma głos! No i z charakterem zwierzak –
nie do wszystkich się przymila. Ale jak już kogoś zaakceptuje – to do rany
przyłóż. Tylko że na stare, duże i w dodatku czarne psy zapotrzebowania jakoś
nie ma. No więc siedzi. Jej dawny bezogoniasty nawet się nie pojawił.
A jakoś tak
rok temu zaczęła mocno chorować. Pewnego dnia szła sobie, na spacer chyba i
nagle siadła i znieruchomiała – ani kroku. Sapała tylko. Jakby ją ból
sparaliżował. Zaraz zrobiono jej badania i prześwietlenie wykazało, że ma
zwyrodnienie kręgosłupa z uciskiem na rdzeń.
Takiemu
schorzeniu zimno nie sprzyja. Na jakiś czas poszła do szpitalika, ale musiała
stamtąd wyjść, bo były inne zwierzaki, bardziej potrzebujące. A gdy obecnej
zimy chwyciły ostrze mrozy, nasi bezogoniaści przenieśli ją do kociarni, pod
dach, w ciepło. Tak się złożyło, że kotów ostatnio w schronisku niewiele, było
więc miejsce. Z tymi trzema czy czterema Tina dogadała się bez problemu.
Podłażą do niej, w oczy patrzą, wylegują się po sąsiedzku, a ona nic.
Niby wychodzi
na spacery, ale krótkie. Chce iść, ale nie może. Parę minut marszu – i pada.
Dostała zastrzyki sterydowe. Po nich jest jej lepiej. Ale czy na długo?
Niedawno
dostała psiego towarzysza. Znali się dobrze, bo sąsiadowali z sobą w pierwszej
wiacie – ich kojce prawie do siebie przylegały. To Gryzak, też już niemłody
pies. Niedługo minie osiem lat, jak trafił do schroniska. Dobre określenie –
trafił. Bo nie przywieziono go, ale sam przyszedł. I stał pod bramą, aż
bezogoniaści zaprosili go do środka. I został. I starzał się.
Jakiś czas
temu zachorował. Słaniał się, jak łaził, potykał. Szybko zrobiono badania i
okazało się, że miał zapalenie ucha, które tak się dziwnie rozwinęło, że
przeszkadzało mu w poruszaniu się. No więc i jemu w kuracji potrzebne było
ciepło i trafił do kociarni, do Tiny. I do kotów, oczywiście. One z Tiną były
już za pan brat, ale nowego przyjęły ostrożnie. Gdy Gryzak podszedł do jednego
z nich przywitać się, od razu dostał łapą w paszczę i to ustawiło psio-kocie
stosunki. Pełen szacunek i respekt wzajemny.
Później nie
było już żadnej brutalności a tolerancja. Żadnego szczekania, żadnego
miauczenia na siebie. I Gryzakowi zaczęło się polepszać. Dalej siedzi w
kociarni, chociaż tęskni do swego kojca, swojej budy i do Unii, z którą od
jakiegoś czasu mieszkał. Gdy więc zrobiło się cieplej, bezogoniaści zabrali
Gryzaka spomiędzy kotów i poprowadzili do kojca. Ależ była radość. Najpierw
burzliwe powitanie z Unią, a potem Gryzak zaszył się w swojej budzie i spał jak
nowonarodzony. A Unia cichutko kręciła się koło budy, nastawiała swoje wielkie,
czarne uszy i słuchała, jak Gryzak pochrapuje.
Tak jest już
od paru dni: Gryzak wieczory i noce spędza z Tiną między kotami, a dzionki – na
swoich śmieciach w kojcu. I jest szczęśliwy.
Unii też to
dobrze robi. Gdy Gryzak poszedł do kociarni, zrobiła się jeszcze bardziej
nerwowa niż zwykle. To młodziutka suczka, wystraszona, którą ktoś porzucił na
drodze pod miastem. Jeszcze zupełnym szczeniakiem wtedy była. Z psami w
schronisku dość szybko doszła do porozumienia, a Gryzaka-współlokatora polubiła
najbardziej. Gdy więc go zabrakło, nie czuła się najlepiej. Powrót kundelka do
kojca powitała z ulgą. I chociaż nie jest zadowolona, że wieczorami zostaje
sama, to przecież zrobiła się spokojniejsza.
Teraz
będzie jeszcze dzieło utalentowanej suczki-plastyczki o pseudonimie Ania
Witkowska. Bajka w rysunkach, znaczy. Pooglądajcie sobie na zdrowie!
To
pisze ja tajson. Sam pisze jak majka nie paczszy. Żem jej obiecał, że napisze
czszy posty za wontrupkowe ciasteczko. To żem napisał. Ale wiencej nie bende!
Nie chce! Zrupcie coś bo mie ona zamenczy! Ona jest gorsza nisz upiur jakiś! Mi
się już w głowie monci od tych literkuf! Pies jest do szczekania nie do
pisania! Jestem amstaf zembaty a nie kundel pisaty! Jak coś nie zrobicie, to ja
zwieje, na prawde zwieje… Auuu, wraca ta…
Tajson, ja cie proszę.. widziałam co robisz z drzewami, trochę intelektualnej zabawy nie zaszkodzi.
OdpowiedzUsuńTyson przeczytał (z trudnością) ten komentarz i skomentował: Intelekt nie jest do zabawy! Do zabawy są kości, gryzaki, patyki i piłeczki. A intelekt jest do ważnych spraw: jak wylizać miskę, żeby nic nie zostało, czy na bezogoniastego warknąć półgębkiem czy całym gębkiem i tym podobne ważności.
OdpowiedzUsuńA potem się obraził i wlazł do budy.