Oczami Bezdomnego Psa

środa, 29 czerwca 2011

Ale są jeszcze sprawy drobne… Do opisania w kilku zdaniach kawałki czyichś historii. Na wagę życia i śmierci, szczęścia i nieszczęścia. Kogoś przywieziono do schroniska. Ktoś z niego odszedł. Nasza codzienność tutaj. Obserwuję ją i piszę w wolnych chwilach[1].

No to parę takich historii.
 kliknij zdjęcie aby powiększyć


Hero to husky, roczniak, ale spory, jak na swój wiek. Trafił tutaj miesiąc temu z zagojoną raną na pysku, z wyrwanym kawałkiem chrapy. Albo jakiś bezogoniasty mu się przysłużył, albo wypadek miał – nie wiadomo. On sam też nie powiedział, co się stało. Siedział tylko i rozpaczał: wył, skarżył się, niemal bez przerwy. Niektóre psy nie potrafią przywyknąć do schroniska. Popadają w letarg albo stają się agresywne. Albo, tak jak Hero, lamentują dni i noce. Niektóre mają szczęście i ktoś je szybko zabiera. Ale większość zostaje na długo. Wtedy, najbardziej potrzebującym, najmniej przystosowanym albo przewlekle chorym, nasi bezogoniaści szukają domów zastępczych. Pies trafia do takiego domu na jakiś czas, póki nie znajdzie się ktoś, kto zechce go wziąć na stałe. Jest trochę takich domów w mieście i okolicach.

No i Hero trafił do takiego domu, gdzie były już starsze zwierzęta – stali lokatorzy – pies i sierściuch miauczący. Dla swych tymczasowych bezogoniastych okazał się Chodzącą Wdzięcznością, Nieskończoną Miłością, Wiernością bez Granic, Małym Pieskiem, Pluszową Zabawką Tylko Mnie Kochajcie i co tam jeszcze może zrobić pies, żeby domownicy go pokochali. Stał się cieniem gospodarzy. Za to gdy go zostawiali samego, wpadał w panikę: miotał się po pokoju, niszczył, co popadło, wygryzł spory kawał drewnianej framugi, byle się wydostać i odszukać swoich bezogoniastych.

Takie dochodziły do nas wieści i tylko czekaliśmy, kiedy Hero z powrotem trafi do schroniska. Ale nie! Ci bezogoniaści postanowili go zatrzymać. Jakoś sobie z nim poradzimy, stwierdzili, nauczymy, wychowamy i po jakimś czasie się uspokoi i przestanie szaleć. A do schroniska go nie oddamy. Przecież tam znów zacznie rozpaczać, a gdy trafi do nowego domu, sytuacja się powtórzy. A czy ci nowi ludzie to wytrzymają? A ile wytrzyma Hero? Nasze zwierzęta go zaakceptowały, on je też. A że pokój zdemolowany? No cóż, dom i tak w tym roku idzie do remontu…

I tak Hero poszedł do domu tymczasowego, a znalazł sobie stały. Udało mu się, smarkaczowi.

Wcześniej mieszkała tutaj Mika, nierasowa i niestara suczka po przejściach. Przerażała ją nasza obecność i ujadanie. Przerażała ją obecność bezogoniastych i wszelkie próby zbliżenia się do niej. Najczęściej siedziała w budzie i warczała na przechodzących. O spacerach nie mogło być nawet mowy. Tygodniami próbowali nasi bezogoniaści założyć jej obróżkę, jeszcze dłużej oswajali ją ze smyczą. A gdy wreszcie WYNIEŚLI ją poza teren schroniska, rozpłaszczyła się na ziemi i nie chciała się ruszyć. Z czasem było trochę lepiej, dłużej przebywała poza budą, nawet dawała się wyprowadzać na krótkie spacery, ale zawsze chętniej z nich wracała niż na nie szła. I dalej warczała na wszystko i wszystkich. Taki pies domu sobie nie znajdzie.

Wreszcie nasi bezogoniaści oddali ją do domu tymczasowego. To nie muszą być prywatne domki czy mieszkania. Może to być – jak w tym przypadku – hotel dla psów (takie miejsce, do którego trafiają czasowo zwierzęta, gdy ich bezogoniaści na przykład jadą na urlop). Było tam akurat tylko kilka psów, większy spokój. Jej kojec był oddalony od innych, tak że zwierząt prawie nie widziała. I mniej ludzi się kręciło. I tam Mika zaczęła dochodzić do siebie. Większość czasu przebywała poza budą. Ale od ludzi stroniła w dalszym ciągu.

Aż wreszcie zobaczyła ją tam jedna bezogoniasta. A Mika zobaczyła ją. I sama do niej podeszła. I dała się wziąć na spacer. I pogłaskać się dała. I tak dzień, drugi…

Do schroniska, oczywiście, już nie wróciła. W hoteliku też długo nie została. Ma dzisiaj swój własny dom. Chciałoby się rzec – trafił swój na swego. Ale dlaczego wybrała sobie akurat tę bezogoniastą? Ona się niczym nie wyróżniała, nie przynosiła Mice żadnych smakołyków, nie przymilała się jakoś szczególnie. Ot, zjawiła się – i obie przypadły sobie do gustu. Coś się musiało stać, coś musiało być, dla innych niezauważalny drobiazg, a dla Miki i jej bezogoniastej Wielkie Odkrycie na Całe Życie…

Drobne sprawy… Ale czasem nie na psią głowę…[2]




[1] Wiem, pamiętam, dawno już obiecałem, że opowiem, jak do tego doszło, że piszę, że laptop, że Internet i w ogóle. Ale jeszcze poczekajcie.


[2] …na inne zresztą też nie!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz