Oczami Bezdomnego Psa

czwartek, 10 listopada 2011

           Od paru dni masę czasu spędzam w wiacie numer 3. Siedzi tam Punia. Przerażona, że bardziej nie można. Domowa suczka, której zmarł pan. Od urodzenia miała dom, swojego bezogoniastego, spokój i bezpieczeństwo. I z dnia na dzień – koniec. I schronisko. Na razie wszystkie nasze wysiłki idą na marne, bo nie wychyla nosa z budy. Tak się boi, że nawet żarcie ją zbytnio nie kusi. Wyskakuje na moment, porywa coś w paszczę i smyrg, do budy! Siedzi z nami na razie drugi tydzień. I dobrze byłoby, gdyby jak najszybciej znalazła sobie nowy dom. Może znajdzie, bo urodę ma ciekawą jak rzadko. Przede wszystkim jest malutka. Za to uszy ma ogromne. Przód ma biały, nakrapiany, a tył rudawy – niecodzienne umaszczenie, nawet jak na krzyżówkę jamnika z niewiadomoczym! No i młoda jest – ma może ze dwa lata. To ona!

                                  
          Jest też Dragon, dwulatek. Tatusia miał rottweilera, a mamusię pewnie z owczarków. Trafił do nas dwa miesiące temu. Miło było spojrzeć na psa: duży, dobrze utrzymany. Rzucało się w oczy, że dopiero niedawno stracił własny dom. Uciekł? Wygnano go? Skoro do tej pory nikt się o niego nie dopytywał, to chyba raczej to drugie. Dragon nie chce gadać na ten temat, tylko siedzi i cierpi. Ze wstrętem kładzie się na piasku w kojcu i leży, zasłaniając pysk łapami. Ale długo nie wytrzymuje i zaszywa się w budzie. Szkoda zwierza… Ech, ile razy już to powtarzałam!...

                                             
            Są i inne nowe psy. Lepiej przystosowane. Na przykład Han, krzyżówka leonbergera z czymś jeszcze większym. Czarny, czy może raczej ciemnografitowy, podpalany. I wielki. A szczek jaki ma!... Dwa miesiące temu nasi bezogoniaści dostali o nim informację z odległej gminy: że lata od wsi do wsi, miejsca zagrzać nie może, bo wszyscy go gonią – boją się. No to nasi pojechali z interwencją. Pies robił wrażenie, ale to i wszystko. Bez problemu zgodził się na wyjazd do schroniska. Jakie to jednak strach ma wielkie oczy! Teraz siedzi z nami, zaprzyjaźniony już prawie z każdym psem i bezogoniastym. Pewnie te półtora roku, które dotychczas przeżył, spędził bez własnego kąta. Teraz ma, taki tymczasowy. Niechby sobie wreszcie znalazł taki na całe życie.

                                             
            Całkiem dobrze, o dziwo, radzi sobie w schronisku Borek. Kawał psiska, pół owczarek, pół leonberger o nietypowej żółtawej sierści. Ma dwa lata i dostał się tu z jednej z podmiejskich dzielnic. Ten bezogoniasty, co go przywiózł, szeroko opowiadał o Borku, a ja byłam akurat w biurze i słuchałam. No więc ten bezogoniasty miał lokatora, gdzieś z zagranicy, to znaczy z bardzo daleka. I ten lokator pewnego dnia przyniósł sobie szczeniaka, malutkiego Borka właśnie. Po dwóch latach niespodziewanie wyjechał do siebie. A Borek został. No i teraz jest w schronisku. Ale radzi sobie, wciąż jest wesoły, cieszy go każde spotkanie z bezogoniastymi. Nasi mówią, że dawno nie było tu tak miłego psa. Zgadzam się.

                                             
            Takich nowych psów jest jeszcze więcej. Wszystkie są miłe. Choć, co tu gadać, ze mną równać się nie mogą!

1 komentarz:

  1. Han jest piękny! Mogę tylko trzymać kciuki za niego, biedną Punię i resztę psiaków...

    OdpowiedzUsuń