Oczami Bezdomnego Psa

środa, 28 listopada 2012


Bycie chrzestnym zobowiązuje! O chrześniaka trzeba dbać, interesować się nim. Tak jest u bezogoniastych. I okazuje się… Zresztą, od początku!
Któregoś dnia przyszła do schroniska taka w średnim wieku bezogoniasta i przyprowadziła suczkę, która znalazła koło swojego domu, w jednej z gminnych wsi. Nasi nie lubią, gdy ktoś osobiście przyprowadza bezdomnego psa, wolą dostać zgłoszenie i sami po psa pojechać. Bo wiecie, jak to jest: ktoś rzeczywiście znalazł bezdomne zwierzę i dostarczył je do schroniska. Ślicznie! Ale wielu jest takich, którzy chcą się pozbyć własnego, domowego zwierzaka. I przyprowadzają takiego do schroniska, i mówią, że znaleźli… I rzadko udaje się im udowodnić, że jest inaczej…
No ale tym razem wszystko było w porządku. Władze gminy potwierdziły, ze suczka jest bezpańska i że będą opłacać jej pobyt w schronisku, póki nie znajdzie sobie nowego domu. Dostała u nas imię Aja.
            
A ta bezogoniasta, która suczkę przywiozła, jakoś przywiązała się do niej. Poczuła się za nią odpowiedzialna. I któregoś dnia patrzymy – przychodzi. Chciałabym tę suczkę, którą przywiozłam, wyprowadzić na spacer!... Proszę bardzo, czemu nie!… I bezogoniasta zaczęła przychodzić do Aji, wyprowadzać ją na spacery, czesać niekiedy… Bardzo się to nam wszystkim spodobało. Bo ze świecą szukać takich bezogoniastych!
Ale to jeszcze nie koniec. Niedawno ta bezogoniasta spytała, czy schronisku nie są potrzebne komputery. Bo w jej biurze kupiono nowe, a stare, całkiem dobre, stoją bezużyteczne. Pewnie! Nasi się ucieszyli, bo przydałyby się ze dwa komputery do domku wolontariuszy. Oni, wiecie, zamieszczają na stronie schroniska zdjęcia nowoprzybyłych zwierząt, robią te opisy psów i kotów. Do tej pory wszystko trzeba było robić w biurze, przy jednym komputerze, do którego wciąż była kolejka. Gdyby więc się trafiły dodatkowe urządzenia, byłoby łatwiej, wygodniej i sprawniej!
To ta bezogoniasta powiedziała, że pozałatwia konieczne zgody, przekazania, inne formalności, jakie tam są potrzebne i komputery trafią do nas![1]
To rozumiem!

Nieco później do schroniska przyszedł bezogoniasty w sile wieku, sympatyczny od pierwszego spojrzenia i tez przyprowadził psa, dużego, czarnego mieszańca. Znalezionego w mieście. Naszą główną bezogoniastą wtedy oświeciło! I mówi: przyprowadził pan psa, niech więc nada mu pan imię!
Bezogoniasty wyprostował się, rozejrzał dumnie, pomyślał i powiada: To niech będzie… Syriusz!
Mieliśmy już u nas Syriusza, pamiętacie? Taki po ciężkim wypadku, który cudem się wykaraskał i teraz mieszka z jedną naszą bezogoniastą i codziennie nas odwiedza. Dobra, niech będzie Syriusz!
           
I co powiecie? Po paru dniach bezogoniasty przyszedł Syriusza odwiedzić, dowiedzieć się, co z nim, zabrać na spacer. I w dodatku zaczął się zastanawiać, czy go nie adoptować. Bo ma firmę, informatyczną, zdaje się, i może przydałby się na podwórzu taki pies, co by jej trochę popilnował… Ale właściwie to bardziej dla ozdoby. I żeby mu się lepiej żyło…
Nasi bezogoniaści przytaknęli gorąco!

Z tym nadawaniem imion przez znalazców to chyba bardzo dobry pomysł.

            A teraz, na zakończenie, o kolejnym naszym starym mieszkańcu. O Gryzaku.
                      
            Tak naprawdę, to on nie jest taki stary, ma około ośmiu lat, a więc jest w sile wieku. Ale w schronisku żyje od dawna – od wiosny 2005 roku. Zwykle psy trafiają do nas z interwencji, nasi bezogoniaści je przywożą. Albo ktoś obcy, kto je gdzieś znalazł. Ale z Gryzakiem było inaczej. Przymaszerował do schroniska sam. I tak długo kręcił się pod bramą, aż bezogoniaści (nie ci nasi, wtedy w schronisku rządzili inni) zaprosili go do środka. Nikt się po niego nie zgłosił, więc został.
            Był wtedy młodziutki, czarny… Dzisiaj już mocno posiwiał na pysku, ale dalej jest wesoły, kontaktowy, kumpel zwierząt i dwunogów! Gdy go z jakąś suczką wypuścić na wybieg, to szaleje: skacze, biega, wydziera się, zachęca do gonitw!... A na spacerach interesuje go wszystko. I to tak bardzo, że niekiedy przestaje zwracać uwagę na bezogoniastego, z którym idzie. Trzeba wtedy głosem przywołać go do porządku, lekko pociągnąć za smycz – i uspokaja się. Przypomina sobie, że musi być wzorowym psem.

            Na zakończenie śliczna baśń w rysunkach suczki z ksywką Sławomir Sznajder (czemu męskie pseudo? Ach, ci artyści!)


 aby powiększyć kliknij na obrazek lub najlepiej otwórz w nowej zakładce


                       



[1] Tylko że ta bezogoniasta w swojej firmie nie jest najważniejsza. I kiedy tam przyszła i powiedziała, że dobrze byłoby przekazać nieużywane komputery schronisku – to one natychmiast stały się strrrasznie potrzebne w tej firmie. No i pewnie nic z tego nie będzie. Ale cóż – liczą się dobre chęci!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz