Czasem i mi coś skapnie nieoczekiwanego!
Do
schroniska przyszła para starszych bezogoniastych. Jeszcze niedawno mieli psa.
Ale ciężko zachorował na nerki i parę dni temu odszedł. Wtedy bezogoniaści
zabrali wszystko, co do niego należało: posłanie, koce, zabawki, zapas karmy,
lekarstwa – i przywieźli do nas. Łzy im się w oczach kręciły, jak to oddawali,
ale powiedzieli, że tutaj te rzeczy się przydadzą, a oni na razie nie chcą mieć
żadnego zwierzęcia. Rozumiem to…
No
i w ten sposób mam teraz w biurze nowe legowisko. Porządne, skórzane, z
zagłówkami… Szkoda, że w taki sposób, ale jestem pewna, że tamten pies, który
odszedł, byłby zadowolony…
Poleżałam
sobie trochę na nim, powierciłam się, żeby sprawdzić, czy wygodne – dobrze
jest. I wyszłam na dwór. Jesień pełną gębą, ale cieplutko dzisiaj. Łeb
zadarłam, bo właśnie przelatywał nad schroniskiem samolot, ciągnąc za sobą taką
długaśną smugę dymu. Samolot odleciał, a ta smuga została. Coraz szersza się robiła
i coraz rzadsza. Byłam ciekawa, kiedy całkiem zniknie, ale od tego siedzenia i
patrzenia w górę we łbie mi się zakręciło, więc dałam spokój.
Naprzeciwko
biura, po drugiej stronie drogi, jest letni kojec dla szczeniaków. A w nim
rośnie sobie wierzba. Zwisają z niej cienkie gałęzie pełne podługowatych liści.
Kręci się między nimi całe stado sikorek.
Zimą też tam
będą, jak co roku. A nasi bezogoniaści będą im wieszać na gałęziach kawałki
słoniny i czego tam jeszcze do zeżarcia… Rozwrzeszczały się na mój widok, więc
szczeknęłam do nich uspokajająco i poczłapałam między wiaty. Postanowiłam
odwiedzić jednego ze starych kumpli.
Błąkał się po
jednym ze starszych osiedli naszego miasta. Dość długo tam łaził i jakoś
próbował sobie radzić. Ale nie szło mu najlepiej. I coraz gorzej wyglądał…
Młody był, niedoświadczony i, co tu dużo gadać, niezaradny. Wreszcie ktoś
zadzwonił do schroniska i bezogoniaści pojechali go złapać. Złapali i tak
Skoczek trafił do nas. To było na początku jesieni 2005 roku.
To taki
średniego wzrostu czarny mieszaniec. Dołem białawy, czy raczej już siwy. Ma
teraz mniej więcej osiem lat. Znamy go tu jako psotnika i kawalarza. Ale tylko
przed niektórymi psami się tak otwiera i kumpluje z nimi. Od większości
mieszkańców schroniska woli się trzymać na dystans. Bezogoniastych lubi, ale –
w wyborze. Nie z każdym się spoufala. Za to jak już kogoś polubi, to jest dla
niego wzorem psa: spokojny, zdyscyplinowany, rozumny. Najbardziej, oczywiście,
lubi Ritę, bo z nią mieszka w kojcu. Bardzo dobrana z nich para.
Poszczekałam
ze Skoczkiem, poplotkowałam z Ritą i z powrotem do siebie. Nie ma co za długo
kręcić się po dworze. Niby ciepło, ale ta jesienna pogoda jest zdradliwa –
wilgoć czai się w powietrzu. Lepiej nie ryzykować, znów mnie stawy rozbolą… Jeszcze
popatrzyłam na te ptaszki… Ojej, a może to nie sikorki?...
Kto się zna na
ptakach?... E tam, nieważne!
A w biurze
akurat była rodzina bezogoniastych: mama, tata i córka. Przyszli po jakiegoś
kota. I upatrzyli sobie Kajana.
Młodziutki
Kocurek trafił do nas jakiś miesiąc temu. Znaleziono go na jednym z miejskich
osiedli. Mieszkał sobie w murowanym śmietniku. Tam też szukał sobie żarcia. Jak
go przywieźli, to pachniał tak, jak to miejsce, w którym mieszkał. I był tak
samo czysty.
Ale
teraz wygląda już jak należy. I zachowuje się, jak przystało na młodego
sierściucha. Gdy go ci bezogoniaści zabierali, minę miał nietęgą, ale mruknęłam
do niego, żeby się nie przejmował, że będzie miał dobrze – wreszcie na swoim.
Tak
jakoś jest, że te małe mlekopije mi wierzą, więc i kajan uspokoił się i nawet
raz i drugi machnął mi łapką, kiedy go bezogoniaści nieśli do samochodu…
Potem
był już wieczór i bezogoniaści zaczęli się rozchodzić do domów. A ja do
komputera.
Rozwija nam
się opowieść o wielkiej historii psiej rasy. Doszliśmy do momentu, kiedy dziki
pies ulitował się nad gołym, ograniczonym bezogoniastym i dał się oswoić, żeby
pomagać mu w łowach i strzec tej pożałowania godnej istoty. I co dalej?
aby powiększyć kliknij na obrazek lub najlepiej otwórz w nowej zakładce
Maja ma wspaniałe posłanie! Nie mogę się napatrzeć :)
OdpowiedzUsuńA ja się nie mogę należeć!...
OdpowiedzUsuń